Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

środa, 22 lipca 2015

#165 Harry cz.4 (ostatnia)

Musicie mi wybaczyć brak zdjęcia, ale z telefonu byłoby mi trudno. :/


* * *
— No dobra, wszystko okay, ale to na plaży było obrzydliwe — oceniła film Vanessa, wychodząc z sali kinowej z Harrym.
— Masz na myśli to, że ten krab ich jadł na golasa, czy raczej to, co się działo przed? — zapytał szatyn.
— W sumie jedno i drugie, ale chyba bardziej to, co się działo przed tym, jak ich ten krab złapał. Na brudnym piasku… ble… — Skrzywiła się. — Miał być piknik, ale faceci jak zwykle tylko o jednym.
Opuścili budynek kina. Było już grubo po 22:00.
— No ej, bez takich feminizmów mi tu! — zaprotestował w obronie męskiej populacji Harry. — On ją tylko pocałował, sama go zachęcała.
— Jezu, musimy się kłócić? — spytała dziewczyna, siadając na ławce w parku. Szatyn podążył ich śladem. — Ten krab i tak ich zeżarł, zanim skończyli.
— Ale to było w sumie takie romantyczne — stwierdził Harry. — Rozumiesz… najpierw krab odgryzł jej nogę. Potem ten jej chłopak się rzucił i zaczął z nią uciekać. Gamoń się potknął, wylądowali na ziemi. Ten cały stwór jego pierwszego zjadł, a dziewczyna miała – jak już wspominałem – odgryzioną nogę, więc nie mogła uciec. To było romantyczne.
— Taa… — prychnęła Vanessa z sarkazmem. — Zwłaszcza jak ten cały Will z genitaliami na wierzchu leciał przez plażę, trzymając na rękach dziewczynę, której chwilę wcześniej jakiś krab odgryzł nogę. To było szalenie romantyczne.
Szatyn roześmiał się, po czym przyklęknął przed dziewczyną, chwytając jej dłonie.
— Potrafisz zniszczyć każdy romantyzm — skwitował.
— A żebyś wiedział — odparła buntowniczo.
— Okay. Co więc powiesz na to? Jest późny, ciepły wieczór, księżyc w pełni, gwiazdy migotają, a my siedzimy w parku na ławeczce. Dookoła nie ma nikogo. Tylko my.
Vanessa zmarszczyła brwi, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiała.
— Przede mną klęczysz ty, a nie Jake Gyllenhall — oznajmiła. — Wtedy by było romatycznie
Chłopak skrzywił się.
— To bolało — odparł.
Ujęła jego twarz w dłonie.
— Jesteś Harry Styles, no nie? Weźmiesz to na klatę.
„Jedyna rzecz, jaką chciałbym wziąć, to ty. Teraz albo nigdy”.
Podniósł się, by ją pocałować. Ich wargi zgodnie poruszały się s równym tempie. Ten pocałunek był krótki, lecz namiętny. Oboje nie czuli, że robią coś niewłaściwego. To stało się między nimi naturalnie. Bez żadnych wyrzutów sumienia. Po wszystkim Vanessa wstała.
— Chodź, idziemy do domu. — Poklepała wciąż klęczącego Harrego po ramieniu.
— Razem? — Poruszył brwiami w charakterystyczny dla siebie sposób.
— Odprowadzę cię.
— Chyba ja ciebie.
— Do ciebie jest bliżej, dalej pójdę sama — upierała się.
— Nie ma tak. Samej cię nie puszczę.
Przewróciła oczami, po czym chwyciła jego dłoń.
Szli w pełnej napięcia ciszy. Harry był zdenerwowany i zmieszany. Wciąż w głowie miał ich pocałunek.
Zatrzymali się przed wejściem do budynku, w którym znajdowało się jego mieszkanie.
— Co robisz? — zapytał. — Mówiłem, że cię odprowadzę.
— A ja mówiłam, że do ciebie jest bliżej — odparła, po czym zrobiła krok w jego stronę i, kładąc mu dłoń na karku, pocałowała go. Harry uśmiechnął się. Położył dłonie na biodrach dziewczyny i zaczął się cofać w stronę drzwi.
— Poczekaj.
Na chwilę oderwał się od dziewczyny, żeby wystukać kod, po czym weszli do środka. Chłopak bez zbędnych ceregieli, łapiąc za pośladki, uniósł Vanessę do góry, przerzucając ją sobie przez ramię.
— Ej! — pisnęła. — Powariowałeś.
Uśmiechnął się tylko, idąc po schodach.
Odkluczył drzwi do mieszkania i wszedł do środka, po czym postawił dziewczynę na ziemi.
Nie mówili już nic. Harry kilka razy zawahał się, lecz wystarczyło jedno spojrzenie w jej oczy, by wiedział, że tego chce tak samo jak on. Jej wargi rozchylały się zmysłowo za każdym razem, gdy się od nich odrywał. Na każdą pieszczotę odpowiadała cichymi westchnięciami. Jej ciepłe dłonie i usta z łatwością doprowadzały go do stanu wrzenia. Nie jęczała przesadnie, jej ciało było ciepłe, wargi miękkie. Z jednej strony była mu całkowicie oddana, z drugiej lubiła czasem przejąć kontrolę nad sytuacją. Wszystko to sprawiło, że ta noc była jedną z najlepszych, jakie oboje przeżyli. Nie rozmawiali. Usnęli tak po prostu, bez słów. Razem.
* * *
Jako pierwsza obudziła się Vanessa. Najostrożniej, jak umiała, zrzuciła z siebie ciężką rękę Harrego, po czym usiadła na łóżku i spojrzała na niego. Okręcił się na plecy, przez co ślad poduszki na jego policzku się uwidocznił. Włosy miał w nieładzie, na czole i skroniach krostki, a z kącika otwartych ust ciekła mu ślina. No i chrapał.
Reasumując, w niczym nie przypominał bohatera komedii romantycznych, którzy każdego poranka wyglądali, jakby dopiero co opuścili salon piękności. Vanessa pomyślała, że jest po prostu „idealnie nieidealny”, i uśmiechnęła się. Następnie po cichu wyszła z łóżka. W pośpiechu zarzuciła na siebie jego białą bluzkę z długimi rękawami, przypominając sobie, że większość jej rzeczy porozrzucanych jest w przedpokoju i salonie. Zebrała z podłogi swoje spodnie i majtki, gdy nagle chrapanie ucichło i usłyszała za sobą zachrypnięty głos Harrego.
— Uciekasz? Znowu?
Podskoczyła w miejscu, serce zatrzepotało jej niespokojnie w piersi, oddech przyspieszył, jakby została złapana na gorącym uczynku.
— Do tego kradniesz mi bluzkę — dodał, uśmiechając się.
Dziewczyna odwróciła się, jąkając:
— Nie, ja tylko… chciałam do łazienki… Mam wykłady…
— W niedzielę? — spytał podejrzliwie. — Uważaj, Pinokio, nos ci rośnie.
Przygryzła wargę, spuszczając wzrok i czerwieniąc się.
— Chodź tu. — Poklepał kołdrę obok siebie. — Generalnie nie gryzę — dodał, spoglądając na jej pokrytą malinkami i śladami po ukąszeniach szyję.
Nerwowo potarła skórę, po czym podeszła do niego, rzucając ubrania z powrotem na podłogę, i usiadła na łóżku, podciągając stopę pod siebie.
— No chodź! — Objął ją i przyciągnął do swojego torsu. Wsunęła się pod kołdrę, orientując się, że bluzka, którą miała na sobie, odsłaniała chyba więcej, niż powinna. — Tak lepiej — powiedział Harry. — Dobrze, że się obudziłem, co? Zwiałabyś mi znowu.
— Nie… Sama nie wiem… Chyba nie… Zresztą i tak… — Westchnęła.
— Chyba mamy do pogadania — stwierdził.
— Może tak, a może nie — odparła.
— To znaczy?
— A musimy o tym gadać? — spytała, zataczając opuszkami palców okrąg wokół jego tatuażu z motylem. — Oboje wiemy, do czego doszło. Oboje wiemy, że to było… no. Oboje wiemy, co czuliśmy. I ja wiem, że nie żałuję, jeśli chcesz, by to, co wczoraj wykiełkowało, urosło.
Pocałował czubek jej głowy, po czym wyszeptał w jej włosy:
— Opowiedzieć ci coś?
— Mhm.
— Miałaś wtedy 18 lat, ja 21. Spacerowaliśmy wtedy po lesie i jakiejś polnej drodze. Nagle zaczął padać deszcz z gradem. I to nie takim zwykłym gradem. Z nieba autentycznie leciały kulki lodu.
— Tak, pamiętam to — zaśmiała się.
— No właśnie. Schowaliśmy się wtedy w takim opuszczonym budynku — kontynuował. — Oparliśmy się plecami o futrynę, w której kiedyś prawdopodobnie były drzwi, po obu jej stronach i obserwowaliśmy deszcz. Albo raczej ty obserwowałaś, bo ja patrzyłem na ciebie. Miałaś na sobie taką niebieską sukienkę. Gemma powiedziałaby, że modrakową — zaśmiał się. — Teraz pomyślisz, że jestem jakimś frustratem. Kulki gradu zsuwały się po twoim ciele. Topiły się. Byłaś ciepła… Chciałem poczuć to ciepło. Po raz pierwszy spojrzałem wtedy na ciebie jak na kobietę, a nie tylko przyjaciółkę. Potem odwróciłaś się i poczochrałaś mi włosy ręką, a ja zrozumiałem, że coś się wtedy zaczęło. Zaczęło się, żeby się skończyć, bo było to nasze ostatnie spotkanie.
— O tym mówiła Cyganka. Na to czekałeś. — Dziewczyna podniosła głowę, żeby popatrzeć mu w oczy.
— Czekałem na ciebie. Zawsze cię kochałem, ale teraz ta miłość jest inna… Zupełnie inna.
— Harry, ja nie wiedziałam…Chciałabym ci powiedzieć coś podobnego, ale dla mnie zawsze byłeś przyjacielem… Prawie zawsze. Jak spotkaliśmy się po tych półtora roku, to inaczej to wyglądało. Oficjalnie byliśmy przyjaciółmi, choć ja nigdy się nie zastanawiałam nad rodzajem tej relacji… A potem zupełnie naturalny był dla mnie ten pocałunek. Jakby taka była kolej rzeczy. Teraz… Sam rozumiesz.
Splotła jego dłoń ze swoją. Znajome ciepło zatrzymało się między ich palcami. Drobny gest. Mała cząstka wszystkiego.

Paulina
Zdecydowanie nie umiem pisać zakończeń.
Mam nadzieję, że nie macie mnie dość, bo poprzedni post też był “mój”, haha. ♥ MissPotatoe zapomniała po prostu przed wyjazdem dodać, a aktualnie nie ma możliwości. Musicie się więc uzbroić w cierpliwość, gdyż tak się akurat złożyło, że ja również znajduję się na wyjeździe i nie mam nic więcej do dodania. :/ W ogóle będę musiała chyba zrezygnować z publikowania na dwóch blogach, bo moja wena przestaje wyrabiać, a jak jeszcze dojdzie szkoła, to w ogóle masakra.
A tak swoją drogą, to jak mijają Wam wakacje? Gdzieś byliście, a może dopiero pojedziecie albo jesteście? Piszcie. ;) xx

wtorek, 14 lipca 2015

#164 Harry cz.3



Przez kilka tygodni Harry zwlekał z odwiedzinami. Dręczyło go poczucie winy za to, jak się zachował, lecz z drugiej strony wiedział, że nie byłby w stanie dłużej w sobie tego dusić. Zazwyczaj miał na wszystko plan, lecz gdy stanął pod drzwiami mieszkania Vanessy, wszystko wręcz wyparowało z jego głowy, tworząc pustkę. Zapukał kilka razy do drzwi. Otworzyła po czasie krótszym, niż się spodziewał.
— O, cześć — przywitała się, odgarniając włosy do tyłu. Miała na sobie zwykłe dżinsy i koszulkę, skąd wywnioskował, że nie spodziewała się żadnych odwiedzin.
— Cześć. Masz czas? — zapytał.
— Właściwie, to… — Obejrzała się za siebie. — W sumie tak — odparła z rezygnacją.
Był początek weekendu. Miała zamiar dokończyć artykuł i się trochę pouczyć, ale trudno.
— Nie chcę przeszkadzać — powiedział przepraszająco Harry.
— Ale nie przeszkadzasz! — Machnęła ręką lekceważąco. — Naprawdę nie miałam nic ciekawego do roboty. Wejdź.
Wpuściła szatyna do środka, a ten rozebrał się.
— Napijesz się czegoś? — zapytała nerwowo. — Kawy, herbaty, soku…?
— Nie trzeba — odparł. — Wiesz, po co przyszedłem, prawda?
Zaprowadziła go do niewielkiego salonu. Usiedli.
— Domyślam się, że chcesz mi coś powiedzieć.
— Raczej przeprosić. Zachowałem się jak gbur. Nie powinienem był na ciebie naskaki…
— Harry, miałeś prawo — nie pozwoliła mu dokończyć. — Rozumiem.
— Co nie zmienia faktu, że nie powinienem. — Westchnął. — Wszystko się schrzaniło. Vanesso, jeżeli półtora roku temu zrobiłem coś nie tak…
— Ty nic — odparła wymijająco.
— To znaczy?
Poruszyła się niespokojnie na kanapie.
— To, że jesteś sławny… nie pomaga.
— Ale przecież… — jęknął rozpaczliwie. — Przecież przeniosłaś się na studia tutaj. Moglibyśmy… Ness, ja bym chciał spróbować to odbudować… jeżeli ty też… chcesz.
Przeczesała palcami włosy. Obserwował ją z napięciem w oczach.
Tego się nie spodziewała. Liczyła raczej na to, że sobie wszystko wyjaśnią, a potem każdy pójdzie w swoją stronę.
— Zaskoczyłeś mnie… — Wypuściła powietrze z płuc. — Możemy spróbować… Ale bez robienia sobie wielkich nadziei. Tak po prostu.
Pokiwał głową, czując ulgę.
— Jest piątek — powiedziała. — Wieczór. Może obejrzymy… no nie wiem… jakiś film? — zapytała, przygryzając wargę ze zdenerwowania.
Harry uśmiechnął się. Cieszył się niezmiernie, że dziewczyna sama wyszła z inicjatywą.
~miesiąc później~
Głośny śmiech szatynki ginął nieco w tłumie hałasu targowiska. Spacerowali we dwoje już od półtorej godziny, ale żadne nie czuło zmęczenia. Co chwila znajdowali coraz to nowe gadżety i każde z nich miało przy tym ubaw.
Vanessa założyła Harremu na nos okulary, które na sprężynie miały doczepione kulki przypominające gałki oczne. Śmiała się, gdy szatyn robił głupie miny.
— Teraz ty — oznajmił, ściągając zabawkę. Wsunął go dziewczynie na nos, po czym zdjął również swój czarny kapelusz.
Vanessa dygnęła z gracją, sprężynki opadły, by znowu się podnieść. Zdjęła okulary i oddała je Harremu.
— Okay, biorę je — oznajmił chłopak, po czym wręczył miłej pani ze stoiska banknot.
— I co z nimi zrobisz? — spytała szatynka.
Uśmiechnął się zawadiacko.
— Jeszcze nie wiem. Ale coś wymyślę.
Szli targowiskiem wśród sporego tłumu ludzi, gdy nagle uszu Harrego dobiegł kobiecy głos:
— Nie jesteście parą.
Stanął w miejscu, ściskając mocno dłoń Vanessy, by ta też się zatrzymała, i spojrzał na osobę. Na sobie miała kolorową suknię, na głowie chustę, w uszach duże kolczyki, do tego jej karnacja była ciemna i mówiła z charakterystycznym akcentem. Cyganka.
— Ale przyjaciółmi też nie — dodała, widząc, iż udało jej się skupić uwagę Harrego i Vanessy.
Dziewczyna pociągnęła nieznacznie dłoń szatyna, chcąc odejść. Zawsze przerażały ją takie osoby. W jej mniemaniu potrafiły one tylko rzucać klątwy i przepowiadać nieszczęścia.
— Poczekaj — szepnął jej Harry.
— Macie długą przeszłość za sobą — ciągnęła Cyganka — lecz przyszłość zależy tylko od was. Nie jesteście ani parą, ani przyjaciółmi, głównie czuję to u ciebie. — Wskazała leniwie palcem na Harrego. Chłopak przełknął ślinę. — Długo czekasz, za długo. Spiesz się. Wydaje ci się, że nie wiesz, czego chcesz, ale to nieprawda. A ty — pokazała na Vanessę — kontroluj się, nie działaj pod wpływem emocji. Myśl. Widzę przed wami szczęście, ale źle go szukacie.
Zdezorientowany Harry wyjął z kieszeni banknot i włożył go do koszyczka przed Cyganką.
Odeszli dość powolnym i smętnym krokiem.
— Harry, o czym mówiła ta kobieta? — spytała Vanessa, potrząsając rękawem kurtki przyjaciela, gdy już oddalili się na pewną odległość. — Na co tak długo czekasz? Powiedz!
— Czy ja wiem? — odparł Harry drżącym ze zdenerwowania głosem. — To Cyganka. Pewnie chciała sobie zarobić.
— To skąd niby wiedziała, że długo się znamy? Hazz, tego nawet twoje fanki nie wiedzą! — prawie krzyczała ze zdenerwowania.
— Nie panikuj. Nawet jeśli miała rację, niczego złego nam nie powiedziała — uspokajał dziewczynę szatyn.
— Niby tak… — westchnęła dziewczyna nieco rozważniej.
~*~
Siedzieli u niego w mieszkaniu. On – na kanapie, ona na podłodze pod kanapą. Oglądali telewizję, a przy okazji bawił się jej włosami. Związał je w jakiegoś niechlujnego koczka na czubku głowy, po czym obejrzał go zadowolony z siebie. Nagle ręka Vanessy uniosła się, dotykając niedbałego splotu.
— Wow, jestem pod wrażeniem, Styles. Powinieneś zostać stylistą. Marnujesz się w tym całym One Direction — powiedziała ironicznie.
— Nie czepiaj się. Wielu chciałoby być na twoim miejscu — odparł.
Odwróciła się w jego stronę, przyklękając, po czym oparła podbródek na jego kolanie.
— Ze względu na markę, jaką jest Harry Styles? — zapytała.
— Ze względu na faceta, jakim jest Harry Styles — poprawił.
Westchnęła trochę smutno, po czym wróciła do poprzedniej pozycji.
Harremu w tamtym momencie w głowie zadzwoniły słowa Cyganki: „Długo czekasz, za długo. Spiesz się”. Właściwie, to dzwoniły mu co chwilę, gdy przebywał z Vanessą. Przesunął palcami po jej szyi. Jej skóra była ciepła i miękka… wodził po niej opuszkami, aż dziewczyna zachichotała.
— Łaskoczesz.
Zaprzestał czynności, po czym opadł na kanapę zrezygnowany.
— Vanesso… — zagaił nagle.
— Hm?
— Nie, nic.
Przeczesał palcami włosy. Z każdą chwilą coraz trudniej mu było to wszystko maskować. Cyganka miała rację. Za długo już zwleka. Czas z tym skończyć.
Paulina
*uderza głową o klawiaturę*
Powiedzcie mi, jak bardzo niegarniętym trzeba być? MissPotatoe napisała do mnie (przed)wczoraj wieczorem, a ja dopiero teraz zorientowałam się, że zupełnie o tym zapomniałam. Musicie mi wybaczyć to małe opóźnienie i fakt, że część jest niesprawdzona. Sprawdzę jutro... Poprawka, dzisiaj. xx
Tak btw, mam nadzieję, że wakacje mijają Wam udanie. ♥

niedziela, 5 lipca 2015

#163 Niall cz.1



-Dobra- zawołałam- dajcie mi jedynie kilka minut, bym mogła się ogarnąć. A i jeszcze jedno. Wyjdźcie stąd- rozkazałam i wskazałam na pobliskie, drewniane drzwi. Wszyscy ku mojemu zdziwieniu posłusznie opuścili garderobę. Wreszcie miałam kilka minut wytchnienia i regeneracji. Wyciągnęłam z walizki pierwsze lepsze rzeczy, a następnie zaczęłam nucić pod nosem moje ulubione piosenki, które z reguły dodawały mi odwagi. Cóż, zawsze ma się tremę przed występem na żywo, ale co ja mogłam o tym wiedzieć?! Byłam początkującą gwiazdką, która dopiero, co weszła do świata show biznesu.
            Powoli rozczesałam włosy, zrobiłam lekki makijaż, aż w końcu wzięłam telefon i wyszłam z pokoju.
- [T.I] szybciej!- poganiał mnie mój manager. Jason, mężczyzna o złotym sercu, który wypromował mnie po porażce w Idolu. Mimo, że czasami działał mi na nerwy, to w głębi duszy i tak go kochałam. Był dla mnie jak rodzina.
- Już idę- oznajmiłam i narzuciłam na siebie bluzę z kapturem.
            Gdy dotarliśmy pod arenę, dochodziło południe. Do koncertu pozostało jeszcze kilka godzin, a pod halą już kłębiły się tłumy osób.
- Wow- wyszeptałam. Nigdy w życiu nie sądziłam, że spotka mnie coś tak wspaniałego. Ludzie chodzili w kółko, uśmiechnięci od ucha do ucha, mimo iż pogoda na zewnątrz była okropna.
            Kiedy nasz autokar podjechał pod bramę kilkanaście osób momentalnie, otoczyło pojazd i zaczęło wykrzykiwać wniebogłosy moje imię. Czułam się jak w raju. Nie mogąc powstrzymać wszechogarniającego szczęścia, otworzyłam okno i wychyliłam się do nich, do moich niesamowitych fanów. Po raz pierwszy w życiu uświadomiłam sobie, że to co robię, ma sens.
- Kocham Was! Dziękuję, że przyszliście- krzyczałam. Pragnęłam podejść do każdego z nich z osobna i najzwyczajniej w świecie podziękować. Chciałam, żeby widzieli, iż nie są mi obojętni. Niestety, moje plany szybko legły w gruzach. Brama otworzyła się i autobus wjechał na teren strzeżony. 
- Stójcie- zawołałam, wywołując ogólne poruszenie.- Chcę do nich iść.
- Wykluczone- oświadczył chłodno Jason.- Teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie. Chodźmy już- rzucił i opuścił pojazd.
- Czemu niby nie mogę tam pójść?!- mruknęłam.
- Coś nie tak?!- zapytał mój mentor.
- Nie nic. Po prostu nie mogę doczekać się show- odpowiedziałam wymijająco.
             Wchodząc na dopiero wybudowaną scenę, zauważyłam pojedynczą kartkę z rozpiską o której godzinie, gdzie mam się stawić. Dowiedziałam się, że czeka mnie jeszcze przymiarka ubrań, wizyta u wizażystki, fryzjera, a na później zaplanowana jest próba generalna. Skoro nie mogłam wyjść do fanów, zaszyłam się w swojej garderobie i z coraz większym podekscytowaniem i adrenaliną we krwi, wyczekiwałam nadchodzącego momentu.
~.~
-Uwaga! Wchodzisz za trzy...dwa...jeden... już!- usłyszałam czyjś głos i nie wiadomo kiedy znalazłam się na scenie. Momentalnie publiczność ożywiła się. Stałam przed tysiącami osób, które przyszły tu tylko po to, żeby móc mnie zobaczyć i dodać pozytywnej energii. ,,Będzie dobrze”- wyszeptałam, gdy rozbrzmiały pierwsze nuty mojego utworu. Czas leciał. Wydawało mi się, że dopiero zaczęłam, gdy zorientowałam się, że właśnie śpiewałam ostatnią piosenkę z mojego repertuaru.
- Dziękuję Wam! Byliście wspaniali. Do zobaczenia- krzyczałam, gdy koncert dobiegał końca. Powoli zeszłam ze sceny, machając wesoło do każdego.- Jest!- wrzasnęłam podekscytowanym głosem. Emanowałam pozytywną energią. Miałam ochotę piszczeć i skakać, Bóg wie gdzie, ale nie tylko mi udzielał się taki nastrój. Cały mój team wydawał się równie szczęśliwi. Każdy chodził uśmiechnięty, wesoły, nawet Jason miał tę iskrę w oku.
- Było doskonale!- oznajmił, obejmując mnie i podając mi pojedynczy, biały ręcznik.- Oby tak dalej. Może pewnego dnia dowiedzą się o Tobie media z innych krajów i staniesz się światowej rangi piosenkarką.
- Kochanie, byłaś świetna- usłyszałam za sobą rozentuzjazmowany głos mojej rodzicielki.
-Tak. Nic dodać, nic ująć. Mamy utalentowaną córkę- dopowiedział tata i oboje czule mnie przytulili. Moi kochani rodzice... To po części, właśnie dzięki nim zostałam piosenkarką. Oni od początku wierzyli we mnie i za każdym razem wspierali mnie jak tylko mogli.
- Dziękuję za tyle komplementów- powiedziałam, uśmiechając się do całej mojej ekipy.- Gdyby nie Wy, nie byłoby mnie tu teraz. Jeszcze raz dziękuję!
- Przepraszam [T.I], ale musimy już iść- oświadczył mój manager, sprowadzając mnie na ziemię.
- Jak to?- zdziwiłam się.
- Wracamy do hotelu. Przed Tobą ciężkie dni i musisz być wypoczęta- rzucił Jason, łapiąc mnie za dłoń i odprowadzając w kierunku bocznych drzwi.
- Nie może wrócić z nami do domu?- zapytała, zdezorientowana mama.
- Nie. To nie jest dobry pomysł. Wolałbym, aby pani córka unikała na razie paparazzi- odparł.- Wystarczy, że się przejęzyczy, a oni mogą to wszystko obrócić przeciwko niej. Wie, pani jakie są media w tych czasach...
           Po tych słowach z całą ekipą pojechaliśmy do hotelu, w którym mieliśmy nocować. Odebrałam kluczyk od recepcjonistki i udałam się na górę. Otworzyłam drzwi do pokoju i doznałam lekkiego szoku.
- Wow- wymsknęło się z moich ust.
           Musiałam przyznać, że pomieszczenie było naprawdę ładne, przestronne, a co najważniejsze- duże. Delikatne seledynowe ściany, kontrastowały z turkusowymi zasłonami i orzechowymi meblami. Mój wzrok powędrował od razu w kierunku wielkiego łóżka, na którym leżała starannie złożona pościel. Nie czekając na nic dłużej, zamknęłam drzwi i rzuciłam się w kierunku posłania. 
- Mogę umierać...- zaśmiałam się. Wiedziałam, iż nie mogę leżeć tak w nieskończoność. W końcu podniosłam się i udałam się w stronę łazienki. Musiałam się odświeżyć i przygotować do jutrzejszego dnia. Później, nie wiadomo kiedy, zasnęłam. Udałam się do krainy Morfeusza.

***
Następnego dnia

             Dryfowałam w nocnych majakach, kiedy do moich uszu doleciała czyjaś głośna i nieudolna gra na gitarze. Wsłuchałam się w rytm melodii i w pewnym momencie, zdałam sobie sprawę, że ktoś śpiewa moją piosenkę. Zaciekawiona powoli podniosłam swe powieki i ujrzałam dość niecodzienną scenę. Jason biegał po pokoju i najzwyczajniej w świecie fałszował.
- Co się dzieje?- zapytałam, z trudem powstrzymując śmiech.
- Chciałem Cię obudzić w oryginalny sposób, no i mi się to udało- dodał z triumfalnym uśmieszkiem na twarzy- A teraz wstawaj mam do Ciebie sprawę. Spodoba Ci się.
- Nie możemy tego przełożyć na jutro?- zapytałam z nadzieją.- Wczorajszy dzień był naprawdę ciężki, chciałabym trochę odpocząć...- zaczęłam, ale od razu skończyłam, gdyż Jason zmroził mnie wzrokiem.
-[T.I] nie mam czasu na pierdoły. Ta sprawa jest naprawdę ważna. Musisz kogoś poznać i to natychmiast- przewróciłam oczami i powoli podniosłam się z łóżka.
- Co tym razem wymyśliłeś?
- Zobaczysz. Tylko ubierz się jakoś ładnie albo...- zawahał się.- Przyślę Ci stylistkę. W końcu musisz wyglądać olśniewająco- rzucił i zniknął za drzwiami.
~.~
-Dobra, ale ja nadal nie rozumiem, co ja tu robię. Budynek jak budynek, nic wyjątkowego- oświadczyłam z przekąsem, a następnie zatrzasnęłam drzwi od samochodu.
- Chwilę cierpliwości- odparł i ruszył w kierunku kremowego budynku.- Idziesz?
- Tak- burknęłam naburmuszona. Jason szedł parę kroków przede mną. Jako pierwszy wszedł do środka, jednocześnie przytrzymując mi drzwi.- Dzięki- powiedziałam już trochę milej.
- Poczekaj tu sekundę. Muszę się o coś spytać- oznajmił  i udał się w kierunku rudowłosej kobiety, która siedziała po drugiej stronie korytarza, i leniwie sączyła napój. Pracownica wymachiwała, co chwila dłońmi, a jej usta nigdy nie zamykały się. W końcu Jason odwrócił się i z tajemniczym uśmieszkiem na twarzy, podszedł do mnie.- Wstawaj, czas nagli.
- Czy w końcu powiesz mi o co chodzi?- dopytywałam zirytowana.
- Już Ci wszystko mówiłem...
- Że co?- oburzyłam się.- Nic mi nie mówiłeś.
- Jesteś dzisiaj wyjątkowo marudna. Lepiej już chodźmy, taka sytuacja może się już nigdy nie powtórzyć- spojrzał na mnie wyczekująco i ruszył przed siebie.
            Mężczyzna w pewnym momencie zatrzymał się przed wielkimi drzwiami z napisem 'spotkania'. Gestem dłoni wskazał bym, udała się przodem. Nie wiedząc czego właściwie mam się spodziewać, niepewnie nacisnęłam klamkę. I wtedy moim oczom ukazała się piątka, naprawdę przystojnych chłopaków, którzy zawzięcie coś dyskutowali i od niechcenia potakiwali głowami. One Direction, naprawdę?!
-A więc skoro omówiliśmy już kwestię nowej płyty, została nam jeszcze tylko jedna sprawa...- zaczął krótko obcięty mężczyzna, siedzący na dużym, skórzanym fotelu.
- Jaka?- ożywili się, nie zwracając na nas żadnej uwagi.
- Już Wam mówię- powiedział i nerwowym ruchem przeczesał włosy.- Wiem, że i tak to wszystko Was dużo kosztuje. Nie macie praktycznie prywatności, wolności, ale przypominam, iż to jest dla dobra zespołu. A więc chodzi o... wasze związki. Zayn zacznijmy od Ciebie. Ty i Perrie tworzycie prześliczną parę. Pasujecie do siebie, a kamery Was uwielbiają. Liam, wiem że kochasz Sophie, ale lepiej by było, gdybyś wrócił do Danielle. Directioners źle zniosły Wasze rozstanie. Louis, wkładaj w swój wiązek więcej namiętności. Ludzie nie mogą się dowiedzieć, że tak naprawdę kochasz Harrego. A Ty Niall... Zaraz do tego dojdziemy- mówił, aż w końcu przerwał swoją wypowiedź i odwrócił się w naszym kierunku.- O świetnie! Już jesteście.
             Mój manager pewnie ruszył w ich stronę i po kolei przywitał się z każdym z nich z osobna.
- Znacie już wszystkie warunki umowy?- zapytał, a wszyscy twierdząco skinęli głowami. O co tu chodzi? Mam z nimi coś nagrać? Czemu od razu umowa.- A więc możemy przejść do konkretów. Chłopcy, oto jest [T.I].
- Cześć- przywitałam się i niepewnym krokiem podeszłam bliżej. W rzeczywistości piątka tych ciach była jeszcze przystojniejsza niż w telewizji. Poczułam jak z wrażenia uginają się pode mną kolana. Oddychaj- rozkazałam sobie.
- Hej- odpowiedzieli jednocześnie. Jeny, jeszcze chwila i zemdleję!
- Jason, wytłumaczysz mi o co tu chodzi?- poprosiłam.
- Skoro już tu jesteśmy i wszystko ustaliliśmy, mogę Ci powiedzieć- oznajmił ochoczo.- Mam dla Ciebie dwie wiadomości. Otóż, moja droga, wraz z Paulem i Simonem, który akurat nie mógł zjawić się na dzisiejszym spotkaniu, uzgodniliśmy iż właśnie Ty zostaniesz supportem dla One Direction w czasie 'Where we are tour' w 2015 roku, a w zamian za to...- zatrzymał się na moment, tak jakby szukał właściwych słów.
- Tak?- ponagliłam.
- Zostaniesz dziewczyną Harrego albo Nialla- powiedział z satysfakcją.
- To żart prawda? Znowu mnie wkręcasz?- nie mogłam uwierzyć w to, co dopiero usłyszałam. To przecież nie miało najmniejszego sensu. Jak on to sobie wyobrażał?
-Nie, to nie jest żart. Powinnaś mi dziękować na kolanach, że załatwiłem Ci coś takiego. Taka szansa może się już nigdy nie powtórzyć- odparł.
- Nie pomyślałeś najpierw o mnie? Nie obchodzi Cię moje zdanie?- wypytywałam zszokowana.
- Przykro mi, ale teraz nie masz już wyboru, wszystko jest załatwione. Jutro macie pierwszą randkę z...?
- Niallem- powiedział Paul.
- No tak, z Niallem- przytaknął mój manager, a mi odebrało mowę- Zostawiamy Was samych. Poznajcie się lepiej.

-Niall?- spytałam zdezorientowana.
- To ja- powiedział zmieszany chłopak i podszedł bliżej.
-Hm... I co teraz?- wypaliłam zażenowana?- Wiesz jak długo to potrwa i jak często będziemy musieli się spotykać?
- Z tego, co się orientuję mamy pokazywać się razem na wszystkich galach, wspólnych wywiadach, premierach. No, wiesz- powiedział i nerwowo przeczesał dłońmi swoją blond czuprynę.- Mamy udawać kochającą się parę...
- Nie sądzisz, że to nie jest ok?- zapytałam poirytowana.
- Niby czemu?- zdziwił się.- To może być ciekawe doświadczenie- słysząc jego słowa, mimowolnie prychnęłam.
- Naprawdę?
- Tak, przecież możemy potraktować to jako zabawę. Co nam szkodzi?- mówił, a mnie przebiegły dreszcze po plecach. Szczerze? Nie miałam najmniejszej ochoty spędzać z nim mojego wolnego czasu i to w dodatku sam na sam. Nie znałam go i mimo, iż był cholernie przystojnym członkiem najpopularniejszego boysband'u na świecie, nie paliłam się do poznania go.- Więc?- zapytał, a ja zdębiałam. Nie miałam pojęcia o czym mówił, nie słuchałam go.
- Więc, co?
-Pójdziemy na kawę?- zaproponował, a na jego twarzy pojawił się czarujący uśmiech.
- Dobra- rzuciłam zrezygnowana. 
            W końcu wraz z Niallem opuściliśmy salę i udaliśmy się w kierunku kawiarni, która znajdowała się tuż za rogiem studia. Kiedy dotarliśmy na miejsce, złożyliśmy zamówienia, a następnie zajęliśmy miejsce przy ostatnim wolnym stoliku. 
- Chyba powinniśmy ustalić jak się poznaliśmy. Na pewno kiedyś padnie to pytanie i wydaję mi się, że najlepiej by było, gdybyśmy mieli ustaloną jakąś konkretną wersję- wycedziłam na jednym tchu.
- Serio?- rzucił sarkastycznie.- To może coś wymyślisz, moja dziewczyno- dorzucił, śmiejąc się.
- Hej, to nie jest śmieszne!- zganiłam go.- Masz jakieś pomysły?
- Może... Przez przypadek wpadłem na Ciebie z jedzeniem i pobrudziłem Cię, a potem zaproponowałem, abyś przebrała się w moje rzeczy. Co Ty na to?
- Nie uważasz, że brzmi to troszeczkę... żałośnie?- mruknęłam.
- Nie, czemu? Niech tak zostanie. Ludzie wiedzą, że lubię dużo jeść, a poza tym chciałbym zobaczyć Twoją minę, gdy to mówisz. Nie uwierzę, że nie palniesz jakieś głupoty- powiedział, wpatrując się we mnie swoimi błękitnymi tęczówkami.
- Przestań- wysyczałam.
- Co znowu?- zdziwił się.
- Możesz się na mnie tak nie patrzeć- odparłam. Momentalnie poczułam jak na mojej twarzy pojawiają się dwa szkarłatne rumieńce.
- Nie- odpowiedział i uśmiechnął się szerzej.- Do twarzy Ci z kolorem- dodał, a ja spaliłam buraka. Byłam zażenowana całą tą sytuacją. W co ja się wpakowałam?!
- Widzę, że się dogadujecie- usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam głowę i spojrzałam za siebie.
- Jason, co Ty tu robisz?- zapytałam.
- Przyszedłem Wam potowarzyszyć- rzucił, przesadnie się uśmiechając. Odsunął krzesło i usiadł obok nas. Międzyczasie kelnerka przyniosła nasze zamówienia.- Słuchajcie- oznajmił.
- Tak?- ponagliłam.
- Mam dla Was wspaniałą wiadomość. Wraz z Paulem uzgodniliśmy, że jutro idziecie na pierwszą randkę- słysząc to, o mały włos nie udławiłam się kawą.-[T.I] gdzie Twój entuzjazm?
- Że co?- patrzyłam na niego spod ściągniętych brwi.
- To co słyszałaś [T.I]. Jutro idziecie na pierwszą randkę. Załatwimy też, aby na miejsce przybyli paparazzi- uśmiechnął się w naszym kierunku.- Wasz związek musi ujrzeć światło dzienne.
- Czyli gdzie jest ta randka- spytał blondynek, wykonując palcami znak cudzysłowu w powietrzu.
- Paul chciał, abyście poszli do restauracji, ale ja wybrałem coś lepszego. Wydaje mi się, że najpierw moglibyście popłynąć statkiem po Tamizie, a następnie przejechać się London Eye. Przynajmniej jakieś urozmaicenie.
- Wiesz, co... Dzięki- rzuciłam ostro.
- Wiem, że masz chorobę morską, ale to tylko rzeka. Zobaczysz nie będzie tak źle. Zanim się zorientujesz podróż dobiegnie końca- oznajmił żwawo i podniósł się z miejsca.- Zostawiam Was, moje gołąbeczki. Mam dużo pracy i muszę już iść. Cześć- rzucił, a następnie przybił z Niallem piątkę i wyszedł.
- Czego się tak cieszysz?- wygarnęłam.
- Wyglądasz uroczo, gdy się denerwujesz- powiedział i złapał mnie za dłoń.- Przecież, gdybyś nie chciała, nie musiałabyś tego robić...
- Niall, Jason nie dał mi prawa wyboru. Nie pytał mnie o zdanie, nie miałam w tej kwestii nic do powiedzenia. Nie zrozum mnie źle. To nie tak, że Cię nie lubię czy mi się nie podobasz. Po prostu chciałam, żebyś wiedział, że zostałam do tego zmuszona. To on mnie odkrył, dzięki niemu zaistniałam, a teraz po prostu muszę być wobec niego posłuszna- jęknęłam zażenowana swoim przemówieniem.
- Widzisz, to coś nas łączy- wyszeptał i posłał w moim kierunku jeden z najpiękniejszych uśmiechów jaki kiedykolwiek widziałam.- Mnie też nikt nie pytał o zdanie. Robię to ze względu na zespół i chłopców. Nie będzie aż tak źle- pocieszał mnie.
- Dobra, wierzę Ci- rzuciłam i odwzajemniłam jego wcześniejszy uśmiech.
-[T.I] będę się już zbierał. Mamy dzisiaj jeszcze kilka prób, a potem idę na mecz ze znajomymi. W takim razie do jutra... kochanie- powiedział i nachylił się ponad stolikiem, całując mnie w policzek.
- Nie musiałeś tego robić. Dopiero od jutra mamy grać tę całą szopkę- wycedziłam, rumieniąc się na słowo: ,,kochanie”
- Wiem, ale chciałem to zrobić- rzucił, podnosząc się z miejsca.- Do zobaczenia, moja dziewczyno- zaśmiał się.

- Do jutra, mój chłopaku- zawtórowałam mu i oboje wybuchliśmy śmiechem.

                                                                                                                     MissPotatoe 

Witajcie! 
Dawno tu nic nie dodawałyśmy :( Dzisiaj znalazłam trochę czasu , no i przybywam z nowym postem. Kiedyś wiele z was wspominało, iż tęskni za moim starym stylem i uwaga! Uwaga! Ten imagin napisałam przeszło 1,5 roku temu :) Jestem ciekawa waszych opinii i czy przypadnie wam do gustu :) 
Mam tez złą wiadomość. Foreverdirectioners zalał się laptop, na którym miała wszystkie prace. W najbliższym czasie nie będzie niczego dodawała. Musicie uzbroić się w cierpliwość :( 
Miłych wakacji życzę wszystkim ! <3