Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

poniedziałek, 30 grudnia 2013

#73 Niall Halloween cz.4 (zakończenie)



Z dedykacją dla: kotek


Obudziły mnie strugi światła wpadające do szałasu przez cienkie szczeliny. Gdy się odwróciłam, spostrzegłam , że Nialla nie ma obok mnie. Trochę zaniepokojona wstałam i wyszłam na zewnątrz w poszukiwaniu blondyna. Chłopak zaś stał kilka kroków ode mnie a w dłoniach trzymał puszki z gotowymi daniami. Skąd on do cholery je wytrzasnął na tym pustkowiu?! 
-Moja księżniczka już wstała- uśmiechnął się uroczo , zmniejszył dzielącą nas odległość i dał mi czułego buziaka w policzek- klopsiki w sosie pomidorowym czy makaron z warzywami?- wyciągnął dłonie z dwiema puszkami.
-Skąd masz to jedzenie?- zapytałam. 
W duchu szczerze się ucieszyłam, bowiem już od dawna nic nie jadłam.
-Powiem ci, ale musisz obiecać, że nie będziesz zła- zaczął Horan. 
Pokiwałam głową, lecz trochę zaniepokoiły mnie słowa chłopaka.
-Już dawno niczego nie jedliśmy i wiedziałem, że w końcu muszę znaleźć jakieś jedzenie , więc gdy spałaś, pobiegłem do tego domu, w którym wcześniej 
byliśmy. Znalazłem tam w szafce kilka takich puszek i od razu do ciebie wróciłem.

-Zostawiłeś mnie tu samą?!-powiedziałam z oburzeniem.
-Nie miałem wyjścia. Nie chciałaś wrócić się ze mną do tego domu , a gdybym tam nie poszedł, kolejny dzień nie mielibyśmy nic do jedzenia- tłumaczył się Niall.
Przyznałam mu rację, jednak zostawianie mnie samej w tym miejscu nie było najlepszym posiłkiem. Wzięłam od niego puszkę z makaronem i warzywami i zabrałam się do jedzenia. Jeszcze nic nigdy nie smakowało mi tak, jak ten zeschnięty makaron z podejrzanie wyglądającymi 'warzywami', na pewno dlatego , że byłam straszliwie głodna. Niall również zabrał się za swoje klopsiki jak wygłodniałe zwierzę. Po kilku minutach jego puszka była już całkowicie pusta.
-[T.I.], teraz , jak już coś zjedliśmy, nie możemy marnować czasu i musimy zacząć szukać jakiejś drogi, domu , znaku życia. Jak zrobi się ciemno , nie będziemy mogli już szukać-powiedział opanowany chłopak. Momentalnie się zgodziłam i po chwili wyruszyliśmy na poszukiwania. Sypałam za nami rozkruszonymi gałązkami, aby nie zgubić drogi powrotnej. Minęły już trzy godziny , a w zasięgu naszego wzroku nie było widać nic innego, tylko lasy. Zrezygnowani opadliśmy na wilgotną trawę. Wtuliłam się w spocone ciało Nialla , a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Wytarłam ją szybko, aby blondyn nie zdążył jej zauważyć. Podniosłam głowę, spojrzałam na jego piękne niebieskie oczy, na jego delikatnie zarysowane , malinowe usta, na jego kremową, aksamitną skórę, pogładziłam dłonią jego jasne i gładkie włosy i żałowałam, że nie spotkaliśmy się w jakimś normalnym miejscu , tylko w popieprzonym hotelu niczym z horroru. Nagle usłuszeliśmy warkot silnika. Zerwaliśmy się na nogi i spojrzeliśmy na siebie z nadzieją. Zaczęliśmy biec ile sił w nogach do miejsca, z którego dochodził ten dźwięk.
-Pomocy!- krzyczęliśmy najgłośniej jak tylko umieliśmy. 
-[T.I.]? Niall? - nagle usłszałam głos mojej przyjaciółki. Myślałam, że to jakieś halucynacje, ale Niall zaczął krzyczeć, że to my. Nagle zza drzew wyjechał czerwony , niewielki samochód, a w nim siedzieli [I.T.P.] i Louis. Spojrzałam na Horana wielkimi oczami, lecz on również nic
z tego nie rozumiał.
-Wsiadajcie- zawołał Lou, a my posłusznie wykonaliśmy jego polecenie. 
-O co w tym wszystkim chodzi? Skąd macie samochód?- zaczął zszokowany Niall.
-Znaleźliśmy drogę, tam zaś zabraliśmy się z jakąś kobietą to najbliższego miasta. Tam wypłaciłem pieniądze z banku i zatrzymaliśmy się w hotelu. Dzisiaj rano wypożyczyliśmy samochód i wróciliśmy tu, żeby was szukać. I oto jesteście- skończył swą opowieść  a ja z całych sił przytuliłam się do przyjaciółki.
-Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę-wyszeptałam roztrzęsiona. Louis i Niall również nie szczędzili sobie czułości.
-Swoją drogą, [T.I.], muszę ci coś powiedzieć- zaczęła z tajemniczym uśmieszkiem na ustach.
-Ja tobie też-odparłam.
-Ja i Louis jesteśmy razem!
-Ja i Niall jesteśmy razem!
Wyznałyśmy równocześnie i wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem.
-Widzisz ,może dobrze, że to wszystko się stało. W końcu znalazłyśmy tych odpowiednich chłopaków- zaśmiała się dziewczyna , a ja ze wzruszeniem spojrzałam się na Nialla. Tak. To był ten odpowiedni chłopak. Nie miałam co do tego najmniejszych wątpliwości.

HazzGirl
Hej kochane ! Nie zawiodłam was zakończeniem Nialla? Podoba się wam ? :-) Wyrażajcie swoje opinie w komentarzach , to dla mnie naprawdę wiele znaczy ! :*
Mam nadzieję, że Święta minęły wam tak, jak sobie to wymarzyliście i życzę wam wspaniałej zabawy w sylwestrową noc i oczywiście szczęśliwego nowego roku. Dziękuję za wszystko , wasza HazzGirl. 

czwartek, 26 grudnia 2013

#72 Zayn



-Jutro Wigilia- oznajmiłam ciepło, wtulając się w bok męża.
Kochałam Zayna. Nie zamieniłabym go na nikogo innego, ale czasami było mi smutno, że nie możemy w normalny sposób obchodzić Świąt Bożego Narodzenia. Brakowało mi tradycyjnej wieczerzy przy stole, śpiewania kolęd, dzielenia się opłatkiem, jednym słowem tęskniłam za chrześcijańskimi obchodami tego święta. Malik wprawdzie zawsze otwarty był na moje propozycje, zgadzał się na każde zachcianki, ale nie chciałam żeby ze względu na mnie zmieniał swoje przyzwyczajenia.
    - Wiem, misiu- zamruczał leniwie tuż przy moim uchu, a następnie delikatnie przygryzł jego płatek. Co powiesz na...- zaczął i powoli zdjął jedno i drugie ramiączko od mojej pidżamy. Jego usta zaczęły krążyć wzdłuż dobrze sobie znanej ścieżki. Najpierw czoło, oczy, czubek nosa. Potem chwila przerwy, by przejść do kącików warg, aż w końcu zejść do szyi i złożyć ostatnie zachłanne pocałunki w okolicach piersi. Tak, cały Malik i jego pomysły.
    - Kochanie, nie dzisiaj- powiedziałam i pocałowałam go w ramach przeprosin.
    - Nic się nie stało- oświadczył pogodnie i mocno objął mnie w pasie.
    - Zayn, chodźmy już spać. Jestem zmęczona. Jasmine nie dawała mi dzisiaj spokoju. Miałam z nią urwanie głowy. Najpierw musiałyśmy ubrać choinkę, pójść na zakupy... Naprawdę to był ciężki dzień- opadłam głową na jego ramię.
    - W takim razie idziemy- zadecydował i nim zdążyłam wstać, poczułam jak chłopak podnosi mnie.- Zayn, co robisz?- zapytałam zaciekawiona.
    - Niosę moją królewnę do łóżka- zaśmiał się i cmoknął mnie w usta. Nie opierałam się, marzyłam tylko o tym, żeby pójść spać.
    - Dziękuję-powiedziałam, ziewając delikatnie.
    - Za co?- zdziwił się.
    - Za to, że jesteś. Za nasze małżeństwo. Kocham Cię- wyszeptałam i przytuliłam się do niego.
    - Ja Ciebie też kocham. Miłych snów...
    Zdążyłam przewrócić się na drugi bok i poprawić poduszkę, gdy usłyszałam dziwny szmer i czyjeś kroki. W końcu drzwi do naszej sypialni otworzyły się z hukiem,a do pokoju, wbiegła nasza mała córeczka.
    - Mamo opowiedz mi bajkę!- poprosiła i wskoczyła do łóżka...
    - Kochanie, a czy tatuś może dzisiaj opowiedzieć Ci bajeczkę?- zapytałam, licząc że mała, zgodzi się. Popatrzyłam w stronę męża, który szeroko uśmiechnął się i wziął Jasmine w ramiona.
    - Tak- zawołała.- Mogę tę co wczoraj, opowiadała mi mama?- zapytała i objęła rączkami jego szyję. Kochałam na nich patrzeć. Zayn, naprawdę umiał zajmować się dziećmi. Miał z nią świetny kontakt. Czasami wydawało mi się, że Jas woli Mulata...
    - Nie wiem, co wczoraj opowiadała Ci mama- stwierdził i cmoknął małą w usta.
    - O Mikołaju, jego saniach... To była piękna bajka- oświadczyła z przejęciem.
    - Dobrze, w takim razie będzie Mikołaj- powiedział i zaczął swoją opowieść.
    Płatki śniegu w leniwym tempie zlatywały z nieba. Od paru dni Londyn swoją niewinną bielą zapowiadał nadejście świąt, ale nie byle jakich, Świąt Bożego Narodzenia. Pojedyncze płatki swą delikatną, puchową koronką starały się okryć ponure budynki i jasno świecące latarnie. Niektórzy przystawali na moment by choć na chwilę poddać się świątecznej aurze i przyjrzeć się puszystej pierzynce, która niestety powoli, oddawała centymetr po centymetrze swojego ,,ciała”.
    Wokoło panowało poruszenie. Wszyscy spieszyli się do domów, objuczeni masą prezentów. Gwiazdka- widać było, że każdy myślał już tylko o tym.
    - A dostanę jakiś prezent?- zapytała zaciekawiona dziewczynka, przerywając Zaynowi opowiadanie.
    - A byłaś grzeczna?- chłopak zaśmiał się.
    - Tak- zawołała oburzona.
    - W takim razie dostaniesz- odpowiedział Mulat i kontynuował bajkę.
    Tak, wszyscy myśleli o zbliżającym się wieczorze. Jednak kilkaset tysięcy kilometrów od Londynu. Za górami, za lasami, na niewielkim wzgórzu, tam gdzie wiecznie hula śnieżna zadymka,znajdowała się nieduża, ale za to przytulna chatka, w której schronienie znalazło dwoje starszych ludzi i ich jedyny syn. Za domem, w swoim warsztacie pracował znany przez wszystkich Pan. Pan, który co roku o tej samej porze, uwijał się jak tylko mógł, by zdążyć na czas. Czytał każdy, wykonany z precyzją list, jaki dostał od najmniejszych mieszkańców tej planety. Co róż dopisywał do swojej olbrzymiej księgi imię, nazwisko i adres malucha, który prosił o świąteczny podarek.
    Na szczęście Mikołaj nie pracował sam. Pomagała mu gromadka skrzatów, która chyżo uwijała się z wykonywaniem, a następnie pakowaniem i przenoszeniem zabawek do sań. Sanie również były niezwykłe, ciągnęły je bowiem przyjazne Mikołajowi renifery, które z szybkością przemierzały świat.
    W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień. Mikołaj i jego syn, skoro świt wyruszyli z domu w długą podróż dookoła świata. Mieli kilkadziesiąt milionów domów, do których musieli zawitać przed świtem...
    - Kochanie, Jasmine już zasnęła. Możesz skończyć już opowiadać- powiedziałam, gdy nasza córeczka zaczęła delikatnie pochrapywać.
    - Wiem, ale wciągnąłem się w tę bajkę- zaśmiał się chłopak.
    - Zauważyłam- wyszeptałam, przytulając się do mojej rodziny.
    - Jak chcesz to też mogę opowiedzieć Ci bajkę, tylko w wersji dla dorosłych.
    - Może nie dzisiaj- zaśmiałam się i po raz ostatni tego dnia złączyliśmy nasze usta w czułym pocałunku...
    All I need for Christmas is you...
                                                                                                   MissPotatoe
    Hej Laski! :* Jak tam święta? Przejedzone, szczęśliwe, obdarowane prezentami? Mam nadzieję, że tak :)) To już ostatni imagin z serii świątecznej, obiecuję xx Chyba, że same będziecie chciały kontynuację tego opowiadanka. Z góry mówię, że to był mój sen, zresztą jak każdy imagin na tym blogu i nie mogłam się powstrzymać by go nie przenieść na ,,papier" ;)  Całusy! :* Do następnego  <3
    PS Dobijemy jeszcze w tym roku do 90 tys. ? Byłoby nam miło :3

wtorek, 24 grudnia 2013

KONKURS: MIEJSCE 1

                I w tym oto magicznym, świątecznym klimacie dodajemy ostatni już imagin konkursowy! :* Jeszcze niedawno odliczałyśmy dni do świąt, a teraz już Wigilia :) Nie będziemy przedłużać :0 Radosnych świąt w gronie rodziny!
PS Wszystkiego najlepszego LOUIS!!!
A oto zwyciężczyni naszego małego konkursu! GRATULUJEMY SERDECZNIE  FOREVERDIRECTIONERS <3




Właśnie otworzyły się przede mną potężne drzwi do centrum handlowego. Byłam taka szczęśliwa, w końcu jest zima! Jako mała dziewczynka zawsze z niecierpliwością czekałam na Boże Narodzenie, teraz nic się nie zmieniło (oprócz tego, że obecnie mam 19 lat).Święta zamierzałam spędzić u rodziny, zawsze to były dni, w których wszyscy razem się spotykali - może dlatego tak uwielbiam ten czas. W tym roku zaszły jednak pewne zmiany, a mianowicie od pół roku mieszkam i pracuje w Londynie. Od pierwszych dni pokochałam to miasto, doskonale czuję się w tym miejscu. Wigilię zamierzam jednak spędzić w miejscowości niedaleko Londynu, w Swindon. To właśnie tam się wychowałam i mieszkałam do ukończenia pełnoletności. Nareszcie mogłam przejść do jednego z corocznych rytuałów, czyli do kupowania prezentów.
Miałam dość sporą rodzinę, dlatego musiałam porządnie się nabiegać po galerii, ale dla mnie była to sama przyjemność. Obładowana reklamówkami wyszłam ze sklepu i ruszyłam w stronę samochodu. Na moje włosy zaczęły spadać spore, różnokształtne płatki śniegu.
Z początku ten fakt bardzo mnie ucieszył, nie wyobrażam sobie świąt bez śniegu. Po chwili zastanowienia, stwierdziłam jednak, że wolałabym jechać do rodziców w dobrych warunkach. Niestety z przykrością muszę to przyznać, ale nie jestem zbyt dobrym kierowcą. Po chwili byłam już przy moim małym, czerwonym garbusku. Z trudem umieściłam zakupy w samochodzie. Nie czułam się zbyt dobrze, wiatr przybierał na sile i było coraz zimniej. Na szczęście droga nie zajęła mi zbyt wiele czasu. Niecałe 15 minut później byłam już na mniej ruchliwej ulicy stolicy, a mianowicie przed moim malutkim mieszkankiem.
(Następnego dnia rano)
Usłyszałam dźwięk mojego budzika. Nienawidziłam rano wstawać, mimo tego, dziś z wielką przyjemnością zeszłam z łóżka i udałam się do łazienki. no tak na zegarku ujrzałam rząd cyferek 11:30. Umyłam się i spojrzałam w lusterko. Muszę dziś nad sobą trochę popracować-zamyśliłam się. 24 grudnia nic jednak nie mogło zepsuć mojego wyśmienitego humoru. Makijaż postanowiłam zrobić trochę później. Burczenie brzucha właśnie dawało o sobie znać. W pośpiechu przygotowałam sobie dwie kanapki i równie szybko je zjadłam. Udałam się do sypialni i otworzyłam ogromną szafę. Długo się nie zastanawiałam, więc po chwili miałam na sobie niedawno zakupione ubrania. Postawiłam na wygodę i ciepło. Pozostało mi
wykonać jedynie makijaż, z tym też poszło mi dość szybko.
Na zegarze widniała godzina 14:00.Miałam jeszcze chwilę czasu do wyjazdu, więc włączyłam radio. Lubiłam słuchać kolęd, jednak gdy dotarły do mnie pierwsze dźwięki, okazały się być one komunikatem:
Drodzy mieszkańcy Londynu i okolic prosimy nie opuszczać swoich mieszkać, gdyż panują złe warunki atmosferyczne. Jeżeli jednak musicie opuszczać swoje domy, prosimy zachować szczególną ostrożność
Chwilę później usłyszałam rytmiczne dźwięki świątecznych pieśni. Ale to co usłyszałam wytrąciło mnie z równowagi. Z nadzieją spojrzałam przez okno, moje przypuszczenia się jednak spełniły. Na zewnątrz można było dostrzec jedynie szare smugi, które okazały się być padającym śniegiem. Założyłam kurtkę i wyszłam na dwór, zimny podmuch wiatru potwierdził moje obawy - Nie pojadę do rodziców. Tak jak już wspominałam nie jestem dobrym kierowcą, a nawet gdybym była bałabym się jeździć w takich warunkach. Ze smutkiem i żalem powróciłam do ciepłego pomieszczenia. Miałam ochotę płakać. Właśnie zdałam sobie sprawę, że to będą moje pierwsze, samotnie spędzone święta. Wzięłam do ręki komórkę i wybrałam numer mojej mamy. Po kilku minutach rozmowy rozłączyłam się. Rodzicielka uznała moją decyzję za słuszną, złożyła życzenia i pozdrowiła.
Nie miałam pojęcia co teraz zrobić. Nie miałam ochoty oglądać beznadziejnych, starych filmów. Chciałam po prostu pobyć trochę czasu w gronie rodziny. Widocznie okazało się to być za wiele. Moja lodówka świeciła pustkami. Umiem gotować, ale postanowiliśmy, że mama się wszystkim zajmie. Jedyny pomysł na jaki wpadłam to siedzenie przed oknem i wpatrywanie się na przechodniów, których z każdą chwila było coraz mniej. Zrobiłam więc sobie kakao i usiadłam na dużym parapecie, który był przykryty materacem. Z zamyśleniem patrzyłam na ludzi, którzy się spieszyli. Muszę przyznać, że wyglądali dość śmiesznie ślizgając się i potykając na pokrytym lodem chodniku.
Opady śniegu nasiliły się, a wiatr wiał coraz mocniej. W domu słyszałam silne podmuchy wiatru, a na samą myśl o wyjściu na zewnątrz dostawałam dreszczy. Przytuliłam się do kaloryfera, przymknęłam oczy i poczułam się odrobinę lepiej. Po chwili moje powieki ponownie się otworzyły. Moim oczom ukazał się wpatrujący się we mnie chłopak, był młody, pewnie w moim wieku. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Przestraszyłam się.
Zazwyczaj to ja patrzyłam na innych ludzi, a oni albo mnie nie zauważali, albo nie zwracali na mnie uwagi. Teraz było jednak inaczej. Brunet nadal uporczywie mi się przyglądał, by po chwili się uśmiechnąć. Muszę przyznać, że jego twarz w tym geście wyglądała naprawdę uroczo. Mimo ciemności jakie panowały na dworze, dostrzegłam oświetlone przez latarnię, dwa słodkie dołeczki w policzkach. Uznałam, że nic się nie stanie gdy ja również się do niego uśmiechnę. Chłopaka to widocznie zachęciło, bo zaczął robić głupie miny i się wygłupiać. Był naprawdę zabawny, dzięki niemu po raz pierwszy od czasu gdy tu usiadłam poczułam się naprawdę wyśmienicie. Po chwili, gdy wykonywał kolejne bezsensowne sztuczki naglę upadł. Ja natychmiast poderwałam się z miejsca i spojrzałam na ulicę. Leżał na niej uśmiechnięty chłopak. On był niemożliwy, przewrócił się, mógł sobie coś zrobić, a uśmiech nie schodził z jego ślicznej twarzy.
Moment później loczek ponownie stał przed moim oknem. Gestem pokazał, że chciałby wejść do środka. Wiedziałam, że zaraz zachowam się nieodpowiedzialnie, ale coś mi mówiło, że mogę mu zaufać. Szybkim krokiem podeszłam do drzwi i je uchyliłam. Ruchem ręki zaprosiłam go do środka.
Pierwsze co usłyszałam od bruneta, gdy przekroczył próg mojego domu, były słowa:
-Jesteś bardzo nierozsądna, wpuszczasz obcych ludzi do swojego domu.-spojrzałam na niego przerażona.-Nie bój się nic ci nie zrobię.-uśmiechnął się do mnie ciepło.
Odzyskałam pewność siebie i odpowiedziałam mu:
-Sam chciałeś wejść, a poza tym jestem miła i nie chcę, żeby ktoś wygłupiając się przed moim oknem upadł, złamał nogę i zamarł. A potem ewentualnie umarł.-Posłałam mu zwycięski uśmiech, który natychmiast odwzajemnił.-Proszę wejdź dalej, skoro już tu jesteś to nie będziemy stali w przedpokoju.
Chłopak zdjął kurtkę i ruszył za mną. Usiadł na moim poprzednim miejscu i mi się przyglądał.
-Chcesz coś do picia? Może kakao?-zapytałam.
-Chętnie.-usłyszałam odpowiedź na moje pytanie.-A tak w ogóle to nazywam się Harry. Harry Styles.
-Ja jestem [T.I]-ponownie się do siebie uśmiechnęliśmy.
Podałam mojemu towarzyszowi gorący napój i usiadłam obok niego.
-Co się stało, że taka piękna dziewczyna jak ty samotnie spędza święta?
-Mogę cię zapytać o to samo.-odpowiedziałam.
-Ach tak, to w skrócie miałem je spędzić z moją dziewczyną, ale dwa dni temu ze mną zerwała.-na twarzy bruneta pojawił się grymas, który zapewne miał być uśmiechem.
-Przykro mi, przepraszam nie wiedziałam.-poczułam się niezręcznie.
-To nic, nie wiedziałaś, a z resztą ten związek nie miał przyszłości. No ale nie mówmy o tym, teraz ty się tłumacz.-ukazał mi szereg śnieżno-białych zębów.
-Ja miałam jechać do rodziców, ale złe warunki na to nie pozwoliły...
-A twój chłopa...
-Nie mam chłopaka.-nie pozwoliłam dokończyć Harremu.
W jego oczach pojawiła się ulga, a ja dopiero wtedy dostrzegłam, że jego tęczówki mają kolor zielony. Mój ulubiony kolor.
(Oczami Harrego)
Rozmawialiśmy tak jeszcze kilkadziesiąt minut. Widziałem, że dziewczyna jest już zmęczona, ale naprawdę nie miałem ochoty stamtąd wychodzić. Świetnie mi się z nią rozmawiało, była zabawna i czarująca. Nagle poczułem jej głowę na ramieniu. No tak, zasnęła. Wyglądała na prawdę słodko. Nie miałem pojęcia co zrobić. Siedziałem więc i przyglądałem się jej delikatnej twarzy. Nie wiem o czym śniła, ale z jaj twarzy nie schodził uroczy uśmiech. Po kilku minutach i mnie zmorzył sen, od teraz razem przenieśliśmy się do krainy Morfeusza.
Nagle się przebudziłem, spojrzałem na zegar na ścianie, była druga w nocy. Uznałem, że nie ma sensu teraz wychodzić, tym bardziej, że nie chciałem, żeby nasza znajomość się tak szybko zakończyła...Chciałem pójść do łazienki, ale nie wiedziałem gdzie jest. Nie zamierzałem budzić [T.I], aby ją o to zapytać. Dlatego postanowiłem, że sam poszukam tego
pomieszczenia. Wstałem jak najdelikatniej, aby nie zbudzić ze snu dziewczyny. I udałem się w poszukiwaniu toalety. Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu, bo mieszkanie nie jest zbyt duże. Gdy wychodziłem z łazienki usłyszałem ciche kroki, następnie oślepiło mnie zapalane światło. Potem ujrzałem ją. Była przerażona, w ręku trzymała nóż, jej włosy były w nieładzie. Przestraszyłem ją. Powoli do niej podszedłem, troszkę się uspokoiła, widocznie zrozumiała, że nie ma czego się obawiać. Objąłem ją mocno ramieniem. Jej ciało jeszcze drżało.
-Spokojnie, to tylko ja.-próbowałem ją uspokoić.- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć.-wyjaśniłem i pocałowałem ją w czoło.
[T.I] przytuliła mnie jeszcze mocniej. Trwaliśmy tak jeszcze kilka minut. Potem poszliśmy spać. Ona w sypialni, a ja w salonie.
(Następnego dnia rano)
|Twoimi oczami|
Dziś bez problemu obudziłam się wcześniej. Gdy weszłam do salonu moim oczom ukazał się chłopak, z którym spędziłam wigilię. Podczas snu wyglądał tak bezbronnie... Postanowiłam zrobić mu zdjęcie, wyjęłam telefon i zrobiłam to co postanowiłam. Następnie zabrałam się za zrobienie śniadania, a właściwie ukroiłam kawałek kupionego ciasta i ruszyłam w stronę chłopaka. Obudziłam Harrego lekkim szturchnięciem, początkowo był zdziwiony, ale szybko posłał mi serdeczny uśmiech. Zauważyłam, że jest głodny. No tak wczoraj nie dałam mu nic do jedzenia...
-Może dziś wybierzemy się do twoich rodziców?-ciszę pierwszy przerwał Styles.
-Wiesz, chętnie bym ich odwiedziła, ale...
-Ale co? Pogoda znacznie się już polepszyła.
-...
-Już wiem, nie chcesz tam jechać ze mną?-spytał.
-Nie!-szybko zaprzeczyłam, może trochę za szybko-To nie o to chodzi...
-A więc o co?-ponownie zapytał.
-Nie, nie lubię jeździć w zimę, boje się...-dodałam cicho.
-Ach, to o to chodzi.-na jego twarzy pojawiła się ulga-To żaden problem, ja mogę kierować.
-Naprawdę?-zapytałam-Byłoby super.
Rzuciłam się mu na szyję. Nasze spojrzenia się spotkały. Patrzyliśmy tak sobie w oczy, gdy Harry delikatnie musnął moje usta. Natychmiast oboje zmieszani od siebie odskoczyliśmy.
-To może ja się przebiorę.-powiedziałam zawstydzona i jak się domyślam z rumieńcem na twarzy.
-Tak, myślę, że to dobry pomysł.-tym razem to Harry był skrępowany.
Szybko udałam się do sypialni. Dotknęłam swoich ust i mimowolnie się uśmiechnęłam.Tym razem długo zastanawiałam się nad wyborem stroju, aż w końcu zdecydowałam się na to:
Powoli zeszłam na dół i powiedziałam:
-Jestem gotowa.
-Ślicznie wyglądasz.-usłyszałam głos chłopaka.
-Dziękuję.-powiedziałam.
Udaliśmy się w kierunku mojego samochodu. Podróż była spokojna, Harry był skupiony na prowadzeniu pojazdu, a ja nie chciałam mu przeszkadzać. Słuchaliśmy więc kolęd. Czasami któreś z nas nuciło sobie tekst. Pod koniec podróży już oboje bez skrępowania pokazywaliśmy swoje ,,wokalne talenty''.
Moi rodzice oczywiście bardzo się zdziwili moją wizyta, ponieważ ich nie uprzedziłam, że przyjadę. Bardzo się jednak ucieszyli. Podczas przywitania wszyscy uznali Stylesa za mojego chłopaka. Starałam się im to wytłumaczyć, ale oni wiedzieli lepiej. Dopiero w Swindon poczułam prawdziwą, świąteczną atmosferę, no a Harry w końcu zjadł coś porządnego. Po posiłku udaliśmy się na spacer. Nie było już tak zimno, jedynym co mogło przeszkadzać, był lekko prószący śnieg. Gdy odeszliśmy już trochę od mojego rodzinnego domu, chłopak nagle się zatrzymał. Spojrzał na mnie jeszcze raz i powiedział:
-Zaryzykuję jeszcze raz.-po czym ponownie złożył na moich ustach słodki pocałunek, który ja teraz oddałam. Czułam jak brunet się uśmiecha...

Jeszcze raz dziękujemy każdej z osobna, która poświęciła czas by napisać imagina ;) Nie zniechęcajcie się jeżeli teraz nie zająłyście czołowych pozycji. Na pewno w przyszłości zorganizujemy jeszcze wiele konkursów, w których będziecie mogły się wykazać. Dzięki za duże zaangażowanie! To wiele dla nas znaczy :3 Buziaki ~ HazzGirl i MissPotatoe  

ŻYCZENIA


A więc chciałybyśmy złożyć Wam najlepsze bożonarodzeniowe życznia! Harrego pod choinkę, w ciuchy ubogiego! Niallka w lodówce, mocy prezentów w poduszce :* Louisa z marchewkami, który przyjdzie w koszulce z paskami. Niech Zayn się w Twoim lustrze przejrzy, a Liaś Ci swoje dobre serce podaruje! Kochane wszystkiego dobrego w ten wyjątkowy dzień!  ~adminki <3

sobota, 21 grudnia 2013

KONKURS: MIEJSCE 2

Witajcie kochane! Już dzisiaj pojawi się kolejny konkursowy imagin :)
Cieszycie się? Mamy nadzieję, że tak :* Czytając wasze świąteczne/ zimowe imaginy, uświadomiłam sobie ( ale pewnie nie tylko ja) ile genialnych czytelniczek posiada ten blog! Naprawdę jesteśmy pod wrażeniem. Każda z Waszych prac była oryginalna i niepowtarzalna w swoim rodzaju, rzekłoby się wyjątkowa. Nawet nie wiecie jak ciężko było nam wybrać te trzy najlepsze prace, by nie zasmucić innych, którzy starali się i z pewnością dali z siebie wszystko <3
Jeszcze raz DZIĘKUJEMY za zaangażowanie! Mamy najlepsze czytelniczki na świecie :D
A teraz nie chcę Was trzymać dłużej w niepewności. ENJOY ! :3

2 miejsce zajmuje: Kinga Gawlik!!! Gratulujemy, kochana świetnej pracy i życzymy dalszych sukcesów ~ adminki :*



A oto jej praca:


Usiadłam na wygodnej, ciepłej kanapie. Moje oczy bezwiednie skierowały się w stronę zegarka, który wybijał kolejne sekundy. Zaczęłam nerwowo bawić się palcami obserwując, jak duża wskazówka niebezpiecznie zbliża się do liczby "12". Godzina szesnasta była już w progu, a Harry'ego jak nie było, tak nie ma nadal. Gdzie on pojechał kupić ten prezent, do Włoch?
Wstałam, szybkim ruchem przeczesując włosy. Odnalazłam komórkę pod stertą innych upominków dla przyjaciół. Wyszukałam jego imię w kontaktach i wcisnęłam zieloną słuchawkę, podnosząc telefon do ucha.
-Hej, tu Harry! Jeśli nie odbieram, prawdopodobnie porwali mnie obcy! Jeśli chcesz mnie odzyskać, zostaw wiadomość.
Westchnęłam cicho i rozłączyłam się. Rozejrzałam się po salonie, ozdobionym w śliczne, kolorowe lampki. Kilka dni temu niemal kłóciliśmy się, które z nich mamy powiesić na ścianach, aby podobały się każdemu.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk przychodzącego połączenia.
-Słucham?- Powiedziałam natychmiast, nawet nie sprawdzając kto dzwoni.
-Hej, Lily.- Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam wesoły głos Perrie.- Zayn pyta, czy Harry wrócił już z p... to znaczy się, czy jest już w domu.
-Nie, jeszcze go nie ma.- Zagryzłam wargę, nie zwracając uwagi na jej zawahanie.- Możecie już przyjechać? Trochę mi smutno siedzieć samej w pustym domu.
-Jasne, skarbie! Zayn tylko skończy układać włosy i zaraz u ciebie będziemy. Trzymaj się.
-Do zobaczenia.- Rozłączyłam się, jednocześnie śmiejąc się sama do siebie z obsesji Malika na punkcie idealnej fryzury. Nawet Eleanor w łazience schodziło krócej.
Przeszłam do dużej jadalni, w której znajdował się nakryty już stół. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, dopóki Harry przypomniał sobie, że zapomniał kupić prezentu dla Sophii.
Chwyciłam małą ściereczkę i zaczęłam jeszcze raz wszystko oczyszczać z kurzu. To moje przyzwyczajenie, którego za nic nie mogę się pozbyć. Gdy jestem zdenerwowana, sprzątam.
Usłyszałam dźwięk dzwonka w tym samym momencie, w którym sprawdzałam smak barszczu. Wydawał się być dobrym. W końcu nad jedzeniem spędziłyśmy niemal cały dzień, klejąc pierogi dla chłopców. Louis oczywiście nie mógł powstrzymać się od wysypania na nas całego opakowania mąki, przez co został siłą wyrzucony z kuchni. Eleanor z Perrie miały nowe zajęcie, w postaci sprzątania po "niespodziance", a ja i Sophia ścigałyśmy się z czasem, aby zdążyć przed siedemnastą.
Podeszłam do drzwi, starając się zachować spokój. Dlaczego w święta zawsze tak się denerwowałam? To było okropne uczucie.
-Hej, nie denerwuj się!- Perrie od razu odgadła mój podły nastrój. Uśmiechnęła się pocieszająco i ścisnęła mnie pomiędzy swoimi drobnymi ramionami.
-Staram się.- Wydukałam i przeniosłam wzrok na obsypanego śniegiem Zayna.- Biłeś się na śnieżki, co taki mokry?- Zaśmiałam się. Ten chłopak zawsze potrafił poprawić mi humor.
-Jakieś dzieci upatrzyły mnie sobie na cel.- Burknął, odwracając się jeszcze raz na pięcie.- Niech was dopadnę, wy paskudne stworki!- Krzyknął, wymachując pięścią nad głową.
-Zayn, uspokój się. To dzieci moich sąsiadów. Potem będę odbierać na ciebie same skargi.- Skarciłam go, jednak nie mogłam powstrzymać się od szerokiego uśmiechu. Odebrałam od nich odzienie wierzchnie i rozłożyłam blisko kaloryfera, aby dobrze wyschło. Kiedy Harry się zjawi?
Zayn poszedł poprawić włosy, a Perrie usiadła na kanapie, biorąc do szczupłej dłoni pilota. Już miałam przycupnąć obok niej, pozwalając wylać wszystkie nerwy, kiedy do domu wpadł zziajany Niall.
-Boże, jak zimno!- Wykrzyczał i podbiegł do mnie, przytulając do siebie.- Kiedy jedzenie? Jestem głodny.-
Odłożył płaszcz i wtulił się w blondynkę, która teraz trzymała go jak małe dziecko i śmiała się w głos.
-Jestem głodny.- Powtórzył chłopak, patrząc wymownie w stronę jadalni.
-Nic z tego. Harry'ego jeszcze nie ma.- Właśnie, dlaczego go nie ma? Moje chwilowe oderwanie myśli od Hazzy poszło się bujać. Natychmiast ogarnął całą moją głowę. Gdzie on jest?
-Zadzwonię do niego.- Mruknął Niall, nagle tracąc dobry humor. Dlaczego wydaje mi się, że wszyscy doskonale wiedzą co on robi, tylko nie ja?
Blondyn zniknął na szczycie schodów, a ja tłumiłam w sobie zarodek chęci, aby pójść za nim i podsłuchać rozmowę.
W ciągu kilkunastu minut zebrali się wszyscy, naturalnie oprócz mojego chłopaka. Boże, on jest niemożliwy. Za każdym razem gdy do niego dzwoniłam, odzywała się ta durna sekretarka.
Jakieś piętnaście minut przed rozpoczęciem Wigilii, Harry w końcu się pojawił. Zapomniał kluczy, więc musiałam iść mu otworzyć. Cała moja złość wyparowała w momencie, w którym go zobaczyłam. Tak bardzo za nim tęskniłam, mimo że nie widzieliśmy się zaledwie kilka godzin.
-Cześć, skarbie.- Powiedział i przybliżył twarz do mojej, składając zimnymi ustami słodki pocałunek. Odsunął się i automatycznie poprawił zmierzwione włosy. Płatki śniegu zamieniły się w kropelki wody, które teraz skapywały z kosmyków przyklejonych do czoła i czerwonych z zimna policzków. Otarłam je, rzucając mu jednocześnie szeroki uśmiech.
-Tęskniłem za tobą.- Powiedział, jakby czytał mi w myślach. Byliśmy ze sobą już ponad dwa lata, a moje reakcje na jego głos i dotyk pozostawały niezmienne. Moje serce nadal przyśpieszało do nienaturalnego rytmu, policzki stawały się czerwone od napływającej do nich krwi, a ręce zaczynały się trząść. Chłopak wydawał się być zadowolony z tego, jakie reakcje u mnie wywołuje. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie, które zaraz ukoił, głaszcząc mnie po gorącym policzku.
-Nie mogłem się doczekać, aż cię zobaczę.- Wyznał, uśmiechając się lekko.
-Kocham cię, Harry.- Zbliżyłam twarz do jego, złączając nasze usta w pocałunku. Harry pogłębił pocałunek, przyciskając mnie do ściany. Moje plecy, okryte jedynie cienkim materiałem bluzki, poczuły orzeźwiające zimno przechodzące przez całe moje ciało w postaci przyjemnych dreszczy. Język Harry'ego idealnie współgrał z moim, kiedy jego duża dłoń zacieśniła uścisk na biodrze. Uśmiechnęłam się przez pocałunek wplątując długie palce w mokre włosy. Pociągnęłam je lekko, na co Harry zareagował gardłowym uznaniem, przyciskając mnie mocniej do siebie. Znów poczułam to uczucie w dole brzucha, gdy tylko dotykałam Hazzy. Przy nikim innym tak się nie czułam.
-Hej, gołąbeczki! Niall jest głodny!- Powiedział Louis, tym samym nam przerywając. Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy za nim, trzymając się za ręce.
-Kocham cię, Lily.- Powiedział, zanim pojawiliśmy się w jadalni. Każdy trzymał w dłoni kawałek opłatka. Rozerwałam na pół swój i podałam jedną część Harry'emu, zanim zaczęliśmy składać sobie życzenia. Odkąd pamiętam, w takiej sytuacji zawsze czułam się niekomfortowo. Zwykle święta spędzałam z dużą gromadą rodziny i nie miałam pojęcia co życzyć cioci, którą widziałam raz do roku czy kuzynce, o której istnieniu dowiedziałam się dzień przed świętami.
Teraz wszystko wydawało mi się o wiele prostsze. Każdego z moich przyjaciół znałam bardzo dobrze, nie musiałam zastanawiać się nad życzeniami. Słowa same wypływały z moich ust, kiedy przechodziłam od jednej do drugiej osoby. Z Harry'm spotkałam się na samym końcu. Posłał mi szeroki, łobuzerski uśmiech i chwycił moją dłoń, ściskając ją lekko.
-Na początku chciałbym cię bardzo przeprosić za to, że tyle musiałaś się przeze mnie denerwować. Chciałem załatwić to szybciej, ale coś się stało po drodze i… no cóż, ważne jest to, że zdążyłem na czas.- Uśmiechnął się łagodnie. Skąd wiedział, że się denerwowałam?
-Nie wymyślałem jakiś długich życzeń.- Przyznał od razu.- Postanowiłem, że pójdę na żywioł. Więc… Um…- Zająknął się, a ja nie mogłam powstrzymać się od pogłaskania go po miękkim policzku. Popatrzył na mnie z ulgą w zielonych oczach i odchrząknął.- Chciałbym, żebyś została ze mną na zawsze. Wiem, że może jestem samolubny, ale taka jest prawda. Życzę ci wiele cierpliwości do mnie i całego zespołu. Odkąd się pojawiłaś, opiekujesz się nami wszystkimi, aż się dziwię że tyle z nami wytrzymujesz, ciągle nas upominając. Louis nie może się ciebie nachwalić a Liam ma chociaż częściowy spokój, kiedy ty ogarniasz jego obowiązki względem nas. Naprawdę, to co dla nas robisz przechodzi wszelkie możliwości. Chciałbym życzyć ci również najlepszych przyjaciół. Żeby twój śliczny uśmiech nigdy nie schodził z twarzy. Chcę codziennie rano budzić się i widzieć twoje urocze dołeczki i piegi, których nigdy nie lubiłaś. Dużo szczęścia, mam nadzieję dzięki mnie. Nie jestem pewien, czy mogę kochać cię jeszcze bardziej, ale gdyby to było możliwe, zrobiłbym to bez wahania. Na koniec chcę dodać… Um… Po prostu… Kochaj mnie.
Nie mogłam powstrzymać łez, które teraz bezwiednie skapywały z moich niebieskich oczu, mocząc materiał bluzki, którą miałam na sobie. Otarłam policzki i wtuliłam się w chłopaka, na co ten objął mnie mocno ramionami. Wciągnęłam jego cudowne perfumy.
Po moich życzeniach, które nie różniły się zbytnio od tych Harry'ego, zasiedliśmy do stołu. Niall nie mógł się nas nachwalić, choć już wcześniej mu gotowałyśmy. Gdy kolacja dobiegła końca, posprzątaliśmy po sobie i przeszliśmy do śpiewania kolęd. Nigdy nie miałam powalającego głosu i ciągle wstydziłam się przy kimś śpiewać. Tak było i tym razem. Ruszałam ustami, jedynie chwilami wydając z siebie jakieś odgłosy kompletnie nie przypominające śpiewu. Po kilkunastu minutach chwyciłam laptopa, wybierając nazwę mojej mamy, wcisnęłam "Zadzwoń". Obiecałam, że porozmawiamy przynajmniej pół godziny, jako że chciałam spędzić te święta z przyjaciółmi.
-Cześć, skarbie!- Przywitała się ciepło, gdy tylko mnie zobaczyła.- Masz tam tego swojego Harry'ego?
-Melduję się, proszę pani!- Powiedział, przysuwając wyprostowaną dłoń do czoła, a ja się zaśmiałam. Moja rodzicielka od samego początku bardzo polubiła chłopaka, gorzej było z tatą.
Rozmawialiśmy o wiele dłużej niż trzydzieści minut, ponieważ dołączyli się do nas wszyscy obecni.
Około godziny dwudziestej przeszłam do kuchni wraz z Eleanor po tort urodzinowy dla Louisa, który teraz w najlepsze gawędził z moją babcią. Zaświeciłam świeczki, starając się jednocześnie nie poparzyć. Brunet był zachwycony.
-Chodź, mam coś dla ciebie.- Szepnął Harry, gdy cała grupą zasiedliśmy do oglądania telewizji. Niall dojadał resztki, które zostały po Wigilii, dopychając to kawałkiem urodzinowego tortu.
Spojrzałam na chłopaka ze zdziwieniem.
-Przecież już dawaliśmy sobie prezenty.- Odparłam.- Plus, nigdy nie wybaczę ci tych kosztów, które przeze mnie poniosłeś. Nie wypłacę ci się z tego do końca życia.
-Nie marudź, tylko chodź.- Pociągnął mnie do góry na dłonie i kazał się ciepło ubrać. Założyłam więc kozaki, cieplutki płaszcz i szalik. Nigdy nie przepadałam za zimą, a gdy tylko miałam wyjść, ubierałam się jak na Syberię. Harry przyrzucił jedynie skórzaną kurtkę, która chyba należała do Zayna i niemal wybiegł z domu, kierując się w stronę altanki w tyle ogrodu. Była całkowicie przysypana śniegiem, kiedy patrzyłam na nią dzisiaj rano. Ktoś jednak postarał się, aby biały puch pozostał zgarnięty na boki, a całość ozdobiona pięknymi złotymi lampkami. Kiedy szłam w tamtym kierunku, Harry już był na miejscu. Z zachwytem wpatrywałam się w jego piękną twarz, okraszoną dołeczkami, uśmiechem i magicznymi, szmaragdowymi tęczówkami. Tak bardzo go kochałam.
Wyciągnął ku mnie dłoń, a ja bez namysłu ją chwyciłam, gdy próbowałam wspinać się po śliskich stopniach. Czułam na sobie więcej niż jedno, palące spojrzenie Harry'ego, więc odwróciłam się w stronę domu. Wszyscy, co do jednego, stali w oknie, patrząc na splot wydarzeń. Perrie posłała mi pokrzepiający uśmiech. Wszyscy wiedzieli co Harry zamierza. Tylko nie ja. Dlaczego?
-Harry, co się dzieje?- Spytałam, mając już w głowie najgorsze z możliwych scenariuszy.
-Cii, skarbie. Wszystko w porządku.- Uwolnił jedną dłoń z mojego uścisku i pogłaskał mnie pocieszająco po policzku.- Jesteś taka piękna.
Poczułam krew napływającą do twarzy, kiedy tak stałam w wpatrywałam się w najlepszą rzecz, jaka trafiła się w moim życiu.
-Szczególnie jak się rumienisz. I to dzięki mnie.- Zagryzł seksownie usta, a moje serce obrało jeszcze szybszy rytm. Da się tak?
-Posłuchaj, chciałem coś…- Znów zabrakło mi języka w buzi. Czym on się tak denerwował? Zwykle to ja jąkałam się w jego towarzystwie.- Te życzenia… W sumie planowałem, żeby to wszystko powiedzieć ci tutaj.- Wyznał, uśmiechając się lekko. Nie mogłam powstrzymać się od tego samego.- Nie wiem ile razy, choćby dzisiaj, powtarzałem ci jak bardzo cię kocham. Chciałbym, żebyś miała pewność, że to nie tylko zwykłe słowa, rzucone na wiatr. Zgodzisz się, jeśli o coś cię poproszę?
Bez zastanowienia kiwnęłam głową. Zgodzę się na wszystko, jeśli tylko będę mogła zostać z nim do końca. Harry uśmiechnął się szeroko i z kieszeni kurtki wyciągnął małe, ciemnoniebieskie pudełeczko. Oddech uwiązł mi w gardle, kiedy chłopak odsunął się odrobinę i uklęknął na jedno kolano. Spojrzał na mnie z dołu, spod swoich niesamowicie długich rzęs, które teraz rzucały cienie na czerwone policzki. Uniosłam zmarznięte dłonie do ust, czując napływające do oczu łzy.
-Wyjdziesz za mnie?
Nie mogłam wykrztusić z siebie choćby słowa. Sekundy mijały niesamowicie szybko, a zapał Harry'ego gasł razem z nimi. Dopiero gdy zobaczyłam w jego oczach smutek i zawahanie, szybko pokiwałam głową, nawet nie starając się zetrzeć łez z policzków. Spływały zbyt szybko.
Chłopak posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech, zarezerwowany tylko dla mnie i wstał, biorąc moją dłoń. Założył na palca pierścionek, który z pewnością przewyższał budżet całego mojego życia. Chwycił obie ręce, zostawiając na każdym z palców oraz wnętrzach dłoni drobny pocałunek. Niecierpliwie czekałam na moment, w którym na mnie spojrzy. Gdy w końcu się doczekałam, bez namysłu przysunęłam do niego, całując jego malinowe usta. Harry przycisnął swoje dłonie do moich policzków, a ja oparłam swoje na jego klatce piersiowej.
Całował mnie spokojnie, okazując jak bardzo mnie kocha. Kiedy się odsunął, czułam nienormalną potrzebę bycia jak najbliżej niego. Przyciągnął mnie do siebie, zatapiając twarz w moich rozpuszczonych włosach. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą miało miejsce. Z pewnością była to najlepsza Wigilia, jaką mogłam przeżyć. Cieszyłam się, że rodzice jednak nie przekonali mnie do powrotu do domu na święta. Możliwe, że to wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. A teraz jestem tu, jako przyszła żona Harry'ego Stylesa i wiem, że nie liczy się nic innego, tylko jego szczęście.

PS Mamy nadzieję, że wszystko się zgadza i nie popełniłyśmy żadnego faux pas :)

czwartek, 19 grudnia 2013

KONKURS: MIEJSCE 3

Kochane, już dzisiaj ogłosimy, kto zajął 3 miejsce w naszym konkursie na najlepszy zimowy/świąteczny imagin i opublikujemy jego pracę:) Podekscytowane :D? Dostałyśmy bardzo dużo imaginów, wszystkie były naprawdę świetne, ale musiałyśmy wybrać te 3 najlepsze. Dziękujemy każdemu, kto wziął udział w konkursie- czytanie waszych prac było wielką przyjemnością! Niektóre powodowały u nas wzruszenie, inne niepohamowany śmiech. Zorganizowałyśmy ten konkurs by sprawdzić, czy lubicie rywalizację, a sądząc po ilości prac, które otrzymałyśmy, myślimy, że tak:) W przyszłości na pewno pojawią się jeszcze tego typu eventy, więc jeśli nie wziąłeś udziału lub nie jesteś w finałowej trójce, nic straconego ! :D 2 miejsce zostanie ogłoszone za około 3 dni, a 1 miejsce opublikujemy w Wigilię :)


3 MIEJSCE W KONKURSIE ZAJMUJE: ETTIE! GRATULUJEMY Z CAŁEGO SERCA I DZIĘKUJEMY ZA NADESŁANIE PRACY! <3 

 

A oto jej imagin:
 To nie tak, że nie lubię świąt Bożego Narodzenia. To wcale nie tak. Ale, czy ktoś zastanawiał się, po co one są? Niby wszyscy się wtedy godzą, każdy jest szczęśliwy. W końcu, Bóg się narodził. Ale jeśli masz 20 lat, twoi rodzice z młodszą siostrą mieszkają na Florydzie i tego roku akurat wymarzyły im się ferie w Australii, więc w gruncie rzeczy święta musisz spędzić na samowolnym robieniu puddingu, to Gwiazdka przestaje być już taka super. Hura. Rodzice, ogólnie, rzadko kiedy liczyli się z moim zdaniem. A szczerze? Mieli je w dupie. Jak byłam mała, święta traktowałam jak oderwanie od życia realnego. A teraz to różnicę znajduję tylko w pogodzie. Po prostu jest więcej śniegu. Tego roku były wielkie przeceny, last time lub jeszcze inaczej. Mama powiedziała, że to fantastycznie i razem z tatą i Irene pojadą do Sydney. Bo taniej. Oczywiście, nie zapytali, czy ja też chcę. Tak albo inaczej. Zostaję w zasypanej śniegiem Anglii.
 *** 
Budzik zadzwonił dokładnie o 8. To, że był 24 grudnia i powinnam mieć wolne tak jak pozostała część społeczeństwa, nikogo w pracy nie interesowało. Po pozbieraniu się w jedną całość, skierowałam kroki ku przystanku autobusowego. W dniach od 23 -27 grudnia br. autobusy linii 88 nie będą dostępne. Przepraszamy za wszystkie niedogodności i życzymy Wesołych Świąt. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na swoje stare botki. Uznałam, że jutro lub w Boxing Day* trzeba kupić nowe, bo te jeszcze dziś mi się rozlecą. A jak na razie – trzeba dojść do Tesco** piechotą. Droga zajęła mi półtora godziny. Trudno się dostać na drugi koniec miasta, kiedy jego prawie cała populacja wyjeżdża do rodzin. Gdy dotarłam, oczywiście, dostałam opieprz. Od szefa. Zaszczyt.
 - Co to za spóźnianie? – warknął na powitanie. 
 - Mi też miło pana widzieć – zironizowałam, czym bardziej go wkurzyłam.
 - Zamiast się ze mnie naśmiewać, lepiej zabrałabyś się do roboty. Klienci czekają, mamy dziś wypływ ludu! – krzyknął na odchodnym i rzucił mi firmową koszulkę. Przewracając teatralnie oczami, wcisnęłam ją na czarny T-shirt i powlokłam się w stronę kasy, gdzie czekała para rodziców z trójką rozwydrzonych dzieciaków i wyładowanym wózkiem, pełnym najróżniejszych produktów. Na dzisiejszy dzień miałam wyznaczone osiem godzin. Przez cały czas musiałam słuchać jęków smarkaczy, którzy szarpiąc i gryząc swoich opiekunów, żądali Mówiącej Barbie lub nowego toru Hot Wheels. Czasem miałam ochotę walnąć jedno z nich i pokazać, jak trzeba się zachowywać. O 16 mogłam opuścić market i udać się na własne zakupy. Chodziłam po centrum i oglądałam kolekcje świąteczne. W pewnym momencie ujrzałam zupełnie z niewiadomych powodów znajomą kobietę. Przypomniała mi się scenka z dzieciństwa, kiedy to mama zabrała mnie do centrum i powiedziała, że mogę wybrać sobie jaką chcę zabawkę. Po długim namyśle zaprowadziłam ją do działu pluszaków i wybrałam szarego słonika z fioletową kokardką. Tego! – wrzasnęłam szczęśliwa. Kiedy wychodziłyśmy ze sklepu, przejechałam wzrokiem po zabieganych ludziach i w tłumie zobaczyłam małą sierotkę. Siedziała na ośnieżonej trawie, okryta starymi szmatami, nadającymi się tylko do wycierania podłogi. Była cała zmarznięta i, choć wyciągała chude rączki w stronę Brytyjczyków, żaden z nich jednak się nie pofatygował rzucić chociaż funta***. Nagle coś we mnie pękło. Uwolniłam się z uścisku matki i podbiegłam do niej. 
 -Wesołych Świąt! – powiedziałam z ciepłym uśmiechem. Dziewczynka podniosła głowę, a twarz się rozjaśniła.
 - Wesołych – szepnęła, drgając. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Bez wahania wyciągnęłam spod różowej, pikowanej kurteczki słonia i podałam jej go. 
- To dla ciebie, od Mikołaja – uprzedziłam, zanim zaprotestowała. Ta jednak uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
 - Niech cię Bóg błogosławi, koleżanko – podziękowała i złapała misia za nóżki, po czym mocno przytuliła. Gdy patrzyłam na tą mamę, ta historia do mnie powróciła. A nawet nie wiedziałam, dlaczego. Nie myśląc więcej, otuliłam się szczelniej płaszczem i wpadłam szybko do autobusu. Bez biletu. 
- Wesołych Świąt – zwróciłam się do motorniczego. – Jeden bilet, normalny, poproszę.
 - Proszę – podał mi malutką karteczkę. – 50 pensów****. 
 - Dziękuję – wcisnęłam mu do ręki monetę i usiadłam na pierwszym wolnym miejscu, jakie znalazłam. Na dworze zdążyło zrobić się już bardzo ciemno, jednak rozświetlone domy, kamienice, centra i uliczne lampy pomagały przechodniom dotrzeć bezpiecznie do domu. Po piętnastu minutach autobus gwałtownie zahamował. Między pasażerami przeleciał pomruk niezadowolenia. W głośnikach usłyszeliśmy głos mężczyzny: - Bardzo przepraszam wszystkich, jednak na ulicach pojawiła się gołoledź i jazda w tych warunkach grozi wypadkiem. Proszę o szybkie opuszczenie pojazdu. Dziękuję. Jako pierwsza wstałam i wysiadłam. Rozejrzałam się po okolicy i natrafiłam na znak. Knightsbridge, głosił napis. - Po prostu fantastycznie… - mruknęłam. – Jestem o dobrych kilkadziesiąt kilometrów od domu… Knightsbridge to dzielnica bogatych rezydencji i drogich hoteli. Nie miałam na co liczyć, jeśli chodzi o dojazd lub przenocowanie, ale warto było spróbować. Podeszłam do pierwszej willi i zapukałam złotym kopytkiem o wielkie, mosiężne „wrota”. Otworzyła mi elegancka kobieta o niemiło wyglądających rysach twarzy.
 - Słucham? – rzuciła. 
 - Emmm, przepraszam, że przeszkadzam, ale autobus właśnie odjechał, a ja jestem daleko od… Kobieta przejechała wzrokiem po moim ubraniu i trzasnęła mi drzwiami przed nosem. Odskoczyłam, by nie oberwać i zjechałam po śliskich schodach w dół na ulicę. 
- Fuck – przeklnęłam, masując sobie zbolałe plecy. – Wystarczyło powiedzieć: „Nie”… Nie tracąc wiary, zaczęłam dalej chodzić po domach. Nikt jednak nie chciał mi pomóc, prawie w każdym domu traktowano mnie tak samo jak na początku – po prostu wyrzucali z posesji i kazali nie pałętać się po osiedlu. Zrezygnowana, przysiadłam na ziemi. Komórka powoli się wyładowywała, a stary zegarek na ręce wskazywał już 20. Nie wiedziałam, co mam dalej robić. Dolna część ciała odmarzała mi i podejrzewałam, że nie dożyję świątecznego ranka. 
 - Czy coś się stało? -Podniosłam głowę i ujrzałam nad sobą chłopaka. Ubrany był w szare, ocieplane trampki, czarne rurki i tego samego koloru kurtkę. Na głowę założył bordową czapkę, pod którą ukrył brązowe włosy. Jego czekoladowe oczy dodały mi otuchy, zwłaszcza, że osobnik uśmiechał się nad zwyczaj przyjaźnie.
 - Zgubiłam drogę do domu – przyznałam i pociągnęłam smutno nosem. – Mieszkam daleko…
 - Jak daleko? – zaciekawił się.
 - Camden Town – odpowiedziałam, na co chłopak skrzywił się, podał mi rękę i pomógł wstać.
 - Idę właśnie do przyjaciela na urodziny i mógłbym cię zabrać. Nie wyglądasz mi na niebezpieczną dziewczynę, ale nie wiem, czy mogę ci zaufać.
 - Możesz – zapewniłam go, w duchu skacząc z radości, że jednak przeżyję. Ten zaśmiał się entuzjastycznie. 
- To idziemy. Louis mieszka niedaleko, więc szybko dojdziemy i rozgrzejesz się. 
 - Okey – tylko tyle udało mi się wyszeptać, bo chłopak dalej nawijał. 
 - A, zapomniałem! Jestem Zayn – podał mi rękę. 
 - Daphne – odpowiedziałam uściskiem. Zayn jednak nie pozwolił mi się puścić i zaprowadził nas pod ładną willę, która przy wszystkich innych budynkach wyglądała oryginalnie. Wdrapaliśmy się razem po schodach, a chłopak nacisnął przycisk dzwonka. Po kilku sekundach drzwi otworzyły się i ujrzałam wysokiego bruneta o błękitnych oczach, który na głowie miał urodzinową czapeczkę. 
 - Malik, przyszedłeś wreszcie! – krzyknął i poklepał po ramieniu Zayna.
 - Lou, to moja koleżanka, Daphne – mulat przedstawił „koleżankę” solenizantowi.
 - Wszystkiego najlepszego – powiedziałam speszona, bo Louis podszedł i mocno mnie przytulił. 
 - I nawzajem – odparł i wpuścił nas do środka. Dopiero tam zrozumiałam, jak bardzo mi się zrobiło zimno, a jak tam w domu było ciepło. 
 - Daph, chciałabyś coś pić? – usłyszałam z kuchni krzyk bruneta. 
 - Ciepłą herbatę, jak można! 
 - Już się robi! STYLES, RUSZ TU SWOJĄ DUPĘ! CO TO ZA SYF? I JA MAM PO TOBIE SPRZĄTAĆ?! AŻ TAK CIĘ NIE KOCHAM! 
 Roześmiałam się w głos, a po chwili dołączył do mnie Zayn. 
 - Przepraszam za nich, ale nawet w Wigilię muszą sobie dokuczać – próbował ich tłumaczyć, ale uciszyłam go kolejną salwą śmiechu. Do hollu weszła następna dwójka chłopaków, a za nimi dziewczyny. 
 - Cześć – zwróciła się do mnie lokata szatynka. – Jestem Danielle. 
 - Daphne. 
 - Eleanor, miło mi – powiedziała śliczna brunetka o wyglądzie modelki, machając przyjaźnie do mnie. Na środek pokoju wypchnęła się początkowa dwójka. 
- Pani pozwoli – zwrócił się blondyn. – Niall, do usług.
 - Daphne, masz przyjemność poznać także i Liama – chłopak skłonił się do pasa, a ja zakryłam dłonią usta, usiłując się nie roześmiać. 
 - To wielka przyjemność, rzeczywiście – stwierdziłam.
 - Dobra, nie stójmy tu jak ciołki! Chodźcie do salonu, Tommo przyniósł chipsy! – wrzasnął Niall i pognał do równoległego pomieszczenia. Reszta, wraz ze mną poszła w jego ślady i już po chwili siedzieliśmy na skórzanej kanapie w świetnie urządzonym pokoju. 
- Daphne, jak się z Zaynem poznaliście? – spytała Eleanor. 
- W sumie, to… - zaczęłam. 
- Poznałem ją tu, w drodze do was – wtrącił Zayn, uśmiechając się porozumiewawczo w moją stronę. - Jak to? – zdziwiła się Danielle.
 - Zgubiłam się – wyjaśniłam.
  - Mogę cię odwieźć, jak chcesz – zaoferował się Liam, ale Dani skarciła go wzrokiem.
 - Będziesz w Wigilię woził dziewczynę po mieście? Niech najpierw ona zadecyduje.
 Spojrzałam niepewnie w stronę Malika. Naturalnie, od razu zrozumiał.
 - Daph na pewno chciałaby zostać. Nawet na noc – puścił mi oczko. 
 - Perrie nie byłaby zadowolona – zaśmiał się Niall, więc oberwał od El. W drzwiach pojawił się Louis w towarzystwie lokatego chłopaka, niosąc półmiski z przekąskami. 
- Jedzenie podano! – krzyknął Lou. Ten drugi spojrzał na mnie. 
 - Harry! – wrzasnął do mnie. 
 - Daphne! – odpowiedziałam tym samym. Nagle wszyscy znaleźli się przy wielkim stole i każdy z każdym rozmawiał. Czułam się tam jakbym była w domu. Atmosfera, niczym nie zmącona, dowodziła, że znalazłam się w dobrym autobusie o dobrej porze. To nie był przypadek. Wierzyłam w to. Chwilę jeszcze siedziałam zamyślona, co oczywiście, większość zauważyła. 
 - Daphi, co jest? – spytał Zayn. Reszta podchwyciła temat: 
 - Właśnie, Daph, dobrze u ciebie? Coś się stało?- Pytania sypały się jak śnieg za oknem. Patrząc na zmartwione miny ludzi, których poznałam zaledwie pół godziny wcześniej, nie mogłam przestać się dziwić. 
 - Dlaczego mnie tak traktujecie?
 - Ale jak? – nie zrozumieli.
 - No, jakbym była jedną z was – wytłumaczyłam, czekając na odpowiedź, której tak naprawdę nie chciałam usłyszeć.
 - Ale ty jesteś jedną z nas! – oburzył się Hazza. Danielle i Eleanor pokiwały twierdząco, a Liam, Nialler, Zayn i Louis przytaknęli gorliwie. 
 - Daphne, dziś Wigilia, to powinno mówić samo za siebie – powiedział Zayn. Gdy El i Niall kłócili się, przyszło mi coś do głowy.
 - Louis, masz dziś urodziny, tak? – spytałam bruneta.
 - No, a co? 
 - Skoro ty masz urodziny, to ja nie powinnam być w centrum zdarzeń – zauważyłam. 
 - Przykro mi, ale tak trafiłaś – zadrwił chłopak i powrócił do rozmowy z Liamem o samochodach. Dalsza część wieczoru minęła równie zabawnie i czysto, jak i ta wcześniejsza. Nawet nie zauważyłam, jak minęła północ, potem trzecia i zasnęłam. Rano musiałam się szybko uwinąć, żeby nie spóźnić się do pracy. Pod galerię podwiózł mnie Liam.
 - Dziękuję za wszystko… 
 - Nie ma za co, Daph. Następna Gwiazdka u ciebie – zażartował i machając na pożegnanie, wjechał w cichą uliczkę. Uśmiechając się promiennie, zaczęłam iść w stronę sklepu, jednak moją uwagę przykuła ta sama kobieta, co dzień wcześniej i znów zastanowiłam się, skąd ją znam. Wreszcie sobie przypomniałam i zdziwiona, podeszłam.
 - Ekhm, przepraszam? – ścisnęłam lekko jej ramię, na co ona odwróciła się i ujrzałam oczy, , których nie widziałam od ponad 15 lat. Kobieta, podobnie jak i ja, poznała mnie. 
 - To ty… - szepnęła i po prostu… przytuliła mnie. – Od ostatniego spotkania minął szmat czasu… Nie wiesz, ile ci zawdzięczam. 
 - To ja zawdzięczam pani – odpowiedziałam, rumieniąc się. 
 - Tylko nie pani! – krzyknęła, niby zła, ale dalej zadowolona. – Nazywam się Kerry. 
- Daphne – podałam zmarzniętą rękę, a kobieta ją uścisnęła. 
 - To wszystko chyba świąteczny cud, prawda?
 - Prawda. I wtedy właśnie na nowo pokochałam Święta Bożego Narodzenia. 

 *Boxing Day – drugi dzień świąt, obchodzony nie tylko w Wlk. Brytanii, ale także w Australii i Kanadzie, na wielkich wyprzedażach. 
**Tesco – to jeden z najbardziej popularnych sklepów w Wlk. Brytanii
 ***Funt – waluta brytyjska 
****Pens – waluta brytyjska

wtorek, 17 grudnia 2013

#71 Zayn cz.7 (zakończenie)

-Nie ma jej tutaj.
-Nie będę z tobą dyskutował, gówniarzu. Co ty tu robisz [T.I.]?- rodzice podbiegli do mnie dostrzegając, że idę w ich kierunku.
-Spędzam czas z moim chłopakiem- odparłam dumnie obejmując Zayna od tyłu.
-To jest twój chłopak? Ten łobuz, który nawet nie chodzi do szkoły?- zaczęła mama z oburzeniem.
-Nie pozwolę wam go obrażać- powiedziałam zdenerwowana i odepchnęłam ich od siebie.
-Idziemy- tata mocno złapał mnie za ramię i wypchnął z domu.
-Nigdzie nie idę, zostawcie mnie w spokoju- zaczęłam mu się wyrywać, lecz uścisk był za silny.
-Proszę ją zostawić- wtrącił się Zayn idąc za nami.
-Nie wtrącaj się, chłopcze. To moja córka- tata stawał się co raz bardziej agresywny. Nagle Malik podszedł do nas gwałtownie, odepchnął tatę, wziął mnie na ręce i razem wskoczyliśmy na motor. To były sekundy, nawet nie zdążyłam się zorientować, co tak właściwie się stało. Odwróciłam się, i już widziałam, jak moi rodzice stoją w oddali.Pozostał po nas tylko pisk opon.
-Tylko śmierć może nas rozdzielić, przecież ci to obiecałem- zaśmiał się chłopak jadąc przed siebie. Zaczęłam mocno się śmiać, uświadamiając sobie, że musimy trochę dziwnie wyglądać- on w samych bokserkach, a ja w majtkach i męskiej koszulce na motorze.
-Kochanie, nie uważasz, że jesteśmy trochę niestosownie ubrani?- zaczęłam z uśmiechem na ustach.
-Czego nie robi się dla miłości - odparł dodając gazu.

Uciekliśmy. Nie wiedzieliśmy jeszcze gdzie, wiedzieliśmy jednak dlaczego. Nasza ucieczka była tą najpiękniejszą z możliwych- ucieczką w imię miłości...
To właśnie nasza historia. Historia o miłości trudnej, lecz bezgranicznej. Niestety, w tym miejscu właśnie się kończy. Każdy z was może samem zastanowić się nad tym, gdzie teraz jesteśmy, co się z nami stało. Jedno jest pewne- jesteśmy razem...




And I will hold you closer
Hope your heart is strong enough
When the night is coming down on ya
We will find our way

Through the dark
                                                                                                                        HazzGirl
Hej kochane ! Na wstępie chciałabym wam podziękować za każdy komentarz, który zostawiliście pod tym imaginem, to dla mnie naprawdę wiele! Jesteście usatysfakcjonowane zakończeniem? Podoba wam się? :)
Dziękujemy za WSZYSTKO! HazzGirl 
PS Przypominam o KONKURSIE! Imaginy o tematyce świątecznej lub zimowej należy wysyłać DO JUTRA na email:  kicia9991@buziaczek.pl       Naprawdę warto spróbować, może to właśnie TWÓJ imagin opublikujemy na naszym blogu <3

 

piątek, 13 grudnia 2013

#70 Liam cz.6

                                                                    Liam cz.5                                                           
                                                                    Liam cz.4
                                                                   Liam cz.3
                                                                   Liam cz.2
                                                                   Liam cz.1




osiem miesięcy później

    -[T.I] jak się czujesz?- zapytała jak zawsze zatroskana Eleanor. Było mi już głupio. Dziewczyna od początku mojej ciąży nie opuszczała mnie na krok. Co chwilę dopytywała się jak się czuję, czy niczego mi nie potrzeba. Byłam jej za to dozgonnie wdzięczna. Próbowała zastąpić mi mojego byłego. Liam wprawdzie dzwonił parę razy, od naszej ostatniej ostrej wymianie zdań, ale ja nigdy nie odbierałam. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, nie po tym jak mnie potraktował.
    - Świetnie- odpowiedziałam zresztą zgodnie z prawdą. Pomimo, iż byłam już bliska porodu, czułam się naprawdę dobrze. Czasami jedynie bolał mnie brzuch albo zbierało mnie na wymioty. Normalne- pomyślałam.
    - Widzisz...- zawahała się.- Lou prosił mnie, abym wyskoczyła z nim dziś na kolację i nie wiem czy się zgodzić. Nie chcę Cię opuszczać. Nie teraz, kiedy maleństwo może urodzić się w każdej chwili.
    - El! Nie przejmuj się mną. Jestem dorosła i uwierz, poradzę sobie. Masz iść z Louisem na tę kolację- rozkazałam.
    - Nie, nie mogę- powiedziała bardziej do siebie niż do mnie. Usiadła na skraju łóżka i pogładziła mnie po wystającym brzuchu.- A tak swoją drogą zastanawiałaś się jak je nazwiesz?
    - Ja nawet nie wiem czy to chłopiec czy dziewczynka- zaśmiałam się.
    - No właśnie. Nie interesuje Cię jakiej płci jest dziecko?- zdziwiła się.- Gdybym to ja była w ciąży, Lou nie dałby mi spokoju. Musiałabym na gwałt robić wszystkie badania...
    - Wolę mieć niespodziankę- oznajmiłam.- A teraz nie zawracaj sobie tym głowy tylko, uszykuj się na kolację.
    - Nigdzie nie idę- oświadczyła, kręcąc głową.
    - Ależ idziesz- rzuciłam i podniosłam się z łóżka. Wzięłam pobliską poduszkę i wycelowałam ją prosto w brunetkę.- Idziesz albo wygonię Cię siłą.
    - [T.I] zostaję z Tobą- mówiła, gdy ja wybierałam numer do Tomlinsona.
    - O hej, Lou- zawołałam, gdy usłyszałam w słuchawce jego głos.- Eleanor chciała się zapytać gdzie ją zabierasz, a teraz jest akurat troszeczkę zajęta i prosiła mnie, abym do Ciebie zadzwoniła- oświadczyłam, rzucając jej złośliwy uśmieszek.
    - Powiedz jej, że tam gdzie zawsze, zresztą czy to ważne. Będę w domu o szesnastej to sam jej powiem. Przepraszam, ale jestem zajęty. Cześć- powiedział i rozłączył się.
    - Jesteś wstrętna- rzuciła i wytknęła na mnie język.
    - Podziękujesz mi później, kochana. A teraz idź się szykować- odparłam, szeroko się do niej uśmiechając.
    ~.~
    - [T.I] jesteś pewna, że chcesz chodzić po sklepach?- zapytała [I.T.P].- Jesteś już w dziewiątym miesiącu ciąży, to może być niebezpieczne...
    - Spokojnie, czuję się naprawdę dobrze. To jedyna okazja, aby opuścić dom. Gdyby Eleanor dowiedziała się o tym... Wrrr. Nawet nie chcę myśleć. Ona zabrania mi nawet wychodzić z łóżka! Uwielbiam ją, jestem jej ogromnie wdzięczna, ale bez przesady.
    - Dobra, ale jak poczujesz się słabo, to mów. Ok?
    - Yhy- mruknęłam i rozejrzałam się po wystawach sklepowych.- Co sądzisz o tych śpioszkach? Nie są przesłodkie? Mogłabym wziąć różowe z czerwonymi truskawkami dla dziewczynki. A te niebieskie z Toy Story, gdyby jednak to był chłopczyk. Liamowi na pewno by się spodobały- powiedziałam i od razu spochmurniałam.
    - Spokojnie. Nawet nie myśl o tym dupku. Wiem, że jest ciężko, ale chociaż spróbuj- oznajmiła.
    Zrezygnowana pokiwałam głową i usiadłam na pobliskim fotelu. Nagle poczułam jak coś się poruszyło, a zaraz potem nadeszła fala przeszywającego bólu. Miałam wrażenie, że ktoś wbija mi nóż w brzuch albo nawet nakłuwa go milionami drobnych szpilek, tak aby dodać mi cierpienia.
    Jęknęłam głośno, zwracając na siebie uwagę [I.T.P]. Wcześniej miewałam skurcze, ale żadne z nich nie były aż tak intensywne.
    - Co się dzieje- zapytała spanikowana.
    Nie odpowiedziałam. Po prostu złapałam się za brzuch i zaczęłam krzyczeć. Było jeszcze za wcześnie. Termin porodu miałam wyznaczony dopiero za dwa tygodnie. Dziewczyna dobiegła do mnie i chwyciła za ramię.
    - Jedziemy do szpitala- usłyszałam niewyraźnie jej głos. Podniosłam się. Poczułam, że kręci mi się w głowie i upadam.

                                                                                                 MissPotatoe
Hej Misiaczki!
I w końcu imagin z Liamem. Nie mam zielonego pojęcia, czemu to opowiadanie tak się ciągnie. Mamy dopiero 6 część, a jest grudzień. Wiem, to moja wina xx :{ Pewnie już nawet nie pamiętacie fabuły! Nie dziwię się, że pod tym imaginem jest zawsze tak mało komentarzy... Chyba trzeba będzie niedługo zakończyć to opowiadanie. I zabrać się za kolejne :)
Jak już wiele z Was zauważyło ostatnio imaginy dodawane są rzadziej :(  Niestety mamy mało czasu, ale obiecujemy, że to nadrobimy :* Niedługo święta i na pewno pojawi się wtedy więcej opowiadanek! Przypominam o konkursie ;3 Do 18 możecie wysyłać prace na email :
kicia9991@buziaczek.pl