Imagin Viviev Directioner
Zayn cz.1
-Znów kasyno?-spytała-Naprawdę nie masz gdzie mnie zabierać?-spojrzała w jego stronę.
-Och, siostra, nie marudź. Ostatni raz, proszę-uśmiechnął się do niej.
-Ostatni raz-powtórzyła po nim i wysiadła z samochodu.
Blondyn chwilę później szedł obok niej w stronę wejścia do jego ulubionego kasyna. Nad dużymi, podwójnymi drzwiami wisiał szyld, na którym pisało 'Lotus'. Chłopak uśmiechnął się pod nosem na samą myśl zagrania w Black Jack'a. Choć Astrid nie cierpiała, kiedy ją tam zabierał, to za każdym razem miękła. Natomiast jej brat cały czas próbował ją przekonać, aby polubiła 'ten' sposób rozrywki.
-Nie szkoda ci pieniędzy?-spytała, kiedy zasiadali przy jednym ze stołów.
-Wygrał, wygrał złoty migdał-odpowiedział jej i uśmiechnął się do kelnerki, która pojawiła się obok niego-2 razy Gin z Tonikiem.
-A kto będzie prowadził?-wtrąciła się zanim kelnerka odeszła.
-To raz Gin z Tonikiem-poprawił się i wrócił do gry.
2 godziny później...
-Idę do łazienki-oznajmiła odchodząc od stołu, przy którym siedziała ona, jej brat i jakiś nieznany jej mężczyzna.
-To co? Może mały zakład?-spytał ów mężczyzna, kiedy dziewczyna odeszła.
-A co proponujesz?-dopytywał Max.
-Jeżeli wygrasz.... pożyczę ci na 3 dni moje Lamborghini, a jeżeli ja ....twoja laska się ze mną umówi. -oznajmił uśmiechając się chytrze.
-Po pierwsze, to nie jest moja dziewczyna, tylko siostra, po drugie, stoi.
Podali sobie ręce przypieczętowując zakład. Każdy z nich był pewien wygranej.
Prowadzący grę przetasował karty i rozdzielił je między graczami. Każdy z nich dostał 5 kart. Mogli wymienić co najmniej 4 z nich. Co przyjdzie to przyjdzie.
-Możemy już jechać?-spytała Astrid, wyrywając tym samym brata z gry.
Chłopak dopiero teraz zorientował się, że wróciła z toalety.
-Rozegramy tą partię do końca i jedziemy-odpowiedział jej, a swoje spojrzenie z nad kart przeniósł na rozdającego je.
-Wymieniam jedną-powiedział i wyjął jedną kartę z ręki.
-Ja poproszę dwie-brunet siedzący naprzeciw niego również dokonał wymiany.
Kiedy dostali swoje zamienne karty sprawdzili co im przyszło. Spojrzeli na siebie porozumiewawczym wzrokiem, a karty położyli na stole.
W tali bruneta znajdował się As, As, As, Dama i Dama. To oznaczało, że ma fula.
Natomiast w tali Max'a znajdował się As, Król, Dama, Walet i Dziesiątka. Duży Strit, jednak nie wygra on z Fulem.
Cwaniacki uśmieszek zagościł na twarzy Mulata, natomiast na twarzy blondyna malował się grymas. Był tak blisko wygranej.
-Wygrał, wygrał złoty migdał-powiedział Mulat-Będę się zbierać. Do jutra, piękna-dodał i wstał od stołu.
-Do mnie mówiłeś?-Astrid wskazała ręką na siebie.
-No przecież nie powiem piękna do twojego brata-odpowiedział jej.
-Problem w tym, że ja się nigdzie z tobą nie umawiałam.
-Umawiałaś, tylko o tym nie wiesz. Najlepiej spytaj brata. A na razie do zobaczenia, wpadnę po ciebie o 20.00.
-Nic z tego nie rozumiem.
-Nie musisz-mówił coraz bardziej znudzony.
-Okej, ale jak niby chcesz po mnie przyjechać? Przecież nie znasz mojego adresu.
-Spokojnie, to da się załatwić-odpowiedział i odszedł.
-Czy masz mi coś do powiedzenia?-zwróciła się do brata.
-Przepraszam-odpowiedział.
-Tylko tyle?
-Okej, założyłem się z nim o to, kto wygra. I zaproponował, że jeżeli on wygra to się z nim umówisz, a jeżeli ja to pożyczy mi Lamborghini na 3 dni.
-Och, siostra, nie marudź. Ostatni raz, proszę-uśmiechnął się do niej.
-Ostatni raz-powtórzyła po nim i wysiadła z samochodu.
Blondyn chwilę później szedł obok niej w stronę wejścia do jego ulubionego kasyna. Nad dużymi, podwójnymi drzwiami wisiał szyld, na którym pisało 'Lotus'. Chłopak uśmiechnął się pod nosem na samą myśl zagrania w Black Jack'a. Choć Astrid nie cierpiała, kiedy ją tam zabierał, to za każdym razem miękła. Natomiast jej brat cały czas próbował ją przekonać, aby polubiła 'ten' sposób rozrywki.
-Nie szkoda ci pieniędzy?-spytała, kiedy zasiadali przy jednym ze stołów.
-Wygrał, wygrał złoty migdał-odpowiedział jej i uśmiechnął się do kelnerki, która pojawiła się obok niego-2 razy Gin z Tonikiem.
-A kto będzie prowadził?-wtrąciła się zanim kelnerka odeszła.
-To raz Gin z Tonikiem-poprawił się i wrócił do gry.
2 godziny później...
-Idę do łazienki-oznajmiła odchodząc od stołu, przy którym siedziała ona, jej brat i jakiś nieznany jej mężczyzna.
-To co? Może mały zakład?-spytał ów mężczyzna, kiedy dziewczyna odeszła.
-A co proponujesz?-dopytywał Max.
-Jeżeli wygrasz.... pożyczę ci na 3 dni moje Lamborghini, a jeżeli ja ....twoja laska się ze mną umówi. -oznajmił uśmiechając się chytrze.
-Po pierwsze, to nie jest moja dziewczyna, tylko siostra, po drugie, stoi.
Podali sobie ręce przypieczętowując zakład. Każdy z nich był pewien wygranej.
Prowadzący grę przetasował karty i rozdzielił je między graczami. Każdy z nich dostał 5 kart. Mogli wymienić co najmniej 4 z nich. Co przyjdzie to przyjdzie.
-Możemy już jechać?-spytała Astrid, wyrywając tym samym brata z gry.
Chłopak dopiero teraz zorientował się, że wróciła z toalety.
-Rozegramy tą partię do końca i jedziemy-odpowiedział jej, a swoje spojrzenie z nad kart przeniósł na rozdającego je.
-Wymieniam jedną-powiedział i wyjął jedną kartę z ręki.
-Ja poproszę dwie-brunet siedzący naprzeciw niego również dokonał wymiany.
Kiedy dostali swoje zamienne karty sprawdzili co im przyszło. Spojrzeli na siebie porozumiewawczym wzrokiem, a karty położyli na stole.
W tali bruneta znajdował się As, As, As, Dama i Dama. To oznaczało, że ma fula.
Natomiast w tali Max'a znajdował się As, Król, Dama, Walet i Dziesiątka. Duży Strit, jednak nie wygra on z Fulem.
Cwaniacki uśmieszek zagościł na twarzy Mulata, natomiast na twarzy blondyna malował się grymas. Był tak blisko wygranej.
-Wygrał, wygrał złoty migdał-powiedział Mulat-Będę się zbierać. Do jutra, piękna-dodał i wstał od stołu.
-Do mnie mówiłeś?-Astrid wskazała ręką na siebie.
-No przecież nie powiem piękna do twojego brata-odpowiedział jej.
-Problem w tym, że ja się nigdzie z tobą nie umawiałam.
-Umawiałaś, tylko o tym nie wiesz. Najlepiej spytaj brata. A na razie do zobaczenia, wpadnę po ciebie o 20.00.
-Nic z tego nie rozumiem.
-Nie musisz-mówił coraz bardziej znudzony.
-Okej, ale jak niby chcesz po mnie przyjechać? Przecież nie znasz mojego adresu.
-Spokojnie, to da się załatwić-odpowiedział i odszedł.
-Czy masz mi coś do powiedzenia?-zwróciła się do brata.
-Przepraszam-odpowiedział.
-Tylko tyle?
-Okej, założyłem się z nim o to, kto wygra. I zaproponował, że jeżeli on wygra to się z nim umówisz, a jeżeli ja to pożyczy mi Lamborghini na 3 dni.
-Daj kluczyki-powiedziała zupełnie go ignorując.
-Jesteś na mnie zła?-spytał podając jej klucze od samochodu.
Dziewczyna nic nie odpowiadając wstała z miejsca i zmierzała ku wyjściu.
-Idziesz, czy zostajesz na noc?-odwróciła się jeszcze, aby zobaczyć co zrobi jej brat.
-Długo się nie będziesz jeszcze do mnie odzywać?-spytał, kiedy przekroczyli próg domu.
Odpowiedziała mu cisza. Astrid próbowała sprawić, aby zabiegał o to, żeby się do niego odezwała.
-Siostra, noo-westchnął.
Podszedł do niej i złapał w tali. Uniósł do góry i postawił na ławie w salonie.
-Przepraszam-powiedział i spojrzał jej w oczy-Byłem pewien, że wygram.
-Nigdy niczego nie można być pewnym-odpowiedziała mu.
-Odezwałaś się-uśmiechnął się szeroko-Więc, wybaczysz mi?
-Może.
-No weź-błagał.
-Wybaczę, przecież jesteś moim młodszym braciszkiem.
-Tylko 9 miesięcy. To, że rodzice zdecydowali się spłodzić najpierw ciebie nic nie oznacza.
-Oznacza-uśmiechnęła się ciepło i zeskoczyła na podłogę.
-Pójdziesz z nim na tą randkę?-spytał tak cicho, że prawie niesłyszalnie.
-A mam inne wyjście?-zapytała retorycznie-Masz szczęście, że jest przystojny-dodała i po schodach weszła na górę.
Z pokoju wzięła bieliznę i za dużą bluzkę swojego brata. Z tymi rzeczami udała się do łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic.
Gotowa wróciła do pokoju. Ułożyła się wygodnie na łóżku i próbowała odpłynąć do Krainy Morfeusza.
Poranki mają to do siebie, że albo chce ci się wstać, albo nie. W tym przypadku Astrid-choć nie chciała wstać-została do tego zmuszona.
Kiedy Max zabierał się za gotowanie zawsze mu to nie wychodziło. Tak było też i tym razem. A mianowicie, chciał zrobić jajecznicę. Jednak zamiast jajecznicy wyszedł jeden, wielki bełt. Astrid nie zastanawiając się długo, wywaliła danie sporządzone przez jej brata i zrobiła je od nowa.
Ze smakiem zjedli śniadanie, a przez resztę dnia leniuchowali. W końcu była sobota.
Pewnie gdyby ich rodzice nadal żyli w tym momencie byli by w drodze do cioci Clary. Niestety państwo Cullen zginęli w katastrofie lotniczej. Przez ich śmierć rodzeństwo bardzo się do siebie zbliżyło. Nic dziwnego. Mają tylko siebie.
~*~
-Widziałeś moją torebkę?-spytała zbiegając po schodach.
-Którą?
-Tą beżową-odpowiedziała mu i stanęła naprzeciw niego.
-A nie zostawiłaś jej w jadalni na krześle?
-Może.
Dziewczyna przeszła do wskazanego jej pomieszczenia i jak się okazało, torebka tam była. Wzięła ją, a z wnętrza wyciągnęła błyszczyk. Przejrzała się w lustrze i poprawiła usta. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Schowała pomadkę do torebki i już miała iść otworzyć, ale Max ją wyprzedził, chwytając za klamkę.
Zanim jednak otworzył drewnianą powłokę zapytał:
-Po co ty się tak stroisz?
Chwilę później stał twarzą w twarz z Mulatem. Uśmiechnął się sztucznie w jego kierunku. Astrid podeszła do nich i również się uśmiechnęła, ale szczerze.
-Gotowa?-spytał brązowooki.
-Tak-odpowiedziała i chciała już wyjść, ale zatrzymał ją Max.
-Masz wrócić o 22.
-Jasne, jasne-odpowiedziała i przytuliła go na pożegnanie.
Razem z brunetem udała się do jego samochodu. Chłopak otworzył jej drzwi od strony pasażera, a chwilę później usiadł za kierownicą. Przekręcił kluczyk w stacyjce i odjechali z piskiem opon.
Podróż mijała im w ciszy, jednak Astrid miała tego dość. Nawet nie wiedziała jak ten chłopak ma na imię.
-Gdzie mnie zabierasz?-spytała.
-Niespodzianka.
-A może chociaż zdradzisz mi swoje imię?-próbowała choć cokolwiek z niego wyciągnąć.
-Zayn. Zayn Malik-odpowiedział, a na jego twarzy zagościł ten chytry uśmieszek.
-Znam skądś to nazwisko-zaczęła-No tak. Moja przyjaciółka ostatnio nawijała o jakichś nielegalnych wyścigach, gdzie po raz kolejny wygrał Malik. Czy to ty?
-Wiesz, nie lubię się chwalić, ale tak.
I na tym skończyła się ich rozmowa. Przez dalszą część jazdy, znów się nie odzywali. Między nimi panowała zupełna cisza.
-Jesteśmy na miejscu-usłyszała, a po chwili stała obok samochodu rozglądając się dookoła.
Byli chyba w jednej z najgorszych dzielnic Londynu. Co nie kojarzyło się Astrid z czymś miłym, wręcz przeciwnie. To w takich dzielnicach mieszkają narkomanie i alkoholicy. Niestety rok temu, jej brat też ćpał. A wszystko zaczęło się po śmierci ich rodziców. Wpadł w ten okropny nałóg, ale dziewczyna pomogła mu z tego wyjść. Dzisiaj wie, że Max nigdy więcej nie weźmie tego świństwa.
-Dlaczego tu jesteśmy?-spytała swojego towarzysza.
-Jesteś na mnie zła?-spytał podając jej klucze od samochodu.
Dziewczyna nic nie odpowiadając wstała z miejsca i zmierzała ku wyjściu.
-Idziesz, czy zostajesz na noc?-odwróciła się jeszcze, aby zobaczyć co zrobi jej brat.
-Długo się nie będziesz jeszcze do mnie odzywać?-spytał, kiedy przekroczyli próg domu.
Odpowiedziała mu cisza. Astrid próbowała sprawić, aby zabiegał o to, żeby się do niego odezwała.
-Siostra, noo-westchnął.
Podszedł do niej i złapał w tali. Uniósł do góry i postawił na ławie w salonie.
-Przepraszam-powiedział i spojrzał jej w oczy-Byłem pewien, że wygram.
-Nigdy niczego nie można być pewnym-odpowiedziała mu.
-Odezwałaś się-uśmiechnął się szeroko-Więc, wybaczysz mi?
-Może.
-No weź-błagał.
-Wybaczę, przecież jesteś moim młodszym braciszkiem.
-Tylko 9 miesięcy. To, że rodzice zdecydowali się spłodzić najpierw ciebie nic nie oznacza.
-Oznacza-uśmiechnęła się ciepło i zeskoczyła na podłogę.
-Pójdziesz z nim na tą randkę?-spytał tak cicho, że prawie niesłyszalnie.
-A mam inne wyjście?-zapytała retorycznie-Masz szczęście, że jest przystojny-dodała i po schodach weszła na górę.
Z pokoju wzięła bieliznę i za dużą bluzkę swojego brata. Z tymi rzeczami udała się do łazienki, gdzie wzięła szybki prysznic.
Gotowa wróciła do pokoju. Ułożyła się wygodnie na łóżku i próbowała odpłynąć do Krainy Morfeusza.
Poranki mają to do siebie, że albo chce ci się wstać, albo nie. W tym przypadku Astrid-choć nie chciała wstać-została do tego zmuszona.
Kiedy Max zabierał się za gotowanie zawsze mu to nie wychodziło. Tak było też i tym razem. A mianowicie, chciał zrobić jajecznicę. Jednak zamiast jajecznicy wyszedł jeden, wielki bełt. Astrid nie zastanawiając się długo, wywaliła danie sporządzone przez jej brata i zrobiła je od nowa.
Ze smakiem zjedli śniadanie, a przez resztę dnia leniuchowali. W końcu była sobota.
Pewnie gdyby ich rodzice nadal żyli w tym momencie byli by w drodze do cioci Clary. Niestety państwo Cullen zginęli w katastrofie lotniczej. Przez ich śmierć rodzeństwo bardzo się do siebie zbliżyło. Nic dziwnego. Mają tylko siebie.
~*~
-Widziałeś moją torebkę?-spytała zbiegając po schodach.
-Którą?
-Tą beżową-odpowiedziała mu i stanęła naprzeciw niego.
-A nie zostawiłaś jej w jadalni na krześle?
-Może.
Dziewczyna przeszła do wskazanego jej pomieszczenia i jak się okazało, torebka tam była. Wzięła ją, a z wnętrza wyciągnęła błyszczyk. Przejrzała się w lustrze i poprawiła usta. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Schowała pomadkę do torebki i już miała iść otworzyć, ale Max ją wyprzedził, chwytając za klamkę.
Zanim jednak otworzył drewnianą powłokę zapytał:
-Po co ty się tak stroisz?
Chwilę później stał twarzą w twarz z Mulatem. Uśmiechnął się sztucznie w jego kierunku. Astrid podeszła do nich i również się uśmiechnęła, ale szczerze.
-Gotowa?-spytał brązowooki.
-Tak-odpowiedziała i chciała już wyjść, ale zatrzymał ją Max.
-Masz wrócić o 22.
-Jasne, jasne-odpowiedziała i przytuliła go na pożegnanie.
Razem z brunetem udała się do jego samochodu. Chłopak otworzył jej drzwi od strony pasażera, a chwilę później usiadł za kierownicą. Przekręcił kluczyk w stacyjce i odjechali z piskiem opon.
Podróż mijała im w ciszy, jednak Astrid miała tego dość. Nawet nie wiedziała jak ten chłopak ma na imię.
-Gdzie mnie zabierasz?-spytała.
-Niespodzianka.
-A może chociaż zdradzisz mi swoje imię?-próbowała choć cokolwiek z niego wyciągnąć.
-Zayn. Zayn Malik-odpowiedział, a na jego twarzy zagościł ten chytry uśmieszek.
-Znam skądś to nazwisko-zaczęła-No tak. Moja przyjaciółka ostatnio nawijała o jakichś nielegalnych wyścigach, gdzie po raz kolejny wygrał Malik. Czy to ty?
-Wiesz, nie lubię się chwalić, ale tak.
I na tym skończyła się ich rozmowa. Przez dalszą część jazdy, znów się nie odzywali. Między nimi panowała zupełna cisza.
-Jesteśmy na miejscu-usłyszała, a po chwili stała obok samochodu rozglądając się dookoła.
Byli chyba w jednej z najgorszych dzielnic Londynu. Co nie kojarzyło się Astrid z czymś miłym, wręcz przeciwnie. To w takich dzielnicach mieszkają narkomanie i alkoholicy. Niestety rok temu, jej brat też ćpał. A wszystko zaczęło się po śmierci ich rodziców. Wpadł w ten okropny nałóg, ale dziewczyna pomogła mu z tego wyjść. Dzisiaj wie, że Max nigdy więcej nie weźmie tego świństwa.
-Dlaczego tu jesteśmy?-spytała swojego towarzysza.
-Zaraz się przekonasz-odpowiedział jej i zaczął iść przed siebie.
Astrid chcąc nadążyć za brunetem przyspieszyła kroku i szła tuż obok niego. Chłopak zatrzymał się dopiero przy wielkich, dębowych drzwiach. Mocnym ruchem ręki pchnął je do przodu. Przepuścił pannę Cullen przodem, a sam wszedł zaraz za nią.
Choć może nie była to najlepsza dzielnica, to szczerze można było powiedzieć, że knajpka do której weszli była istną perłą tej części Londynu.
Dziewczyna rozglądała się po wnętrzu z wielkim zachwytem w oczach. Największą jej uwagę przykuło pianino stojące w kącie pomieszczenia. Mimo, że było 'stare' wyglądało całkiem nieźle.
Na ścianach dominował kolor czerwony, który sprawiał, że całość stawała się bardziej przytulna. Jednak kolor czarny, którego było mniej dodawał ostrości. Do tego drobne prześwity białego-koloru niewinności. Całość natomiast komponowała się wspaniale.
Rozmyślania Astrid przerwał Zayn, a dokładniej jego ręka, która pociągnęła dziewczynę do jednego ze stolików. Jak prawdziwy dżentelmen odsunął jej krzesło, a sam siadł naprzeciwko.
-Skąd znasz to miejsce?-spytała.
-Długa historia-odpowiedział i uśmiechnął się.
-Mamy czas-zawtórowała mu uśmiechem i poprawiła się na krześle.
Astrid chcąc nadążyć za brunetem przyspieszyła kroku i szła tuż obok niego. Chłopak zatrzymał się dopiero przy wielkich, dębowych drzwiach. Mocnym ruchem ręki pchnął je do przodu. Przepuścił pannę Cullen przodem, a sam wszedł zaraz za nią.
Choć może nie była to najlepsza dzielnica, to szczerze można było powiedzieć, że knajpka do której weszli była istną perłą tej części Londynu.
Dziewczyna rozglądała się po wnętrzu z wielkim zachwytem w oczach. Największą jej uwagę przykuło pianino stojące w kącie pomieszczenia. Mimo, że było 'stare' wyglądało całkiem nieźle.
Na ścianach dominował kolor czerwony, który sprawiał, że całość stawała się bardziej przytulna. Jednak kolor czarny, którego było mniej dodawał ostrości. Do tego drobne prześwity białego-koloru niewinności. Całość natomiast komponowała się wspaniale.
Rozmyślania Astrid przerwał Zayn, a dokładniej jego ręka, która pociągnęła dziewczynę do jednego ze stolików. Jak prawdziwy dżentelmen odsunął jej krzesło, a sam siadł naprzeciwko.
-Skąd znasz to miejsce?-spytała.
-Długa historia-odpowiedział i uśmiechnął się.
-Mamy czas-zawtórowała mu uśmiechem i poprawiła się na krześle.
-Uwielbiam tą piosenkę-rzuciła Cullen słysząc pierwsze dźwięki Love Runs Out w wykonaniu OneRepublic.
-Świetny zespół-dodał Zayn.
-Jeden z moich ulubionych.
Malik uśmiechnął się-kolejny raz tego dnia-na wypowiedź dziewczyny.
~*~
-Wróciłam-powiedziała wchodząc do domu.
-Jak było?-spytał Max wyłaniając się z salonu.
-Fajnie-odpowiedziała kierując się po schodach na górę. Jednak jej brat nie odpuszczał, chciał wiedzieć więcej.
-Tylko tyle mi powiesz? Nie zrobił ci krzywdy?-dopytywał.
-Nie, nie zrobił-wywróciła oczami na pytanie brata i weszła do swojego pokoju rzucając się na łóżko.
-Czy ty się przypadkiem w nim nie zakochałaś?-nie dawał za wygraną.
-Nie wierze w miłość od pierwszego wejrzenia, więc nie, nie zakochałam się, ale cholernie mi się podoba. A teraz proszę cię o opuszczenie mojego pokoju.
Chłopak niechętnie, ale wyszedł zostawiając ją samą. Astrid westchnęła i wstała, wzięła swoją piżamę z zamiarem pójścia pod prysznic, jednak przerwał jej dźwięk sms'a. Wyciągnęła z torebki swój telefon i przejechała palcem po ekranie. Na wyświetlaczu widniała wiadomość:
Dobranoc.
Zayn x.
Uśmiechnęła się pod nosem i odłożyła telefon na szafkę. Podając mu swój numer telefonu nie sądziła, że napisze.
-Świetny zespół-dodał Zayn.
-Jeden z moich ulubionych.
Malik uśmiechnął się-kolejny raz tego dnia-na wypowiedź dziewczyny.
~*~
-Wróciłam-powiedziała wchodząc do domu.
-Jak było?-spytał Max wyłaniając się z salonu.
-Fajnie-odpowiedziała kierując się po schodach na górę. Jednak jej brat nie odpuszczał, chciał wiedzieć więcej.
-Tylko tyle mi powiesz? Nie zrobił ci krzywdy?-dopytywał.
-Nie, nie zrobił-wywróciła oczami na pytanie brata i weszła do swojego pokoju rzucając się na łóżko.
-Czy ty się przypadkiem w nim nie zakochałaś?-nie dawał za wygraną.
-Nie wierze w miłość od pierwszego wejrzenia, więc nie, nie zakochałam się, ale cholernie mi się podoba. A teraz proszę cię o opuszczenie mojego pokoju.
Chłopak niechętnie, ale wyszedł zostawiając ją samą. Astrid westchnęła i wstała, wzięła swoją piżamę z zamiarem pójścia pod prysznic, jednak przerwał jej dźwięk sms'a. Wyciągnęła z torebki swój telefon i przejechała palcem po ekranie. Na wyświetlaczu widniała wiadomość:
Dobranoc.
Zayn x.
Uśmiechnęła się pod nosem i odłożyła telefon na szafkę. Podając mu swój numer telefonu nie sądziła, że napisze.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Curly Girl
Imagin Harry
Zaczęły się wreszcie wakacje. Na te wakacje cieszyłam się szczególnie, ponieważ miałam je spędzić z moim najlepszym przyjacielem - Harrym. Chodzi rzecz jasna o Harrego Stylesa,o jednego z członków zespołu One Direction. Odkąd dwa lata temu zaczął karierę ze swoimi kumplami, nie mamy za dużo czasu dla siebie.
Ze Stylesem znam się od lat. Ja mam 17 lat, a on jest starszy ode mnie o trzy lata. Jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi. Niegdyś, przed tym nim stał się sławny, zaczęliśmy ze sobą chodzić. Później postanowiliśmy zostać tylko przyjaciółmi. Dochodziło do takich sytuacji, gdzie miesiącami się nie słyszeliśmy, a co dopiero widzieliśmy. Nie przyjeżdżał nawet na różne uroczystości i święta. W mediach głośno było o jego licznych romansach. Dlatego decyzja o rozstaniu była słuszna, aczkolwiek strasznie bolesna. Czasami w kolorowych pisemkach pojawiały się informacje, iż gwiazdor jest wolny. O dziwo te fakty zawsze poprawiały mi nastój. Ja od czasu zakończenia naszego związku byłam na kilku randkach, ale nie zaangażowałam się w jakikolwiek związek.
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Na reszcie nadszedł ten dzień. Dzień, w którym ujrzę swoją pierwszą miłość, pokrewną duszę i przyjaciela zarazem.
Artysta podjechał pod mój dom. Wyszłam przed budynek i zobaczyła postawnego chłopaka z burzą brązowych loków na głowie, zielonymi oczami i pięknym uśmiechem, idącego w moim kierunku.
-Harry... - nie zważając na nic rzuciłam mu się na szyję.
Brakowało mi jego zapachu, widoku, uśmiechu, głosu, po prostu brakowało mi jego.
-Sunny... - odwzajemnił moją reakcję -Gotowa na wspaniałe wakacje?
-Z Tobą? Zawsze i wszędzie.
Chłopak pomógł mi załadować walizki do samochodu. Następnie wsiedliśmy do pojazdu i zaczęliśmy pierwszy etap naszej przygody.
Podczas jazdy rozmawialiśmy o mojej szkole i o rozwoju kariery "jego" zespołu.
Miałam wrażenie, że dojeżdżamy na miejsce, ponieważ czułam w miarę wyraźnie zapach wody, przecież jechaliśmy nad jezioro. Wcześniej nie zwracałam uwagi na otaczający mnie krajobraz, jednakże teraz doszło do mnie to, że jedziemy przez las. Nagle chłopak skręcił w nieczęsto używaną polną drogę, aż wreszcie z gąszczu wyłonił niesamowity widok. Mianowicie ślicznego, małego domku otoczonego z niemalże każdej strony wysoką i gęstą roślinnością- by utrzymać należytą prywatność. Do cudownego krajobrazu zaliczał się fragment pięknej, czystej, piaszczystej plaży, położonej nad brzegiem krystalicznie czystego jeziora.
Byłam zachwycona widokiem. Zaraz po opuszczenia przez nas pojazdu, ponownie przytuliłam się do chłopaka.
-Harry, dziękuję. Tak strasznie Ci dziękuję.
-Hej. Spokojnie Sun nie musisz, bo nie ma za co.
Kilka minut później wyjęliśmy swoje bagaże z samochodu. Jednocześnie odczuwaliśmy lekki głód i zmęczenie po długiej trasie. Po rozpakowaniu naszych rzeczy w sypialni, tak, tak jednej sypialni, udaliśmy się do kuchni, aby przygotować posiłek.
-Na co masz ochotę śliczna?
-Nie wiem, a co masz?
Zaczął szperać w szafkach i lodówce.
-No. Przypadkiem znalazłem mąkę, mleko, jajka, dżem malinowy. Idealne składniki do zrobienia...
-Naleśników! -krzyknęłam podekscytowana.
-Nic się nie zmieniłaś. No może prócz tego, że wyładniałaś.
-Dzięki, ty też...wyprzystojniałeś.
-Zawsze wszyscy się za Tobą oglądali. Podobałaś im się.
-A Ty co we mnie najbardziej lubisz?
-Osobowość, charakter. Jednakże nie gardzę kędzierzawymi, ciemnymi włosami, lśniącymi oczami, również w ciemnym odcieniu oraz najbardziej promiennym uśmiechem.
Na moje policzki wkradł się delikatny rumieniec.
-Dziękuję.
-Nie masz za, co. Mówię tylko to, co myślę. Chyba Cię nie zawstydziłem.
Uśmiechnęłam się do niego.
Zrobiliśmy ów posiłek, a kolejno go skonsumowaliśmy.
Po zaspokojeniu głodu i posprzątaniu w kuchni postanowiliśmy pójść i posiedzieć na plaży. Zaopatrzyłam nas w koc. Zastanawiałam się nad założeniem bluzy. Zrezygnowałam z pomysłu, gdyż to lato należało do jednych z najcieplejszych w Anglii.
Wyszliśmy i spoczęliśmy nad brzegiem wody. Chłopak przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem.
-Przepiękny zachód Słońca. -zaczął
-Tak. -przyznałam mu rację
-Pamiętasz, jak byliśmy razem?
-Oczywiście, tego nie można zapomnieć.
-Nie można zapomnieć, ale istnieje możliwość powrotu do tego.
-Nie. To nie ma sensu. Wiem, jak i co było kiedy nie byliśmy razem.
-Sun.-dotknął swoją dłonią mojego policzka- teraz tak nie będzie. Codziennie będę do Ciebie dzwonił, gdy wyjedziemy gdzieś z chłopakami. Poza tym dopiero, co wróciliśmy z trasy, więc na razie będę cały czas przy Tobie.
-Chcesz tego?
-Nie. My tego chcemy.
-Harry. Nie zrozum mnie źle, ale przypisywano Ci liczne romanse. I nie wmawiaj mi, że wszystkie były wierutnym kłamstwem.
-Fakt, miałem kilka randek, ale nic nie znaczyły, ponieważ nie były one z Tobą.
-Sama nie wiem. Nasz związek...
-Sunny, -chłopak mi przerwał-zerwaliśmy ze sobą po okołu miesiącu, przez mój wyjazd. Nie zdążyłem Cię zabrać na prawdziwą randkę i nie zdążyłem Ci pokazać ile dla mnie znaczysz. Teraz chcę to nadrobić. Byliśmy i jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Bądźmy też parą.
-Kocham Cię Harry, zawsze tak było.
-Ja Ciebie też kochanie.
Następnie chłopak zbliżył swoją twarz do mojej i połączył nasze usta w jedność. Całował doskonale, jak przed laty. Już zapomniałam, jak cudownie smakują jego usta. Mam nadzieję, że tym razem nie puszczę tego w niepamięć.
-Tęskniłam. -wyjęczałam między pocałunkami.
-Ja też.
To będą cudowne wakacje-pomyślałam.
10 lat później.
Faktycznie, te pamiętne wakacje były wspaniałe.
Zespół nadal jest znany i kochany. Tym razem sława nie rozdzieliła Nas. Obecnie jesteśmy z Harrym szczęśliwym małżeństwem. Niedawno urodziła nam się córka -Luria. Nie planujemy kolejnego dziecka. Oboje jesteśmy jedynakami i chcemy, aby Luria poszła w Nasze ślady.
Jednak w tej historii znalazło się miejsce na Happy End.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
MeredithZima. Najgorsza pora roku. Zimno, pada śnieg, kolejki w sklepach przed świętami i ogólnie wszystko jest takie ponure.Jedyne co wywołuje uśmiech na twarzy rudowłosej w tym czasie to to, ze przyjeżdża cała jej rodzina i razem dzielą się opłatkiem.Wujek George, który opowiada historie tak przezabawne że mogłyby się znaleźć w kabarecie, a są z życia wzięte.Ciocia Anne, która jest miła i uprzejma dla wszystkich.Ich syn Michael, który podobnie jak ojciec jest przezabawny i jeszcze córka Maddie.Poza tym przyjeżdża ciotka Megan z rodzina, babcia Mary i dziadek Graham, a także kuzynka Scarlet i kuzyn James.Jest po prostu rodzinnie.Niestety nie tym razem. Pierwsze święta bez bliskich, a to wszystko przez duża ilość śniegu. Maya nie miała jak opuścić Londynu aby dotrzeć do Sheffield. Samoloty nie latały przez zawieje, a samochodem musiałaby jechać następne 12 godzin. To było bez sensu.Jej zielone oczy ponownie zeskanowały ekran telefonu i w końcu nacisnęła przycisk 'zadzwoń'.Przez kilka następnych chwil towarzyszyła jej cisza jednak po trzecim sygnale usłyszała głos swojej mamy:-Kochanie zaraz wyjeżdżamy na lotnisko-mówiła zaaferowana.-Mamo, ja nie przyjadę-powiedziała cicho.-Co? Dlaczego? Coś się stało?-Tak, samoloty nie latają, a gdybym chciała przyjechać samochodem zeszłoby mi do jutrzejszego południa.-Słonko, strasznie mi przykro. Mam tylko nadzieje ze nie spędzisz wigilii sama-dodała skruszonym głosem.-Ja też.~*~-Do widzenia-powiedziała kiedy odeszła od lady.O dziwo wiele sklepów było otwartych. Od tych spożywczych po te z zabawkami. Atakże sporo ludzi jeszcze kupowało.No tak. Mamy święta.Maya minęła kolejne skrzyżowanie i podążyła dalej. W końcu zdecydowała się przejść na druga stronę. Jak to miała w zwyczaju - obejrzała się najpierw w prawo potem w lewo i znów w prawo (Anglia).Kiedy stwierdziła, że bezpiecznie może przebyć te kilka metrów ruszyła przed siebie.Była już prawie u celu kiedy oślepiły ją jasne światła samochodu. Pojawił się znikąd.Kierowca próbował wyhamować jednak śnieg na drodze niezbyt mu w tym pomagał. Chcąc nie chcąc samochód uderzył w rudowłosa. Nie było to może jakieś specjalnie silne uderzenie ale dziewczyna straciła przytomność.Działając szybko mężczyzna wybiegł z auta i ukucnął przy poszkodowanej. Sprawdził jej puls a następnie wziął ja na ręce i zaniósł do czarnego audi. Musiał dobrze zarabiać skoro stać go na takie drogie 'zabawki'.Nie minęło 5 minut, a wjechali na czyjś podjazd. Kilkadziesiąt metrów dalej stał dom. Bardzo duży dom.Brunet trzymając dziewczynę w swoim uścisku przekręcił zamek w drzwiach i wszedł do środka. Rzucił pęk kluczy na szafkę i powędrował dalej. Pomieszczenie do którego przeszedł było spore. No cóż. Jego mieszkanie tez było spore.Ułożył zielonooka na kanapie a sam przeszedł z powrotem do hallu i tam zostawił swoje ubranie zimowe.Kiedy wrócił, to samo zrobił z Maya. Zdjął jej buty i kurtkę a żeby nie było jej zimno okrył ja kocem.~*~Rudowłosa powoli zaczynała odzyskiwać przytomność. Starała się otworzyć oczy i w końcu jej się to udało. Najpierw oślepił ja blask palącego się drewna w kominku. Dopiero po chwili przystosowała swój wzrok do jasności panującej w pomieszczeniu.To na pewno nie było jej malutkie mieszkanko w centrum Londynu.Kiedy ta myśl odbiła się echem w jej głowie gwałtownie się podniosła. I żałowała tego. Małe ptaszki przeleciały jej przed oczami i z powrotem opadła na kanapę. To było złe posunięcie.-Chyba ktoś się obudził-usłyszała głos gdzieś z boku.Odwróciła się w tamtym kierunku i ujrzała jakiegoś chłopaka. Miał może 20-21 lat. Jego brązowe włosy były teraz mokre i jedno pasmo zwisało mu na czole. Delikatny zarost dodawał seksapilu, a brązowe oczy świeciły nieznanym jej blaskiem.Przeniosła swój wzrok nieco niżej. Klatka piersiowa nieznajomego była umięśniona a na brzuchu widoczny był tzw. sześciopak. Gdzieniegdzie spływały jeszcze kropelki wody. Jego ramiona również nie odstawały od reszty. Zdecydowanie był w formie.Zielone oczy znów zjechały niżej. Tym razem zjechały na wycięcie w kształcie litery 'v'. Chętnie zobaczyłaby co znajduje się pod zwisającymi mu z bioder dresami.Uh, od razu skarciła się w myślach.Mimo, iż jej przemyślenia trwały może zaledwie kilka sekund, to chłopak wydawał się trochę zirytowany tym, że dziewczyna się nie odzywa.-No chyba umiesz mówić, prawda?-spytał.-Umiem-odpowiedziała niepewnie.-Tak myślałem- uśmiechnął się w jej kierunku-Pamiętasz coś?-Jedynie to, że chciałam przejść na druga stronę, później dwa światła, a potem pustka.-Nie dziwne. Straciłaś przytomność, dlatego zabrałem cię do domu. Czy może chcesz jechać do szpitala? Nic cię nie boli?-dopytywał.-Nie, wszystko okay.-Jesteś pewna?-znów zadał pytanie.Zrobił kilka kroków w kierunku dziewczyny i oparł się o zagłówek kanapy.-Dziękuje za wszystko-mówiła zrzucając z siebie koc-ale powinnam już wracać.-Nie ma mowy ze puszczę cię w takim stanie samą do domu.-To co mam zrobić?-spytała bezradnie-Najlepiej tu zostać-odparł-Jest wigilia, na pewno masz lepsze plany-próbowała się wymigaćChłopak tylko prychnął.-Moja rodzina mieszka w Wolverhampton, a samoloty nie latają bo jest burza śnieżna bla bla bla-powiedział i usiadł obok rudowłosej.-Tak, znam to. To samo mi dzisiaj powiedzieli-przyznała mu racje-No wiec...........zostaniesz?-A nie jesteś jakimś zboczeńcem?-zażartowała-Nie, nie jestem, ale jeżeli bardzo będziesz chciała poznać mojego przyjaciela to nie będę zły-odparł i bardziej rozsiadł się na kanapie-Jesteś zabawny-mruknęła poważnaBrunet tylko się zaśmiał.-Jestem Liam.-Maya-podała mu rękę.~*~Kolejne godziny mijały a przy tym kolejna butelka wina szła w zapomnienie.-Ty-Nie, ty-mówili jedno przez drugieWypity alkohol zdecydowanie pomógł im się rozluźnić. Co jakiś czas wybuchali gromkim śmiechem.-Zamknij się-powiedziała cicho się śmiejąc.-Zmuś mnie-odpowiedział.-Wiesz, że jestem do tego zdolna-odparła.-Tak?-spytał kpiąco-Coś mi się nie wydaje-dodał-Chcesz się przekonać?-dopytywała-I tak tego nie zrobisz-to było podpuszczanie!On ja podpuszczał. Dobrze wiedział ze jest zdolna to zrobić. Do tego wypity alkohol. Pffff....Nie musiał długo czekać na konsekwencje, ponieważ rudowłosa wpiła się zachłannie w jego wargi. Liam nawet przez sekundę się nie zastanawiając oddał pocałunek, który z chwili na chwile stawał się coraz bardziej namiętny. Kto by pomyślał, że dwójka nieznajomych może być sobie tak bliska.Brunet przejechał językiem po jej dolnej wardze tym samym prosząc o wstęp. Maya nie myśląc trzeźwo pozwoliła mu na ten ruch.Jego język ocierał się o jej, przy okazji powodując ciarki na całym jej ciele. Tyle emocji przez jeden, głupi pocałunek. Przecież to się nawet filozofom nie śniło!Ręka rudowłosej powędrowała do karku Liam'a - tym samym przyciągając go jeszcze bliżej. Natomiast brązowooki umieścił swoje dłonie na jej biodrach, dzięki czemu mógł swobodnie posadzić ją sobie na kolanach. Co oczywiście zrobił.Dziewczyna siedziała na nim okrakiem i wcale jej to nie przeszkadzało.Wreszcie oderwali się od siebie, gdyż zabrakło im powietrza.Liam oparł ich czoła o siebie i głęboko spojrzał w zielone oczy May'i.-To było..-zaczął-Wow-dokończyła za niego.------------------------------------------------------------------------------------------------------Marcelina17.12.14
Drogi pamiętniku...
Znów święta... Czy się ciesze?
Niby tak... No bo każdy się raduje w ten okres. Nie liczni mówią, że nie lubią świat. Z różnych powodów.
Niektórym zdarzyła się jakaś przykrość i wspominają to co roku. Innym zbrzydły świąteczne "Last Christmas" czy "...Snow is falling..." lub poprostu nie pasuje masyw ludzi w centrach handlowych.
W każdym razie co by się nie stało każdy ma iskierkę radości w sercu, ponieważ każdy kiedyś przeżył idealne święta.
Moje... nie zawsze są idealne...
No, na pewno te rok temu do perfekcyjnych nie należały.
Pytasz "dlaczego"?
Naprawdę chcesz wiedzieć?
OK, powiem.
Więc było to tak:
(Wspomnienia będą oznaczane //. Normalnie byłaby to pochyła czcionka, ale nie mam możliwości takiej użyć)
// - Mamoooo! Która godzina? - krzyczałam ze swojego pokoju tak, aby moja mama mogła usłyszeć moje pytanie.
- 11:52 - odpowiedziała.
O, kurde. Za 8 min powinnam być u Niall'a. Nie zdążę, spóźnię się. - zaczęłam panikować.
Szybko ubrałam czarne rurki i czarną koszule; wyprasowaną i wisząca w łazience już od wczoraj. Zrobiłam szybki makijaż jak zwykle ograniczając się do minimum. Znając siebie gdybym mogła nałożyłabym kilka centymetrów tapety.
Zaczesałam do tyłu włosy, które i tak opadły mi grzywką na bok. Westchnęłam tylko na niesforne loki i nie wiele myśląc zbiegłam na dół.
W pośpiechu ubrałam czarne kozaczki na obcasie, również czarny płaszcz oraz granatowe rękawiczki, szalik i czapkę. Żegnając się z mamą wyszłam z domu. Chciałam biec, ponieważ byłam pewna, że już jestem spóźniona. Nie mogłam jednak bez zastanowienia spieszyć się nie podziwiając piękna tego świata. Ludzie myślą tylko o tym, żeby zdążyć na spotkanie biznesowe, do biura czy do sklepu, żeby im ostatniej pary butów nie zabrakło. Wiele z nich nie docenia najlepszych rzeczy, które mamy za darmo... Miłość, przyjaźń, rodzina, druga, bratnia dusza...
Moje czekoladowe oczy podziwiały biały krajobraz wokół mnie. Wszystko było pokryte białym puchem. Drzewa, trawniki, dachy domów...
Wszystko miało swój urok. Każdy dom miał przyozdabiane okna. Świecidełka i lampki migotały wesoło.Nim się obejrzałam byłam już pod domem przyjaciół. Zapukałam do ciężkich, mahoniowych drzwi, a te po chwili za naciśnięciem klamki się otworzyły. Zobaczyłam w nich uśmiechniętego, lokowatego przyjaciela. Wpuścił mnie do środka po czym mocno wyściskał.
- Ej, ej my też chcemy! - odezwał się Louis stojący w progu. Harry wypuści mnie oddając w ręce Louisa. Kiedy już wszyscy byli przywitani mogłam się w spokoju rozebrać. Swoje rzeczy powiesiłam na wieszaku w przedpokoju. Weszłam do salony, a z niego do jadalni w której wesoło dyskutowało dziewięciu moich przyjaciół. Usiadłam na jedynym wolnym krześle. Dziewczyny od razu włączyły mnie w rozmowę. Mówiliśmy o tym u kogo w tym roku spędzamy święta. Oczywiście, jak to my do niczego nie doszliśmy. Liam nalegał, żebyśmy spędzili Wigilię u niego, a zaś Niall mówił, że jego mama z chęcią wszystkich nas ugości. Po kilkunastu minutach Daddy oznajmił, że obiad gotowy. I dzięki Bogu, bylibyśmy w stanie kłócić się nawet do jutra. Podczas obiadu każdy z pełnymi ustami zachwalał jaki to pyszny obiad Liam zrobił. A Niall... Niall to miał największy zaciesz. Żarłok kochany. Kiedy wszyscy zjedliśmy większość poszła do salonu i poczęła nowe spory. Tym razem o pilota od telewizora, jednak ja poprosiłam Nialla o rozmowę. Poszliśmy na górę, do jego pokoju. Jak zawsze usiadłam ze skrzyżowanymi nogami na jego łóżku. On zamknął drzwi i usiadł na przeciw mnie. Było idealnie. Miałam jego błękitne oczy i malinowe usta tak blisko... i tak daleko...
- Lill? Jesteś? - zapytał chłopak. W jego głosie mogłam wyczuć nutę rozbawienia moją nieobecniścią.
- Ahh... tak, poprostu... - język plątał mi się jak nigdy.
-...Poprostu... Mów... - zachęcał.
- Niall, wiem, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale zakochałam się w Tobie. Tak poprostu, bez niczego, bez rozsądku, bez umysłu... Kocham lazur Twoich oczu, róż Twoich ust, aksamit Twojego głosu. Kocham tą każda rzecz osobno i wszystkie razem...
- Lilly, co... co ja mam Ci powiedzieć? Kocham Cię jak siostrę i ty dobrze o tym wiesz... Ja... Ja nie wiem...
W moich oczach zebrały się łzy po usłyszeniu tych słów. Jedno, wielkie rozczarowanie. Ehh... w sumie... na co ja liczyłam? Że będzie jak w bajkach? "Ja też Cię kocham, ale bałem się, że to zniszczy naszą przyjaźń"...? Zawsze byłam naiwna...
Wstałam z łóżka i wychodząc z pokoju z impetem zamknęłam drzwi. Nie, nie byłam zła... Poprostu... Nie wiem...
Zbiegłam po schodach ubrałam się i wyszłam słysząc za sobą krzyki przyjaciół. //
O to cała historia. Było to dokładnie 365 dni temu, ale ja dalej pamiętam. Od tej pory nie utrzymuje z Niallem kontaktu... Pozostali, nasi wspólni przyjaciele, którzy byli świadkami tamtej sytuacji próbowali się ze mną kontaktować lecz ja nie miałam na to ochoty; oni tylko przypominaliby mi niebieskookiego chłopaka. Cóż... To nie była niczyja wina... Poprostu trafiłam nie niewypał. Zakochałam się i zgodnie z moimi obawami zniszczyłam doszczętnie naszą przyjaźń.
"Last Christmas
I gave you my heart
But the very next day
You gave it away.
This year to Save me from tears
I give it to sameone special."
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz