Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

niedziela, 27 lipca 2014

#113 Niall&Zayn cz.2

                                                               Niall&Zayn cz.1



Chyba każdy z nas przeżył takie chwile, które chciałby pamiętać już na wieki. To wydarzyło się pół roku temu. Pewnego, wyjątkowego, zimowego wieczora, gdy miałam już kłaść się spać, zadzwonił telefon. Na początku nie poznałam jego głosu. W sumie do tej pory nie wiem, dlaczego. Przecież znaliśmy się od małego, ale mimo wszystko, nie spodziewałam się telefonu od niego.
    -Niall- zdziwiłam się.
    - Tak- zaśmiał się.- A co liczyłaś na Świętego Mikołaja?- zgrywał się, zmieniając głos i donośnym basem, starał się udawać starszego pana.
    - Przestań- prychnęłam w słuchawkę.- Czemu dzwonisz?
    - Stęskniłem się za moją kochaną [T.I]- powiedział wesoło. Widać było, że dopisywał mu humor.
    - A tak naprawdę?- dopytywałam.
    - Jestem w samochodzie. Stoję naprzeciwko twojego domu- oznajmił, a mnie zatkało.- Możemy się spotkać? Bardzo mi na tym zależy.
    - Niall, mówisz na serio? Wiesz, która jest godzina? Dochodzi pierwsza... w nocy- mówiłam, zerkając ma ścienny zegar.
    - Wiem, która godzina- stwierdził.- To znaczy, że nie chcesz się ze mną spotkać? Mam wracać do Mullingar?
    - Nie, nie wracaj- oświadczyłam.- Zaparkuj tylko trochę dalej. Jakoś Cię znajdę. Chyba, że chcesz do nas przyjść?- dodałam ciszej, a po drugiej stronie zapanowała niesamowita cisza. Rozłączył się.
    Nie wierzyłam, że Niall, chciał się ze mną spotkać. Przecież to było czyste szaleństwo. Dzieliło nas parę godzin drogi. On mieszkał w Irlandii, a ja w Anglii. To dlatego nie widzieliśmy się najczęściej. Nasze rodziny spotykały się jedynie w czasie wakacji albo też z okazji niektórych świąt. A jutro mieliśmy obchodzić sylwestra.
    W pewnym momencie dostałam od niego sms'a, że czeka na mnie, na rogu ulicy. Szybko ubrałam się w cieplejsze rzeczy. Założyłam sweterek w renifery i czarne rurki, które dostałam od mamy. Nie zależało mi zbytnio na wyglądzie. W tej chwili miałam ważniejsze sprawy na głowie. Musiałam jakoś niepostrzeżenie opuścić dom. Po drodze owinęłam szyję szalikiem i cichutko zatrzasnęłam drzwi od sypialni. Na palcach podeszłam do pokoju rodziców- spali. Naprawdę na razie szczęście mi dopisywało.
    W domu było wyjątkowo spokojnie i cicho. Nawet mój pies zwinął się w kłębek i pochrapywał leciutko. W tej chwili jedynym źródłem światła, były pojedyncze kolorowe lampki, które mieniły się na choince. Przypominały o magii świąt oraz o Bożym Narodzeniu, które obchodziliśmy tydzień temu. Pierwotnie miałam napisać rodzicom krótką wiadomość, w której zawarłabym informacje, o tym gdzie będę i kiedy wrócę. Ale w końcu stwierdziłam, że nie ma to sensu. Wiedziałam, że po powrocie dostanę szlaban. To miałam jak w banku. Dlatego też postanowiłam, że następnego dnia, z samego rana, zadzwonię do nich. To wydawało się lepszym rozwiązaniem.
    Zarzuciłam na siebie szarą, sportową bluzę, założyłam ciemne botki, a następnie sięgnęłam po swoją torebkę i wybiegłam na zewnątrz.
    Było naprawdę zimno. Szron chrzęścił pod moimi butami, a pojedyncze płatki śniegu, leniwie zlatywały z nieba. Ta noc zdecydowanie należała do wyjątkowych.
    Jego samochód stał niedaleko mojego domu. Wystarczyło, że wyszłam przez furtkę i kilkadziesiąt metrów dalej dostrzegłam jego auto. Kiedy Niall mnie zobaczył, mignął światłami w moim kierunku, tak jak mieliśmy to wcześniej ustalone. Nie czekając ani chwili dłużej, podbiegłam tam. Bez zawahania otworzyłam drzwi od strony pasażera i wgramoliłam się do środka.
    - Cześć- powiedziałam.
    - Hej- odparł blondyn.- Nie przywitasz się ze mną?- zapytał.
    W tym momencie byłam prawie w stu procentach pewna, że robi jedną z tych swoich sławnych min, by wymusić na mnie ''przywitanie'' się z nim.
    - Powiedziałam przecież 'cześć'- zaśmiałam się, chociaż wiedziałam, o co mu chodzi.
    - Nie pocałujesz mnie chociaż w policzek? Nie sądzisz, że należy mi się coś za tyle kilometrów drogi?
    - Oj, dobrze już- powiedziałam z politowaniem i powoli zbliżyłam wargi do jego zarumienionego policzka. W pewnej chwili chłopak odwrócił twarz, tak że dziwnym trafem nasze usta, spotkały się.
    Niall całował mnie delikatnie, nie spiesząc się. Gładził dłonią mój rozgrzany, pod wpływem emocji, policzek W końcu jednak zakończyliśmy tę 'przyjacielską' pieszczotę. Jeszcze przez dłuższą chwilę, czułam jego rozgrzany, miętowy oddech na mojej skórze. To była dość krępująca sytuacja. Po raz pierwszy odkąd się znaliśmy, całowaliśmy się. Wiedziałam, ze kiedyś do tego dojdzie. Czasami, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką, myślałam o Niallu jak o kimś w rodzaju chłopaka. Ale to było naprawdę bardzo dawno temu. Pragnęłam rozładować jakoś tę sytuację. Przecież nic takiego się nie stało. Zwykły buziak, nic więcej.
    - To dokąd mnie zabierasz, wariacie?- zapytałam.- Chyba nie planujesz wywieźć mnie do Irlandii, co?
    I chyba podziałało. Blondyn roześmiał się wesoło i zwrócił w moim kierunku.
    - Nie zapominaj, że studiuję niedaleko stąd- oświadczył, po czym dodał.- Nie jest Ci zimno? Oj, [T.I] przecież mamy zimę, a Ty włożyłaś tylko bluzę- pokręcił z niedowierzaniem głową.
    - Nie jest aż tak zimno- mruknęłam, ale Nialler zdążył już podać mi swoją kurtkę.- Mam przecież pod spodem sweterek- powiedziałam, ale nie zareagował. Położył jedynie na moich ramionach swoje nakrycie.
    - Dzięki- odparłam.
    W końcu chłopak odpalił silnik i ruszył. Naprawdę nie mogłam uwierzyć, że siedziałam teraz tuż przy nim i oboje sunęliśmy w kierunku jego niewielkiego domku, usytuowanego na obrzeżach Londynu. To było jak sen, piękny sen pewnej zimowej nocy. Ale to działo się naprawdę.
~.~
    -[T.I]- usłyszałam najpierw swoje imię, a następnie ciche pukanie do drzwi.- Mogę wejść?
    - Pewnie- rzuciłam niedbale, podnosząc się z łóżka.
    - Przyszedłem się zapytać czy pójdziesz popływać w oceanie?- powiedział zachęcająco Zayn. Czemu nie? Skoro nasza willa znajdowała się tuż przy plaży, grzechem byłoby nie skorzystać z tylu możliwości jakie się nadarzały.
    - Zaraz zejdę. Tylko się przebiorę- oświadczyłam i chwilę później szukałam już odpowiedniego stroju kąpielowego. Specjalnie na taką okazję zostawiłam sobie czarno- biały, jednoczęściowy komplet z kolekcji Evy Minge. Szybko się w niego przebrałam i z wypchaną po brzegi torbą plażową, pobiegłam na dół.
    Kiedy zeszłam, chłopcy już na mnie czekali. Wspólnie udaliśmy się w kierunku pięknej, piaszczystej plaży. Zrzuciliśmy nasze rzeczy na piasek i szybkim krokiem pognaliśmy do wody.
    - Kto ostatni, ten śpi dzisiejszej nocy na plaży- zawołał uradowany Niall.
    - Zgoda- odparłam, nie wiedząc na co się godząc.
    Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że nie mam z nimi szans. Bieganie nigdy nie było moją dobrą stroną. Cholera, na co ja się najlepszego zgodziłam?
    - Pierwszy- wydarł się Nialler. Parę sekund za nim dotarł Zayn.- [T.I] czemu się nie ścigasz?- zaczął wykrzykiwać blondyn, widząc że siedzę na piasku.
    - Chyba coś mi się stało z nogą- łgałam.
    - Nie był bym tego taki pewny- zaśmiał się Mulat- Niall, nie wydaje Ci się,że przyszedł już najwyższy czas na pierwszą letnią kąpiel [T.I]?
    -Hmm... Też mi się tak wydaje- powiedział i powoli ruszyli w moim kierunku.
    Odruchowo, cofnęłam się. Nie miałam ochoty brać przymusowej kąpieli.
    - Nie zrobicie mi tego- wysyczałam, podnosząc się z piasku.
    - Zrobimy- rzucił zadowolony z siebie blondyn.
    - O, [T.I], nie boli Cię już noga?- spytał Malik z tym swoim kpiącym uśmieszkiem.
    -Bierzemy ją- zakomenderowali jednocześnie i złapali mnie za nogi.
    - Chłopaki, dajcie spokój. Chyba nie zrobicie mi tego- powtórzyłam, ale oni zignorowali moje prośby.
    W pewnym momencie zawisłam w powietrzu. Zayn trzymał mnie za dłonie, a Horan podtrzymywał moje stopy. Następnie rozkołysali mnie, jak jakąś durną zabawkę i w końcu wrzucili do wody. Wpadłam z ogromnym pluskiem, dławiąc się i krztusząc. Słyszałam jaki mają ubaw, jak naśmiewają się ze mnie.
    - Debile- wykrzyknęłam w ich stronę.
    - [T.I], wiesz, że śpisz dzisiaj na plaży?- zaczął Niall.
    - Spokojnie, zadbamy o to by nie pogryzły Cię wiewiórki albo jakieś szopy- dokończył rozbawionym tonem brunet.
    - Jesteście okropni- mruknęłam, piorunując ich wzrokiem.
                                                                                                             MissPotatoe
Cześć wszystkim!
W sumie nie wiem, co napisać :P Może zacznę od tego, że bardzo Wam dziękuję za 35 komentarzy pod pierwszą częścią? <3 Jesteście niesamowici! Najlepsze czytelniczki, a może czytelnicy?
 Co sądzicie o tym parcie? Widziałam, że pod pierwszą częścią ktoś zarzucił mi, że wszystko zerżnęłam z książki! To prawda inspirację do tego imagina czerpałam z powieści, ale nie przepisałam tego. Przerobiłam do swoich potrzeb, a jak się potem okaże, imagin nie będzie w ogóle podobny do sugerowanej lektury ;p Inne wydarzenia, postacie, miejsce akcji :* Same zresztą zobaczycie!
Z góry dziękuję za Wasze opinie! To one napędzają mnie do dalszej pracy i to tylko dzięki Wam nadal prowadzimy tego bloga :)
conajmniej 25 komentarzy= nowy imagin! ! !
Następny imagin z Harrym? Decydujcie z kim chcecie :***

wtorek, 22 lipca 2014

#112 Liam cz.4 (ostatnia)

Liam cz.3
muzyka ♪


Oczami [T.I]
Jasno, ciemno, jasno, ciemno. Otworzyłam oczy i zmęczona spojrzałam na zegarek. Piąta rano... Czy ja nigdy się nie wyśpię? Przetarłam wierzchem dłoni oczy i obiegłam spojrzeniem pokój. W takim samym stanie, jakim zostawiłam go wczoraj... A jednak coś nie gra. Jeszcze raz przenikliwe spojrzenie... Coś jest nie tak... Ale co? Pusto. Ale to nie pokój. Czuje, że mnie nie ma, czuję pustkę, w sercu... To dziś. Dziś stracę wszystko na czym mi zależało. Coś czego nie chcę stracić, a paradoksalnie od samego początku do tego dążę... Z niechęcią wstałam z łóżka, ale po co bezsensownie leżeć skoro i tak nie zasnę? Nachyliłam się nad małym lusterkiem na biurku, moje odbicie: zapuchnięte, zmęczone, zapłakane oczy, spierzchnięte usta, które wczoraj miały w sobie tyle życia, blada twarz. Zmieniam się. Uchodzi ze mnie życie. 
Oczami Liama
Jestem szczęśliwy. Co to właściwie oznacza? Nie potrafię tego zdefiniować, ale to czuję. Spokój, bezpieczeństwo, miłość. Wszystko się zmieniło, od kiedy ją poznałem. Do mojego życia weszła tak niespodziewanie, tak szybko. Zmieniło się wszystko, moje podejście do życia, moje poczucie wartości, zmieniłem się ja...
Kiedyś zamknięty we własnym pokoju, ten dziwny, nielubiany, inny. A teraz pełen życia, nieustannie uśmiechnięty, z nią. Jestem szczęśliwy.
Oczami [T.I]
Biegłam choć nie miałam siły. Biegłam by zapomnieć. Biegłam nie dla figury cz dla zdrowia, biegłam bo mogłam skupić się tylko na jednym- na biegu. Włosy niespokojnie spadały na spocone czoło. Układały się kaskadami na rozgrzanych policzkach. Ruchy sprawne, ale już nie tak szybkie jak kiedyś. Dawałam z siebie wszystko, ale to i tak było mało. Byłam powolna. Cała zmęczona weszłam do małej kawiarni. Ulubione miejsce ludzi, którzy przychodzili tu na śniadanie. Ulubione miejsce Liama. Usiadłam w najbardziej odległym stoliku. 18 październik. Ale na dworze jeszcze nie było, aż tak bardzo zimno. Jesień- dziwna pora roku, za każdym razem inna. Moja ostatnia. Ruchem ręki przywołałam do siebie kelnera. Zamówiłam wodę z cytryną. Muszę mu powiedzieć. Wiem, ale im bliżej, tym bardziej się boje. Ogarnia mnie niepokój, drżę. Ze stolika biorę serwetkę i się wachluje. Gorąco mi. Zimno mi. Ja już nic nie czuję...
Zastanawiam się po co było to wszystko. Przecież wiem już od dawna. Więc po co zaczynałam? Przecież mogłam bawić się razem z Rachel jak kiedyś. Mogłam nie pisać listu. Ewentualnie mógł trafić do Christophera, zaszalelibyśmy i wszystko byłoby prostsze... A teraz muszę mu powiedzieć. I zostanę sama... Ciekawe czy Rachel będzie chciała się ze mną dalej przyjaźnić, po tym co i jej będę musiała powiedzieć. A może lepiej nie mówić? Tak po prostu zniknąć... Będą pamiętali? Nie! Muszę im powiedzieć. Zauważyłam przez okno, że Liam już idzie... z wielkim bukietem róż. Zrobiło mi się go żal... Co ja najlepszego zrobiłam? Pozwoliłam by niczemu niewinny chłopak się we mnie zakochał. Jestem potworem. 
Usłyszałam zabawne dzwoneczki przy drzwiach, które dawały znać gdy do pomieszczenia ktoś wchodził. Nawet nie musiałam oglądać się w stronę drzwi, żeby wiedzieć, że to on. Czułam, że się zbliża. Chwilę potem poczułam jego rękę na ramieniu. Delikatnie się odwróciłam. Zobaczyłam mój ideał. Wysportowany, przystojny, uśmiechnięty. Liam Payne. Chłopak, który z dnia na dzień się zmienił. Z brzydkiego kaczątka stał się łabędziem. Uśmiechnął się do mnie. Nachylił żeby pocałować. Odsunęłam się. Proszę Cię, Liam, nie utrudniaj. Lecz on się tym nie zraził. Może mój unik uznał za przypadek? Zbliżył się do mnie jeszcze raz, tym razem jego usta kierowały się w stronę mojego policzka. I tym razem się uchyliłam. Chłopak trochę się zdziwił, był zaskoczony, ale jego dobry humor pozwolił mu szybko pozbierać się po „małej porażce”. Zajął miejsce naprzeciwko mnie. Skierował swój wzrok na bukiet, był wyraźnie zadowolony z tego podarku. 
-To dla ciebie.-skinął na kwiaty. 
Patrzył na mnie tak jak wczorajszego wieczoru. Głodnym i pożądliwym wzrokiem. Zarumieniłam się. Błagam Liam, nie patrz tak na mnie. Poprosiłam w duchu. Speszona popatrzyłam przez okno. Jesienne liście urozmaicały zwyczajny szary obraz Londynu. Jakaś matka szła z córką przez park. Mały chłopczyk zebrał kilka kolorowych liści i wręczył je dziewczynce. Ta uśmiechnęła się. Dała mu buziaka w policzek. Gdyby wszystko było takie proste.
Spojrzałam na chłopaka przede mną. Chyba zaczynał być zdezorientowany. W jego oczach można było odczytać niepewność. Milczeliśmy już od kilku minut. Ja nie chciałam mu mówić tego co zamierzałam, a on nie chciał tego słuchać. Ale musiałam to w końcu skończyć. Bez żadnych wstępów. Po prostu powiedzieć, wyjść i umrzeć z rozpaczy. Zamknęłam oczy by nie pozwolić łzom, które już gromadziły się w kącikach oczu, wypłynąć. Zacisnęłam mocniej powieki. Teraz,  albo nigdy.
-Musimy się rozstać.-szepnęłam najciszej jak potrafiłam. Ochrypłym głosem. A serce wciąż nie mogło uwierzyć, że te słowa opuściły moje usta. Nie wiedziałam czy usłyszał, milczał. Musiałam otworzyć oczy by na niego spojrzeć. To był błąd. Był zszokowany. Jakby dowiedział się o śmierci bliskiej osoby. Ale to chyba było lepsze, przynajmniej z takiego wychodziłam założenia. Kręcił przecząco głową, jakby nie do końca świadomy swoich ruchów. Zaszklone i błyszczące od łez oczy wpatrywały się we mnie szukając wyjaśnienia, jakiegokolwiek znaku, że to nieudany żart. Ale nie żartowałam. 
-Tak będzie lepiej.-próbowałam załagodzić sytuacje.
W jego oczach zobaczyłam złość. Zacisnął palce w pięści. Przełknął głośno ślinę i wybuchł, jak nigdy wcześniej.
-Kurwa! Dla kogo lepiej?! Może mi jeszcze powiesz, że dla mnie, tak? Rzeczywiście, poczuję się cholernie dobrze, gdy zawali się cały mój świat! Gdy odejdzie jedyna osoba, którą interesuje mój los. A może nie? To wszystko było kłamstwem?! Ach no tak! List. Do cholery nie jestem głupi, wiem, że nie był dla mnie! Szkoda, że mi o tym nie powiedziałaś!
Patrzyłam na niego zszokowana. Skąd wie? Czemu tak się zachowuje chłopak, który nigdy nie podniósł na nikogo głosu? Zawsze potulny jak baranek. Gdzie jesteś Liam? 
- Rachel jeszcze tego samego dnia powiadomiła mnie o tym nieszczęśliwym przypadku.-uśmiechnął się pogardliwie.- Ale ty przyszłaś na spotkanie. Byłaś ze mną. A ja uwierzyłem, że istnieje ktoś kto może spojrzeć głębiej. Na mnie, a nie na to jak wyglądam. -pokręcił głową i dodał ze smutkiem.-więc nawet to było kłamstwem?
Czułam, że swoimi słowami pogrążę się jeszcze bardziej, ale chciałam w jakikolwiek sposób przynieść mu ulgę.
-Może to tylko zauroczenie...-położyłam dłonie na stole.-może wcale mnie nie kochasz...
-Nie kocham?-znów podniesiony głos- szaleję za tobą!
Zauważył, że się kulę gdy krzyczy.
-Przepraszam, nie chcę cię wystraszyć.-przyznał.- nie mogę uwierzyć, w to co od ciebie usłyszałem.
Ujął moje dłonie w ręce i mocno zacisnął. W pierwszym odruchu chciałam je zabrać, ale trzymał zbyt mocno. Poddałam się.
-Ale ja cię kocham, [T.I.Z.]*.-uśmiechnął się słabo i pogładził moje dłonie. Potem przeniósł swój wzrok na mnie. W jego oczach już nie było złości. Tylko bezgraniczna miłość. I jak ja mam odejść?- spytałam samą siebie.
-Kocham w tobie wszystko. Kocham, że tamtego dnia przyszłaś na spotkanie, że dałaś mi szansę. Że nie patrzyłaś na mnie jak na pośmiewisko ale wartościowego człowieka. Że podałaś rękę w najtrudniejszym momencie. Może tego nie okazywałem, ale było mi cholernie ciężko. Nie dawałem już rady. Nie mogłem znieść, że człowiek może zadać człowiekowi taki ból. Miałem myśli samobójcze. Ale pojawiłaś się ty. I wszystko się zmieniło. Dowiedziałem się co to znaczy żyć. Poczułem smak szczęścia, smak miłości.
Popatrzył na mnie rozmarzonym wzrokiem. Jakbym była najcenniejszą na świecie rzeczą.
-Nie mów mi, że to nie miłość. Kocham gdy wypowiadasz moje imię, robisz to inaczej niż inni, z taką czułością. Kocham, gdy ze zdenerwowania przeczesujesz włosy. Kocham gdy zagryzasz wargę, gdy nie jesteś czegoś pewna. Kocham twoje skupienie gdy odrabiasz pracę domową i twoją złość, gdy ktoś odważy ci się przeszkodzić. Kocham gdy oblizujesz łyżeczkę, gdy już coś zjesz. Kocham patrzeć na ciebie gdy śpisz. Kocham twój uśmiech, którym wywołujesz szybsze bicie serca. Kocham cię gdy się martwisz, jesteś wtedy taka malutka i niewinna. Kocham twoje oczy, które mają w sobie taką szczerość. Kocham gdy skaczesz z radości. Kocham gdy mnie całujesz. Kocham cię [T.I]. Jestem pewny, że to miłość. Choćbyś nie robiła nic i tak będę cię kochał.
-Liam...-powiedziałam niemal błagalnie. Nie taki był mój plan. Miałam powiedzieć i wyjść, raz na zawsze go zostawić, nie odwracać się za siebie.
-Powiedz mi co zrobiłem nie tak, gdzie popełniłem błąd. Dlaczego chcesz odejść... Albo zostań.-ścisnął moja dłoń.
-To nie tak.-pokręciłam głową. Wstałam zaciskając rękę na płaszczu ułożonym na oparciu krzesła.-Ty nic nie rozumiesz.
Ale do kogo mam pretensję? Przecież nic mu nie mówię!
Chłopak również podniósł się ze swojego miejsca.
-Poczekaj-szepnął. Przyciągnął mnie do siebie. Poczułam na ustach jego oddech. Delikatny, ciepły, jak on. Nie całowaliśmy się tak nigdy. Ledwo muskaliśmy się wargami. Nie trzeba było nic więcej. Nasze oddechy łączyły się w jedno. Nasze usta powolnie ze sobą współgrały. Chwilami jest pięknie, ale chwile to tylko chwile. Mijają szybciej niż można sobie wyobrazić...
Odsunęłam się od niego szybko. Ostatni raz spojrzałam na niego, wzrokiem błagając o przebaczenie.
-Przepraszam.-tylko tyle byłam w stanie powiedzieć.
I wybiegłam zostawiając za sobą wszystko co ważne. Dla jego dobra...
* * *
Pobiegłam do parku. Żeby odpocząć i przemyśleć to wszystko. Nie miałam już siły. Męczyły mnie wyrzuty sumienia. Poza tym odczuwałam ból głowy i brzucha. Czułam się okropnie. Resztkami sił doszłam do ławki i się na nią osunęłam. Byłam zmęczona. Zamknęłam oczy i przyłożyłam palce do skroni. Pulsujący ból był nie do wytrzymania. Wzięłam głęboki oddech a po chwili wolno wypuściłam powietrze. Chłodne podmuchy wiatru dawały lekkie orzeźwienie. Przymknęłam oczy. To nie dzieje się naprawdę... Nigdy nie sądziłam, że ból psychiczny może być taki dotkliwy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak Liam... Nie, stop. To już skończony rozdział. Teraz liczę się tylko ja. Przez moment starałam sobie to wmówić, ale cierpienie szybko dało o sobie znać. I znów wspomnieniami zaprzątałam sobie głowę. Łokcie oparłam o kolana i wpatrywałam się w swoje bezwładnie opuszczone ręce. Wyjęłam telefon z chęcią posłuchania muzyki. Smutnej, wolnej, żeby zwiększyć swoje przygnębienie. Przeszukałam listę odtwarzania... No tak same piosenki o miłości... Puściłam pierwszą lepszą... Skinny love... Słuchałam i w jednym momencie miałam ochotę rzucić telefonem... Nie ma czegoś takiego jak mizerna miłość... Nie ma, nie istnieje... Jeżeli miłość, to tylko ta szalona, prawdziwa, namiętna... niepokonana... Czyli ja tkwiłam w takiej mizernej miłości? Bez szans na przyszłość? Nie chciałam o tym myśleć... Kolejna piosenka.  Wherever you go. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w słowa... 
„Oceans apart, day after day
And I slowly go insane
I hear your voice, on the line
But it doesn't stop the pain
If I see you next to never
How can we say forever „
Nim zdążyłam jakkolwiek się powstrzymać łzy zaczęły kapać po mojej brodzie. Czemu wszystko jest takie trudne? Czemu do cholery nikt nie odpowie na moje pytania? Zacisnęłam mocniej powieki pozwalając jeszcze większej ilości słonych kropli wydobyć się na zewnątrz. Nagle poczułam na dłoniach ciepło, czyjeś ręce. Obraz przez łzy był niewyraźny i rozmyty, ale poczułam grapefruita. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Chłopak ucałował moje knykcie i zaczął śpiewać zanim cokolwiek powiedziałam. A głos miał piękny, jak anioł, mój osobisty anioł:
„Wherever you go, whatever you do
I will be right here waiting for you
Whatever it takes, or how my heart breaks
I will be right here waiting for you”
Ze zdenerwowania przygryzałam wewnętrzną stronę policzka. Co ja mam mu powiedzieć? Czemu on tutaj jeszcze jest?
A on wpatrywał się we mnie z uśmiechem, kucał tuż przede mną, nadal trzymając w dłoniach moje ręce, raz po raz je całując i nieustannie nucąc piosenkę.
-Liam, co ty tu jeszcze robisz?-zapytałam szeptem. Głos mi drżał.-Po tym co ci powiedziałam...
-Ciiii- podniósł palec wskazujący do ust, a jego prawy kącik ust uniósł się ku górze.
-Martwię się o ciebie.-dodał.-I choćbyś kazała mi się wynieść raz na zawsze i tak zostanę.
Zalała mnie fala gorąca. Ideały istnieją, mam żywy przykład przed sobą. Czemu nie mogę się tym cieszyć? A może nie potrafię?
Szatyn podniósł się i usiadł obok mnie. Czułam taką nieuzasadnioną wdzięczność, że jest tu przy mnie. Ale nie miałam odwagi mu podziękować, łatwiej było udawać oschłą i zimną? Nie w tym przypadku. Przygarnął mnie do siebie i pozwolił wypłakać. Zacisnęłam palce na jego koszulce. Chłopak mnie kołysał w przód i w tył. Chyba domyślił się ostatnim razem, że mnie to uspokaja. Przód, tył, przód, tył. Zamknęłam oczy. Przód, tył. Już mi lepiej.
-Dziękuję Liam.-przyznałam cicho. W jego ramionach czułam się bezpiecznie i szczęśliwie. 
-Powiesz mi co się stało?-spytał.
Lekkim skinieniem głowy przytaknęłam. Przejechałam językiem po spierzchniętych ustach. Położyłam głowę na jego ramieniu opierając się podbródkiem. Wdech. To nie słuszne ukrywać przed nim prawdę, ma prawo wiedzieć. Nawet gdyby to miała być najgorsza informacja. Wydech.
-Jestem chora.-powiedziałam najszybciej jak się dało.
Chłopak przestał mnie kołysać. Zamarł. Odsunął mnie od siebie. Czemu on do cholery się cieszy z rzeczy wcale nie śmiesznych?
-Chora? [T.I], zrywasz ze mną tylko dla tego, że jesteś chora?-pytał z niedowierzaniem.-Wyzdrowiejesz i będziemy szczęśliwi... Mogłaś mnie tak nie straszyć.
Byłam na niego zła. Czemu on nic nie rozumie?
-Liam, ja nie wyzdrowieję.-syknęłam.-Mam białaczkę. 
Ukryłam twarz w dłoniach. Boże, proszę by wszystko się ułożyło. 
Oczami Liama
-Bia-białaczkę?-zająknąłem się.
Dziewczyna podniosła na mnie wzrok. Pełen bólu, cierpienia i łez. 
-Ale... są chyba jakieś lekarstwa... Na pewno się uda...-próbowałem pozbierać myśli. 
[T.I] przełknęła ślinę. Pokręciła przecząco głową.
-Nie Liam, już nic mi nie pomoże. Lekarze dają mi góra dwa miesiące życia. U dzieci łatwiej jest wyleczyć chorobę, ale ja już nie jestem dzieckiem. Umieram.
I wtedy zrozumiałem sens stwierdzenia, że w ciągu jednej chwili może zawalić się komuś cały świat. Oto trzymałem w ramionach dziewczynę. Moje słońce, mój promień nadziei, który gaśnie na moich oczach. Poczułem nieznajome dotąd i niezidentyfikowane uczucie w gardle. Jakby formowało się coś wielkiego. Smutek, żal i ból. Nie zatrzymywałem łez. Nie było sensu bić się z uczuciami. Dopiero teraz dostrzegłem jaka jest drobna i blada. Niewinna i krucha. Delikatna. Podniosłem rękę i starłem z policzka spływające łzy. Ostrożnie, jakby każdy mój ruch i dotyk mógł jej sprawić ból. Już wiem czemu spotkało mnie takie wielkie szczęście i spełnienie. Wiem czemu los tak hojnie mnie obdarzył. Wiem czemu [T.I] zwróciła na mnie uwagę. Żeby teraz bezwzględnie mi to zabrać. Wyszarpać całe dobro jakie mam, sens życia, nadzieję na lepsze jutro. [T.I] jest chora. [T.I] ma białaczkę. Boże. Czemu ona? Niemal czuję jak serce pęka na tysiąc kawałków bezsilności i rozpaczy. Dziewczyna objęła mnie chyba najmocniej jak potrafiła. Odwzajemniłem gest i siedzieliśmy teraz tak przytuleni w jesienny dzień. W jednym z londyńskich parków, na jednej z tysiąca ławek. Pocieszając się nawzajem. Będzie dobrze. Cholerne słowa grzęzną w gardle. Nic nie będzie dobrze. Nie bez niej. Kładę drżące ręce na jej chudych ramionach i jedyne co jestem w stanie jej w tamtym momencie powiedzieć, to Kocham cię. Tego jestem całkowicie pewny. Siedzimy we dwoje pogrążeni w bólu. Dwoje młodych ludzi, doświadczonych przez los. Tylko ja i ona wiemy jak to jest cierpieć. Tak mocno jak nikt. Ale mamy siebie. Podaj mi dłoń, a obiecuję, że już jej nie puszczę.
* * *

Oczami [T.I]
Wiem, że czeka na mnie za drzwiami, wiem, że liczy na dobre wieści. Ostrożnie, żeby nie trzasnąć, zamykam drzwi od gabinetu lekarskiego. Chłopak patrzy na mnie z nadzieją. Nie poradzę nic na to, że łzy wylewają się z moich oczu jak krople deszczu w czasie ulewy spływają po parasolce. Padam mu w ramiona, przytulam i zapłakana szepcze do ucha. 
-Liam, wierzysz w cuda?-pytam.
Szatyn odsuwa się ode mnie delikatnie i patrzy w oczy jakby szukał tam odpowiedzi. Uśmiecha się do mnie leciutko. 
Kochaj mnie nieprzytomnie, jak zapalniczka płomień, jak sucha studnia wodę. Kochaj mnie namiętnie tak jakby świat się skończyć miał.
-Kochaj mnie.-proszę.
-Kocham-odpowiada Liam.
Przylegam do niego i cieszę się z uścisku jak i z każdej chwili. Przytulam się w jego, niczego nieświadome ramiona.
Ale on wie...


*[T.I.Z.]-Twoje Imię Zdrobniale 
Foreverdirectioners






Moi drodzy!
Przepraszam, że tak późno, ale los postanowił mi we wszystkim przeszkadzać.
Internet całkowicie odmawia mi posłuszeństwa. Burze są non stop.
Szczerze mówiąc tracę na to wszystko ochotę. Jestem maksymalnie zdenerwowana. Siedzę po kilka godzin i próbuję cokolwiek wstawić, ale  NIC się nie dzieje. Jestem wykończona. Dodatkowo Wam też pewnie nie poprawię humoru tą częścią. Zdaje sobie sprawę, że ten pomysł nie wypalił. Na szczęście to już koniec. 
20 komentarzy=nowy imagin ♥
Robię wyjątek, ale sami pewnie wiecie dlaczego ;)
Tym razem postaram się coś szybko wstawić :*
Wybaczcie...


środa, 16 lipca 2014

#111 Niall&Zayn cz.1



[I.T.M]- imię twojej mamy

Kiedy wyobrażałam sobie przyszłość. Była w niej zawsze dość szczupła dziewczyna, z długimi, lekko falowanymi brązowymi włosami i ten sam chłopak. W moich najskrytszych marzeniach przyszłość wydawała się pewna i całkowicie ustalona.
Zresztą nie tak sobie to wyobrażałam. Ja w długiej do ziemi, białej sukni, biegnę w ulewnym deszczu do samochodu. A on jest tuż za mną. W pewnym momencie mnie wyprzedza. Otwiera drzwi od strony pasażera, pozwalając mi wejść jako pierwszej.

    -Jesteś tego pewna? Zaraz nie będzie odwrotu- stwierdził.
    - Nie. Teraz nie jestem pewna już niczego- odparłam, wsiadając do środka i rumieniąc się jednocześnie.
    Przyszłość była bardziej niepewna niż przypuszczałam. Jednak dopóki, należała ona do mnie, w każdej chwili mogłam ją zmienić...
    ~.~
    To lato zapowiadało się naprawdę wyjątkowo. Nie tylko ze względu na obiecujące prognozy pogody, ale również same wakacyjne plany. Niedawno moi rodzice wraz ze znajomymi postanowili kupić willę na Fuerteventurze- niezbyt dużej wyspie, usytuowanej na Oceanie Atlantyckim. Na początku ten pomysł wydawał się nie najlepszy, jednak po wzięciu wszystkich za i przeciw, zdecydowali się dokonać zakupu. I właśnie tam, miałam spędzić najbliższe dwa miesiące. Nie mogłam się już doczekać. Na samą myśl chciałam skakać i śpiewać wniebogłosy, chociaż mój głos nie należał do najpiękniejszych.
    Wczesnym rankiem wyruszyliśmy na lotnisko. Byłam w świetnym nastroju, zresztą nie tylko ja. Moja mama też tryskała radością. Żałowałam jedynie, że tata nie dostał urlopu i nie mógł nam towarzyszyć w najbliższych dniach. 'Szkoda'- pomyślałam i podkręciłam radio, w którym akurat leciała piosenka Calvina Harrisa 'Summer'.
    - Idealnie- szepnęłam i zaczęłam nucić pierwsze nuty utworu.
    W tej chwili nic nie mogło zepsuć mojego znakomitego nastroju. W tym momencie liczył się ten cudowny, błogi, wakacyjny klimat, który wyczuwalny był już w powietrzu.
    W końcu dotarłyśmy na lotnisko. Odprawiłyśmy się i kilkadziesiąt minut później siedziałyśmy w samolocie, który leciał do Puerto del Rosalio- stolicy wyspy. Sama nazwa sprawiała wrażenie egzotycznej i dość odległej. Wyspy Kanaryjskie, to właśnie tam znajdował się nasz cel.
    Kiedy po pięciu godzinach podróży, wylądowałyśmy, zrobiło mi się tak jakoś lżej na sercu. Poczułam się lepiej, mogąc założyć przeciwsłoneczne okulary i zmieniając obuwie na beżowe sandałki na koturnie.
    Obładowane różnego typu walizkami, ruszyłyśmy w kierunku wyjścia. Z tego, co mówiła mama, mieli na nas czekać państwo Horan, jednak gdy wyszłyśmy na zewnątrz, zauważyłam jedynie Nialla, który stał przy dużym Range Roverze w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Kiedy blondyn mnie zauważył, pomachał mi przyjacielsko i podszedł w naszym kierunku.
    Ostatni raz widzieliśmy się w czasie świąt Bożego Narodzenia, ale miałam wrażenie, że w ogóle się nie zmienił. Wciąż ten sam wesoły Nialler, uśmiechnięty od ucha do ucha. Jego blond włosy, pod wpływem wilgoci delikatnie opadały i przysłaniały teraz część czoła. A cudowne, niebieskie tęczówki wciąż wierciły mi dziurę w brzuchu.
    - Dzień dobry, proszę pani- powiedział, podchodząc do mamy i mocno ją ściskając.
    - Cześć Niall- odparła, uśmiechając się przyjaźnie.- Ile razy mam Ci powtarzać, żebyś mówił mi po imieniu, co? Tak to czuję się wyjątkowo staro- stwierdziła. Cała matka, zawsze wyskakiwała, z tym samym.
    - Dobrze, [I.T.M]- wydeklamował, z zawadiackim uśmieszkiem na twarzy.
    Później przyszła kolej na mnie. Najpierw Niall, zmierzył mnie wzrokiem. Widziałam jak jego oczy wędrują z góry na dół. Muszę przyznać, że było to dość dziwne uczucie. Jeszcze nigdy tak na mnie nie patrzył, nie starał się przejrzeć mnie na wylot. Poczułam, że mimo wszystko się rumienię. W końcu jednak opanował się i dopiero kilka sekund później jego silne ramiona objęły moje ciało.
    - Wypiękniałaś- wyszeptał, a następnie pocałował mnie w policzek. Roześmiałam się. Nie byłam przygotowana na komplementy z jego strony. W ostatnim czasie wiele osób powtarzało mi, że wyładniałam, wydoroślałam, ale z jego ust, brzmiało to o wiele lepiej. Jedno słowo, a sprawiło mi wiele radości.
    - Nie przesadzaj- mruknęłam.- Przecież wciąż jestem tą samą [T.I], co wcześniej- starałam się jakoś zatuszować swoje zadowolenie
    - Może...- powiedział, niezbyt zdecydowany.- Ja, jednak, uważam, że się zmieniłaś. I zdania nie zmienię- dodał pewnie i pomógł mi z walizkami.
    - Dzieciaki, chodźcie już- ponagliła nas matka.
    - Już idziemy- zawołaliśmy chórem.
    - [T.I]?- zwrócił się do mnie blondyn.
    - Coś nie tak?- zdziwiłam się.
    - Mam nadzieję, że nie będzie Ci przeszkadzało towarzystwo mojego kumpla ze szkoły- rzucił ni stąd ni zowąd, posyłając mi jednocześnie swój firmowy uśmieszek.- Ma na imię Zayn. Jestem pewny, że Ci się spodoba- stwierdził, puszczając w moim kierunku oczko.
    - D u p e k- powiedziałam bezgłośnie, ale on chyba domyślił się tego i pokazał mi język. Cały Niall. Zawsze starał się być zabawny, ale czasami mu to nie wychodziło.
    - Zayn, to jest [T.I], moja najlepsza przyjaciółka, a to jej mama, [I.T.M]- przedstawił nas, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Sama nie wiem, czy dałabym radę wykrztusić, chociaż zwykłe 'jak się masz', a tak to połowę miałam już z głowy.
    - Cześć. Miło Cię poznać- oznajmiłam, starając się brzmieć naturalnie.
    Zayn naprawdę należał do tych chłopców, którzy zdecydowanie wyróżniają się w tłumie. Chyba nie byłoby to możliwe, by przejść koło niego obojętnie. Kruczoczarne , idealnie wystylizowane włosy. Ciemne oczy, otoczone wachlarzem rzęs. Pełne, malinowe usta i śniada karnacja. Niall nie żartował, mówiąc, że jest w moim typie.
    - Hej- usłyszałam jego głos.- Nialler mi o Tobie wiele opowiadał, ale nie wspominał, że jesteś aż tak ładna- oświadczył, szeroko się uśmiechając.
    Kolejny komplement jednego dnia? To wydawało się wręcz nieprawdopodobne. Jeszcze nigdy nie słyszałam tylu pochlebnych słów. To było naprawdę miłe. Nawet nie wiedziałam jak zareagować. Szepnęłam jedynie ciche, 'dziękuję' i czerwieniąc się, wsiadłam do samochodu. Zdążyłam zapiąć pasy, gdy zorientowałam się, że obok mnie siedzi Zayn i badawczo mi się przygląda.
    - Wszystko spakowane?- zapytał w pewnym momencie Niall, a ja pokiwałam twierdząco głową.- W takim razie jedziemy. I tak jesteśmy już spóźnieni. Maura będzie wściekła, że stygnie jej obiad- mówił szybko, a następnie odpalił pojazd i w końcu opuściliśmy teren lotniska.
    Zapowiadały się niezwykle ciekawe wakacje w towarzystwie dwóch wyjątkowych osób...

    MissPotatoe  

Witajcie Kochani! :*
Oto pierwsza część wspaniałego opowiadania autorstwa MissPotatoe :* Prawda, że cudowne? Myślę, że mnóstwo komentarzy sprawi nam wszystkim wiele przyjemności.
Więc do dzieła! *.* Wyraźcie swoją opinie, podzielcie się swoimi przypuszczeniami! 
Serdecznie dziękujemy za każdy komentarz! ♥                                                  Foreverdirectioners
co najmniej 25 komentarzy= nowy imagin!!! 


sobota, 12 lipca 2014

#110 Zayn cz.2 (ostatnia)

Zayn cz.1
Z dedykacją dla Pauliny :*

-Aniele?-usłyszałam cichy pomruk tuż przy moim uchu.-Wracasz?
-Tak, chyba tak...-odpowiedziałam choć miałam ochotę zostać jeszcze chwilę w jego objęciach.
-Chcesz żebym cię odwiózł?-znów ten sam ochrypły głos.
-Nie, pobiegam. Trochę ruchu dobrze mi zrobi.
-W takim razie, do jutra?-spytał.
-Hmmm, myślę, że tak.-uśmiechnęłam się.
Chłopak ucałował moje czoło i odprowadził do drzwi.
-Ślicznie dziś wyglądasz aniele.-posłał mi spojrzenie, które krępowało bardziej niż niejeden namiętny pocałunek. Na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Na szczęście nie były zbyt widoczne, bo jedynym oświetleniem w przedpokoju była mała lampka. Posłałam mu ostatnie spojrzenie i wyszłam na klatkę schodową. Gdy byłam już na zewnątrz moją twarz powitał silny i zimny podmuch wiatru. Może lepiej gdyby Zayn mnie odwiózł? Nie. Powinnam trochę poćwiczyć. Kiedyś niemal codziennie pokonywałam kilka kilometrów pieszo, a teraz wszędzie jeżdżę z Malikiem. Nie wychodzę też tak jak przed przeprowadzką na spacery z przyjaciółmi...dlaczego? Nie mam przyjaciół. W szkole nikt się do mnie nie odważy odezwać. Wcześniej miałam to gdzieś, ale z czasem stało się to denerwujące. Najgorzej jest gdy Zayn robi sobie wagary, co zdarza mu się często. Wtedy chodzę bez sensu po całej szkole, nawet sprzątaczki nie chcą ze mną gadać. Kolegów w okolicy też raczej nie znajdę. To dziwne, ale chyba nie ma człowieka w całym mieście, który nie wiedziałby kto to Zayn Malik. Wszyscy go znają i czują przed nim respekt. Poniekąd to mi imponowało, ale staje się to coraz bardziej męczące. Doszło nawet do tego, że własna matka się mnie boi. Pamiętam jak kilka dni temu wróciłam około północy. Siedziała w szlafroku i płakała. Spojrzała na mnie przestraszona. Chciałam podejść i ją przytulić, na usta cisnęło mi się pytanie: „Co się stało?”. Nie zdążyłam jednak go zadać bo ona już zaczęła swój monolog:”-Dziecko! Czy to prawda, że spotykasz się z Zaynem?” pierwszym co mi przyszło do głowy było pytanie: Skąd ona do cholery go zna? Ale nie pytałam. A ona kontynuowała:” [T.I] co ty najlepszego wyrabiasz.... To z twojej własnej woli? Czego on od ciebie chce? Ludzie przestają się do mnie odzywać. Mówią, że jestem matką tej co się puszcza z Malikem. To dlatego taka się stałaś? Tak? Błagam cię przestań się z nim zadawać. Wiesz, że chcę twojego dobra...”. Dobra?-krzyknęłam-ty wiesz co dla mnie dobre? Sama nalegałaś na tą przeprowadzkę. Potem chciałaś żebym znalazła sobie przyjaciół. Do cholery, to moja wina, że nikt nie chce ze mną gadać? Jakbyś chciała wiedzieć, to jedyną osobą, którą cokolwiek obchodzę jest właśnie Zayn! Wtedy do salonu wszedł zaspany ojciec. Spojrzał na nas zdezorientowany. Zaczął pytać co się stało. Nie czekałam jednak co dalej się wydarzy. Weszłam do swojego pokoju zatrzaskując drzwi. Czułam się bezsilna. Teraz tak samo, wyszłam od Zayna. Ostatnio spędzam u niego całe dnie. Gdzie niby mam pójść? Do domu? Gdzie matka patrzy na mnie tak jakbym kogoś zabiła, a ojciec w ogóle się nie odzywa? Może do jakiejś kawiarni, albo baru? Gdzie połowa ludzi stamtąd wychodzi, kiedy tylko się pojawię? Nigdzie nie ma dla mnie miejsca. A kiedy pójdę do parku? Matki zabierają swoje dzieci, żebym tylko nie zrobiła im krzywdy. Żałosne? Śmieszne? Ale boli, cholernie boli taka wrogość. To już nie jest obojętność. Myślę, że byłoby lepiej gdyby to była obojętność. Wtedy przynajmniej nikt by przede mną nie uciekał.
Biegłam tak już około pół godziny rozmyślając. Była już dwudziesta, ale mi nie spieszyło się do domu. Normalnie może bym się bała...ale czego? Skoro to wszyscy mnie się lękają? Obiegałam park, kiedy usłyszałam żałosne jęki i krzyki. Stanęłam jak wryta nasłuchując. Głosy dochodziły zza wielkiego dębu. Zbliżyłam się tam i dalej słuchałam:
-To ostatni raz! Słyszysz? Kolejnej szansy nie nie będzie!.
W tym momencie zamarłam, to był głos Zayna. Liczyłam w głębi duszy, że to może pomyłka, przesłyszało mi się. Ale nie, zbyt wiele razy słyszałam ten szept nad swoim uchem. Okrążyłam olbrzymie drzewo i zobaczyłam jak mój chłopak bije do nieprzytomności jakiegoś mężczyznę.
-Zayn...-z moich ust wydarł się cichy jęk. Byłam przerażona. A jednak nic o nim nie wiem, czy to wszystko co mówił to jeden wielki blef?
-Aniele?-spytał zdziwiony.-Co ty tutaj robisz?
W jego głosie można było dostrzec nutę wyrzutów. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Ręce zaczęły mi niespokojnie drżeć a łzy wypływały ciurkiem z moich oczu. Zaschło mi w gardle i nie byłam w stanie przełknąć śliny. Wciąż wpatrywałam się na zmianę w Zayna i w pobitego. Byłam w szoku.
-Aniele... -tym razem wypowiedział to tak jakby przyznawał się do winy.
Z trudnością, ale powiedziałam robiąc przerwę po każdym słowie:
-Nigdy. Więcej. Się. Do. Mnie. Nie. Odzywaj!
-Aniele, to nie tak jak myślisz...-próbował się tłumaczyć.
-Okłamałeś mnie!-powiedziałam z wyrzutem.
Podszedł do mnie i wyciągnął ręce ta, jakby chciał mnie przytulić. Popatrzyłam na jego zakrwawione dłonie i z odrazą się odsunęłam:
-Nie waż się mnie dotykać!-krzyknęłam zdesperowana.
-Aniele, ja muszę.... Straciłbym reputację...
Ostatni raz na niego spojrzałam. Zawiodłam się na nim. Pokręciłam z obrzydzeniem głową i zaczęłam biec prosto do mojego domu. Jeszcze przez jakiś czas słyszałam jego nawoływania, ale nie miałam zamiaru się zatrzymywać, nie po tym co zrobił. Weszłam do domu. Moja matka spojrzała na mnie bez jakiegokolwiek zainteresowania i udała się do swojej sypialni. Poczułam się taka niczyja, odrzucona. Nie mam do kogo się odezwać, komu wypłakać, wyżalić. Otarłam oczy i rzuciłam się na łóżko. Myślałam, że długo nie będę mogła zasnąć. Jednak sen przybył szybko.
Następnego dnia
Obudziłam się o jedenastej. Dziś jest piątek. No nic, dzień wolny od szkoły dobrze mi zrobi. Tym bardziej, że mogłabym się tam natchnąć na Zayna, a tego bym nie chciała. Matka przestała się mną interesować. Nie obchodziło jej nawet czy chodzę do szkoły. No i dobra, mam ją gdzieś. Tak jak ona mnie. Jesteśmy kwita. Spojrzałam na swój telefon i zauważyłam wiadomość o Zayna. Miałam ją usunąć bez czytania, ale ciekawość zwyciężyła. Treść brzmiała następująco: Jeżeli chcesz, żeby Zayn przeżył, przyjedź o 12 do opuszczonego budynku.
Kurwa! To jakieś żarty? Szybko wybrałam numer Malika i próbowałam się do niego dodzwonić, niestety, bezskutecznie. Co to ma znaczyć? To jego pomysł? Chce żebym za wszelką cenę się z nim spotkała? A jeżeli nie? Nie mam pojęcia co zrobić. Chyba jednak lepiej, jeżeli tam pojadę. Szybko włożyłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy i ruszyłam w stronę opuszczonego budynku. Był taki jeden w naszym mieście. Każdy omijał go szerokim łukiem. Ludzie tam chodzili z jednego powodu. Chcieli się bić, przeważnie były to porachunki drobnych gangów. Zayn ostrzegał mnie żebym nigdy się tam nie zbliżała. No tak, co miesiąc jakaś osoba traci tam życie. Na samą myśl o tym, że Malikowi mogłoby się coś stać wstrząsnął mną dreszcz. Mimo wczorajszego dnia nadal był dla mnie ważny. Najważniejszy. Poczułam ucisk w żołądku. Bałam się. Ruszyłam biegiem w tamtą stronę. Gdy byłam już blisko zobaczyłam bruneta. Leżał oparty o zniszczony płot. Jego twarz wykrzywiał grymas bólu. Gdy tylko mnie dostrzegł machnął ręką. Nie wiedziałam o co może mu chodzić. Wtedy krzyknął:
-Uciekaj stąd! To pułapka.
Stałam zdezorientowana. Przecież go teraz tutaj nie zostawię.
-Nie.-cicho powiedziałam.
-Spieprzaj stąd, natychmiast.-Widziałam, że słowa sprawiają mu ból. Nie! Na pewno go nie zostawię w takim stanie. Zaczęłam powoli kierować się w jego stronę. Wtedy do moich uszu dotarł szyderczy śmiech.
-O jakie to słodkie... Mój syn się zakochał.-Zza domu wyszedł jakiś starszy mężczyzna, podobny do Zayna... Czy to jego ojciec?
-Zostaw ją w spokoju!-wysyczał przez zaciśnięte zęby mój chłopak.
-Och, przestań. Kim on dla ciebie jest.? Dziwką? Tak jak twoja matka była dla mnie?
-Zamknij się!-wrzeszczał Zayn.-I zostaw ją! Nic ci nie zrobiła!- Jego głos coraz bardziej przypominał rozpaczliwy jęk.
Zaczęłam powoli się oddalać. Może uda mi się uciec i wezwać pomoc? Szybko napisałam sms-a do Matta, najlepszego przyjaciela Zayna. Przekazałam mu wszystkie ważne informacje.
-Ty suko! Wracaj!- to był ten okropny facet. Momentalnie się odwróciłam chowając do kieszeni telefon.- Nie słyszałaś? Już!
Powoli ruszyłam w jego kierunku. Poczułam wibracje w kieszeni. Na szczęście miałam wyciszony telefon. Gdy ten psychopata złapał mnie za rękę pokazałam Zaynowi uniesiony kciuk. Miał to być gest pocieszenia, Matt przecież przyjdzie nas ratować, musi...
Mężczyzna szturchnął mnie tak, że straciłam równowagę i upadłam na ziemię. Poczułam silny i pulsujący ból w skroniach. Następnie ostry, przeszywający w okolicy brzucha. On mnie bił!
-Ty skurwysynu! Masz ją zostawić! Słyszysz?
-Hahaha- znów ten ohydny śmiech. Ale przynajmniej na chwile ustały bolesne ciosy.-Ty jej nie zabijesz, więc ja to muszę zrobić. Jesteś taki sam jak ja. A ta suka tylko przeszkadza ci w prawdziwym życiu. Pozbędziemy się jej i będziemy szczęśliwą rodziną.
Na jego spierzchnięte usta wtargnął zwycięski uśmiech. Chciał zadać mi kolejny cios, ale coś go powstrzymało. Zayn wstał i zaczął go okładać pięściami. Nie trwało to jednak długo. Jego zmaltretowane ciało było zbyt słabe na walkę z silnym mężczyzną. Chwilę potem leżał obolały na ziemi.
-I ty kurwa przeciwko mnie? Jak chcesz! W takim razie zabiję was oboje. Wycelował pistoletem w leżącego bruneta. Skąd on w ogóle wziął tę broń?
-Uciekaj aniele!-usłyszałam melodyjny dźwięk jego głosu.
Nie myślałam długo i rzuciłam się na ciało mojego chłopaka. Ochroniłam go tym samym od pocisku, który właśnie opuścił lufę pistoletu. Poczułam przeszywający ból tuż nad miednicą. Okropnie mnie bolało, mimo to uśmiechnęłam się. Uratowałam życie najważniejszej osobie w moim życiu. Kilka sekund później dotarł do mnie głos Matta. Kolejny strzał. Jak mi się nic nie przewidziało upadł ojciec Zayna. Poczułam cudowną błogość. Byłam z siebie dumna. Leżałam teraz w objęciach Malika i mimo cierpienia byłam szczęśliwa. Chyba powoli traciłam przytomność, bo docierały do mnie jedynie strzępki rozmów. Mówili coś o karetce. Po co? Przecież nic mi nie jest... Już odpływałam kiedy poczułam lekkie szturchnięcie. Podniosłam ociężałe powieki i zobaczyłam jego idealną twarz. Martwił się.
-Aniele, nie zasypiaj. Zaraz przyjedzie karetka, słyszysz?-rozpaczliwie prosił.
Chciałam odpowiedzieć, że tak. Nie byłam jednak w stanie wydobyć z siebie głosu. Zaczęłam kaszleć i poczułam jakby cały mój przełyk był cięty nożem. Okropny ból. Poczułam w ustach smak krwi. Chyba jednak nie jest ze mną dobrze.
-Aniele-płakał Zayn.-to wszystko moja wina.
Chciałam zaprzeczyć ruchem głowy ale zbyt wiele mnie to kosztowało. Chłopak zaczął głaskać mnie czule po głowie. Jego dotyk był kojący. Jakie szczęście, że to nie on teraz umiera. Chyba bym tego nie przeżyła. Zaczęły spadać na moją twarz krople. To nie deszcz. To jego łzy. Zrobiło mi się go żal. Przecież mogliśmy się nie kłócić. Tak mają wyglądać nasze ostatnie chwile? Moje powieki ciężko opadały. Czułam pieczenie w gardle, ale musiałam mu to powiedzieć. Wydobył się ze mnie żałosny jęk:
-Przepraszam.
-Aniele, nic nie mów. Nie masz mnie za co przepraszać. To ja cię w to wszystko wciągnąłem. Wiem, nie powinienem był tego robić. Ale poczułem coś do ciebie. Gdy byłaś blisko czułem się lepszy. Zatrułem twoje życie. Żałuje, że nie zostawiłem cię kiedy o to prosiłaś, tak byłoby lepiej. Ale. Ja. Cię. Kocham.
Pierwszy raz usłyszałam z jego ust te słowa. Moje oczy były zalane od łez. Teraz byłam w pełni szczęśliwa. Nie żałowałam żadnej spędzonej z nim chwili. Pomimo tego co mówili ludzie, pomimo ostrzeżeń, pomimo wczorajszego dnia... kochałam go. Nigdy nie czułam się tak szczęśliwa jak w jego objęciach, jak wtedy kiedy mnie całował, jak wtedy gdy mówił do mnie aniele.
-Też cię kocham Zayn.-wychrypiałam ostatkiem sił-czy ja pójdę do nieba...?
-Na pewno aniele, wezmą cię tam skąd cie przysłali-posłał mi pokrzepiający uśmiech.-Ale jeszcze nie teraz, słyszysz!
Odpłynęłam.


Obudziłam się w dziwnym pomieszczeniu. Był półmrok. Słyszałam pikanie. Obiegłam spojrzeniem miejsce w którym się znajdowałam. To chyba szpital. Za drzwiami zauważyłam dwie postacie. Moja mama i Zayn. Gdy Malik był już w środku szepnęła do niego jadowicie:
-Odejdź stąd! Masz jeszcze czelność tu przychodzić!? Wystarczająco wiele przez ciebie wycierpiała!
Chłopak posłał mi pełne żalu spojrzenie. Chyba nie widział, że nie śpię.
-Tylko się z nią pożegnam.-westchnął.
Podszedł do mojego łóżka i zaczął gładzić kciukiem mój policzek.
-Aniele-zaczął-może będzie lepiej gdy już więcej nie pojawię się w twoim życiu... zniknę... Twoja matka ma rację. Przysporzyłem ci zbyt wielu kłopotów...
-Nie Zayn.-zaprzeczyłam-jedynie przy tobie jestem szczęśliwa. Obiecaj mi, że mnie nie zostawisz...
Chłopak intensywnie zaczął o czymś rozmyślać. Patrzyłam na niego wyczekująco.
-Przyjdę po ciebie w nocy. Powiedz matce żeby wróciła do domu. Zabiorę cię stąd. Zaczniemy wszystko od nowa. Zgoda aniele?
-Zgoda-wyszeptałam.
Odstąpił od mojego łóżka posyłając pocieszające spojrzenie. Puścił mi oczko i odszedł.
Kilka godzin później leżałam w oczekiwaniu, ale jego nie było i nie było. Bałam się, że mnie zostawił. Cała zapłakana zasnęłam. Obudziło mnie lekki szturchnięcie. Otworzyłam zaspane oczy, to był on, Zayn. A jednak po mnie przyszedł!
-Aniele...zaczynamy nowe życie.
Foreverdirectioners




Witajcie moi drodzy :* To druga a zarazem ostatnia część mojego pierwszego imagina o Zaynie ;) Co o niej sądzicie? Jest znośna? Liczę na Wasze opinie. ♥ Zauważyłam, że poprzednia przypadła Wam do gustu i mam nadzieję, że z tą będzie podobnie.
Chciałabym jeszcze zabrać Wam troszkę cennego czasu, a mianowicie trochę się Wam przedstawić. Jak pewnie już większość z Was zauważyła jestem tu od pewnego czasu i macie okazję czytać moją pracę. W grudniu wzięłam udział w konkursie świątecznym i go wygrałam (^_^). Otrzymałam od MissPotatoe propozycję współpracy, którą początkowo odrzuciłam, ale jakoś się złożyło, że jestem tu teraz z Wami. Niedawno skończyłam 17 lat. Ostatnio ktoś mnie pytał przez jaki czas zamierzam pisać, otóż jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Dopiero niedawno zaczęłam to robić i jak na razie bardzo mi się to podoba. Jak zacznę się zastanawiać nad zakończeniem tej przygody to dam Wam znać ;) Jeżeli macie jakieś pytania to proszę je kierować pod mój adres e-mail: forever_directioners@op.pl albo pod MOIM postem. A teraz Dziękuję za uwagę :* i za każdy komentarz <3
co najmniej 25 komentarzy= nowy imagin!!! 


środa, 9 lipca 2014

KONKURS: MIEJSCE 1

Cześć Misiaczki! Już za parę sekund dowiecie się, kto uplasował się na najwyższej pozycji, w naszym konkursie na letniego imagina!? Zainteresowane? Podekscytowane? Mam nadzieję, że tak :)) A więc pierwsze miejsce, w naszych imaginowych zawodach zajmuje...:
Anonimowa <3
Twoja praca okazała się naprawdę świetna!!! Gratulejemy i życzymy Ci dalszych sukcesów :**


A oto zwycięska praca:


- Idę, mamo! - krzyknęłam w głąb domu. Żadnej odpowiedzi. No tak, pewnie jest w ogrodzie. Siedzi tam od rana i, gdy tylko mnie widzi, narzeka, że nigdy jej nie pomogę. Przepraszam bardzo, ale źle się czuję w tym miejscu i zawsze próbuję się stąd wyrwać.
Jestem tutaj z moją mamą od początku wakacji, czyli prawie miesiąca. Przyjeżdżamy w to miejsce co roku, a że nudzę się tu niemiłosiernie, znam każdą drogę i drzewo. Nie wiem nawet, czy można to nazwać miasteczkiem, bo jest tak małe, że, według mnie, zasługuje tylko na miano wsi. Jedyną tutejszą atrakcją jest dość spore jezioro. Ktoś kiedyś zbudował na nim pomost, przebijając się przez otaczające je trzciny i wysokie trawy. To właśnie ku niemu skierowałam swoje kroki.
Szłam przez jakiś czas wąską ścieżką. Już miałam skręcić w ostatni zakręt, kiedy nagle na kogoś wpadłam. Na jakiegoś chłopaka, którego nie znałam. Wzorem literackich bądź filmowych przykładów, powinniśmy teraz spojrzeć sobie w oczy, uroczo się uśmiechnąć i się w sobie zakochać. Ale mój wzrok w pierwszej kolejności skierował się na jego odkrytą klatkę piersiową pokrytą tatuażami, następnie na włosy z lokami w zupełnym nieładzie, a dopiero potem na twarz.
O Boże. "Myśl, dziewczyno, i się nie ośmiesz przed kimś takim!" - przemknęło mi przez głowę.
- Cześć - powiedziałam, starając się, żeby mój uśmiech wyglądał naturalnie. - I przepraszam.
- Nie ma za co - nieznajomy odpowiedział grzecznościową formułką i, dokładnie mi się przyglądając, zagadnął - hm... jestem Harry.
- [T.I.] - odparłam, nieco niezadowolona, iż chłopak mi się tak przygląda. Według mnie, pięknością nie byłam - długie, jasnobrązowe, ułożone w lekkie fale włosy, obecnie rozpuszczone, czy brązowe oczy z pewnością nie były niczym nadzwyczajnym, a twarz, w całości gęsto usiana piegami, nie była zbytnio ładna, choć z pewnością wyróżniająca się z tłumu. Wiele osób mówiło, że mam w sobie coś, co nazywa się urokiem, jednak ja się z tym nie zgadzałam.
- A... Miałabyś ochotę przepłynąć się kiedyś łódką? - zapytał, patrząc na mnie tym samym wzrokiem. Już nie potrafiłam go rozszyfrować.
- Hm... może? - odpowiedziałam ostrożnie.
- Przyjdź tutaj o 23 - uśmiechnął się, a w jego oczach zabłysła ciekawość. Co proszę? Czego on ode mnie chce?
- O której? - wykrztusiłam.
- O tej, o której słyszałaś - rzucił przez ramię i już go nie było. Przez chwilę stałam, zaskoczona i niezdolna do żadnego ruchu, kiedy w końcu zmusiłam się do powrotu do domu. Nie przyjdę, nie ma mowy. Może sobie pomarzyć... jak mu tam było? Harry?

kilkanaście godzin później

Nagle obudziłam się i usiadłam na łóżku. Miałam wrażenie, że przed chwilą zasnęłam. Spojrzałam na zegarek. 22:50. Niesamowite... właśnie, pewnie ten chłopak na mnie czeka. Eh, a może pójść? Rozejrzałam się po pokoju, jakby szukając odpowiedzi. Wbrew sobie cicho wstałam i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej w miarę pasujące rzeczy, założyłam je na siebie i rozczesałam włosy. Chwilę zastanowiłam się i po ciemku nabazgrałam kartkę "Będę nad jeziorem". Liczyłam na to, że moja mama nic nie zauważy, lecz zawsze wolałam przewidzieć inną możliwość...

kilka minut później

Weszłam na drewniany pomost. Zobaczyłam siedzącego Harry'ego, patrzącego na jezioro i bawiącego się wiosłem.
- Harry - powiedziałam cicho, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Więc jednak przyszłaś - uśmiechnął się, odwracając się w moją stronę. Szczerze mówiąc, ulżyło mi, że to nie był jakiś żart. To było naprawdę.
Dżentelmeńskim ruchem podał mi rękę i pomógł wsiąść na łódkę. Nie była zbyt duża, ale wystarczająca jak na dwie osoby. Usiadłam na położonym tam kocu. Po chwili chłopak sprawnie zajął miejsce naprzeciw mnie i odbił łódkę od brzegu. Przez jakiś czas płynęliśmy w milczeniu, słychać było jedynie odgarnianie wody wiosłami.
W ogóle nie zorientowałam się, kiedy położyłam się na dnie łodzi. Zamknęłam oczy...
Nagle poczułam, że się przechylam. Znalazłam się w wodzie, poczułam jej chłód. Ogarnęła mnie panika. Próbowałam wykonać jakieś ruchy, żeby utrzymać się na powierzchni, ale im bardziej się szarpałam, tym było gorzej. Jakaś nieubłagana siła ciągnęła mnie na dno... Nie!
Gwałtownie obudziłam się i usiadłam. Delikatnie obejmowały mnie czyjeś ramiona.
- Cii... - usłyszałam szept Harry'ego tuż przy moim uchu. Boże. To tylko sen. Zły sen...
- Nie... Już nic. - Powiedziałam, lekko wyswabadzając się z jego objęć. Nagle zrobiło mi się głupio.
Wtedy zobaczyłam, że jesteśmy na środku jeziora. Harry położył się koło mnie. Spojrzałam na niebo. Bezchmurne, gwieździste niebo z jasno świecącym księżycem. Widok zapierał dech w piersiach.
- Piękne... - westchnęłam.
- "Gwiazdy nad tobą i gwiazdy pod tobą. I dwa obaczysz księżyce" - zacytował, śmiejąc się lekko, jakby nie chciał zmącić nastroju, jaki wokół nas panował. No proszę, czyżbym znalazła kogoś, kto, jak ja, interesował się cytatami?
- "Nie pomyl nieba z gwiazdami odbytymi nocą na powierzchni stawu" - odpowiedziałam, zupełnie nieświadoma kładąc głowę na jego ramieniu.
I tak, przed długi czas, Harry pokazywał mi różne gwiazdozbiory, gwiazdy, przeplatając to wszystko mniej i bardziej znanymi maksymami oraz żartami. Poczułam się o wiele pewniej w jego towarzystwie.
- Jak romantycznie - zażartowałam w pewnym momencie. W odpowiedzi chłopak odwrócił moją twarz w jego stronę. Oj, on to wziął na serio. Teraz dzieliło nas kilka niebezpiecznych centymetrów.
Harry złączył nasze usta w pocałunku. Nie zrobiłam nic przeciwko temu, Wręcz przeciwnie.
Znów wbrew sobie, oddałam pocałunek. Co ja wyprawiam?!

kilkadziesiąt minut później

Harry uparł się, żeby odprowadzić mnie pod drzwi mojego domu. Powiedział, że nie będę się po nocy włóczyć. Nie mam pojęcia, która jest godzina, ale z pewnością dużo po północy.
Gdy stanęliśmy pod moimi drzwiami, wreszcie zdobyłam się na odwagę i zapytałam:
- Kiedy ty tak właściwie stąd wyjeżdżasz?
- Jutro... znaczy, dzisiaj... rano - odparł. Po raz ostatni mnie objął.
- Dziękuję - powiedzieliśmy jednocześnie.
Pocałowałam go jeszcze szybko w policzek. I odszedł.
Nie spuściłam z niego wzroku, dopóki nie zniknął za zakrętem.

następnego dnia, w nocy

Usiadłam na drewnianym pomoście. Wczoraj, dokładnie o tej porze, siedział tu Harry. Zerknęłam na powierzchnię jeziora. Teraz to, co wydarzyło się poprzedniej nocy, wydawało się zupełnie nierzeczywiste. Jak piękny sen. Ale wiedziałam, że to było naprawdę... Spojrzałam na niebo. O wiele lepszy widok był ze środka jeziora, bo teraz zasłaniały mi trzciny, ale i tak to wszystko do mnie wróciło...


Mijają godziny, mija czas,
szukam Cię na niebie, pośród gwiazd

~ KONIEC ~

Na końcu chciałyśmy podziękować każdej z Was! Jesteście niesamowite! Dostałyśmy naprawdę wiele prac; z Lou, Harrym, Zaynem i nawet Niallem! :* Poziom konkursu był bardzo wysoki, dlatego nie zniechęcajcie się, jeżeli wasze prace nie zostały tutaj opublikowane! :P Podejrzewam, że jeszcze kiedyś zorganizujemy coś podobnego :) Chcecie? Dziękujemy za zaangażowanie! Much love ~ Foreverdirectioners i MissPotatoe <3

piątek, 4 lipca 2014

#109 Louis cz.12 (zakończenie)

                                                                        Louis cz.9
                                                                        Louis cz.10

Louis cz.11


Imagin z dedykacją dla naszej kochanej FOREVERDIRECTIONERS <3, w dniu jej urodzin!


 | oczami Louisa|
    Ten dzień mijał mi wyjątkowo beznadziejnie. Siedziałem przed telewizorem, „lecząc” kaca kolejnymi puszkami piwa i oglądając jakieś głupawe komedie, które sprawiały, że zbierało mnie na wymioty. Najgorsze, że byłem tu sam. Zero rodziny, przyjaciół, tylko to uczucie bezradności, które towarzyszyło mi od dłuższego czasu. Nie mogłem nic zrobić. Nie mogłem jej zmusić by się we mnie zakochała. Jej piękna twarz, pełne usta i niesamowite oczy, pojawiały się za każdym razem, gdy przymykałem powieki. Musiałem zapomnieć. To chyba był jedyny sposób by wrócić z powrotem do normalnego świata.
    I tak siedziałem kolejne godziny przed telewizorem, zastanawiając się, co mam dalej robić. Miałem gdzieś szkołę, lekcje. Co z tego, że mogą mnie z niej wywalić. Najwyżej przeniosę się do kolejnej i będę miał kłopot z głowy. Może wreszcie zacznę żyć normalnie?
    Międzyczasie sprawdziłem komórkę. Kilka nieodebranych połączeń, smsów. W sumie nie dziwiło mnie to. Od paru godzin nie dawałem znaku życia. Zresztą co miałem im powiedzieć. Jaką durną historię musiałem im wmówić, żeby uwierzyli, że nie jestem w nastroju na rozmowy. 'Zerwała ze mną dziewczyna'? Nie. My chyba nawet nie byliśmy razem. Dlatego też chciałem uniknąć tego typu rozmów. Wolałem powiedzieć : 'Pogadamy później', niż przyznać się przed znajomymi, że dawny Louis Tomlinson, który rozpalał i zaliczał każdą laskę po kolei, ,,zniknął”.
    Ponownie, rozsiadłem się w fotelu i włączyłem ulubioną płytę. Muzyka od zawsze koiła moje zszargane nerwy. Przymknąłem na moment powieki, oddając się relaksującej chwili. Coś mi jednak nie pasowało. Miałem wrażenie, że zza okna dochodzą jakieś dziwne dźwięki. Na początku zignorowałem to. 'Pewnie pieprzone dzieciaki sąsiadów, bawią się w kolejną, bezsensowną grę'- pomyślałem. Jednak to coś nie dawało mi spokoju.
    W końcu wstałem z mojego ulubionego fotela, do którego zdążyłem już niemal przyrosnąć i powlokłem się w stronę okna. Odsłoniłem żaluzje i najzwyczajniej w świecie, doznałem szoku.
    Chcę tylko ciebie. Kocham Cię Louis. ~[T.I]- siedem, świeżo namalowanych słów, już z daleka rzucało się w oczy. Tym bardziej, że były napisane czerwonym, rażącym sprayem.
    - Cholera- mruknąłem pod nosem.- Chyba jest ze mną coraz gorzej- zamrugałem kilkakrotnie, ponownie spoglądając na sąsiedni blok.
    - Louis! Otwórz okno- usłyszałem czyjś, najprawdopodobniej kobiecy, głos. Naprawdę, czasami żałowałem, że mieszkam na pierwszym piętrze. Zdarzały mi się już różne sytuacje, ale jeszcze żadna dziewczyna, nie rzucała mi w okno kamieniami. Takiego czegoś jeszcze nie widziałem. Rozumiem, że każda laska chciała się ze mną przespać, ale bez przesady.
    - My się w ogóle znamy?- zapytałem, zdezorientowany.
    - Tak, chodzimy do jednej klasy- oświadczyła blondynka.
    - To Ty, to napisałaś? Też masz na imię [T.I]- dopytywałem, wskazując jednocześnie dłonią na krwistoczerwony napis.
    Dziewczyna nie odpowiedziała. Nawet nie spojrzała. Przystąpiła jedynie z nogi na nogę, nerwowo przygryzając dolną wargę.
    - Zejdziesz na dół?
    - Po co? Nie mam ochoty nigdzie wychodzić- stwierdziłem, przeczesując dłonią włosy.
    - Wiesz jak mnie to obchodzi, że nie masz ochoty?- syknęła.- Masz zejść i koniec, rozumiemy się?- spiorunowała mnie wzrokiem.
    - Widzę, że znalazła się Panna odważna- zaśmiałem się.- Spokojnie, nie denerwuj się już tak. Zaraz zejdę. Od zawsze podobały mi się niegrzeczne dziewczynki.
    Opuściłem pokój, a następnie zatrzasnąłem za sobą drzwi. Byłem już na zewnątrz, jednak ślad po tajemniczej blondi zaginął.
    - Louis?- doleciał do mnie melodyjny szept.
    Jak na komendę odwróciłem się i ujrzałem jej smutne oczy . Dziewczyna stała zaledwie kilka metrów ode mnie. Wyglądała na dziwnie zmartwioną. Nie znałem jej od tej strony. Szczerze powiedziawszy, jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie.
    - Wiem, że po tym wszystkim, pewnie nie chcesz się już ze mną widzieć. Ale musimy porozmawiać...
    Musimy porozmawiać. Cholera o czym ona chciała rozmawiać. Przecież już wszystko mi wytłumaczyła, gdy do niej przyszedłem. Dała mi do zrozumienia, że nigdy mnie nie kochała i „była” ze mną tylko dla jakiegoś bezsensownego zakładu.
    - Pewnie wyzywasz mnie od najgorszych. Powinieneś zresztą mnie nienawidzić, po tym jak Cie traktuję...- wyszeptała, podnosząc w moim kierunku swe załzawione, brązowe tęczówki.
    - Powinienem- zawahałem się na moment.- Tak powinienem, tak robić, ale nie mogę. Nie wiem, co ze mną jest? Wydawało mi się, że Cię nienawidzę, że nie chcę nawet na ciebie patrzeć. Tylko dlaczego wciąż w tym tkwię? Czemu stoję tu przed Tobą, zamiast zatrzasnąć za sobą drzwi i iść, gdzieś, gdziekolwiek z dala od ciebie? Dlaczego nie potrafię tak zrobić?
    - Bo mnie... kochasz- wyszeptała, najciszej jak tylko mogła, nerwowo przystępując z nogi na nogę i przygryzając przy tym dolną wargę.
    - No właśnie. Bo jestem jakimś pieprzonym masochistą, który kocha się na zabój w dziewczynie, która najpierw zostawia mi króciutki liścik, a potem mimochodem wspomina o drobniutkim zakładzie z przyjaciółką... czy może jednak z chłopakiem? Po prostu świetnie. Lepiej nie mogłem trafić!
    - Louis... Kocham Cię- oznajmiła, jak gdyby nigdy nic, a po jej policzku spłynęła kolejna łza Co? Co znowu wymyśliła i czemu akurat ja musiałem mieć to „szczęście”?
    - Możesz powtórzyć? Chyba się przesłyszałem- rzuciłem, bawiąc się zasuwką od bluzy.
    - Kocham Cię- powtórzyła, tym razem pewniej i spojrzała mi prosto w oczy. Miałem wrażenie, że spadam. Zatracam się w otchłani jej ciemnych oczu.
    - Wydawało mi się, że już to mi kiedyś mówiłaś...- próbowałem grać twardego, a mimo to zawahałem się na moment. Czułem, że powoli mięknę.
    - Proszę Lou, czemu musisz być taki oschły? Chcę to wszystko naprawić. Pragnę Ci udowodnić, że popełniłam największy błąd w swoim życiu.- zaczęła.- Uwierz, teraz jestem już pewna tego uczucia. Na początku bałam się. Cholernie bałam się otworzyć przed Tobą. Nie byłam pewna czy powinnam zrobić pierwszy krok, jak to wszystko się potoczy. Nie wiedziałam czy za jakiś czas Ci się nie znudzę i nie stracę Cię jako chłopaka i przyjaciela. I ta myśl wydawała mi się okropna. Dlatego też wymyśliłam ten pieprzony zakład. Zmyśliłam to, bo sądziłam, że gdy zakończę ten związek w takim momencie, to przynajmniej, nie zdążę się przyzwyczaić do czegoś tak cudownego jak ,,bycie z tobą”.
    Bez namysłu przyciągnąłem ją do siebie, otaczając jej delikatne, wątłe ciało ramionami, a następnie schowałem twarz w jej włosach. Nie mogłem patrzeć jak płacze. Chciałem, żeby poczuła się choć odrobinkę pewniej. Pragnąłem zapewnić jej bezpieczeństwo i nie wiem czemu, wierzyłem jej. Wierzyłem, że mnie kochała. Westchnąłem, przymykając na chwilę powieki. „Gdzie się podział dawny Louis Tomnlinson?”, zastanawiałem się. Teraz byłem już innym człowiekiem. Stałem się słaby. Wystarczyło jedno jej spojrzenie, parę słów, a machinalnie robiłem, wszystko czego chciała.
    - Mogę Ci udowodnić, że Cię kocham- oświadczyła i wpiła się w moje usta.

Twoja perspektywa

Pocałowałam go gwałtownie, a jego szorstki zarost zadrapał mój policzek. Miałam wrażenie, że zapomniał się rano ogolić, ale teraz nie miało to najmniejszego znaczenia. Chłopak odwzajemnił mój pocałunek. I w tej chwili liczyło się tylko to. Wplotłam palce w jego miękkie włosy, przyciągając go jeszcze bliżej. Przymknęłam powieki. Miałam wrażenie, że tonę, tonę w otchłani jego oddechu. To było pełne namiętności i desperacji. Nie przypominało niczego, czego wcześniej doświadczyłam.
To chyba właśnie ludzie mają na myśli, mówiąc, że czują się jakby świat stanął w miejscu. Miałam wrażenie, ze ten na pozór zwykły pocałunek oznaczał, więcej niż nie jedna intymna chwila. Wydawało mi się, że wszystko przestało istnieć. Zostaliśmy tylko my, a otaczający nas świat wirował z lekka, nadając tej chwili dodatkowego uroku.
To on skończył ten pocałunek. Kiedy się ode mnie odsunął, miał rozszerzone, nieprzytomne oczy.
    -[T.I]- powiedział niewyraźnie.
    Z jego ust padło tylko moje imię. Nic więcej. Szczerze mówiąc, czułam się zaszczycona, samym faktem, że się do mnie odzywał. Przecież miał prawo, zostawić mnie tu samą. Nie zdziwiłabym się zbytnio takim zachowaniem. Ale on jednak był tu, przy mnie.
    - Czy dalej... Chcesz mnie?- wyszeptałam, spoglądając na czubki swoich butów. To pytanie nie należało do najłatwiejszych. Sama miałam problem by wymówić na głos te parę słów. Czułam jak plącze mi się język, dodatkowo utrudniając mi zadanie.
    - Tak. Dalej- oznajmił szorstko.
    A potem znowu się całowaliśmy.
    Chyba w pewnym momencie usłyszeliśmy jakiś dźwięk, tak jakby otwierały się drzwi od klatki. Odskoczyliśmy od siebie, ponieważ jakaś starsza pani obdarzała nas wścibskim spojrzeniem.
    - Ach, ta dzisiejsza młodzież- rzuciła i pokręciła z niedowierzaniem głową.
    - Może lepiej wejdziemy do mnie- zapytał, uśmiechając się do mnie i splatając ze sobą nasze palce.
    - To chyba dobry pomysł- zauważyłam.
    - Hm, ale zanim wejdziemy do środka, lepiej by było gdybyś zmyła ten napis na sąsiednim bloku.
    - Przestań- zaprotestowałam.- Nie masz w sobie za grosz romantyzmu- stwierdziłam, pokazując mu język.
    - Ja?- zdziwił się.- Jestem bardziej romantyczny od Ciebie- prychnął i oboje weszliśmy do klatki schodowej...
                                                                                                                         MissPotatoe

Hej, hej wszystkim! :)
Jak widziałyście, postanowiłam dodać dzisiaj ostatnią część Louisa. Wreszcie skończyłam pisać tego imagina :) Wiecie, że ma aż 23 strony? ;0 Co sądzicie o zakończeniu? Nie jest zbyt banalne, nudne? Nie przeszkadzał Wam happy end? Niedługo pojawi się kilkupartowiec, który nie będzie miał szczęśliwego zakończenia, obiecuję :*** Nie jesteście złe, że dzisiaj nie pojawiło się MIEJSCE I? Postanowiłam, że jeszcze trochę potrzymam Was w niepewności :)))
conajmniej 25 komentarzy= nowy imagin!!!
Tradycyjnie, im więcej kom, tym imaginy będą pojawiać się częściej ;)
PS Jak Wam się podoba zdjęcie Louisa z koncertu w Dusseldorfie? Ufff było cudnie *.*
Jeszcze raz Wszystkiego Najlepszego dla Foreverdirectioners! :*** <333