Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

sobota, 27 czerwca 2015

#162 Harry cz.2

Patrząc na Harrego na tym zdjęciu, stwierdzam, że widocznie nie tylko ja mam problem z wiecznie przekrzywiającymi się na łydkach nogawkami, haha.

Zapukała do drzwi. Długo nie musiała czekać. Po chwili jej oczom ukazała się sylwetka Harrego. Miał na sobie żółtą koszulę, dość głęboko rozpiętą, do tego czarne rurki. Kędzierzawe włosy opadały swobodnie na jego ramiona i kark. Nie tak go pamiętała. „Cóż, czasy się zmieniły. My też”.
— Cześć — przywitał się z nią w jeden z tych uprzejmych sposobów, że od razu zapragnęła stamtąd uciec.
— Cześć — odparła, poprawiając torbę na ramieniu.
Wpuścił ją do środka.
— Napijesz się czegoś? — zapytał.
— Wody, jeśli można — odpowiedziała.
— Jasne. Rozbierz się, tam jest salon, ja przyniosę.
Znikł w głębi swojego mieszkania, a dziewczyna zrobiła jak kazał. Niepewnie przeszła do salonu i zajęła miejsce na beżowej kanapie. Nie miała odwagi wyjąć z torby notatnika ani dyktafonu. Nie rozglądała się nawet wokół, mimo że wnętrze mieszkania z pewnością zachwycało nowoczesnością.
— Lód? Cytryna? — usłyszała głos Harrego płynący z głębi.
— Nie trzeba — odparła, połykając ślinę i zwilżając koniuszkiem języka spierzchnięte wargi. Po chwili w salonie ukazała się sylwetka szatyna niosącego dwie szklanki. Postawił je na szklanym stoliku przed nią, po czym usiadł.
Vanessa czuła się co najmniej niezręcznie. Czegoś innego się spodziewała. Skoro tak palił się do spotkania z nią, to dlaczego teraz milczy?
Wyciągnęła notatnik oraz dyktafon, po czym zapytała:
— Masz coś przeciwko temu, żebym wszystko nagrywała? Mam pisać?
Odchrząknął.
— Nie. Możesz nagrywać.
Otworzyła notatnik z przygotowanymi pytaniami i już miała nacisnąć przycisk dyktafonu, gdy nagle zatrzymał ją:
— Stój.
Spojrzała na niego zdezorientowana.
— Zgodziłem się na ten wywiad, co nie znaczy, że zgodzę się, żebyś go dostała za darmo — wyjaśnił tonem tak stanowczym, że Vanessa się lekko skuliła. — Zanim ja odpowiem na twoje pytania, ty odpowiesz na moje.
— Słucham — odparła, chwytając do ręki szklankę i upijając łyk chłodnej cieczy, która rozlała się przyjemnie w jej gardle.
— Olałaś mnie.
— To stwierdzenie. Nie pytanie.
— Miałaś mnie i masz gdzieś, a ja nie wiem dlaczego. Co ja ci takiego zrobiłem, co? Zniknęłaś tak po prostu. Czułem się i czuję jak szmaciarz. Myślałem, że po tylu latach zasługuję na coś więcej — wyrzucił prawie jednym tchem. Już od jakiegoś czasu układał sobie te słowa w głowie. Kłębiły się w niej i kłębiły, aż odczuł ulgę, gdy wypłynęły.
— Harry, nie zrozum mnie źle…
— Błagam, nie zaczynaj w ten sposób zdania. Nienawidzę cię za to, co chcesz teraz powiedzieć. Zostawiłaś mnie. Nie chcę, żebyś się tłumaczyła, rozumiesz? Chcę prawdy. Chyba na nią zasługuję?
— Harry, nie chciałam być dla ciebie problemem. Myślałam, ze jak się od ciebie odetnę, nam obojgu będzie łatwiej. Coraz rzadziej się spotykaliśmy. Brakowało mi ciebie. Ta przyjaźń nie miała już racji bytu.
— Problemem? Pff — prychnął z irytacją. — Szukałem cię przez pół roku, a gdy poszedłem do twoich rodziców, usłyszałem tylko: „To jej wybór, Harry. Uszanuj to”. Teraz się pojawiasz. Chcesz wywiadu. I co ja mam sobie myśleć? Kim dla ciebie byłem przez te wszystkie lata?
— Harry, proszę cię… Nie drążmy tego…
— Wiesz co? Ja wcale nie chcę udzielać ci tego wywiadu. Bo po nim znowu znikniesz, a ja nie… nie… Ugh! — warknął z irytacją, po czym wstał.
— Harry… — Wstrzymała przyspieszony oddech, a następnie podniosła się, kładąc mu rękę na ramieniu. Gwałtownie odwrócił się w jej stronę, aż odruchowo cofnęła się ze strachem.
Nie mówili nic. Patrzyli tylko na siebie, nie mówiąc nic. Najpierw w oczy, następnie jej wzrok zawędrował na jego zaciśnięte usta, potem poruszającą się szybko klatkę piersiową, w końcu na złożone w pięści dłonie. Harry czuł, że wszystko w nim mimowolnie się rozluźnia pod wpływem jej spojrzenia: mięśnie, każdy napięty nerw. W końcu ich oczy na powrót się spotkały. Oboje czuli wytworzone napięcie. Dzieliła ich odległość, której nie da się zmierzyć w metrach, bariera, której nie da się pokonać ludzką siłą.
— Pójdę już. — Dziewczyna w pośpiechu zaczęła zbierać swoje rzeczy i pakować je do torby, nie zwracając uwagi na to, że kartki notatnika się gniotą. Przewiesiła ją sobie przez ramię i skierowała się w stronę wyjścia.
— Stój! — stanowczy krzyk Harrego zatrzymał ją wpół kroku. — Znowu zamierzasz tak po prostu sobie zniknąć?
Odwróciła się na pięcie.
— Przecież jasno dałeś mi do zrozumienia, że nie chcesz mnie znać.
— W przeciwieństwie do ciebie – dla mnie te dziesięć lat się liczyło — odparł.
— Mogę… dać ci mój numer.
— Nie chcę numeru. Zawsze możesz wpisać jakieś przypadkowe cyferki. Adres. Chcę twój adres — zażądał.
Wyciągnęła z torby ołówek, po czym wyrwała kartkę z notesu i szybko zapisała swój adres na pomiętym papierze. Podszedł do niej, a wtedy podała mu ją.
— Adres też mogłam podać ci przypadkowy — zauważyła.
— Trudno. Liczę, że masz w sobie choć trochę przyzwoitości.
Z ulgą opuściła jego mieszkanie. Dopiero w tamtym momencie zdała sobie sprawę, co tak naprawdę się stało i jak bardzo go zraniła. Był przy niej zawsze, gdy tego potrzebowała, a ona go po prostu zostawiła. To nie w porządku, tak się nie robi.
Paulina
Myślicie, że Harry i Vanessa się pogodzą? ☺
Jak zwykle proszę Was o 20 komentarzy. Sądzę, że to nie jest dużo, biorąc pod uwagę ilość wyświetleń pod każdym postem. ♥
Mam nadzieję, że dobrze rozpoczęliście wakacje i że będą trwały jak najdłużej. Wypoczywajcie. ☀
PS. To dwusetny post na tym blogu, czuję się niegodna, haha. xx

sobota, 20 czerwca 2015

#161 Niall&Zayn cz.12

http://najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com/2015/03/151-niall-cz11.html


| kilka miesięcy później|

-Kochanie, przykro mi, ale nie dam rady do Ciebie przyjechać. Mam mnóstwo egzaminów. Sam nie wiem za, co się zabrać.
              Zamilkłam. Pierwsze wspólne walentynki i nie spędzimy ich razem.
-Jesteś na mnie zła?- spytał smutno Zayn. Zła? To było mało powiedziane.
-To nie twoja wina- westchnęłam tęskno do słuchawki.- Spotkamy się w weekend?
- Tak, obiecuję- oznajmił szybko.- Skarbie, muszę już kończyć. Mam jeszcze sporo nauki- rzucił ni stąd ni zowąd, rozłączając się.
              Zirytowana rzuciłam komórkę na biurko. Nie tak wyobrażałam sobie nasze pierwsze wspólne walentynki. Liczyłam, że wyskoczymy na jakąś kolację albo też poleżymy w łóżku, oglądając kultowe komedie romantyczne. Obchodziliśmy dzisiaj święto zakochanych, a ja siedziałam sama w pokoju, ślęcząc nad głupimi zadaniami z matematyki.
- [T.I], wybieramy się z tatą do restauracji- w pewnym momencie do mojej sypialni weszła mama.- Może chcesz iść z nami?- spytała, przysiadając na białym fotelu.
- Nie będę Wam psuć wieczoru- rzuciłam, nie patrząc na nią.- To w końcu wasze święto- powiedziałam, zdobywając się na wymuszony uśmiech.
- [T.I] mogę Cię o coś zapytać?- skinęłam głową.-Jak się układa twój związek z Zaynem? Jesteście razem szczęśliwi?
- Tak, mamo- warknęłam.
- Spotykacie się dzisiaj?- dopytywała.
- Nie- burknęłam niewyraźnie.- Umówiliśmy się na weekend.
- Kochanie, w sobotę jedziemy do Maury. Nie mogę tego teraz odwołać. Zaprosiła nas już ze dwa tygodnie temu- stwierdziła moja rodzicielka.- Poza tym chcę, żebyś zobaczyła się z Niallem. Odkąd spotykasz się z Zaynem, straciliście kontakt.
- Mamo!- pisnęłam.- To on się do mnie nie odzywa, a nie ja do niego- podsumowałam zwięźle jej wypowiedź.
- Niech ci będzie- westchnęła niezbyt przekonana.- Dobranoc, kochanie- oznajmiła i na pożegnanie pocałowała mnie w policzek.
- Bawcie się dobrze- zawołałam za nią i ponownie zabrałam się za pracę domową. Ten wieczór był wyjątkowo beznadziejny. Wszyscy gdzieś wychodzili, spotykali się w gronie najbliższych. Każdy miał co świętować, a ja leżałam w łóżku, wpatrując się w jakieś bezsensowne zadanie.
              Nawet moja najlepsza przyjaciółka była w lepszej sytuacji ode mnie. Już od samego rana została hojnie obdarowana przez swojego chłopaka. Przez cały dzień dumnie chodziła z wielkim bukietem czerwonych róż i pluszowym misiem z napisem I love you. Wieczorem natomiast wybierali się na uroczystą kolację przy świecach.
               Szczerze mówiąc, miałam już tego dosyć. Szybko wyskoczyłam z ciepłego łóżka. Narzuciłam siwy kardigan i szybkim krokiem udałam się do salonu. Podłączyłam iPoda do głośników, a parę sekund później popłynęły z nich pierwsze nuty piosenki High Hopes, która od razu wprawiła mnie w lepszy nastrój.
                I wtedy przyszedł sms od Zayna. Wyjdź na zewnątrz- przeczytałam i zaciekawiona udałam się w kierunku drzwi. Zastanawiałam się co tym razem wymyślił mój chłopak. Założyłam kurtkę. Włożyłam ciepłe buty i wyszłam na dwór. I w tym momencie dostrzegłam go. Stał na podjeździe, szeroko się do mnie uśmiechając, a w dłoni trzymał bukiet żółtych tulipanów. Nie czekając ani sekundy dłużej, zbiegłam po schodach, o mało się nie wywracając, aż w końcu znalazłam się w jego silnych ramionach.
- Dobry wieczór, kochanie- wyszeptał czule, całując mnie w czoło.
- Myślałam, że nie przyjedziesz- powiedziałam, odnajdując jego usta.
- Tęskniłem- oznajmił pomiędzy pocałunkami.- Poza tym nie mógłbym spędzić tego dnia bez ciebie- odpowiedział, gładząc mnie po policzku.
- Wejdźmy do środka- zaproponowałam, pociągając go za dłoń.
- Mam lepszy pomysł- stwierdził, szeroko się uśmiechając.- Panie przodem- oświadczył zmysłowym, lekko zachrypniętym głosem i wskazał ręką bym udała się do ogrodu. Nie protestowałam. Skinęłam jedynie delikatnie głową i oboje w zupełnej ciszy, poszliśmy w owym kierunku.
- Zayn, co ty wymyśliłeś?- zaśmiałam się, bacznie lustrując jego pełne, miękkie wargi, które aż prosiły się by je pocałować.
- Zaraz zobaczysz, skarbie- mruknął, a następnie przelotnie musnął moje czoło. Kochałam to uczucie. To było coś niesamowitego, gdy jego usta stykały się z moją skórą. - Zapraszam- powiedział, ująwszy mnie za ramiona.
              Objęci usiedliśmy na niewielkim, pluszowym kocu, który leżał na środku drewnianej altany. Brunet zadbał o wszystko. Były świece, kolejny bukiet kwiatów, opakowania moich ulubionych ciastek, a nawet srebrny termos. Położyłam się obok Zayna, wtulając się w jego ciepły bok. W tej chwili nie obchodziło mnie, że temperatura osiągała niewielkie wartości. Nie przejmowałam się chłodem. Teraz liczył się tylko Zayn i to, że leżał tu obok mnie.
- Dziękuję, że przyjechałeś- oznajmiłam w pewnym momencie, czule złączając ze sobą nasze usta.- Dziękuję, że mnie nie zawiodłeś- wyszeptałam, okrywając się szczelniej kocem.
- Zimno?- spytał, biorąc moje zmarznięte dłonie do kieszeni swojej kurtki.
- Nie- pokręciłam głową, powoli zamykając powieki.- Kocham Cię, Zayney.
- Ja ciebie też, słonko- odparł.
                Jeszcze parę chwil leżeliśmy szczelnie objęci na kocu. Później poskładaliśmy jedzenie i trzymając się za ręce, udaliśmy się w kierunku domu. Zostawiliśmy wszystkie tobołki w kuchni, a cisza, która panowała między nami, tylko podsycała moją wyobraźnię. Zaczęłam wyobrażać sobie, co wydarzy się potem? Jak potoczy się ten wyjątkowy wieczór?
                 W pewnym momencie Zayn przyłożył dłonie do moich policzków, a przez moje ciało przeszedł dreszcz ekscytacji. Bliskość naszych ust najwidoczniej wystawiała nas na próbę. Mijały sekundy, które sprawiały wrażenie ciągnąć się w nieskończoność, aż w końcu Mulat delikatnie musnął moje spragnione jego bliskością wargi.
- Muszę Cię pocałować- stwierdził filuternie, przyciągając moją twarz zdecydowanie bliżej. I tym razem jego usta spoczęły na moich zdecydowanie dłużej. Nasze języki toczyły zawziętą bitwę, bitwę do utraty tchu. Moje palce wczepiły się w jego niesamowicie gęste, kruczoczarne włosy, a jego dłonie powędrowały niżej.
                    Nagle zorientowałam się, że się unoszę, a zaledwie parę sekund później moje plecy, opierały się o chłodne, drewniane schody. Mimowolnie poczułam, iż się czerwienię. Pragnęłam tego, ale nie chciałam by doszło do czegokolwiek na tych starych, wysłużonych szczeblach. Nie chciałam fajerwerków, ale w głębi duszy liczyłam, że ten moment, okaże się chociaż w jednej dziesiątej, tak wspaniały jak opisują go w książkach.
- Zayn- zaczęłam, przełykając głośniej ślinę.
-Ciii, kochanie- wyszeptał zmysłowo do ucha, ponownie mnie podnosząc.
-Czemu mnie nosisz, głuptasie?- zaśmiałam się.- Wiesz, że umiem chodzić, prawda?- przekomarzałam się z nim.
- Myślałem, że marzysz by znaleźć się w moich silnych, męskich ramionach- stwierdził, posyłając mi jeden z najbardziej rozbrajających uśmiechów, jakie kiedykolwiek widziałam.
-Oczywiście- odparłam, starając się zachować powagę.- Ale teraz mój rycerzu postaw swą damę na ziemi. Pani chce dojść o własnych siłach do pokoju- prychnęłam.
-Widzę, że komuś się wyostrzył dowcip- zakpił brunet, jednocześnie stawiając mnie na ziemi.- Jakie masz plany na resztę wieczoru?
- Nie wiem- wzruszyłam obojętnie ramionami.- To zależy od tego jak długo zostajesz- powiedziałam zalotnie, puszczając mu oczko.
- Rano muszę być w Londynie, ale to nie zmienia faktu, że tej nocy jestem do twojej dyspozycji- uśmiechnął się od ucha do ucha, otwierając szerzej drzwi do mojej sypialni.
- Brzmi obiecująco- stwierdziłam, a następnie wspięłam się na palcach i obdarzyłam jego ciepłe, miękkie wargi krótkim pocałunkiem.- Cieszę się, że mimo wszystko jesteś tu teraz ze mną. Gdyby nie minione wakacje, najprawdopodobniej nie poznalibyśmy się- westchnęłam, na myśl o naszym pobycie na Wyspach Kanaryjskich. 
                Niall.
                Cholera.
                Nie odzywał się do mnie już od kilku miesięcy. Czasami jedynie mama mówiła mi po spotkaniach z Maurą, co u niego słychać i czym się obecnie zajmuje. A w najbliższy weekend miałam się z nim spotkać. O s o b i  ś c i e. Myśl o spotkaniu przerażała mnie, ale zarazem cieszyła. Liczyłam, że w końcu, będziemy mogli porozmawiać w cztery o oczy. Chciałam by wreszcie mi zaufał, a nie wierzył w te wszystkie brednie. 
- Wszystko w porządku?- zapytał ni stąd, ni zowąd Zayn.
-Tak- oznajmiłam bez zastanowienia, siląc się na pojedynczy uśmiech.- Po prostu jestem już trochę zmęczona- oświadczyłam wymijająco.
- W takim razie połóżmy się- zaproponował brunet, sadowiąc się na skraju łóżka.- Po której stronie chcesz spać?
- Może być po prawej- mimowolnie zaśmiałam się i położyłam obok niego.- Kocham cię- wyszeptałam po chwili, wtulając się w jego szyję.
-Ja ciebie też- odparł, całując mnie w policzek.
                 Przez dłuższy czas leżeliśmy wśród pościeli i kolorowych poduszek, oglądając Ostatnią piosenkę. Ten film za każdym razem działał na mnie rozczulająco. Zawsze gdy widziałam końcowe sceny, nie mogłam nie uronić choć jednej łzy. Może byłam niepoprawną romantyczką, ale fabuła i problemy z jakimi musieli zmierzyć się główni bohaterowie, porywały mnie. Tak było i tym razem.
                 Zayn trzymał mnie przez cały czas mocno w ramionach. Kiedy film dobiegał już końca i w tle zaczęły pobrzmiewać pierwsze nuty When I look at you, usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzałam na ekran i zobaczyłam nową widomość od Nialla. Zamarłam.

                                                                                                                     MissPotatoe 

Wreszcie udało mi się skończyć tę część! Ufff :o 
Wiem, że od dawien dawna ten imagin nie gościł na naszym blogu i musiałyście na niego czekać wręcz wieki, ale nareszcie udało mi się coś sklecić :P Tak naprawdę mam mieszane uczucia, co do tego parta :\ Hmm nie jestem z niego usatysfakcjonowana, dlatego ciekawi mnie, co WY o nim sądzicie :* Jesteście za Zaynem czy Niallem? Jakiego spodziewacie się zakończenia? Czego chciał od [T.I] Niall? Piszcie, komentujcie, motywujcie ;) 
co najmniej 20 komentarzy= nowy imagin!!! 

niedziela, 14 czerwca 2015

#160 Zayn 10, część 1

Z dedykacją dla Patrycji (kolejna część też będzie dla Ciebie :*)

-Panie Malik?-wrogi głos dyrektora po raz kolejny powtórzył moje nazwisko.
-Tak?-odwróciłem się w stronę, z której dobiegał głos.
-Przyjechali właśnie rodzice panny [T.N]. Jej ojciec bardzo nalega na spotkanie z panem.
-Tak, oczywiście się z nim zobaczę. Teraz?-odpowiedziałem nieco zakłopotany.
-Tak. Proszę za mną. Spotkamy się we trzech w moim gabinecie.
Niepewnie przytaknąłem głową i ruszyłem za mężczyzną, który nigdy za mną nie przepadał, a teraz nawet tego nie ukrywał. W środku już byłem pokonany, ale dumnie podniosłem głowę i starałem się zachowywać tak jak zawsze. Gdy byliśmy już na miejscu usiadłem na fotelu czekając na przybycie ojca mojego kochanego aniołka. Czułem, że będzie ciężko. Ale najbardziej w tym wszystkim szkoda mi jej. Nie zrobiła nic złego, a musi cierpieć. Wszystkiemu winny jestem ja, który nie potrafił pohamować swoich pragnień. Nie mogę znieść widoku jej łez. Kilka minut temu, kiedy ją żegnałem moje serce się łamało. Nie wiem jakim cudem po tym wszystkim co jej zrobiłem, ona mogła tak po prostu mi wybaczyć, na nowo zaufać, a w końcu pokochać. Ona nie zasługuje na to cierpienie...
-Gdzie jest ten pedofil?-krzyknął jakiś mężczyzna, który dopiero co wbiegł do gabinetu.-Gdzie ten pieprzony skurwysyn, który skrzywdził moją córkę?!
-Panie [T.N]. Proszę się uspokoić. -w ostatniej chwili odciągnął go ode mnie dyrektor.
-Jak mam się uspokoić?! Takie rzeczy dzieją się w szkole? Pan do tego dopuszcza? Ten mężczyzna wykorzystał moją córkę! Na początku się nad nią znęcał a teraz to!
-Proszę pana...-głowa szkoły starała się uspokoić tego furiata- jeszcze nic nie wiadomo, to zdjęcie nie potwierdza wszystkich pana przypuszczeń...
-Nie potwierdza?! Akurat teraz kiedy ktoś wysłał jakieś cholerne zdjęcie?! Kiedy moja córka nie nocowała ostatnio w domu?! Kiedy wymyka się gdzieś wieczorami?! Kiedy ktoś jej wysyła jakieś pieprzone kwiaty?! Żądam żeby natychmiast wezwał pan policję!
-Spokojnie... Może najpierw porozmawiajmy z pana córką....
-Nie! Nie chcę z nikim rozmawiać. Jeżeli pan nie zadzwoni na policję to ja to zrobię!
-Nie mamy dowodów!
Siedziałem skulony w fotelu i przysłuchiwałem się tej wymianie zdań. To nie tak miało być! Mieliśmy wszystkiego się wyprzeć, a potem coś bym wymyślił!
-Mam inny pomysł..-zaczął ponownie dyrektor.-Jeżeli panna [T.N] nie potwierdzi, że do czegoś między nią, a panem Malik'em doszło to nie róbmy niepotrzebnego zamieszania. Żeby wybić tej dziewczynie z głowy takie sytuacje, powiemy, że pan Malik ma żonę...
-To nie przekona mojej córki!-wtrącił się pan [T.N]- Zresztą po co bawić się w coś takiego?! Od razu zamknąć tego zboczeńca w więzieniu i będzie spokój!
-Mogę zadzwonić do jednej dziewczyny, żeby udawała moją narzeczoną...-zaproponowałem cicho i już widziałem jak mężczyzna naprzeciw mnie zaczyna wiercić się na swoim miejscu.
-No dobrze.-wreszcie powiedział niechętnie.-Zgadzam się. Ale ty!- wskazał palcem na mnie.-Masz już nigdy się z nią nie skontaktować. Trzymaj te cholerne łapska z dala od niej! Niech tylko się dowiem, że do niej zadzwoniłeś, albo zaproponowałeś spotkanie... to przyrzekam. Zabije cię!
-Mam na to inną radę..- odparł tajemniczo dyrektor-mam takie urządzenie, które będzie kontrolowało rozmowy między tymi dwoma numerami... Pana Malika i panny [T.N]....Zgadza się pan?-zwrócił się do mnie. Dwa nienawistne spojrzenia skierowane na mnie.
-Tak.-odpowiedziałem pewnie, chociaż wiedziałem, że to najgorsza decyzja w moim życiu.-Obiecuję, że już nigdy nie skontaktuje się z [T.I]...
***
7 lat później
Codzienna rutyna. Obudzić się, pójść do pracy, zjeść coś na mieście i spędzić cały wieczór na siłowni. A potem i tak wracam do domu. I myślę o niej. Nic tego nie potrafi zmienić. Choć byłbym śmiertelnie zmęczony, nie miał na nic ochoty i tak, gdy zamknę oczy pojawia się ona. [T.I] gdy się uśmiecha , [T.I] która odgarnia włosy z czoła, [T.I] która patrzy na mnie tak, jak nikt inny nie potrafi... [T.I], [T.I], [T.I]! Wspomnienia nie dadzą mi normalne żyć. Minęło siedem lat, siedem pieprzonych lat, a ja jak jakiś gówniarz, beznadziejnie zakochany nastolatek ciągle to rozpamiętuje. Malik! Masz trzydzieści trzy lata! Skończ z tym dziecinnym zachowaniem!-próbuje doprowadzić się do porządku. Ale nie pomaga.
Co robię teraz? Gdzie mieszkam? Jak się mam?
Jestem nikim. Wiedziałem, że to rozstanie może wiele mnie kosztować, ale nawet po tylu latach nie potrafię zacząć normalnie żyć. Ktoś z boku mógłby rzec, że jestem normalnym facetem- codziennie rano ubieram się w garnitur i jadę swoim samochodem do pracy. Nie jestem już nauczycielem. Nie chodzi o to, że ponownie mógłbym zakochać się w uczennicy. Ten jeden jedyny raz był wyjątkiem. Ale kto potrafiłby oprzeć się jej urokowi? Mieć ideał dla siebie, choćby na jeden tydzień. Zbyt wielką cenę muszę teraz za to płacić....
Pracuję w urzędzie, kiedyś wyśmiewałem taki zawód. Bezczynnie siedzieć przy biurku i wypełniać jakieś papiery. To nie szczyt moich marzeń. Ale gdy muszę ubrany elegancko skupić się na swojej pracy nie myślę o niej. Jako wf-ista miałem za dużo czasu na myślenie. Obecnie jedyne do czego dążę to wyłączyć się, przestać myśleć.
Zaraz po rozstaniu z [T.I] przeprowadziłem się do rodziców. Znów zwalam się im na głowę. Ale zdałem sobie sprawę, że tamto mieszkanie nigdy nie było przeznaczone dla jednej osoby. Kilka dni po wyrzucenie mnie ze szkoły Doniya pomogła mi się przeprowadzić. W sumie to ona bardzo mi pomogła. Po kilku miesiącach przełamałem się i o wszystkim jej powiedziałem. Rozmowy z siostrą dały mi trochę ulgi. Przestałem być wiecznie przygnębiony i smutny. Ale czy jeszcze kiedykolwiek będę potrafił szczerze się uśmiechnąć. Powiedzieć, że naprawdę jestem szczęśliwy? Wątpię.
Próbowałem różnych sposobów żeby zapomnieć, ale każda cząstka mnie uparcie dążyła do codziennych przypomnień jej braku. Picie alkoholu nic nie dawało. Jednego dnia być aż nieprzytomnym po imprezie, ale wtedy też bywają natchnienia do zastanawiania się nad życiem, co w moim przypadku oznaczało tylko jedno. Inne kobiety? Nie, to nie przejdzie po byciu z nią. Jak dotąd nie znalazłem złotego środku...
-Zayn! Zayn!- nawoływania mojej siostry zakłóciły panujący wokół spokój.
-Hmmmm?!-zamruczałem, bo nawet nie chciało ułożyć mi się ust, aby wypowiedzieć konkretne słowo.
-Włącz telewizor! Zaraz będzie fajny film!
-Komedia romantyczna?!-zapytałem żałośnie, chociaż znałem już odpowiedź na to pytanie.
-Tak, ale ta ci się spodoba!
-Czy w tym domu nie da się rozmawiać normalnie tylko krzyczeć na cały głos?-do salonu weszła mama.-Jak człowiek, przyjść i się zapytać, a nie jedno krzyczy z kuchni do drugiego w salonie.-spokojnie tłumaczyła wchodząc do łazienki.
Na moich ustach zamajaczył uśmiech. Wiedziałem, że nie była zła.
Sięgnąłem po pilot i włączyłem telewizor.
-Na jakim kanale?1
-Nie wiem!-odkrzyknęła.- tytuł „Titanic”!
-Oszalałaś?! Przecież to nie jest komedia romantyczna, a poza tym oglądaliśmy to miliony razy!-jęknąłem jeszcze bardziej zrezygnowany.
-Takie filmy nigdy się nie nudzą! Szykuje popcorn!
-Taaaak, chyba tobie.- westchnąłem i zacząłem szukać programu na którym miał lecieć film. Nagle moją uwagę przykuły wiadomości. Nie to nie możliwe! Mam chyba zwidy! Coś o siatkarkach- pomyślałem rozczarowany i w chwili kiedy już wcisnąłem przycisk zobaczyłem ją. Minęło siedem lat a ja ją kurwa poznałem i byłem pewny, że to ona, to musi być ona! W pośpiechu zacząłem przyciskać kolejne guziki! Gdzie ten cholerny program?! Rozpaczliwe próby w końcu przyniosły efekty, a moje serce zamarło. Stała tam. Stała i się uśmiechała. Do kamery, do mnie.
-[T.I]!-krzyknęła kobieta, prawdopodobnie prowadząca wywiad. W tle było widać boisko siatkarskie. Obecne były krzyki i piski. Pogłośniłem, żeby móc wyraźnie wszystko usłyszeć. Mama właśnie wyszła z łazienki i już chciała coś powiedzieć, kiedy skutecznie ją uciszyłem przyciskając palec do ust.
-[T.I] Mamy to! Mamy brąz! Najlepszy dzień w życiu?-mój anioł delikatnie się uśmiechnął. Była taka idealna, jak zawsze. Nieśmiało spojrzała w kamerę, a potem z powrotem na kobietę. I ponownie się uśmiechnęła, tym razem szerzej. Cudownie było ją oglądać taką wesołą i roześmianą. Patrzyłem w ekran jak zaczarowany. -Na pewno jeden z najlepszych, ale jednak nie ten najlepszy...-Powiedziała, a we mnie znów wszystko zawrzało. Jej głos, który przez najgorsze pół roku utrzymywał mnie przy życiu. Delikatny, przyjemny, uprzejmy...
-Pierwszy mecz? Pierwsze mistrzostwa? Pierwsze zetknięcie z piłką?-mówiła biegle kobieta-Opowiedz nam o swoim najlepszym dniu w życiu... Skoro przebiło to zdobycie brązowego medalu na Mistrzostwach Europy...
Jej uśmiech kiedyś mnie zabije. Ponownie jej kąciki ust kusząco uniosły się ku górze. Była taka niewinna.
-Nie wiem czy to moment żeby o tym mówić.-odparła niepewnie, ale zaraz potem dodała.- To nic związanego z siatkówką.
-Opowiedz.-zachęcała blondynka.
-Pozornie nic wielkiego. Zwykły wieczór. Rozmowa, robienie pizzy, kolacja.-i w tym samym momencie i ja i ona się uśmiechnęliśmy. Wiedziałem o czym mówi i nie potrafiłem poskromić szczęścia jakie w tamtym momencie mnie ogarnęło. Pamiętała mnie! Co więcej, nadal mogłem cieszyć się jej sympatią!
-Ale to był wyjątkowy dzień. Z ukochaną osobą wszystko wydaje się lepsze...-powiedziała już nostalgicznie i nieco smutniej.
-Rozumiem.-odpowiedziała kobieta i byłem pewien, że nikt na świecie oprócz mnie nie jest w stanie tego zrozumieć.
-Zayn! Jest już?-Och Doniya! Błagam! Nie teraz!
-No to może opowiesz nam o tym, co skłoniło cię do zainteresowania tym sportem? Do rozpoczęcia treningów... Bo jak wszyscy doskonale wiedzą, bądź co bądź, zaczęłaś naprawdę późno...
-Zayn!-do salonu weszła dziewczyna i gdy tylko spojrzała w telewizor przytknęła dłoń do ust i opadła na kanapę. Wiedziała, że to [T.I]. Ta [T.I]. Widziała rysunki. A moja księżniczka prawie w ogóle się nie zmieniła. Może trochę urosła...
-Ehhh...-zawahała się, a potem podniosła wzrok i popatrzyła prosto w kamerę.-Nauczyciel. Mój nauczyciel wf-u. On pewnie o tym nawet nie wie, ale to jemu zawdzięczam wszystko to co mnie teraz spotyka.- Mówiła jednocześnie z bólem i wdzięcznością, radością i smutkiem.
-Haha- zaśmiała się blondynka.-Nauczyciel-autorytet. Wf-ulubiony przedmiot. Nauczyciele mają duży wpływ na uczniów. Bywa, że dzieciaki kochają swoich nauczycieli.
-Tak, dokładnie. Zgadzam się w stu procentach.-przytaknęła moja była uczennica (i ktoś więcej).
-Musimy już iść.- do rozmawiających dołączyła jakaś siatkarka.
-Ehhh- westchnęła blondynka- W takim razie dziękuję bardzo. Rozmawiała ze mną [T.I] [T.N] brązowa medalistka Mistrzostw Europy 2021 w siatkówce kobiet.-siatkarki odeszły, a kobieta kontynuowała swoją wypowiedź.- Przypominam, że już jutro o godzinie 18 cała drużyna wyląduje na lotnisku w Londynie, a kibice szykują specjalne powitanie. Może uda wam się zdobyć autografy albo zdjęcia? Życzymy powodzenia!
Przeniesiono się do studia.
-Tak wczoraj wyglądał wieczór w Zurychu. Serdecznie gratulujemy medalu, a teraz...
Wczoraj?!
-Zayn jedź!-natychmiast oprzytomniała moja siostra.- Masz szansę!
-Ile mam czasu?-zapytałem roztargniony zbierając kluczyki ze stołu.
-Dwie godziny, trzymam kciuki.-uśmiechnęła się ze łzami w oczach.
-Jadę-krzyknąłem już z przedpokoju zakładając kurtkę.
-Mamo! To była ona! To ta dziewczyna o której Zayn ciągle mówił! To [T.I].-usłyszałem jeszcze Doniye zanim opuściłem dom.
Jeszcze chyba nigdy tak szybko nie jechałem. W duchu błagałem o dwie rzeczy- zdążyć i nie zostać zatrzymanym, bo wtedy pogrzebałbym wszystkie swoje nadzieje.
Po półtorej godziny znalazłem się na parkingu obok lotniska. Cholera! Ani jednego wolnego miejsca? To żart! Minuty uciekają nieubłaganie szybko, a ja nawet nie mam gdzie postawić tego pieprzonego samochodu! Wreszcie! Jakimś cudem samochód obok właśnie opuszczał plac. W pośpiechu zaparkowałem i niemal wybiegłem. Teraz tylko dostać się tam i... no właśnie! Czego ja oczekuję? Że wychwycimy się w tłumie i padniemy sobie w ramiona? Zayn PLAN! Nie-poprawiłem się szybko, nie czas na planowanie, tylko się do niej dostać, potem będzie już z górki. W środku były tłumy ludzi. Rozejrzałem się pospiesznie po wnętrzu. Wszyscy ubrani w barwy narodowe Anglii. Setki osób których rozmowy niosły się echem. Jak mam ją znaleźć? Muszę, muszę coś wymyślić. Do tej pory nawet nie zdawałem sobie sprawy jak pragnę znów ją zobaczyć. Teraz gdy stało się to realne do spełnienia nie jestem w stanie poskromić niecierpliwości i niepewności. Mocno zaciskałem pięści w nadziei, że to pomoże mi jakoś powstrzymać nerwy. Nagle nastała cisza, a chwilę potem ponownie wzniosły się okrzyki. Tym razem były to chyba jakieś specjalne przyśpiewki fanów. Z determinacją przepychałem się do miejsca, które wzbudziło tyle emocji.
-Przepraszam, ja muszę.- mówiłem już nieco zdesperowany, kiedy powstał wielki mur z kibiców, którego nie byłem w stanie pokonać.
-Każdy musi.-odezwał się ktoś z boku.- Nie tylko pan chce autograf.
Zrezygnowany załamałem ręce, w duchu tłumacząc im wszystkim, że gdzieś mam głupie autografy czy zdjęcia. Ja chcę jej. Czy to aż tak wiele? Chce odzyskać to co miałem.
Przeszedłem w sam bok obserwując innych. Chyba moje marzenia w tym momencie odlatują. Ale poczekam jeszcze, może uda mi się ją chociaż zobaczyć? Mijały kolejne minuty a ja nadal nie odnalazłem tego co chciałem. Głośny gwar zagłuszał nawet moje myśli.
-Kocham cię, [T.I]!-krzyknąłem z ostatnią cząstką nadziei. Na chwile zapanowała cisza. Zaczynałem już się cieszyć, że w jakichś sposób zwróciłem na siebie uwagę, ale nie trwało to długo. Chwilę potem tłum zaczął podobnie jak ja deklarować swoje uczucia. To koniec, przegrałem. Z przeznaczeniem nie da się wygrać. Więc jak widać moim przeznaczeniem nie była ona.

Zaczęły podnosić się krzyki i prośby by jeszcze zostały. Widocznie już się zbierają. Zrezygnowany poczułem łzy pod powiekami. Dawno już nie czułem się tak bezsilny i pokonany. Być tak blisko a nawet nie dać znaku, że jestem.
Ciąg dalszy nastąpi
Foreverdirectioners 

Hej wszystkim :*
Jak dobrze wiecie zapowiedziałam już jakiś czas temu, że robię sobie przerwę, ale pytacie o tego imagina, więc postanowiłam wstawić tu pierwszą część ostatniego rozdziału (pierwotnie nie miało być podziału na części). Ostatnio bardzo zaniedbałam pisanie, ale mam nadzieję, że się to zmieni :*
Za rok mam maturę więc chyba to jedyny czas żeby jeszcze nacieszyć się pisaniem i wolnym czasem :). Mam nadzieję, że niedługo powrócę do wiru wykorzystywanej weny, jeśli:
a) nie pójdę na kurs prawa jazdy
b) znajdę więcej wewnętrznej siły na pisanie niż robienie czegokolwiek innego.
bo chęci i pomysłów mam mnóstwo :*
Już niedługo wakacje! Jak tam ostatnie dni w szkole? :P
Na moim koncie na Google+ jest mój amatorski zwiastun do tegoż imagina. Z początku byłam z niego bardzo dumna, teraz już to minęło i jestem trochę zażenowana, ale początki zawsze są trudne, co nie? :* Więc jeśli macie ochotę obejrzeć, to tu jest LINK
Obiecuję, że kolejny, który szykuje będzie milion razy lepszy (jeśli ujrzy światło dzienne).

poniedziałek, 8 czerwca 2015

#159 Harry cz.6 (ostatnia)

~kilka dni później~
Siedziałam w swoim biurze, gdy nagle wszedł do mnie John - kolega z pracy.
- Cześć, [t.i.].
- Cześć.
- Jak się bawi Nate na urlopie? Nie odbiera ode mnie telefonu i trochę się martwię.
Usiadł naprzeciwko mojego biurka.
- Jak to? - spytałam zdziwiona. - Nate jest w delegacji.
- Niemożliwe, [t.i.]. Następną delegację mamy dopiero za miesiąc i ja też w nią jadę. Boże, powiedziałem coś nie tak? Przepraszam.
- Nie - wycedziłam. - Dobrze, że do mnie przyszedłeś.
Zaraz po wyjściu Johna poszłam do Amelii - naszej kadrowej.
- Powiesz mi, kto oprócz Nate'a wziął urlop na ten tydzień?
Popatrzyła na mnie niepewnie.
- Nie wiem, czy mogę… - zawahała się.
- Amelio, to ważne. Proszę. Nikomu nie powiem.
- Hm… - Wlepiła wzrok w ekran komputera. - On i Suzanne mają urlopy.
- Tylko oni?
- Tak, z tego, co widzę, to tak.
- W porządku. Dziękuję ci bardzo.
Po skończeniu pracy od razu pojechałam do mieszkania Nate'a. Drzwi otworzyłam zapasowym kluczem, który otrzymałam od niego.
Rozejrzałam się. Nie miałam zamiaru szpiegować, ale tym razem po prostu musiałam.
Na stole w kuchni leżało potwierdzenie rezerwacji na nazwisko Nate'a na lot na Malediwy. Dla… dwóch osób. Usiadłam bezradnie przy stole, przyglądając się kartce. Po chwili wstałam i udałam się do salonu, gdzie spojrzałam na telefon stacjonarny stojący na komodzie.
To nie w twoim stylu, [t.i.]. Nie w twoim stylu.
Wcisnęłam guzik i zaczęłam odsłuchiwać stare wiadomości na sekretarce.
Od mamy… od kolegi… ode mnie… znowu od mamy… znowu ode mnie… od kolejnego kolegi…
Gdy już prawie straciłam nadzieję, nagle usłyszałam:
- No, hej, Misiu. Tu Suzanne. Oddzwoń, jak będziesz mógł. Chciałam tylko omówić szczegóły naszego wyjazdu. Pa, pa.
Poczułam nagły napływ łez do oczu. Kucnęłam bezradnie, opierając się czołem o komodę.
Nie będę płakać, nie będę płakać…
Podniosłam się i w nagłym przypływie złości wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer Nate'a. Gdy tylko odebrał, puściłam mu nagranie z jego własnej sekretarki, po czym wyrzuciłam z siebie:
- Och, Misiu. Mam nadzieję, że dobrze się bawisz na Malediwach, Misiaczku.
- [t.i.], zaczekaj… Pogadajmy.
- Nie mamy o czym. Spieprzaj z mojego życia.
Rzuciłam telefonem o ścianę i wybiegłam z jego mieszkania, nie zamykając drzwi. Skoro stać go na kochankę, to równie dobrze stać go na to, żeby zostać okradzionym.
~*~
Nie mogłam dojść do siebie. Chrzanić Nate'a i cały nasz związek. Bardziej bolało upokorzenie, jakiego zaznałam.
Czego mi brakowało, że musiał znaleźć sobie kochankę, co?, zadawałam sobie pytanie bez odpowiedzi.
Około 21:00 zadzwoniła do mnie Mel i zaczęła na wstępie wykrzykiwać do słuchawki:
- Ty idiotko! Kretynko! Gamoniu! Debilko!
- O co chodzi? - spytałam.
- Wiesz, że Styles jutro wyjeżdża?
- Wiem. Rozmawiałam z nim parę dni temu.
- I tak to zostawisz?
- A co mam zrobić? - fuknęłam. - Nie rozumiesz, Mel. Dosyć już namieszałam w jego życiu. Chcę mu pozwolić zapomnieć.
- Myślisz, że można zapomnieć o kimś, kogo się kochało? On cię kocha! Błagam cię. Chrzań Nate'a. Ze Stylesem będziesz szczęśliwa.
- To nie takie proste, Melanie - odparłam łamiącym się głosem. - Nate mnie zdradził…
Rozpłakałam się cicho.
- I jak ty się trzymasz? - zasypywała mnie gradem pytań. - Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Zresztą. Jadę do ciebie.
Rozłączyła się, zanim zdążyłam zaprotestować.
Spędziła ze mną cały wieczór. Narzekałyśmy na facetów, piłyśmy wino (ale nie za dużo, bo przecież obie następnego dnia szłyśmy do pracy).
Pod wieczór wyszła. Chciałam zostać sama. Uszanowała to.
* * *
— [t.i.], do kurwy nędzy, otwórz! — wydzierał się Nate, a ja stałam tak oparta o nie plecami i płakałam. Pierwszy raz słyszałam, żeby tak przeklinał. Od kliku minut dobijał się do moich drzwi i, mimo wczesnej pory, darł się jak opętany.
I niech szlag trafi moje powalone uczucia. Tak naprawdę miałam już w dupie Nate'a, Suzanne, ich zdradę. Tyle myśli się we mnie kotłowało, że sama nie potrafiłam nad nimi zapanować. Nate przestał mnie obchodzić w jednej chwili. Styles od długich miesięcy nie wychodzi z mojej głowy. Banał. Wierzycie w te romantyczne bzdety o przeznaczeniu i drugiej połówce? Ja nie, ale jeśli takie coś rzeczywiście istnieje, to właśnie tego doświadczyłam. Z facetem, który był moim szefem. Z facetem, który za parę godzin wyjedzie daleko stąd. Z facetem, który jest cholernie przystojny i zawrócił mi w głowie do tego stopnia, że nawet gdy miałam chłopaka, cały czas siedział mi w głowie.
Do diabła z facetami – rzekłaby w tym momencie bohaterka komedii romantycznej. Zgadzam się z nią.
— Nate, wyjdź — łkałam.
— Otwórz te drzwi!
— Wyjdź!
— Nie wyjdę, dopóki…!
Nagle wszystko ucichło. Wyjrzałam przez wizjer i zobaczyłam Nate'a i jeszcze kogoś. Otworzyłam drzwi i spojrzałam na Harrego prawie jak na superbohatera. Czarne rurki, biała koszula, marynarka. Mój bohater.
— Nie słyszałeś, co powiedziała? — zapytał szatyn. — Masz wyjść.
— A to kto? — prychnął pogardliwie Nate. — Twój kochanek?
Wtedy Harry chyba nie wytrzymał. Jedną ręką chwycił koszulę Nate'a i przycisnął go do ściany.
— Wiesz, co ci powiem? — syknął z jadem. — Jesteś pospolitą, męską szmatą. Nie wiem, dlaczego taka wspaniała kobieta, jak [t.i.], postanowiła być ci wierna, ale nie zasłużyłeś na to, tak samo jak na to, żeby ci teraz wybaczyła, więc wynoś się stąd, skoro nie potrafisz zapanować nad spodniami, bo za chwilę cię wykastruję i nie będę się zastanawiał nad spadkiem przyrostu naturalnego w Wielkiej Brytanii. I wiesz co? Może nawet byłoby lepiej, gdybym to zrobił. Takie cholerstwo, jak ty, nie powinno się rozmnażać.
Zaczęłam znowu płakać i tak naprawdę już sama nie wiedziałam dlaczego.
Harry puścił Nate'a, a ten bez słowa odszedł.
— Harry… — Rzuciłam mu się na szyję.
Objął mnie mocno. Schowałam twarz w jego szyi. Przez chwilę po prostu poczułam się beztrosko, lecz gdy pierwsze emocje minęły, nagle dotarło do mnie, że to koniec. On wyjeżdża.
Odsunęłam się od niego.
— Kiedy wyjeżdżasz? — zapytałam, podciągając nosem.
Zrobił pełną rozczulenia minę, po czym wyjął z kieszeni spodni chusteczkę i przetarł nią moje mokre policzki.
— Kocham cię — oznajmił — i grubo się mylisz, jeśli sądzisz, że odpuściłbym sobie teraz, kiedy wreszcie jesteś sama. Lecisz ze mną. O 12:00 mamy samolot.
— Ale…
— Nie ma ale! Już wszystko załatwiłem. Masz dwa tygodnie urlopu. Chyba umiesz jeździć na nartach? Dalej, idziemy się pakować.
— Czy ja mam tu coś do powiedzenia? — zapytałam.
Ujął moją twarz w dłonie.
— Możesz powiedzieć tylko tyle, że: a) już idziesz się pakować, b) bardzo się cieszysz, bo cholernie za mną tęskniłaś — oznajmił, całując kącik moich ust.
— Jesteś szalony. — Uśmiechnęłam się.
— Tego nie było na liście, ale prawda — odparł, przyciągając mnie do siebie i muskając wargami zagłębienie mojej szyi.
— Nie umiem jeździć na nartach — mruknęłam.
— To ja cię nauczę, ale jedziesz ze mną.
— A skąd pewność, że chcę? — spytałam.
— Dyskutujesz i dyskutujesz… — westchnął, po czym schylił się, złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię, prostując się.
Nie zaprotestowałam. Tak naprawdę bawiła mnie cała ta sytuacja. Rzucił mnie na łóżko w sypialni, aż odbiłam się od miękkiego materaca.
— Dalej, wstawaj — ponaglał mnie.
Wyciągnęłam rękę w jego stronę, przygryzając wargę.
— Nie masz pojęcia, jak kusząco wyglądasz w tej pozycji, kochanie — oznajmił — ale teraz nie czas na przyjemności. Austria czeka.
Zaczerwieniłam się. Chciałam, żeby mnie po prostu podniósł, a on od razu rzucił podtekstem.
— Podnieś mnie — zaśmiałam się nerwowo.
Pociągnąwszy moją rękę i pomógłszy mi wstać, szepnął mi na ucho:
— Na przyjemności przyjdzie jeszcze czas…
Uderzyłam go nadgarstkiem w brzuch, aż się lekko skulił, po czym uśmiechnęłam się.

Paulina
Harry lugfesaoiliog *.*
Tak trochę typowo to zakończyłam, ale wierzcie mi, pisałam tego imagina jakieś pół roku temu i nie miałam już siły na wymyślenie nic oryginalniejszego, naprawdę.
Widziałam pod poprzednimi postami, że na jakiegoś Harrego niecierpliwie czekaliście, ale idk, na którego, bo w sumie ja sama zaczęłam dwa i jeszcze Foreverdirectioner jednego nie skończyła. xD Ale jeżeli chodziło o któregoś mojego, to dziękuję, haha. ♥
Naprawdę dawno go tu nie było, ale w sumie częstotliwość dodawania postów zależy od Was. Wielokrotnie o tym wspominałam, zresztą MissPotatoe też. Chociaż i tak niewiele to daje, tbh.
20 komentarzy? Proszę. xx

środa, 3 czerwca 2015

#158Louis cz.7

Louis cz.5

Przeczytajcie notatkę pod postem!!!

|perspektywa Louisa|

-Czy ty do końca oszalałaś?- wrzasnąłem, gdy weszliśmy do łazienki.
-Louis, o co ci teraz chodzi?- mruknęła, nerwowo opierając się o ścianę.
- O to- wskazałem na nią i jej skąpy strój.- Czemu nie możesz mieć normalnej pracy? Nie przyszło ci do głowy, że mogłabyś zarabiać w zupełnie inny sposób?- wyrzuciłem z siebie, jednocześnie patrząc w jej ogromne czekoladowe oczy.
- Co tym razem Ci nie pasuje w mojej pracy?- syknęła.- Loueh, zrozum że nie masz prawa decydować o moim życiu. To ja dbam o siebie, a nie ty. Nie uważasz, że jestem już dużą dziewczynką i umiem sobie radzić z pewnymi rzeczami?
- Nie rozumiesz, że zasługujesz na coś więcej?- zasugerowałem.
- Możliwe, ale życie nie jest tak łatwe jak ci się wydaje. Nie wszyscy mieszkają w luksusowych willach z ogromnym ogrodem i sam Bóg wie czym jeszcze- rzuciła, obdarzając mnie chłodnym spojrzeniem.- Przepraszam, ale muszę już iść. Jestem w pracy- stwierdziła i otworzyła drzwi, wychodząc na zewnątrz.
-Niech Ci będzie- warknąłem i szybkim krokiem opuściłem klubową łazienkę. Kiedy dotarłem do stolika, znajomi obdarzyli mnie tajemniczymi uśmieszkami.
-Co?- fuknąłem.
-Zaliczyłeś ją?- spytał podekscytowany Mike.
-Jaka jest?- dopytywał się rozochocony Nicholas.- Subtelna czy raczej nieokiełznana. Wiesz, kobietę można poznać po tym jaka jest w łóżku- dzielił się swoimi spostrzeżeniami Niko.
-Nie przespałem się z nią- wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
- Spać może i nie spałeś, ale zaliczyłeś ją w męskiej toalecie- zaśmiał się Jamie, a wraz z nim pozostała dwójka.
-Przestańcie- krzyknąłem, a przy okazji ściągnąłem na siebie ciekawskie spojrzenia.- Nie mam ochoty o tym więcej rozmawiać. Przymknijcie się- powiedziałem trochę ciszej.
-Już się tak nie wściekaj. To nie nasza wina, że w niej nie skończyłeś- wtrącił się Mike. Cały Micheal i jego zbereźne myśli.- Spokojnie stary. Jak nie ta, to inna sprawi, że poczujesz się lepiej. Spójrz choćby na tamtą platynową blondynę. Laska robi na twój widok maślane oczka, a ty nawet nie zaszczyciłeś jej spojrzeniem. Masz za swoje- stwierdził i sam puścił oczko do owej dziewczyny.
- Sorry, mam już tego dosyć. Wracam do siebie- rzuciłem, jednocześnie podnosząc się z miejsca.
               Nie miałem zamiaru siedzieć tu dłużej i wysłuchiwać ich durnych rozmów. Nie byłem dzisiaj w najlepszym nastroju do żartów. Może innym razem uznałbym ich wypowiedzi za śmieszne. Poflirtowałbym z ową blondynką. Dałbym jej swój numer, a może nawet zabrałbym ją do domu. Perswazyjne bzykanko, czemu nie?
                Ale dzisiejszego wieczoru, naprawdę nie miałem na to ochoty. Ruszyłem w kierunku baru, przedzierając się pośród tłumu pijanych nastolatków. Miałem jeden cel: zapłacić za piwo i uciec jak najdalej stąd. I wtedy po raz kolejny zobaczyłem. Nie była sama. Obok niej stał jakiś facet w czarnej skórzanej kurtce i ciemnych włosach. Najprawdopodobniej rozmawiali. Dziewczyna gestykulowała coś zawzięcie. Pokazywała jakąś postać stojącą przy drzwiach ewakuacyjnych. Nie czekając ani sekundy dłużej, ruszyłem w ich kierunku.
- Odejdź stąd- usłyszałem jej głos.- Wywiązałam się z Twojej pieprzonej umowy. A teraz wynoś się. Nie mam ochoty na ciebie patrzeć- wysyczała.
- Rick, mówił co innego. Zaniedbujesz się w obowiązkach- oświadczył, przysiadając na pobliskim hockerze.- Poza tym jeszcze z Tobą nie skończyłem- powiedział pewnym siebie głosem.
- Wszystko w porządku?- wtrąciłem się, łapiąc [T.I] w talii.
- Łapy przy sobie- odezwał się tamten i automatycznie zerwał się z miejsca.
- Ona nie jest twoją własnością- mruknąłem, mocniej ją do siebie przytulając.- A poza tym ta pani chciała, byś łaskawie ruszył swój tyłek i opuścił ten lokal- dodałem niewzruszony.
- Licz się ze słowami, gnojku.
- Louis, proszę Cię idź już- poprosiła.- Poradzę sobie sama.
- Nie zamierzam się stąd ruszać bez ciebie- szepnąłem, niepewnie się do niej uśmiechając.
- To jeden z Twoich klientów?- zapytał z pogardą.- Świadczysz też usługi po pracy?- dorzucił ironicznie, kładąc jej rękę na policzku.
- Zamknij się- burknęła.
- Gdzie się podziały twoje maniery, słonko? Zapomniałaś już czego uczyła Cię mamusia?- śmiał się jej prosto w twarz.
- Odpierdol się od niej- warknąłem, jednocześnie starając się zabrać ją z tego miejsca.
- [T.I], jesteś tylko nic niewartą dziwką- zawołał za nami, a ja z trudem opanowałem się , by tam nie wrócić i nie  przypieprzyć mu w ten głupi ryj. Pragnąłem skopać gościowi jaja. Chciałem by ta jego śliczna twarzyczka, zamieniła się w kupę krwi i siniaków. Należało mu się jak cholera.
            Gdy znaleźliśmy się już w bezpiecznej odległości, wziąłem [T.I] w ramiona i pozwoliłem się jej wypłakać w moją koszulkę. Starłem jej pojedyncze łzy z policzka, a następnie złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. Nie protestowała, wpatrywała się tylko we mnie tymi swoimi wielkimi, błyszczącymi oczami.
- Chodźmy stąd- zasugerowałem, na co dziewczyna lekko przytaknęła.- W innej sytuacji zaproponowałbym, żebyśmy się rozerwali, ale wydaje mi się, że nie jest to najlepszy pomysł.
-Czemu?- zdziwiła się.- Mam ochotę zapomnieć o tym całym gównie, które za mną chodzi. Chcę się napić i wreszcie zaszaleć- oświadczyła dobitnie, mocniej chwytając moją dłoń.
-Skoro tak…- mruknąłem, puszczając jej oczko.- Znam jedno przyzwoite miejsce- oznajmiłem, szeroko się uśmiechając.
             Parę minut później wchodziliśmy już bocznymi drzwiami do mojego ukochanego klubu.
-W piwnicach są stoły z bilardem oraz piłkarzyki. Na piętrze znajdują się bary i dyskoteka. Natomiast na samej górze mieści się siedziba tego miejsca. A więc od czego chcesz zacząć, [T.I]?- zapytałem, spoglądając na nią ukradkiem.
-Wszystko brzmi obiecująco, ale chyba najpierw chciałabym się czegoś napić. Alkohol zawsze mnie rozluźnia- stwierdziła speszona.- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko- dodała trochę pewniej.

|Twoja perspektywa|

             Kiedy Louis poszedł po drinki, usiadłam na jednej z czarnych materiałowych sof, usytuowanej w rogu lokalu. Nadal nie mogłam wyjść z podziwu, że mój ojczym pojawił się w pubie, w którym pracowałam. Nigdy nikomu, nie wspominałam, iż dostałam pracę kelnerki, a już na pewno nie jemu, a mimo to, ten sukinsyn odnalazł mnie. Powoli miałam już tego wszystkiego dosyć. Pragnęłam zasmakować normalnego życia. Chciałam wreszcie skończyć z przeszłością, a ten facet nie pozwalał mi na to. Zawsze musiał mi przypomnieć, że jestem jedynie nic niewartą dziwką. Wypominał mi to na każdym pieprzonym kroku.
-Jak Ci się tu podoba?- zapytał mnie Tomlison, przysiadając obok i wręczając mi drinka.
-Ładne tancerki- powiedziałam wymijająco.- To Twój klub?- zgadywałam.
-Tak- oznajmił triumfalnie.- Oprowadzić Cię po nim?
-Pewnie- rzuciłam i oboje wstaliśmy z naszych miejsc.
-Od czego chcesz zacząć?- zwrócił się do mnie.
-Może od góry?- zaproponowałam, puszczając mu oczko.- Zdaje mi się, że to będzie interesująca wycieczka- dodałam po chwili.
-Nawet nie wiesz jak bardzo- odparł Louis, szeroko się uśmiechając.
             Oboje wyszliśmy ze strefy barowej. W milczeniu przecięliśmy ogromny korytarz. Następnie minęliśmy niezliczone pokoje gospodarcze, masę pracowników, którzy na widok Tomlinsona, spuszczali głowy, aż w końcu wdrapaliśmy się po drewnianych schodach na samą górę. Zatrzymaliśmy się na strychu. Międzyczasie brunet otworzył jakieś drzwi i wskazał bym udała się przed nim.
              Przekroczyłam próg pokoju, a moim oczom ukazał się olbrzymi, nowoczesny gabinet, z sześcioosobowym stołem w rogu. Na podłodze leżały puszyste, białe dywany, a z okien rozpościerał się bajeczny widok na miasto. Ponadto pomieszczenie to było zaopatrzone w niewielki regał, kremowy wypoczynek i kilkudziesięciocalową plazmę. Gdzieś w oddali majaczył nawet stół bilardowy.  Nad biurkiem wisiał szereg monitorów. Kamery obserwowały klatkę schodową, bary, dyskotekę, hol , a nawet windy. Z dużą dokładnością widziałam każdy, najmniejszy fragment klubu, bawiących się ludzi.
-Nieźle – wydukałam, z otwartymi na szerz ustami.
-Też mi się tu podoba- oświadczył z dumą.- Co chcesz robić?
-Może zagramy?- zasugerowałam, spoglądając ukradkiem na zielone płótno na stole bilardowym.
-Grałaś już wcześniej?
-Możliwe- mruknęłam, przybierając niewinną minę.
-Hm- zamyślił się na moment.- Co powiesz na mały zakład, panno [T.I].
-Brzmi ciekawie- odpowiedziałam.- Jestem w stanie podjąć to ryzyko.
-Cieszę się- oznajmił z zawadiackim uśmiechem, a jego oczy zapłonęły.
- A więc, o co chcesz się założyć?
- Jeżeli wygram, zostaniesz dzisiaj ze mną na noc.
-A co jeśli jednak to do mnie uśmiechnie się szczęście?- kontynuowałam.
-Wtedy zdecydujesz, co chcesz robić- stwierdził przebiegle.
- Umowa stoi- oświadczyłam wyniośle i pełnym gracji ruchem ruszyłam do stołu.
            Po drodze Louis wręczył mi jeden z kijów i już parę sekund później szykowaliśmy się do małej partyjki pool’a. Ustawiłam białą kulę na linii. Przybrałam odpowiednią pozycję i mocno uderzyłam. Bile w zawrotnym tempie rozbiegły się po całym suknie. W końcu jednak niebieska dwójka, leniwie wpadła do łuzy, a ja aż podskoczyłam ze szczęścia.
- Całkiem dobrze- powiedział z uznaniem brunet
             Chwilę później trafiłam w kolejne bile, tym samym przybliżając się do wygranej. Byłam w siódmym niebie. Już dawno nie szło mi tak fantastycznie. Kiedy się zorientowałam, zostały mi zaledwie trzy kolorowe kulki. Pochyliłam się nad stołem, celując w zieloną szóstkę. Miałam już uderzyć, gdy nagle poczułam jak usta Louisa leniwie suną wzdłuż mojej szyi, rozpraszając mnie przy tym.
-Teraz moja kolej- wyszeptał miękko, skradając mi kolejnego całusa, a ja oczywiście chybiłam.
-Louis!- zawołałam.- To było nie fair.
-Wiele rzeczy nie jest fair- oznajmił niewzruszony, przyglądając mi się spokojnie.- Znudziła mi się już ta gra- rzucił po chwili, odkładając kije na miejsce.
-Co Ty robisz?- zdziwiłam się, opierając się o stół.- Jeszcze nie dokończyliśmy.
-Och, mam inny pomysł- odpowiedział przebiegle.- Wydaje mi się, że możemy zabawić się trochę inaczej- puścił mi oczko, a następnie przyciągnął do siebie, złączając nasze usta w brutalnym pocałunku. Wiedziałam o czym myślał i tym razem nie chciałam niczego zepsuć. Po raz pierwszy sama z siebie pragnęłam oddać się mężczyźnie.
              Oboje rzuciliśmy się na sofę i w błyskawicznym tempie zaczęliśmy się rozbierać. Musiałam zapomnieć o pewnym przykrym wydarzeniu z mojego życia. Nie mogłam się dłużej zadręczać przeszłością. Chciałam zacząć wszystko ‘od początku’ z nim.
               Nagle przycisnął gwałtownie swoje usta do moich i chwycił mocniej za włosy. Przycisnął mnie plecami do zamszowej kanapy, tak że leżałam tuż pod nim. W pewnej chwili poczułam jego zwinną dłoń między moimi udami. Wyczuwałam jego naglącą potrzebę. Ogromne pożądanie z jakim walczył. Oplotłam go nogami w pasie, przyciągając jeszcze bliżej nasze rozpalone ciała. Zaczęliśmy żarliwie się całować. Nasze usta gorączkowo szukały się nawzajem.
               W końcu pozbyliśmy się ostatnich części garderoby. Louis na chwilę odsunął się ode mnie i wyciągnął z kieszeni spodni prezerwatywę. Pożerał mnie spojrzeniem, gdy rozrywał opakowanie, nakładając cienką folijkę na swojego nabrzmiałego członka. Następnie ponownie opadł na mnie, chwytając mnie przy tym w talii. Wsunął dłonie pod moje ramiona, a nasze spojrzenia po raz kolejny tego wieczoru, spotkały się.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko- szepnął uwodzicielsko, pieszcząc wargami moją nagą skórę.
- Nie przedłużajmy- powiedziałam, obejmując go mocniej.
              I wtedy, to się stało. Przywarł do moich ust, równocześnie we mnie wchodząc. Jęknęłam zaskoczona jego gwałtownością. Fala rozkoszy, która rozlała się po moim ciele, powodowała, że z każdym pchnięciem, miałam ochotę na więcej. Z Louisem nie było tak jak z innymi kochankami. Nie pieprzyliśmy się , tylko kochaliśmy, pieszcząc się przy tym dotykiem, ustami i oczami. To uczucie, mimo wszystko sprawiało wrażenie nowego i świeżego.
              Wczepiłam palce w jego miękkie, brązowe włosy, dostosowując się do jego rytmu i ponownie wpijając w jego pełne wargi. Przymknęłam na chwilę powieki, rozkoszując się tym doznaniem. Seks z Louisem był jak chłodna lemoniada w upalny dzień. Z każdą sekundą pragnęło go się jeszcze więcej.
              W pewnym momencie brunet oparł dłonie na moich biodrach, zaciskając mocniej palce na moim ciele i przygotowując na kolejną porcję przygód. Jego ruchy stawały się szybsze, bardziej zadziorne. Wypełniał mnie całą, a ja po raz pierwszy w życiu poczułam się ‘potrzebna’.            
              Niestety wiedziałam, że taka kolej rzeczy nie potrwa zbyt długo. Byłam pewna, że w końcu Tomlinson się mną znudzi lub też znajdzie sobie inną chętną panienkę na jeden wieczór. Potraktuje mnie tak jak inni mężczyźni. Wiedziałam od dawna, że jestem tylko zabawką, obiektem męskich westchnień i pragnień. Taka była prawda, lecz w tym momencie chciałam do końca oddać  się tej chwili.
               Parę minut później leżeliśmy wtuleni w siebie na wąskiej kanapie w biurze chłopaka. Nadal się całowaliśmy. Poznawaliśmy swoje ciała za pomocą zmysłów. Uśmiechnięci, wpatrywaliśmy się w siebie. Było niesamowicie, niestety do czasu.
                Usłyszeliśmy pukanie do drzwi, a chwilę później głos jakiegoś mężczyzny.
-Louis, mogę wejść?- spytał ktoś.- Potrzebujemy Cię.
-Jestem zajęty. Radźcie sobie sami- warknął, trykając mnie nosem po policzku.
-Louis, mamy kłopoty- oznajmiła poważnie ta sama osoba.- Grupka osób wtargnęła do klubu w poszukiwaniu jakiejś dziewczyny. Chodź trzeba ich stąd wypieprzyć, zanim zdążą porządnie narozrabiać- usłyszałam, przełykając głośniej ślinę.
                                                                                   
                                                                                                      MissPotatoe 

Witajcie! 
W sumie nie wiem od czego zacząć. Mam dość sporo do powiedzenia, bo to co się ostatnio TU dzieje, to jakieś kompletne niepowodzenie. Naprawdę! Jest mi z tego powodu niezmiernie przykro i coraz częściej zastanawiam się nad tym, czy to już nie najwyższy czas, by zakończyć tę przygodę... Piszę imaginy już od przeszło 2 lat. Pewnie w normalnej sytuacji , zaniechałabym tej czynności, ale za każdym razem, gdy chciałam powiedzieć- 'Nie. Kończę z pisaniem i tym blogiem'- byliście WY. I nagle zaczynałam rozmyślać od początku o 'końcu kariery'. Ale teraz myślę o tym po raz kolejny. Tym razem coraz bardziej poważnie. Poświęcam\ poświęcałam na pisanie dużo czasu, który mogłabym spożytkować na setki innych czynności, a nie ślęczenie przed laptopem. Zresztą moje zdanie podzielają też Foreverdirectioners i Paulina. A przyznam się szczerze, że ostatnio, gdy widzę 'jakie jest zainteresowanie blogiem', to mam ochotę rzucić to wszystko w cholerę! 
I teraz decyzję zostawiam WAM! 
Co dalej? 
PS Nie wiem czy to ma sens by ustawiać próg, choćby 20 komentarzy, bo ostatnio nie pojawiło się nawet tyle, przez prawie 2 tygodniu! :(