Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

piątek, 30 stycznia 2015

#142 Zayn cz.5

Obudziłam się nieco wcześniej, żeby móc przygotować się do szkoły. Przez te dwa dni siedziałam w domu i ciągle myślałam o piątkowych wydarzeniach. Zazwyczaj uwielbiam dni wolne, ale tym razem błagałam w myślach o poniedziałek. Tęskniłam za swoim nauczycielem! Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej wydaje mi się to dziwne, niedorzeczne i nierealne. Myślę nawet czy nie był to jedynie sen, wytwór mojej wyobraźni. Jak to możliwe, że coś takiego mogło mieć miejsce? Nie wiem, ale bardzo chciałabym już go zobaczyć...
Usiadłam przed lustrem i spojrzałam na malinkę, która nie przybladła ani trochę. Podoba mi się ona i utwierdza w przekonaniu, że to co się zdarzyło, było prawdą. Odkąd zobaczyła ją mama, łapie się na tym, że niekontrolowanie często dotykam tego miejsca, a wtedy wspomnienia powracają. Jego kruczoczarne włosy, brązowe oczy, pełne usta...
-[T.I] powinnaś już wychodzić! Znowu się spóźnisz i ten nauczyciel będzie się ciebie czepiał!-wydarł się ojciec.
Tato, gdybyś tylko wiedział...
Ale rzeczywiście było już wpół do ósmej. Powinnam się zbierać. Jeszcze raz spojrzałam na czerwony ślad. Spróbowałam zakryć go korektorem, ale efekt był jeszcze gorszy. Jedynym wyjściem jest rozpuszczenie włosów, co i tak nie gwarantuje stuprocentowej pewności, że nikt tego nie zauważy. Rozczesałam jeszcze raz włosy, ułożyłam je na lewym ramieniu i wyszłam z domu. Po kilku minutach byłam pod szkołą. Weszłam do budynku, po czym skierowałam swoje kroki w stronę szatni. Kilka dziewczyn już się przebierało. Zanim zdążyłam zamknąć drzwi rzuciła się na mnie Naomi zasypując setkami pytań:
-I jak było? Rozmawialiście w weekend? Macie dla mnie jakieś specjalne zadania? Kiedy się spotkacie? Powiedz jeszcze raz co wydarzyło się po lekcjach!
-Naomi spokojnie. Przyjdź dziś do mnie to ci opowiem więcej. A teraz mogłabyś być ciszej! - spojrzałam na nią nieco ostrzej. Dziewczyna od razu się zreflektowała i zamilkła lekko przytakując głową.
Usiadłyśmy na ławce kiedy do szatni weszło kilka innych dziewczyn z klasy. Jacqueline i Susan żywo o czymś dyskutowały. Pierwsza gdy tylko zruciła torbę z ramienia, stanęła na ławce przykuwając uwagę wszystkich i zaczęła swój monolog:
-Dziewczyny mam do was newsa! Pan Malik ma dziewczynę albo żonę!-kilka dziewczyn zabuczało z niezadowolenia, a inne spoglądały na naszą koleżankę z zaciekawieniem. A ja? Ja poczułam się oszukana i zraniona...- W piątek byłam na spacerze z Susan i widziałyśmy jak z kimś szedł! Oboje mieli kaptury na głowach, ale zachowywali się jak zakochani!
Ktoś w tłumie gwizdnął. Reszta pogrążyła się w rozmowach. Zdałam sobie sprawę z tego co przed chwilą usłyszałam. Ktoś NAS widział! Ktoś nas rozpoznał! Ręce zaczęły się pocić. Spojrzałam dyskretnie na Naomi, która przyjęła to wszystko milczeniem.
-Hej! [T.I]!-krzyknęła Susan- ona miała takie same buty jak ty!-dodała podejrzliwie brunetka.
Momentalnie oblała mnie fala gorąca a na policzkach pojawił się zdradliwy rumieniec. Co mam zrobić?! Co powiedzieć?! Jestem skończona! Po kilku sekundach ciszy zareagowała moja przyjaciółka.
-Hahaha -zaśmiała się Naomi- a mówiłam ci! Nie kupuj butów na wyprzedażach bo wszyscy takie będą mieli. To nie... Teraz masz, jakaś laska pana Malika ma takie same buty jak ty.- wystawiła mi język, puszczając oko.
Reszta dziewczyn też wybuchła głośnym śmiechem oglądając moje adidasy. Odetchnęłam z ulgą. Zaczęłam śmiać się i ja. Miałam zły w oczach. Było tak blisko. Kocham cię Naomi! Spojrzałam na nią z wdzięcznością i bezgłośnie powiedziałam – dziękuję. Szatynka delikatnie się do mnie uśmiechnęła. Oparłam się o zimną ścianę i zamknęłam oczy. Tak blisko...
Kilka minut później usłyszałyśmy dźwięk dzwonka. Jak jeden mąż wstałyśmy i udałyśmy się do sali. Tam już czekał na nas nauczyciel. Założył dziś czarne dresy i sportową koszulkę. Nasze spojrzenia na chwilę się spotkały. Motyle w brzuchu momentalnie dały o sobie znać. Speszona opuściłam głowę, kątem oka zauważając jeszcze jego nieśmiały uśmiech. Miałam wrażenie jakby wszystko działo się z zwolnionym tempie. Jakby inni nie zauważali tego, co pomiędzy nami jest. Z wzrokiem utkwionym w podłogę uśmiechnęłam się. Czułam się podekscytowana. Jak teraz będą wyglądały lekcje? Co się stanie? W świetnych humorze stanęłam na zbiórce. Stałam przed Naomi, która objęła mnie w pasie i oparła głowę o moje ramię. Zauważyłam, że przed chwilą puściła oko Zaynowi. Litości, dziewczyno! Nasz sprzymierzeniec... proszę bądź uważniejsza!
Mężczyzna przygryzł wargę i nad czymś się zastanawiał. Po sprawdzeniu listy obecności nastała głucha cisza. Po około minucie znów mogłam rozkoszować się brzmieniem jego głosu.
-[T.I] proszę podejdź tu na moment.- zdezorientowana podeszłam do niego. O co chodzi? Jedno było pewne, jego bliskość mnie onieśmielała i krępowała. Byłabym zapomniała – czułam jeszcze podniecenie, które niezwykle mi się podobało. Podniosłam na niego swój wzrok. Chciałabym go teraz przytulić, tak po prostu. Brunet na chwilę odwzajemnił moje spojrzenie, po czym zwrócił się do reszty klasy. Czułam jak serce bije coraz szybciej. Malik westchnął ciężko, po czym zaczął mówić.
-Zanim zaczniemy ćwiczenia, chciałbym zabrać wam chwilkę czasu. Otóż od samego początku, gdy tu jestem zachowywałem się niewłaściwie. Nie powinien tak postępować żaden człowiek, a przede wszystkim nauczyciel. Byłem niesprawiedliwy w stosunku do jednej z waszych koleżanek. Żeby jeszcze to... wyśmiewałem każdy jej ruch... Mówiąc prościej... byłem chujem...- jego słowa wywołały śmiech. Ja też delikatnie się uśmiechnęłam. Splątałam palce dłoni i dalej słuchałam jego słów.- [T.I]- zwrócił się do mnie.- przepraszam. Przepraszam za te wszystkie krzywdy które ci uczyniłem. Za to, że bezpodstawnie cię oczerniałem. Obiecuję, że więcej się to nie powtórzy.... Wybaczysz mi?-zapytał wyciągając ku mnie swoją dłoń. Poczułam łzy w kącikach oczu. Nie musiał przepraszać mnie przy całej klasie, nie musiał... Ale przyznał się do winy. Zacisnęłam usta w cienką linię, żeby nie wybuchnąć płaczem. Podałam mu drżącą dłoń. Chwilę potem poczułam przyjemne ciepło. Był tak blisko, a jednak w tym momencie nieosiągalny. Po chwili by nie wzbudzać niczyich podejrzeń odsunęliśmy od siebie swoje ręce.
-Wybaczam.-szepnęłam i podeszłam do Naomi, która oszołomiona jak reszta klasy mi się przyglądała.
-Jeżeli ktoś ma do mnie jakieś uwagi to proszę, nie krępujcie się, mówcie.-uśmiechnął się nauczyciel... i czemu miałam wrażenie, że ten gest poświęcony był tylko mi?
Zaczęliśmy biec kiedy znów usłyszałam swoje imię, znów z jego ust:
-[T.I] splącz włosy frotką. Wiem, że byłem dla ciebie niesprawiedliwy, ale zasady nadal obowiązują.
Przełknęłam głośno ślinę zdezorientowana. Przez to, że się zatrzymałam inni też zrobili sobie chwilę odpoczynku. Niepewnie spojrzałam na frotkę na nadgarstku. Nie mogę tego zrobić. Już sporo osób patrzyło na mnie w oczekiwaniu. Spojrzałam z nadzieją i niemą prośbą na Zayna. Nie zauważył mojego wahania. Niech to szlag! Zresztą co by zrobił? Nie odpuścił by tego specjalnie dla mnie. Zamknęłam oczy i ściągnęłam frotkę z ręki. Chwilę potem zrobiłam sobie kucyka. Otworzyłam oczy i wtedy zauważyłam jak wszyscy patrzą na mnie jakoś dziwnie. Błagam... nikt nic nie zauważył... Jakiś chłopak gwizdnął, a reszta zaczęła cicho szeptać i się śmiać. Poczułam rumieńce na policzkach. Jaki wstyd. Wszyscy mogą podziwiać moją malinkę. Zacisnęłam zęby i wzrokiem poszukałam Zayna. Wpatrywał się we mnie jak oczarowany i z trudem powstrzymywał uśmiech. Spojrzałam na Naomi i pokręciłam głową. Mimo wszystko czułam się dobrze.
-Wracajcie do rozgrzewki.- powiedział mężczyzna ochrypłym i zmysłowym głosem.
Cała dzisiejsza lekcja była inna. Pierwszy raz na jego zajęciach poczułam się dobrze. Byłam trochę skrępowana, bo chociaż usiadł w rogu i nieustannie coś zapisywał, to robił sobie przerwy żeby popatrzeć na nas. Popatrzeć na mnie. Cały czas czułam na sobie jego palący wzrok. Nie żeby mi się to nie podobało, ale stałam się bardziej ostrożna i starałam się unikać wszelkich podejrzanych sytuacji. Tego dnia usłyszałam też wiele komplementów na temat moich umiejętności. Miałam wrażenie, że zwykłe „świetnie” miało w tym przypadku głębszy sens. Nawet nie zauważyłam kiedy tak szybko minęła lekcja, która jeszcze tak niedawno niemiłosiernie mi się dłużyła. Zanim wyszliśmy z sali, Zayn poprosił mnie żebym na chwilę poszła do magazynku. Znów odezwała się ciekawość i podekscytowanie.
Kiedy wszyscy opuścili sale gimnastyczną i udali się do szatni ja poszłam do magazynku. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie było. Słychać tylko stłumiony gwar rozmów z przebieralni. Delikatnie nacisnęłam na klamkę i pchnęłam drzwi. Nim zdążyłam zorientować się co się dzieje, ktoś przyparł mnie do ściany. Zayn. Zaczął mnie namiętnie całować. Szybko odwzajemniłam pieszczotę i wplotłam ręce w jego włosy. Z obawą spojrzałam na drzwi, nie chcę więcej takich sytuacji jak w piątek. Chłopak wyczuwając moje zmartwienie przekręcił zamek i znów naparł na moje usta. Nie potrzebowaliśmy słów. Brunet włożył ręce pod moją koszulkę i oblizał swoje usta. Ponownie połączył nasze wargi w pocałunku. To dziwne, że przychodziło mi to tak naturalnie. Wcześniej sądziłam, że będę miała opory do jakiegokolwiek chłopaka, nigdy nie pomyślałam, że pierwszym z którym się pocałuje będzie nauczyciel. A może to wszystko za sprawą jego delikatności i czułości? Każdy jego ruch był niezwykle subtelny, jakby od niechcenia, a jednak przepełniony starannością. Wyczuwalne było to uczucie jakie nas połączyło. Jego ręce wędrowały to w górę to w dół pozostawiając za sobą gęsią skórkę i przyjemne dreszcze. Po kilku kolejnych pocałunkach odsunęliśmy się od siebie, jakby wyczuwając, że teraz nadszedł czas na rozmowę.
Ciężko oddychając po ostatnich intymnych chwilach chłopak opuszkami palców dotknął mojej szyi i niespodziewanie ucałował nabrzmiałe miejsce. Uśmiechnęłam się. Pamiętał.
-Kto zrobił ci taki piękny znaczek?-zapytał trzymając usta tuż przy moim uchu co wywołało przyjemne łaskotanie.
-Aaaa.-zastanowiłam się- pewien przystojny mężczyzna.... Jesteś zazdrosny?-droczyłam się z nim.
-Hmmm a mam o kogo? - zaśmiał się.
Po chwili ja też mu zawtórowałam. Przytuliłam się do niego. Marzyłam o tej chwili od ostatniego pożegnania.
-Byłeś u rodziców?-zapytałam, żeby zmienić temat.
-Nie... Bez ciebie to nie miało sensu.-kąciki jego ust podniosły się ku górze.
Oparłam głowę o jego klatkę piersiową.
-Chyba powinnam już iść...
Odsunęłam się od niego i skierowałam swoje kroki ku drzwiom. Jedyne co w tym momencie nas łączyło to splecione dłonie.
-Przepraszam, że kazałem ci związać włosy.-odezwał się z poczuciem winy.- Nie sądziłem, że...
-Nie ma sprawy- ścisnęłam jego rękę, po czym ją puściłam.
Wyszłam z pomieszczenia i na chwile przystanęłam. Dotknęłam opuszkami palców szyi a następnie przesunęłam nimi po ustach wspominając pocałunek, który miał miejsce dosłownie przed chwilą. Zakochałam się... Zakochałam się w swoim nauczycielu!
***
Gdy wyszłam ze szkoły cały czas w dobrym humorze poszłam do domu. Niedaleko bloku, przechodząc przez pasy usłyszałam trąbienie samochodu. Rozejrzałam się dookoła, ale nie widać było, żadnego jadącego auta. Zdezorientowana ruszyłam dalej, ale znów usłyszałam trąbienie a drzwi samochodu nieopodal otworzyły się. Dostrzegłam w środku znajomą twarz. Zayn. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. Potem wsiadłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi. Na szczęście samochód miał przyciemniane szyby. Nachyliłam się ku niemu i pocałowałam w czubek nosa. Nieco niezadowolony jakby oczekiwał czegoś więcej przysunął się do mnie jeszcze bardziej, ale położyłam mu palec na usta i pokręciłam głową. Brunet delikatnie się skrzywił, ale po chwili się rozchmurzył.
-Przepraszam jeszcze raz za dziś..
-Nic się nie stało. Ale nie możesz trąbić na mnie na środku ulicy. A ja nie powinnam wsiadać do obcych samochodów...
-Nie jest obcy.-poprawił mnie chłopak.- Jest mój. Dziś wymieniłem szyby, żeby nikt nas nie widział i zmieniłem kolor karoserii. Teraz mój samochód nie jest taki rozpoznawalny i możemy robić co chcemy.- zabawnie poruszył brwiami.
Przygryzłam wargę i tym razem dałam mu się pocałować.
-Mam coś dla ciebie.-powiedział Zayn i sięgnął ręką na tylne siedzenia. Chwilę potem moim oczom ukazał się wielki bukiet róż. Przytknęłam dłonią usta z wrażenia. W życiu nie widziałam tyle kwiatów!
-Jejku dziękuję!-przyjęłam od niego prezent.-Jesteś kochany.
Brunet przechylił głowę i po raz tysięczny się do mnie uśmiechnął.
-Nie. To ty jesteś kochana. To ty jesteś wyjątkowa. Ty jesteś jedyna.- ujął moją dłoń i złożył pocałunek na zewnętrznej stronie. -Jeżeli jest coś silniejszego od miłości to właśnie to do ciebie czuję.
Moje policzki się zaróżowiły. Nawet w filmach nie słyszałam takich wyznać! Co tam filmy! Właśnie chłopak, którego kocham wyznał mi miłość. Jestem szczęśliwa!
Foreverdirectioner

Witajcie kochani!
Na początku chciałabym wyrazić swój smutek- 14 komentarzy pod Niall&Zayn? Naprawdę, zawiodłyście, stać Was na więcej...
Ale okey, jakoś przełknę tę gorycz, mam nadzieję, że postaracie się dać nam trochę więcej... jeszcze tak nie dawno 30 komentarzy to nie był dla Was problem...
A teraz jeszcze jedna sprawa, a raczej moja prośba... Założyłam sobie ask po to, abyście to tam zadawały pytania,prośby itd... Więc nie odpowiem na żadne pytanie pod postem, chyba że pod moim, ale też raczej nie :) komentarz wolałabym na temat imagina :P
A teraz pytanie dla Was (tak, odpowiadajcie pod spodem) chcielibyście do tej serii Zayna takie zapowiedzi co będzie w kolejnej części? 

*** „Miłość jest jak wiatr, nie możesz jej zobaczyć, ale możesz ją poczuć”
To tylko tydzień-powie ktoś. Ale ja przez ten tydzień doświadczyłam więcej niż przez całe życie.
[T.I] wszystko w porządku?(...)-Płaczesz.-stwierdziła-a poza tym pan Malik kazał zapytać...-dodała oficjalnie.
 „Gdy przygryzasz wargę też wyglądasz seksownie...:*”
Łzy, które toczyły się po naszych buziach skapywały na ubrania.
-Zawsze będziemy razem!
-Chciałbym zabrać cię do siebie...***

To wyrwane z kontekstu zdania :* Dajcie znać, czy pod kolejną częścią też chcecie zapowiedź, czy wolicie nie :P
Następny mój post- to postaram się żeby był Harry, ale ciężko mi to idzie :(
A teraz już kończę :* 
co najmniej 20 komentarzy = kolejny imagin... (Prosimy? :*)

piątek, 23 stycznia 2015

#141 Niall&Zayn cz.10

-Widzę, że nie próżnujecie- usłyszałam czyjś bełkot. Otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam w kierunku zegara ściennego. Była piąta nad ranem.- I jak? Naprawdę jest taki dobry czy raczej zrobiłaś to specjalnie?
              Powoli odwróciłam się w jego stronę i dopiero wtedy spostrzegłam, śpiącego Zayna.
- Cholera- zaklęłam pod nosem, podnosząc się do pozycji siedzącej.- To nie tak jak myślisz. Do niczego nie doszło- powiedziałam szybko, starając się brzmieć wiarygodnie. 
- Wiedziałem, że wcześniej czy później, tak się stanie. Boże, czemu byłem taki naiwny?- mówił do siebie, ledwo stojąc na nogach. 
- Niall. Kochanie- wyszeptałam, nerwowo przełykając ślinę.- Czemu mi nie wierzysz? Przecież wiesz, że nie zrobiłabym Ci tego. Kocham Cię- powiedziałam, podchodząc do niego. 
- Nie rozumiem tylko jednej rzeczy- przygryzł nerwowo wargę.- Możesz mi powiedzieć, co on ma takiego w sobie? 
- Niall, przestań- pisnęłam, łamiącym się głosem. 
- To jak na niego patrzysz. Jak z nim rozmawiasz. Nie uważasz, że to nie fair- kontynuował. 
- Kochanie, proszę Cię, nawet tak nie mów. Zayn jest tylko przyjacielem, nikim więcej- odparłam, próbując się do niego przytulić. Niestety bezskutecznie. Chłopak odsunął się ode mnie, a następnie z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi. 
- Co się stało?- usłyszałam zaspany głos Mulata.- Która godzina?- ziewnął i przewrócił się na drugi bok. 
- Zayn, wstawaj- rozkazałam, zdejmując z niego moją kołdrę.- Niall wrócił- dodałam ciszej, a następnie usiadłam na łóżku. Czułam się bezsilna. Miałam ogromne wyrzuty sumienia. Pragnęłam stąd wyjechać i to natychmiast. W jednej chwili najlepsze wakacje w życiu, zamieniły się w te najgorsze. 
- Proszę Cię, wyjdź z mojego pokoju- jęknęłam, bezradnie zamykając oczy. - Jutro wyjeżdżam- oświadczyłam w pewnym momencie i wtedy poczułam jak chłopak mocniej mnie obejmuje. 
- Czemu chcesz wracać?
- Czy do Ciebie nic nie dociera?- wygarnęłam.- Niall myśli, że się przespaliśmy. Nie chce ze mną rozmawiać. To już koniec- powiedziałam łamiącym się głosem. Poczułam  nagłą frustrację. Miałam ochotę krzyczeć, kopać. Pragnęłam rzucić się na łóżko i dać upust wszystkim negatywnym emocją. Chciałam płakać, ale wiedziałam, że to pogorszyło by tylko  mój zły nastrój.
- Niall myśli, że się kochaliśmy?- rzucił zaciekawiony.- Czy coś przegapiłem?- wymruczał uwodzicielsko, tuż przy moim uchu. 
- Zayney, proszę Cię nie utrudniaj mi tego. I tak mnie nie rozśmieszysz- wytknęłam mu język i odwróciłam się od niego. 
- Jesteś tego pewna?- spytał nonszalancko. 
- Tak, jestem- burknęłam, przechodząc na drugą stronę łóżka. Miałam naprawdę sporo na głowie. Musiałam sprawdzić najbliższe loty, spakować się, ubrać, powiadomić mamę o powrocie do kraju. Tego nie dało się załatwić w parę godzin. 
- Zaraz się przekonamy- oświadczył i chwilę później zaczął mnie łaskotać. 
- Puszczaj -krzyknęłam, piskliwym głosem. -Jesteś okropny. Przestań- jęknęłam. 
- W takim razie... Pocałuj mnie- zażądał. 
- Zwariowałeś? Dopiero, co pokłóciłam się z chłopakiem, a ty chcesz, żebym Cię pocałowałam?- zakpiłam.- Nie wiem, co brałeś, ale radzę Ci, nie zażywaj tego nigdy więcej- odparłam z nutką ironii w głosie. 
- Przepraszam- zreflektował się, a następnie podniósł się z mojego łóżka.- Nie chciałem tego powiedzieć. Nie wiem, co mnie ugryzło- podrapał się nerwowo po brodzie i ruszył w kierunku drzwi. 
-Do zobaczenia, Zayn. 
- Żegnaj, [T.I]- powiedział smutno.-Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Masz mój numer, dzwoń do mnie o każdej porze dnia i nocy. Postaram się odebrać- dodał śmielej, zatrzaskując za sobą drzwi. 
              W końcu zostałam sama. Musiałam chwilę ochłonąć, podjąć ostateczną decyzję. 

Dwa tygodnie później 

-Tu Niall Horan. Jeżeli to coś ważnego, proszę cię zostaw wiadomość. Postaram się oddzwonić, tak szybko jak to będzie możliwe- po raz kolejny tego dnia powitała mnie jego automatyczna sekretarka.
- Hej, tu [T.I], musimy porozmawiać. Proszę Cię, zadzwoń- mruknęłam zrezygnowana. Rzuciłam komórkę na stolik i sama osunęłam się na sofę. 
                Niall nie odzywał się do mnie, odkąd wyjechałam. Nie odpisywał na smsy. Nie oddzwaniał. Nie dawał znaku życia. Ignorował mnie i moje uczucia. Zastanawiałam się czy naprawdę nic go już nie obchodziłam czy tylko starał się grać twardego. 
                Jeszcze raz spojrzałam na wyświetlacz. Żadnych nowych wiadomości ani maili. Westchnęłam. W końcu chwyciłam komórkę i wybrałam numer Zayna. Nie rozmawiałam z nim od mojego powrotu. Byłam w szoku, gdyż chłopak odebrał już po drugim sygnale. 
- Cześć [T.I]- przywitał się.  
- Hej- powiedziałam niepewnie. 
- Wszystko ok?- spytał wyraźnie zafrasowany. 
- Nie- burknęłam, wpatrując się w sufit.- Masz kontakt z Niallem?
-Nie- odparł chłodno.- Wróciłem do Londynu dwa dni po twoim wyjeździe. A od tego czasu nie rozmawiałem z Niallem. Nie miałem ochoty- oznajmił.
- Nie odzywa się do nikogo- stwierdziłam pod nosem.- Zayn, wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale mógłbyś do mnie przyjechać?- wypaliłam, rumieniąc się. 
- Jesteś tego pewna?- zdziwił się. 
- Tak- oświadczyłam.- Drugi dzień jestem sama w domu. Moja mama jest na jakiejś konferencji prasowej, a tata wyjechał zagranicę. Mam już dosyć tej ciszy... 
- W takim razie niedługo będę, księżniczko. Do zobaczenia- rzucił szybko i rozłączył się.

                                                                                                                                                                                           MissPotatoe
Witajcie Misiaczki  :)
Przepraszam, że musiałyście czekać aż tak długo na tę część. Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie złe. Zdaję sobie sprawę, iż ta część nie jest zbyt dobra, ale liczę też , że nie zanudziłam was na śmierć ;) Następna będzie zdecydowanie lepsza :*
Co się wydarzy dalej? Czy Niall się odezwie! Piszcie, zawsze mnie to ciekawi, co sądzicie ;)  Chciałbym Wam również podziękować za te 47 komentarzy pod częścią 9! Jesteście WIELKIE!!! <3
Dacie radę chociaż z 20 komentarzami pod tym postem? Mam nadzieję, że TAK  Do usłyszenia

czwartek, 15 stycznia 2015

#140 Harry cz.1

Pchnęłam oszklone drzwi, wchodząc do biura wydawnictwa, w którym pracowałam.
Pracowałam - trochę zbyt duże słowo. Zajmowałam się tłumaczeniem opowiadań i książek na ojczysty język. Średnio dwa razy w tygodniu odwiedzałam to biuro, gdzie od Melanie - recepcjonistki - otrzymywałam stosy papierów do tłumaczenia. Tak było i tym razem.
- Cześć - przywitała się.
- Cześć, masz coś dla mnie? - zapytałam, podpierając przedramiona o jej biurko. Nagle spostrzegłam łzy w jej oczach. - O co chodzi?
- Przed chwilą dostaliśmy od ciebie maila...
Rozpłakała się na nowo, przykładając do nosa chusteczkę.
- Kolejna melodramatyczna historyjka - odparłam. - Też sobie trochę popłakałam, ale to wszystko - zaśmiałam się. - Masz coś?
- Tak - odparła, nieco się uspokoiwszy. - W tym miesiącu zajmujemy się "perełkami z przeszłości", czyli czymś, czego jeszcze nie tłumaczyliśmy, a co ludzie na pewno będą kupować. Tak przynajmniej mówi szefostwo - dodała ściszonym głosem, w którym kryła się lekka ironia.
Westchnęłam tylko. Nie przepadałam za tekstami z zeszłej epoki. Może dlatego, że oznaczały one masę przestarzałych, skomplikowanych konstrukcji zdaniowych i archaizmów, których nie znajdzie się w najlepszych słownikach.
- Co tym razem? - spytałam.
- François Sagan. "Bonjour tristesse", jakkolwiek to się wymawia.
- "Witaj, smutku"? Czytałam to w oryginale na studiach.
- Czyli bułka z masłem dla ciebie.
Podała mi gruby stos kartek, gdy nagle...
- [t.i.]? - przesadnie wesoły kobiecy głos dobiegł moich uszu. Odwróciłam się.
- O, cześć, Mia - przywitałam się z dziewczyną.
- Hej - odparła. - Szef chce cię widzieć.
Zmarszczyłam brwi.
- Szef?
- Tak - odparła.
- Tak, ten dupek, przez którego musimy nosić szare, proste spódnice do kolan i związywać włosy w "schludnego" koka - dodała z irytacją Melanie.
- Dlaczego akurat mnie? - zapytałam z pewną obawą.
- Nie mam pojęcia. Jego sekretarka mi to przekazała. Powiedziałam, że się tym zajmę, bo aż mi się jej szkoda robi, jak widzę tę jej zestresowaną minę.
- I mam tak po prostu do niego iść? - niedowierzałam. - Do jego gabinetu?
- Raczej do jamy smoka - wtrąciła Mel.
- No na to wygląda - odparła Mia. - Powodzenia.
- Nie dzięki. - Uśmiechnęłam się blado.
Przeszłam w stronę windy, wsiadłam do niej i wcisnęłam przycisk z numerem 8, bo na tym właśnie piętrze znajdował się gabinet Pana Stylesa, którego znałam jedynie z opowieści przyjaciółek; nie byłam w jego biurze nawet gdy starałam się o tę pracę, wszystko zostało załatwione przez pośrednika. I może dobrze, bo jego gabinet odwiedzali tylko jego sekretarka i osoby na tzw. "dywanik" (przynajmniej tak twierdzi Mia). Ja jego sekretarką nie byłam, więc w grę wchodziła tylko ta druga opcja. O cholera. Nigdy tak naprawdę nie widziałam tego faceta na oczy, mimo że już prawie dwa lata współpracuję z jego wydawnictwem. Raz gdzieś tam z daleka mignęła mi jego sylwetka. Zauważyłam tyle, że jest wysoki i ma szerokie barki. Tylko tyle. Od dziewczyn natomiast dowiedziałam się, że to najprzystojniejszy dupek w całej galaktyce tyranizujący swoich podwładnych na wszelkie możliwe sposoby, a jego sekretarka to urocza, niska blondynka, której mógłby się podobać, gdyby nie to, że się go jak cholera boi, i z tej prostej przyczyny jakikolwiek romans między nimi jest po prostu niemożliwy. A czego on chce ode mnie?
Wysiadłam z windy. Szłam ze spuszczoną głową, a gdy przyłożyłam kostki dłoni zwiniętej w pięść do drzwi jego gabinetu w celu zapukania, serce podkoczyło mi do gardła i w jednej chwili przypomniały mi się wszystkie moje grzechy.
Panie Boże, dopomóż.
Zapukałam, a po usłyszeniu: "Proszę!" weszłam do środka.
Zamknęłam za sobą drzwi, lustrując jego sylwetkę. Na sobie miał czarną marynarkę i biały T-shirt, a jego kędzierzawe włosy były lekko uniesione i zaczesane do tyłu. W całym pomieszczeniu czuło się zapach jego perfum - intensywny, ale nie drażniący, męski, a jednocześnie przyjemny. Jego duże dłonie błądziły szybkimi ruchami po klawiaturze laptopa, gdy wypowiedział tylko krótkie: "Usiądź". Odchrząknęłam cicho.
- Chciałabym wiedzieć, dlaczego mnie pan wezwał - oznajmiłam z determinacją, nie ruszając się z miejsca.
Na chwilę oderwał się od ekranu laptopa i zeskanował mnie od góry do dołu, po czym delikatny, stłumiony uśmieszek zabłądził na chwilę na jego wargach, a wtedy ja gwałtownie pożałowałam doboru ciuchów rano: zwykłych, poprzecieranych dżinsów i czerwonej koszuli w kratę.
Suchość w ustach sprawiła, że odruchowo zwilżyłam koniuszkiem języka dolną wargę, co nie uszło jego uwadze.
Nagle poczułam się zupełnie naga i bezbronna. Jak morderca przed wymiarem sprawiedliwości czy coś w tym stylu. Stałam tam przed nim jak jakaś kretynka,
bojąc się nawet drgnąć.
[t.i.], to tylko twój szef. Uspokój się.
- Zadziorna jesteś - stwierdził tylko, powracając do swojej poprzedniej czynności.
Stałam tam, rozdygotana i całkowicie wytrącona z równowagi. Co to było? Ja? Zadziorna? Że co, proszę?
Chwilę analizowałam jego słowa, aż doszłam do wniosku, że był zbyt wesoły jak na tyrana i dręczyciela w stosunku do osoby, którą miał za chwilę zniszczyć.
Może jednak nie dywanik?
Dziesiątku sprzecznych myśli i hipotez kłębiło się w mojej głowie, lecz wciąż nie potrafiłam rozgryźć tej, hm... nietypowej, powiedzmy, sytuacji, przez co z każdą chwilą czułam coraz większe zdenerwowanie i skonsternowanie naraz.
Oderwał się od ekranu laptopa, po czym wzrok jego stalowozielonych tęczówek znów przeniósł się na mnie. Czułam się zdrętwiała i podenerwowana. Gdyby w normalnej sytuacji facet tak długo się we mnie wpatrywał, uznałabym, że ma coś na myśli, ale Styles nie wpisywał się w żadne tego typu ramy.
- Usiądziesz? - zapytał, wskazując krzesełko przed biurkiem.
Otworzyłam usta, gdy nagle zwyczajnie zapomniałam języka w gębie, po czym oblałam się zimnym potem. Nie odpowiedziałam, tylko po prostu usiadłam. Kierowały mną nerwy, nie rozsądek. Było coś władczego w jego postawie, w jego geście; coś, co kazało mi go posłuchać.
Więcej grzechów nie pamiętam. Za wszystkie serdecznie żałuję i obiecuję poprawę.
- Nie będę owijał w bawełnę - powiedział. - Chciałbym pani zaproponować pracę w pełnym wymiarze godzin.
Uff...
- M-mi? Dlaczego?
- Jest pani młoda, zdolna. Ukończyła pani studia magisterskie z trzech języków: angielskiego, francuskiego i włoskiego*, o ile się nie mylę. Od jakiegoś czasu wszystkie pani teksty trafiają prosto na moje biurko i muszę przyznać, że są naprawdę dobre, niczego nie można im zarzucić. Potrzebna nam pani tutaj, w biurze.
Przez chwilę trawiłam to, co mi powiedział.
Zaraz, zaraz. Skąd on tyle o mnie wie?
- Co miałabym robić? - spytałam ostrożnie.
- Zakres pani obowiązków niewiele różniłby się od obecnego, choć w tym momencie mamy nawał nowych prac i po prostu potrzebujemy kogoś, kto na bieżąco zajmowałby się ich redakcją. Poza tym w dalszym ciągu byłaby pani naszą tłumaczką z tą różnicą, że nie pracowałaby pani w domu, tylko w biurze.
- Ja... jestem zaskoczona - przyznałam.
- Rozumiem. Nie musi mi pani odpowiadać teraz. Wiem, że nie pracuje pani tylko dla nas. Dam pani czas... powiedzmy tydzień na namyślenie się. Może być?
- A jeśli... odmówię? - spytałam, starając się zapanować nad drżeniem dłoni.
- A ma pani zamiar odmówić? - odpowiedział pytaniem na pytanie, ściągając brwi. Czułam jego przenikliwy wzrok na sobie, przez co z każdą sekundą stawałam się coraz bardziej zestresowana.
- Nie wiem, po prostu... przewiduję.
- Jeśli pani odmówi, to nic się nie zmieni, dalej będzie pani u nas pracować na tych samych warunkach. Szkoda tylko, żeby taka osoba, jak pani, miała się marnować.
Wstałam z miejsca.
- Dziękuję - wydukałam. - To do widzenia.
- Do zobaczenia.
Wyszłam z jego gabinetu, po czym zjechałam windą na dół i od razu naskoczyła na mnie Mel:
- I co?
Wzruszyłam ramionami.
- Nic. Bardzo miły był.
- No nie gadaj! Chyba ma gorszy dzień - zaśmiała się. - Czego chciał?
- Zaproponować mi etat.
- Serio? - Brunetka aż rozdziawiła usta ze zdziwienia. - Nie wierzę, że sam szanowny pan Styles zaprosił cię na rozmowę do swojego gabinetu, żeby zaproponować ci etat. - Gestykulowała wymownie rękoma, chcąc podkreślić wagę swoich słów.
Wzruszyłam tylko ramionami lekceważąco. Prawdę mówiąc, "pan Styles" niewiele mnie interesował. Mogłam przyjąć jego propozycję albo nie i moje życie w żaden sposób od tego nie zależało. Chyba.

*W Anglii studia magisterskie trwają rok, więc nie myślcie sobie, że [t.i.] jest w tym imaginie nie wiadomo jak stara. ;)

Paulina



No więc może na początek takie krótkie powitanie. :) Jestem Paulina i niektórzy z Was zapewne kojarzą mnie z mojego pierwszego bloga (na którym tak btw post pojawi się jutro :)). Czas wolny, pisząc imaginy, zapełniam sobie już prawie od roku. Pomysłów zazwyczaj mi nie brakuje i mam nadzieję, że już tak zostanie. :) Jestem nocnym markiem, co widać po godzinie, o której dodaję tego posta. ;)
A teraz może kilka słów o tym imaginie. No więc napisałam go jakiś miesiąc temu, choć tak naprawdę od tego czasu nie przestałam go modyfikować. Inspiracją był dla mnie... jeden z moich starych (niepublikowanych) imaginów, którego nieco przerobiłam. Możliwe, że niektórzy z Was będą pisać o Greyu. Nie wiem, nie czytałam, chociaż mniej więcej orientuję się, jak to tam było. ;3
Razem z MissPotatoe ustaliłyśmy, że próg komentarzy tym razem wyniesie 20. Naprawdę rozumiemy; jest koniec semestru (poprawki itd...), ale myślimy (albo raczej liczymy), że na tyle Was stać. ;) Ja siedziałam nad tym postem 2 godziny. Ile Wam zajmie komentarz? 3... minuty? ;)
Pozdrawiam. ♥

piątek, 9 stycznia 2015

#139 Louis

23 grudnia czyli jeden z najbardziej pracowitych dni. Robienie ciast, ostatnie porządki. I mimo mojego wrodzonego lenistwa te czynności należą raczej do przyjemnych i miłych. Są trochę męczące, ale ich efekty w wigilijny wieczór cieszą bardziej niż zazwyczaj.
Właśnie wylewałam masę serową na upieczone ciasto, kiedy telefon zaczął dzwonić. Last Christmas- moja ulubiona piosenka świąteczna. Pozwoliłam jeszcze chwilę jej rozbrzmiewać aż w końcu odebrałam.
-Hej.-usłyszałam ciepły głos Louisa.-Będziesz dziś u Nialla?
-Uhmmm- zastanowiłam się.- Nie wiem czy znajdę czas.
-No przecież to nasza tradycja! Dzień przed wigilią robimy sobie własne święta!
-Lou spokojnie. Może wpadnę na godzinkę.
-Jeżeli nie będzie cię o osiemnastej na miejscu to wiedz, że po ciebie przyjadę.-zakomunikował i nim zdążyłam jakoś zareagować już się rozłączył.
Tak, to była nasza tradycja. Osiem osób i wspólne spotkania. To nie jacyś tam znajomi. To byli prawdziwi przyjaciele. Znamy się od piaskownicy. I mimo że jesteśmy już dorośli i nasze drogi już od jakiegoś czasu się rozeszły nasza przyjaźń przetrwała. I tak od kilku lat, na zmianę przygotowujemy sobie spotkania w swoich domach, jako przedsmak rodzinnej wigilii. Louis ma rację! Muszę przyjść. Przyspieszyłam trochę tak, aby wyrobić się bo Tomlinson należy do bardzo niecierpliwych osób. Gdy do spotkanie zostało zaledwie pół godziny szybko przebrałam się w czarne spodnie i beżowy sweterek w brązowe paski. Chwile jeszcze spędziłam przed lustrem doprowadzając swoje włosy do porządku. Kilka minut później zakładałam na stopy już kozaki, a potem szybko nałożyłam na siebie płaszczyk. Kiedy wychodziłam z przyzwyczajenia spojrzałam na zegarek. Było pięć po szóstej. No niewiele mi zabrakło żebym się wyrobiła. Gdy otworzyłam drzwi zauważyłam Lou zmierzającego w moją stronę z rosnącym uśmiechem na ustach.
-Cześć.-przywitał się, gdy był kilka metrów przede mną.-Wiedziałem że nie przyjdziesz na czas.
-Skąd mogłeś wiedzieć?-zapytałam radośnie.- Sam powinieneś już być na miejscu.
Szatyn chciał coś właśnie powiedzieć, ale noga mu się źle ułożyła, a śliski lód na chodniku tylko sprawił, że doszło do wywrotki. Może nie zachowywałam się jak należy, ale głośny wybuch śmiechu był jedynym na co było mnie stać w tamtym momencie. Niski jęk bólu który wydobył się z ust Louisa tylko zwiększył moje naśmiewania.
-Och Lou, czy ty zawsze musisz być taki niezdarny?-powiedziałam retorycznie i ostrożnie się do niego zbliżyłam.
-Mogłabyś mi pomóc.-poskarżył się i zrobił zbolałą minę. -Niall się wścieknie, że jedzenie stygnie.
-Znając jego to pewnie jeszcze nic nie jest przygotowane.-zażartowałam. Właściwie to wiedziałam, że Horan bardzo poważnie potraktował to spotkanie- pierwszy raz u niego.
-No pomóż mi wstać.- Chłopak znów zaczął jęczeć.
Z westchnieniem pokręciłam głową:
-Odkąd się przewróciłeś mógłbyś już sto razy wstać, ale nie. Lepiej leżeć na zimnym lodzie i skarżyć się na swój los.
Przez chwilę na jego twarzy zamajaczył uśmiech, ale zaraz potem znów udawał wielce poszkodowanego. Jak on uwielbiał się ze wszystkimi droczyć!
Podałam mu swoją dłoń i lekko pociągnęłam za jego rękę. Bezskutecznie. Robił to specjalnie. Gdyby włożył w to chociaż troszkę siły na pewno już by stał obok mnie.
-Tomlinson! Rusz się!-krzyknęłam.
Znów starałam się go podnieść, ale tym razem to on pociągnął mnie za rękę. Nie spodziewając się tego chwilę potem leżałam już obok niego.
Jego głośny śmiech rozniósł się po całej okolicy.
-Louis!- przywołałam go do porządku.-Czy ty totalnie oszalałeś?-próbowałam brzmieć groźnie i udawać obrażoną, ale jego słodki śmiech, który ani na chwilę nie ustępował spowodował, że mu zawtórowałam.
Musieliśmy wyglądać dziwnie. Dwoje młodych ludzi leżących na chodniku i śmiejących się w głos. Wariaci. Ale chyba o to chodzi w przyjaźni. Robienie głupich rzeczy mając gdzieś zdanie innych na ten temat.
Po kilku minutach gdy nie miałam już nawet siły się śmiać, powiedziałam:
-Dobra, teraz naprawdę musimy się zbierać.-mój poważny ton nie wiedzieć czemu znów wywołał u Louisa atak śmiechu. Przewróciłam oczami. To już przestaje mnie bawić. Nie chce żeby Niall się na nas wkurzał. Nie on się nie wkurza, on się obraża i nie odzywa.
Kiedy myślami byłam z Horanem, obok nas szła matka z dzieckiem. Maleńki, najwyżej trzyletni chłopczyk pociągnął za poły płaszcza kobiety i swoim dziecinnym głosem odezwał się:
-Mamo, co oni robią?
Blondynka spojrzała na nas, a po chwili na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie.
-Chodźmy już.-pociągnęła za małą rączkę.
-Mamo.-głos dziecka stał się płaczliwy.
-Robimy śliskie rzeczy-uśmiechnął się Louis i rozciągnął ręce.-Nie dla dzieci-dodał.
Kobieta popatrzyła na nas z dezaprobatą i mocniej pociągnęła syna za rękę. W oddali dało się słyszeć jeszcze ciekawskiego chłopca:
-Co to są śliskie zecy?
-Louis czy ty sobie zdajesz sprawę, że jesteś idiotą?-westchnęłam-gorszysz małe dzieci.
-Nie uważasz że to brzmiało lepiej niż 'wypieprzyłem się na lodzie'?-uśmiechnął się i wreszcie podniósł. Chwilę potem zrobiłam to samo.
-Jedziesz ze mną. -zakomunikował i posuwistym krokiem udał się do zaparkowanego nieopodal samochodu.
-Jak mam ci ufać? Wsiąść z tobą do samochodu skoro ty nawet chodzić nie potrafisz?-zaśmiałam się.
***
Niepewnie wsiadłam do wielkiego samochodu. Szybko zapięłam pasy i wpatrywałam się w chłopaka, który usiłował odpalić samochód. Mamy już pół godziny opóźnienia a teraz jeszcze samochód nie chce ruszyć. Słowo daję, że Niall nas zabije i nie będzie zważał na świąteczną aurę uprzejmości!
-Błagam cię. Tylko mi nie mów, że nigdy się stąd nie ruszymy!
-Spokojnie.-na jego ustach pojawił się uśmiech, który o dziwo był szczery, chociaż byłam pewna, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że od ponad pięciu minut jego próby kończą się klęskami.-panuję nad sytuacją...
-Właśnie widzę.-zadrwiłam, a po chwili głośno pisnęłam. Samochód ruszył tak niespodziewanie, że moje serce biło dwa razy szybciej niż zazwyczaj.
Wjechaliśmy w wielką zaspę. Ciężki oddech utrzymywał się jeszcze przez kilka sekund.
-Boże Louis! Ty serio chcesz nas zabić!
Jego lekki szok zaraz zastąpił spokój na twarzy:
-Spokojnie-powtórzył jeszcze raz.-Przecież nic się nie stało. Nie histeryzuj.
-Ja histeryzuje?! Ja pragnę tylko żyć. To aż tak dużo?- nadal byłam na niego zła, ale do rozmowy zaczęło wkradać się rozbawienie.
-Okej. Już będę uważał!-podniósł ręce do góry, w geście poddania.- Dla ciebie-dodał ciszej.
Po kilku próbach wydostania się ze śniegu, wreszcie się udało. Wyjechaliśmy na prostą drogę i trochę mi ulżyło. Może ja nie byłam perfekcyjnym kierowcą, ale o wiele pewniej czułam się za kierownicom sama, niż siedząc obok Tomlinsona i bezczynnie obserwując, jego czasem mrożące krew w żyłach manewry.
Między nami zapanowała cisza. Szatyn włączył muzykę. Świąteczna piosenka Shakin'a Stevensa łagodnie rozbrzmiewała we wnętrzu samochodu. Odprężyłam się delikatnie, ale gdy tylko przyszedł czas na refren Lou zaczął krzyczeć BARDZO głośno:
-Merry Christmas, everyone!
Skrzywiłam się. Zaraz pękną mi uszy!
-Merry Christmas, everyone!-jego szeroki uśmiech udzielił się i mi.-śpiewaj ze mną!
-Nie umiem.
-Każdy umie. Ja też nie znam tekstu.-zaczął coś mruczeć niezrozumiale w trakcie zwrotki.-Teraz!- krzyknął po chwili. I znów życzył wszystkim wesołych świąt.
Zaśmiałam się i za drugim razem krzyknęłam już razem z nim.
***
Po około dwudziestu minutach drogi byliśmy już na podjeździe do domu Nialla. Odetchnęłam z ulgą, bo Louis nawet na drodze pozostaje tym samym, nieobliczalnym człowiekiem. Ale jeżeli miałabym podsumować całą podróż to było całkiem przyjemnie.
-Nie wysiadaj, otworzę ci.- zaproponował chłopak i chwilę potem opuścił pojazd.
Cierpliwie czekałam, kiedy ten ostrożnie zmierzał w stronę drzwi pasażera. Przez dosłownie sekundę myślałam że znowu powita się z ziemią, ale od upadku ochroniła go maska samochodu. Zaraz potem otwierał mi drzwi. Złapałam się jego ramienia i postawiłam nogi na świeżej pokrywie lodowej. Było jeszcze trochę mokro. Czy ktoś umyślnie rozlał tu wodę? Spojrzałam pytająco na Louisa a ten jakby czytając w moich myślach spojrzał w stronę domu. Podążyłam za jego wzrokiem. W oknie widziałam zainteresowanych przyjaciół z Niallem i jego szerokim uśmiechem na czele. Teraz nie miałam wątpliwości! Zrobili to specjalnie.
Louis uśmiechnął się i szepnął mi na ucho:
-Pokażemy im, że potrafimy utrzymać równowagę?
Niepewnie przytaknęłam mu głową. Przecież tego nie umiemy! Zanim postawiłam pierwszy krok moje buty już uległy śliskiemu podłożu. Czułam jak upadam, byłam dosłownie centymetry nad ziemią, kiedy poczułam silny i pewny uścisk. Otworzyłam oczy, zdając sobie sprawę, że mocno je zaciskałam. Nade mną nachylał się szatyn. Jego niebieskie oczy dokładnie lustrowały każdy szczegół mojej twarzy. Był... zamyślony? Na jego twarzy na pewno można było dostrzec troskę. Jego usta lekko się rozchyliły, jakby zamierzał coś powiedzieć, ale przejechał po nich tylko językiem i znów zamknął buzię. Silniej oplotłam ręce wokół jego karku, kiedy poczułam, że wyślizguje się z jego uścisku. Jego dłonie mocniej mnie oplotły, ale nie starał się mnie podnieść tylko nieustannie we mnie wpatrywał. To zaczynało być męczące, a co gorsza dość krępujące. I nie chodzi mi tylko o te wszystkie, zadowolone twarze w oknie.
-Pomożesz mi wstać?- nieśmiało zapytałam. Trochę mnie zawstydził.
Jakby otrzeźwiony tą myślą, włożył całą siłę żeby wybawić nas z tej niewygodnej pozycji. Przełknął ślinę i wydawał się być trochę przygaszony. Po jego dobrym humorze sprzed chwili nie było śladu. Co się stało?
-Chodźmy.- złapał mnie za rękę i przesunął na przód. Ach czyli to tak! Ja idę na pierwszy ogień? To nie było z jego strony dżentelmeńskie!
Dopiero po kilku sekundach zdałam sobie sprawę z jego zamiarów. Stanął tuż za mną mocno oplatając w tali. Stanowiliśmy jedność. Małymi kroczkami zaczęliśmy przesuwać się w stronę domu. Szło nam całkiem sprawnie i już po chwili staliśmy przed drzwiami niepewni co dalej zrobić i czy spodziewać się jeszcze jakichś niespodzianek.
Po chwili oczekiwania drzwi się otworzyły i zobaczyliśmy w nich uśmiechniętego od ucha do ucha blondyna.
-Wiedziałem, że się spóźnicie i wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić wam małą niespodziankę.- słowa szybko wypływały z jego ust, jakby bał się, że zaraz czegoś zapomni.
-Niespodziankę?-zaśmiałam się.- Mam wrażenie że przyjaźnię się z osobami, które tylko czekają, aby mnie zabić. Najpierw Louis a teraz wy...
-Wchodźcie szybciej, bo leci zimno!- z głębi mieszkania usłyszałam Zayna.
-To nie fair!- tym razem odezwał się Harry.-oni mieli co chwila się przewracać! A mówiłem żeby to jakoś udeptać zanim zamarznie....
-Nie słuchajcie go.-zaśmiał się Horan- szkoda mu, bo on zaliczył upadek dziesięć razy zanim dostał się do domu jak to rozlewaliśmy. Wchodźcie.-otworzył szerzej drzwi.
Chwilę potem zdjęliśmy kurtki. W środku było przyjemnie ciepło. Gdzieś z włączonego radia leciał przyjemny dźwięk kolęd. W domu panował półmrok. Jedynie świeczki i świecące ozdoby świąteczne dawały słabe poświaty na wszechobecną ciemność. Było przytulnie.
-Rozgośćcie się.- zaproponował Niall. Świetnie wczuł się w rolę gospodarza. -Zaraz zaczynamy.
Spojrzałam na Louisa. Był trochę przygaszony. Jego nastrój zmienił się dosłownie kilka chwil temu, kiedy to prawie się przewróciłam. Czyżby aż tak się przejął? Nie możliwe. Przecież sam mnie przewracał!
-Hej Lou.- dzióbnęłam go w bok.- Co się stało?
Chłopak spojrzał na mnie i znów poczułam to skrępowanie. Od kiedy to czuje się niepewnie w jego towarzystwie?!
-Nic takiego.-wreszcie się uśmiechnął-później ci powiem.
Zajęliśmy miejsca przy stole. Każdy znalazł przy swoim talerzyku christmas crackers. Z racji tego, że zajęłam miejsca obok Louisa to z nim rozerwałam mały pakunek. Założyliśmy na głowy złote korony i zaczęliśmy składać sobie życzenia. Jeszcze nigdy nie doświadczyłam takiej wylewności i szczerości. Niall złapał mnie za ręce i zaczął mówić:
-Chciałbym ci życzyć, żeby wszystko co przygotowałem ci smakowało. Żebyś zawsze była szczęśliwa. Znalazła sobie wreszcie chłopaka bo naprawdę! Zaraz ci zaproponuję, żebyśmy zostali parą.-zaśmiałam się.- Żeby za rok, u ciebie było równie fajnie jak u mnie.....
Gdy już niemal ze wszystkimi udało mi się chwilę porozmawiać został mi Louis. Szukałam go wzrokiem i gdy wreszcie go dostrzegłam bez zastanowienia podeszłam.
Szatyn zaśmiał się i przyznał że też mnie szukał. Objął mnie w pasie i już miał zamiar zacząć mówić, kiedy dostrzegliśmy, że stojący obok nas Harry i Niall zdumieni nam się przyglądali.
-Chłopaki, może zajmijcie się sobą.-zaproponował lekko zirytowany Louis przewracając oczami.
-Wydaje mi się, że to będzie ciekawsze niż życzenia od Nialla, żeby mieć dużo dzieci.-zachichotał Hazz i nadal nam się przyglądał. Po chwili Horan przytulił go tak jak Tomlinson mnie i powiedział:
-Sam tego chciałeś.
Styles nerwowo zaczął wyrywać się z uścisku:
-Okey, już daje im spokój, ale mnie puść!-zaczął uciekać, a zaraz za nim podążył Irlandczyk.
-No to mamy chwilę wytchnienia.-zaczął niepewnie Louis.-Co ja ci mogę życzyć [T.I]? -spojrzał na mnie przenikliwie. Onieśmielona wzruszyłam ramionami.-Chciałbym, żebyś zawsze była uśmiechnięta, cieszyła się z każdego dnia. Mam nadzieję, że nigdy nie przestaniesz mnie kochać.-dodał „skromnie” szeroko się uśmiechając....-a teraz może coś w stylu Nialla miała dużo ślicznych dzieci, dom z ogrodem... hmmmm tak jak mówi Liam żeby w twojej duszy zapanował spokój. Trochę od Zayna, a mianowicie zdrowia, żebyś nie czuła się tak jak on cholernie beznadziejnie jak tydzień temu. No i od Harrego, aby twoje życie seksualne było niezwykle urozmaicone...
-Może dodaj coś od siebie...-zarumieniłam się. Bezwstydnicy!
-Chciałbym, żebyśmy spędzali wszyscy razem takie wieczory każdego roku...
-To chyba twoje życzenia- zaśmiałam się.
Chłopak zmrużył oczy i stwierdził:
-Znów mi przerwałaś....- po czym zaczął mnie łaskotać.
Na szczęście moje błagania by przestał szybko zostały wysłuchane.
-Wesołych świąt! - powiedział i pocałował mnie w policzek.
Kiedy wszyscy już zakończyli swoje życzenia, ponownie usiedliśmy przy stole. Od razu zaczęliśmy jeść indyka i jakoś trudno mi było uwierzyć, że zrobił go sam Niall, ale jego duma była tak miłym widokiem, że postanowiłam nie pytać kto tak naprawdę przyrządził jedzenie. Wieczór mijał nam w podobnej atmosferze. Dopiero kiedy każdy był najedzony do syta udaliśmy się do salonu, aby ogrzać się w blasku kominka. Usiedliśmy na dywanie i każdy zajął się swoimi sprawami.
Harry, Liam i Zayn dyskutowali na temat najlepszej piosenki świątecznej. Niall zabawiał jakimiś żartami Pearl i Sharon. A ja i Louis milczeliśmy przez dłuższą chwilę wpatrując się w iskry w kominku. Oparłam swoją głowę o jego ramię i zapytałam:
-Powiesz mi wreszcie czym się tak zadręczasz?
Jego ciało natychmiast się napięło. Wypuścił głośno powietrze z ust po kolejnym wdechu i powiedział:
-Chyba się zakochałem.
Zaskoczona natychmiast się wyprostowałam i spojrzałam na niego z niedowierzaniem:
-W kim?
Podrapał się po karku i odpowiedział:
-Na razie nieważne. Nie wiem co mam zrobić, jak jej powiedzieć... Może miałabyś dla mnie jakieś rady...
-Hmmmm- zamyśliłam się.- jeszcze nigdy nie byłam zakochana tak na serio... nie miałam chłopaka... nie wiem jak mam ci pomóc Lou.
Tomlinson nadal na mnie patrzył w oczekiwaniu na jakąkolwiek podpowiedź:
-No nie wiem, ale co podoba się dziewczynom? Co chciałabyś żeby zrobił dla ciebie chłopak?
-To trudne pytanie Louis... Sama nie wiem... może ją jakoś zaskocz?-zaproponowałam. Spraw żeby patrzyła na ciebie z niedowierzaniem gdy coś zrobisz. Albo zapytajmy resztę...
-Nie.-spojrzał na mnie błagalnie.-[T.I] nie!
-Hej!- krzyknęłam by zwrócić na siebie uwagę- Jak myślicie jak powiedzieć że się kogoś kocha? Hmm? W jakich okolicznościach?
Nie chciałam zdradzić tajemnicy Louisa, ale jakoś się poradzić, bo sama nie byłam najodpowiedniejszą osobą do udzielania rad.
-A kto pyta?-jedna brew Harrego podniosła się niebezpiecznie wysoko. Zauważyłam jak Louis się rumieni. Słodki!
-Ja.-wybawiłam go z opresji.
-A w kim się zakochałaś?- zapytała Sharon.
-W nikim! Po prostu pytam na przyszłość...
-Ja bym zabrał dziewczynę na lodowisko i jakoś coś dalej wymyślił-wtrącił się Harry- ale to mój pomysł i proszę mi go nie zabierać!
-Może do wesołego miasteczka...-zaproponował Liam.-zdaje mi się, że dziewczyny to lubią...
-Na romantyczną kolację przy świecach.-rozmarzył się Zayn.
-A nie lepiej w domu? Tak jak teraz?-zapytał Niall i zauważyłam jak dyskretnie zerka na Pearl.
Dziewczyna lekko się zarumieniła i przyznała mu rację skinieniem głowy.
-A mi się marzy przy odliczaniu w Sylwestra.-zasugerowała Sharon.
-No widzisz Lou, jest dużo pomysłów...-powiedziałam tak, żeby usłyszał mnie tylko on.
-Dzięki, nie pomogłaś. - dostrzegłam skrępowanie na jego twarzy.
-Jesteś taki uroczy, że myślę, że ta dziewczyna na pewno odwzajemni twoje uczucie.-puściłam mu oczko, ale ta odpowiedź też najwyraźniej nie bardzo go usatysfakcjonowała bo nadal był zamyślony i poważny.
***
-Jedziesz do domu na święta, czy zostajesz w Londynie?-zapytałam gdy Louis parkował na podjeździe do mojego domu.
-Jeszcze nie wiem, ale pewnie pojadę do domu.
Przypomniały mi się narzekania Nialla, że nawet się nie wyśpi bo o północy ma samolot do Irlandii.
Uśmiechnęłam się. Złapałam za klamkę, ale zanim wyszłam powiedziałam:
-Dziękuję Louis, że mnie namówiłeś.
-Przyjemność po mojej stronie.-powrócił jego dobry humor.
-To co widzimy się po nowym roku?-zapytałam.
-Pewnie tak..-wpatrując się we mnie lekko przekrzywił głowę.
-Coś nie tak?-zapytałam po kilku sekundach, kiedy nie przestawał.
-Ślicznie wyglądasz.- ukryłam zaczerwienione policzki w dłoniach.
-Boże, Louis! Nie zawstydzaj mnie.
Nadal miałam zakryte oczy, ale dotarł do mnie jego śmiech. Jego ręce oswobodziły moją twarz. Spojrzałam na niego i znów wydawało mi się jakby chciał mi coś powiedzieć, ale się tego obawiał.
Chwilę jeszcze poczekałam czy się zdecyduje, ale gdy to nie nastąpiło powiedziałam:
-Będę się już zbierała.-nachyliłam się nad nim i pocałowałam w policzek.-Pa!
Otworzyłam drzwi, ale ciszę zakłóciło jego wołanie:
-[T.I] poczekaj!
Odwróciłam się w jego stronę z niemym pytaniem wyrysowanym na twarzy.
-Ehhhhmmm- Boziu jaki on jest niepewny. Podrapał się w głowę.-Jeszcze raz wesołych świąt.-powiedział wreszcie zrezygnowany i westchnął.
-Dzięki. Louis, na pewno wszystko jest okej?-zapytałam.
-Tak, dzięki.
-To do zobaczenia!
-Cześć.-posłał mi słaby uśmiech i tym razem mnie nie zatrzymał. Wyszłam z samochodu i udałam się do domu. Przy drzwiach jeszcze odwróciłam się żeby mu pomachać na pożegnanie.
Gdy byłam już w swoim pokoju wyjrzałam przez okno. On nadal tam był. Nie wiedziałam co jest grane, ale na pewno nie wszystko było okej. Bałam się, że to może mieć jakiś związek ze mną.
***
-Mamo, ja już będę nakładała uszka na talerze, okej?
-Dobrze, ale jeszcze nie ma wujka.
-Na pewno zaraz będzie.
Zaczęłam po równo na każdy talerz nakładać po dziesięć uszek. Gdy skończyłam to robić dotarł do mnie dźwięk dzwonka do drzwi.
-Pójdę otworzyć!-krzyknęłam i weszłam na korytarz.
-Cześć wujku!- przywitałam mężczyznę, a chwilę potem zrobiłam to samo z jego żoną. Następnie wzięłam za ręce bliźniaczki i zaprowadziłam je do środka. Przez kilka minut prowadziłam z nimi bardzo interesującą rozmowę na temat kucyków pony. Potem wszyscy zasiedli do stołu. Odmówiliśmy modlitwę i każdy z nas poczęstował się opłatkiem, by chwile potem zacząć składać sobie życzenia. Moja mama poszła jeszcze do kuchni po kompot. Ponownie zadzwonił dzwonek do drzwi, ale tym razem nikogo się nie spodziewaliśmy.
-Mamo otworzyć?-krzyknęłam.
-Nie, jestem bliżej, zaraz to zrobię.
Usłyszałam tylko jej kroki, a potem krótką rozmowę. W oczekiwaniu wpatrywałam się we drzwi podobnie jak cała moja rodzina. Pierwsze co zobaczyłam to moja mama i jej zdezorientowana mina, a zaraz potem kogoś kto miał w rękach ogromnego białego misia z czapką mikołaja na głowie. Wielkość pluszaka sprawiła, że nie potrafiłam zidentyfikować osoby za nim się ukrywającej. Dopiero gdy miś został odłożony na bok zdałam sobie sprawę, że przede mną stoi....
-Louis? Co ty tu robisz?- nie mogłam ukryć zdziwienia.
-Zaskoczyłem cię?- na jego ustach zamajaczył uśmiech. Znów powrócił ten sam, stary, dobry Lou.
-To dla ciebie.-wskazał na pluszaka.- Czy ty patrzysz na mnie właśnie z niedowierzaniem?-zapytał rozbawiony i dumny z siebie.
Przełknęłam ślinę i przytaknęłam głową.
-Pierwszy raz zdarza mi się, że talerzyk przygotowany dla niespodziewanego gościa będzie potrzebny.- powiedziała mama.
Chwilę potem wszyscy oswojeni z nową sytuacją zaczęli składać sobie życzenia. Tomlinson podszedł do mnie.
-Skorzystałem z twoich rad.-patrzył na mnie w oczekiwaniu. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z powiązania naszej wczorajszej rozmowy i dzisiejszego wieczoru. Przytknęłam dłoń do ust, które już formowały się w literkę o.
-Czy to znaczy, że ty...
-Tak.-przyznał już trochę mniej pewnie.-Od pewnego czasu zdałem sobie sprawę, że to już nie jest tylko przyjaźń... ale czy ty...?-nie dokończył.
Zamiast odpowiedzieć rzuciłam mu się z wdzięcznością na szyję. Mój kochany Lou.
-Ja ciebie też.
Foreverdirectioner
Witam wszystkich! :*
Jak tam po pierwszych dniach w szkole? Bo ja już mam dość, haha :*
Dziś jeszcze pozostaniemy w atmosferze świątecznej :* Tego imagina napisałam tuż przed świętami, mam nadzieję, że nie zanudziłam Was bardzo, bo ma niecałe 6 stron *.*
I teraz chciałabym jeszcze zająć chwilkę czasu- założyłam sobie ask. Więc jeżeli mielibyście do mnie jakieś pytania, to zapraszam :) Możecie tam pytać o coś związanego z moimi imaginami, albo w ogóle jeżeli Was coś interesuje i się Wam nudzi :*
Tylko proszę! Jedna osoba=jeden komentarz :*
Pozdrawiam i całuje :*
PS:Ok. Poddaje się :) 15 komentarzy następny imagin, bo tak to nigdy nic nie wstawimy :*

sobota, 3 stycznia 2015

#138 Harry



Słońce lekko pobłyskiwało na świeżym, puszystym śniegu. Zmierzałam właśnie śpiesznie ulicą do swojego samochodu. To była nowość. Już od bardzo dawna nie mieliśmy w Holmes Chapel takiej zamieci jak wczorajszego popołudnia. Śnieg padał przez parę godzin. Kiedy obudziłam się w środku nocy, wszystko było przykryte białą pierzynką. Wokół panowała śnieżna zadymka, a ja z trudem mogłam odróżnić sąsiednie domy. I dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że świąteczne cuda jednak się zdarzają.
Wprawdzie chodniki były już w większości uprzątnięte, ale śnieg wciąż chrzęścił pod moimi zamszowymi butami. Jeszcze tylko gdzieniegdzie piętrzyły się pokaźnych rozmiarów śnieżne bryły, które przypominały o wczorajszej nawałnicy.
W końcu udało mi się dotrzeć do zaparkowanego auta. Otworzyłam drzwi i wgramoliłam się do środka. Szybko włączyłam radio i od razu uśmiechnęłam się szerzej. Właśnie leciała jedna z moich ulubionych świątecznych piosenek. All I want for Christmas is you w wykonaniu Mariah Carey co roku robiło na mnie ogromne wrażenie. Nie czekając ani sekundy dłużej, pogłośniłam i zaczęłam śpiewać wraz z wokalistką.
I don't want a lot for Christmas
There's just one thing I need
I don't care about the presents
Underneath the Christmas tree
Ustawiłam lusterka, wrzuciłam wsteczny i wreszcie wyjechałam z parkingu. Miałam jeszcze sporo na głowie przed Bożym Narodzeniem. Musiałam zrobić zakupy. Znaleźć prezenty dla rodziców, a czas naglił. Płynnie włączyłam się do ruchu. W Holmes Chaple znałam każdą najmniejszą uliczkę i chyba każdy możliwy skrót. Szybko skręciłam w boczną drogę, omijając przy tym zwinnie większy ruch w centrum. Dotarłam do niewielkiego skrzyżowania. Obejrzałam się szybko dookoła. Czysto- uśmiechnęłam się, ruszając dalej.
Międzyczasie zmieniłam stację radiową i w tej chwili w głośnikach ktoś zapowiadał prognozę pogodę na najbliższe dni.
-Dzień dobry, państwu. Te święta będą naprawdę wyjątkowe. A wszystko zawdzięczamy niżowi z północy, który przyprowadził ze sobą śnieg- oświadczył dumnie mężczyzna.- Na koniec prosiłbym jeszcze podróżnych o zachowanie wszelakich środków ostrożności na drogach. Miejscami może być naprawdę ślisko. Radziłbym nie bagatelizować sprawy. Dziękuję za uwagę i na chwilę obecną, żegnam się z państwem- dorzucił na koniec, a ja westchnęłam znudzona.
Do celu zostały mi zaledwie trzy minuty. Przyspieszyłam nieznacznie i wtedy wydarzyło się coś strasznego. Usłyszałam głuchy huk. Z fotela spadła moja torebka, a muzyka puściła się na cały regulator. Zamarłam.
-O Boże- wyszeptałam.
Zacisnęłam mocniej dłonie na kierownicy i przymknęłam na chwilę oczy by odzyskać nad sobą panowanie. Rozległy się pojedyncze dźwięki klaksonów. Ktoś bardziej niecierpliwy, wymachiwał coś dłońmi, aż w końcu wyminął mój samochód. Trzęsącymi się dłońmi odpięłam pasy bezpieczeństwa, powoli opuszczając pojazd.
-Wszystko w porządku?- usłyszałam czyjś roztrzęsiony głos.
    -Chyba tak- odparłam niepewnie, przystępując z nogi na nogę. Byłam naprawdę zdenerwowana i bałam się spojrzeć na mężczyznę obok.
    - To tylko wgniecenie- oznajmił ten sam głos.
    - Jak to wgniecenie?- przeraziłam się.- Chce mi pan powiedzieć, że wjechał pan na mnie?
    - Właściwie to jestem Harry- oświadczył chłopak, posyłając mi przepraszający uśmiech.
    - A ja [T.I], ale to mnie teraz nie obchodzi- mruknęłam poddenerwowana.- Co z samochodem? Da się nim jechać?- wypytywałam.
    - Obawiam się, że nie za bardzo- odparł skruszony.- Słuchaj, głupio wyszło, ale to była twoja wina. Nagle się zatrzymałaś...
    - Moja wina?- prychnęłam, spoglądając na chłopaka. Może w innej sytuacji powiedziałabym, że jest przystojny i nieźle wygląda z burzą loków na głowie, ale nie teraz.
    - No tak- wzruszył ramionami.- Jechałaś i nagle się zatrzymałaś. Nie zdążyłem zareagować i wjechałem w tył twojego auta- oznajmił jak gdyby nigdy nic.
    - Świetnie- burknęłam, zakładając czapkę na głowę i obchodząc dookoła samochód.- Jesteś chociaż pełnoletni?
    - Co to za głupie pytanie- oburzył się.- Chcesz zobaczyć mój dowód?
    - Nie trzeba- odpowiedziałam.- I co ja teraz zrobię- warknęłam poirytowana.
    - Trzeba zadzwonić po pomoc drogową- zauważył brunet i wyjął z kieszeni kurtki telefon.
    - Nie miałeś kiedy na mnie wjechać, co nie?- spytałam sarkastycznie, opierając się o karoserię auta i obserwując każdy jego ruch.
    - Jak widać nie- rzucił cierpko.- To co robimy? Będziemy tak stać i zadawać sobie głupie pytania czy zadzwonimy po służby?
    - Dzwoń, gdzie chcesz, ale i tak nie sądzę, że ktoś odbierze. Za parę godzin Gwiazdka, a ty łudzisz się, że komuś będzie się chciało nas odholować.
    - Właściwie mój samochód zbytnio nie ucierpiał- wtrącił się, posyłając mi kolejny uśmiech.
    - I dopiero teraz mi to mówisz?- obruszyłam się, unosząc oczy ku niebu.
    - Nie pytałaś o to- zauważył, szczerząc się od ucha do ucha.
    - Zrobimy tak. Zawieziesz mnie teraz do galerii handlowej, a potem odwieziesz do domu. O ewentualnym odszkodowaniu pogadamy wieczorem- powiedziałam szybko, podchodząc do jego samochodu.
    - Niech ci będzie- mruknął, otwierając przede mną drzwi od swojego auta i pomagając mi wejść do środka. - A co z twoim samochodem? Chcesz go tak zostawić?- spytał, gdy zajął miejsce kierowcy.
    - I tak stoi na poboczu. Chyba już żaden szalony kierowca w niego nie wjedzie- zaśmiałam się, rzucając chłopakowi długie spojrzenie.
    Pod wachlarzem gęstych rzęs ukrywały się zielone tęczówki, które delikatnie iskrzyły. Był niezwykle skupiony na prowadzeniu auta. Powoli wycofał i płynnie włączył się do ruchu.
    - Do zobaczenia później, Hope- pomachałam mojej czarnej Hondzie.
    - Nazwałaś samochód Hope?- zaśmiał się Harry.
    - To takie dziwne?
    - Nawet nie wiesz jak bardzo- oznajmił, obdarzając mnie pojedynczym spojrzeniem.- Długo zajmą Ci te zakupy?- spytał, skręcając na parking.
    - Nie wiem- wzruszyłam ramionami.
    Chłopak zatrzymał pojazd i wyszedł jako pierwszy. Ja również wygramoliłam się na zewnątrz, podchodząc do niego. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu. Słońce chyliło się już ku zachodowi, rzucając gdzieniegdzie ostatnie, długie promienie tego dnia.
    - Wiesz chociaż, co chcesz kupić?- dopytywał.
    - Rodzice prosili mnie, żebym przywiozła makowiec. To jedna rzecz. A poza tym chcę im kupić jakieś drobne prezenty. To chyba nie zajmie dłużej niż godzinę- powiedziałam, delikatnie się uśmiechając.- Jakie masz plany na święta?- zapytałam zaciekawiona.
    - Zanim w ciebie wjechałem, dowiedziałem się, że moi rodzice utknęli w Nowym Jorku z powodu śnieżycy, tak więc święta spędzę sam w domu- stwierdził smutno.
    - Może wpadniesz do mnie, co? W końcu jest Gwiazdka, w ten dzień chyba nikt nie powinien być sam- zaproponowałam, posyłając mu życzliwy uśmiech.
    - Nie wydaje mi się, że to dobry pomysł- pokręcił głową, wkładając dłonie do kieszeni. Dzisiejszy dzień był naprawdę chłodny.- Odwiozę Cię do domu, tak jak obiecałem i wrócę do siebie.
    - Jakbyś zmienił zdanie...- zawahałam się, puszczając mu oczko.
    - [T.I], są święta. Chyba powinnaś spędzić je z rodziną, a nie w towarzystwie obcego chłopaka, który wjechał w tył twojego samochodu- podsumował i wpuścił mnie pierwszą do środka.- Pomóc Ci czy poradzisz sobie sama w zakupach?- spytał.
    - Dam sobie radę- oświadczyłam.
    - Za godzinę, w tym miejscu?- zasugerował, a ja pokiwałam twierdząco głową.- W takim razie jesteśmy umówieni. Do zobaczenia później- rzucił i zniknął wśród regałów z różnymi produktami.
    Najpierw udałam się do pobliskiej cukierni. Kupiłam kawałek sernika, obiecany makowiec, a także lukrowane pierniczki o ciekawych, świątecznych wzorach. Następnie powędrowałam do sklepu z upominkami. Wybrałam dwie srebrne ramki na zdjęcia, zielono-czerwony kubek z napisem 'Merry Christmas' oraz niewielki świąteczny stroik przyozdobiony gałązkami świerku i jemioły. Spojrzałam na wiszący zegar. Pozostało mi jeszcze kilka minut.
    Nucąc pojedyncze wersy Do they know it's Christmas, poszłam w kierunku Starbucksa. W końcu zamówiłam dużą chai latte z kardamonem i w oczekiwaniu na zamówienie, usiadłam na kremowym fotelu. Przeglądałam ostatnie wiadomości od znajomych, gdy usłyszałam znajomy głos. Podniosłam oczy znad komórki i spostrzegłam Harrego, który uśmiechał się do mnie od ucha do ucha. Był naprawdę uroczy.
    - Mogę się dosiąść?- spytał z nadzieją.
    - Pewnie- prychnęłam, pokazując mu miejsce przy sobie.
    - Masz wszystko?- zapytał po chwili.
    - Tak- powiedziałam, odkładając komórkę do torebki.
    - To dobrze- zauważył.- Będziemy mogli za chwilę jechać? Robi się późno, a na dworze rozszalała się śnieżyca.
    - Znowu pada śnieg?- zdziwiłam się.- Wezmę tylko swoją kawę i możemy uciekać, okey?
    - Nie śpiesz się. Ja też się chętnie czegoś napiję- posłał mi oczko, a następnie wstał ze swojego miejsca.
    Mijały kolejne minuty, a my wciąż siedzieliśmy w Starbucksie. Rozkoszowaliśmy się pyszną kawą i rozmawialiśmy o największych głupotach. Harry był naprawdę niesamowitym chłopakiem. Co chwila wybuchaliśmy gromkim śmiechem albo wymienialiśmy się świątecznymi spostrzeżeniami.
    W pewnym momencie przerwał nam mój telefon.
    -[T.I], kochanie, gdzie ty jesteś? Kupiłaś wszystko?- wypytywała zatroskanym głosem moja mama.
    - Już jadę- rzuciłam i rozłączyłam się, nie mówiąc nic więcej.
    - Wracajmy. Twoi rodzice się już niepokoją- stwierdził Harry i oboje wstaliśmy z miejsca.
    Kiedy znaleźliśmy się w samochodzie, podałam Harremu dokładny adres i w końcu udaliśmy się w kierunku mojego domu. Na dworze faktycznie rozszalała się okropna śnieżyca. Cały świat tonął w bieli.
    -To jak? Zostaniesz u nas na Wigilię?- spytałam, przerywając przeraźliwą ciszę, która zapanowała między nami.
    - [T.I], naprawdę nie powinienem- odparł cicho, mocniej zaciskając dłonie na kierownicy.
    Gdy opuściliśmy ostatnie zwarto zabudowane domy, śnieg wzmógł na sile, a wokoło piętrzyły się już ogromne zaspy. Miałam wrażenie, że jesteśmy w jakiejś górskiej krainie, a nie w Holmes Chaple. Oboje ponownie zamilkliśmy, koncentrując się na ośnieżonej drodze. Do mojego domu zostało jeszcze parę kilometrów. Normalnie dotarlibyśmy na miejsce w ciągu kilku minut, ale teraz graniczyło to z cudem.
    Samochód powoli wszedł w kolejny zakręt. Jednak coś było nie tak. Auto nie zareagowało na ruch kierownicą, a my dalej sunęliśmy przed siebie.
    - Harry- pisnęłam, zakrywając dłonią oczy. Nie chciałam na to patrzeć. Wolałam nie widzieć jak wjeżdżamy w jakieś drzewo.- Zrób coś!- krzyknęłam desperacko.
    - Trzymaj się mocniej- rozkazał, a dosłownie sekundę później, wpakowaliśmy się w górę śniegu. Usłyszałam potworny huk i coś jakby śmiech.
    - Z czego się śmiejesz?- jęknęłam.
    - Utknęliśmy- powiedział poważnie, wyjmując kluczyki ze stacyjki.- Musimy iść pieszo.
    - Zwariowałeś, prawda?
    - Nie- zaśmiał się po raz kolejny.-Och, [T.I]. Gdybym wiedział, że jesteś taka pechowa, nigdy nie zgodziłbym się na ten układ- rzucił, puszczając mi oczko.
    - Świnia- oświadczyłam, pokazując mu język.- Ale teraz proszę Cię, skończmy się już wygłupiać i jeźdźmy do mnie. Moi rodzice pewnie odchodzą już od zmysłów, a tu nigdy nie ma zasięgu.
    - [T.I], ja nie żartuję. Utknęliśmy tu. Nie dam rady wyjechać z tej zaspy. Musimy iść pieszo- oznajmił, odpinając pasy.- Weź koc, który jest na tylnym siedzeniu- polecił, wskazując na biało-czarny materiał.
    - O Boże- mruknęłam, zakładając czapkę i dopinając kurtkę pod samą szyję.- Zapowiada się ciężki spacer.
    - Wychodzimy przez bagażnik- oznajmił, po czym otworzył klapę i wyskoczył na zewnątrz. Od razu poczułam przeraźliwy chłód, bijący z dworu.- Twoja kolej- zauważył i pomógł mi wysiąść.
    - Teraz to już chyba jesteś zmuszony zostać u nas na Wigilii- powiedziałam błyskotliwie, spoglądając w kierunku Harrego.
    - Dopięłaś swego- odrzekł, biorąc w dłonie trochę śniegu.
    - Co robisz?- struchlałam.- Chyba we mnie nie rzucisz?
    - Właśnie zamierzałem to zrobić- stwierdził z zawadiackim uśmiechem na twarzy.- Wesołych Świąt- zawołał, kiedy pierwsza śnieżka, trafiłam w moje plecy.
    - Już nie żyjesz- warknęłam, formując pojedynczą kulkę. Teraz moja kolej na zemstę.- Gwiazdki z nieba- prychnęłam, gdy śnieżka rozbiła się o jego głowę.
    - Może lepiej już chodźmy do Twojego domu- zasugerował, strzepując z włosów śnieg.
    - Niech Ci będzie- zgodziłam się i oboje udaliśmy się przed siebie...

    Snow is falling, all around me
    Children playing, having fun
    It's a season of love and understanding
    Merry Christmas, everyone
                                                                                                     MissPotatoe 

    Witam Was gorąco w nowym roku! ;)  Mam nadzieję, że dobrze się bawiłyście w sylwestra!
    Co sądzicie o moim imaginie? Wiem, iż święta były przeszło tydzień temu, ale gdy pisałam to opowiadanko, jeszcze nie wiedziałam, że zorganizujemy konkurs. Mam nadzieję, że nie jesteście złe, iż po raz kolejny czytacie coś bożonarodzeniowego- po prostu przedłużamy tę wyjątkową aurę ;)
    Kochani, chciałabym Was poinformować, że mamy nową autorkę na blogu! Zaskoczone? Tak jak kiedyś wspominałam, warto jest brać udział w naszych konkursach, gdyż często nawiązujemy z kimś współpracę. Tym razem wybór padł na Paulinę <3 Jest to na razie okres próbny, ale mam cichą nadzieję, że nasza współpraca potrwa dłużej :D
    Dziękuję za wszystko :* KC!!!       
    Kochani!!! NNiestety ponownie muszę wprowadzić próg komentarzy :( Jest mi smutno z tego powodu :'( Umówmy się, że pod tym postem może być mniej komentarzy :p 
    Wyjątkowo 15 komentarzy = nowy imagin!!!