Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

czwartek, 30 stycznia 2014

#80 Louis


Hej! Tym razem mamy dla Was coś innego :) Spójrzcie na autora pod imaginem <3


Wieczorem, 31 sierpnia dużo myślałam. Zastanawiałam się czy warto chodzić do szkoły. Co nam ona daję?Wiem,wiem zdobywamy wiedzę. Ale czy nie moglibyśmy tak po prostu spełniać marzenia? Czy nie lepiej byłoby uczęszczać tam z chęcią i zapałam, a nie pod przymusem? Wybrałam dobre liceum, ale czy to oznaczało, że nie mam prawa zaszaleć, dobrze się bawić? Nauczyciele uważali, że powinniśmy już teraz zastanowić się co chcemy robić w życiu, jak zadbać o naszą przyszłość. Do znudzenia powtarzają, że kiedyś to my będziemy rządzili tym światem, że my jesteśmy jego przyszłością, nadzieją. Mówią, że należy się uczyć, aby zapewnić sobie godną, stabilną przyszłość. Ale czy ktoś zapytał, czy właśnie o tym marzymy?Nie. Rada pedagogiczna uważa, że nie czas teraz na zabawę, na swawole. Ale jak nie teraz to kiedy? Kiedy będziemy starzy? A komu wtedy będzie chciało się bawić i szaleć? Nie chce zapamiętać tych ,,najlepszych'' lat młodości jako najnudniejszego okresu w życiu, kiedy to tylko się uczyłam, i dniem i nocą ślęczałam nad książkami. Nie chce tego. Nie, nie chodzi o to, że źle się uczę, wręcz przeciwnie-osiągam dobre wyniki . Powodem nie jest również brak przyjaciół, mam najwspanialszą przyjaciółkę- Rosalie.
Pamiętam jeszcze te cudowne czasy gimnazjum, kiedy zawsze był czas na żart, na zabawę. Kiedy nawet z nauczycielem można było porozmawiać jak z dobrym kumplem. A teraz? Mam wrażenie, że moja klasa składa się wyłącznie z kujonów i sztywniaków jeśli chodzi o męską część klasy. Dziewczyny na szczęście wydają się być bardziej rozrywkowe. Czasami wychodzimy całą paczką (nie wliczając w to chłopaków), aby odetchnąć, wyluzować się, pobyć trochę razem. Wybieramy się wtedy na pizze, albo do kina i jest całkiem przyjemnie. Co innego w szkole. Czuje się tam jak w klatce, jest to dla mnie brak wolności...
Uwierzycie, jeżeli powiem, że jako siedemnastolatka jeszcze nigdy w życiu się nie zakochałam? Nigdy nie czułam tak znanych wszystkim ''motylków w brzuchu''. Nie chodzi o to, że nie miałam czasu, żeby się zakochać... Myślę, że czas by się znalazł. Nie chodzi mi również o potencjalnych ''kandydatów''. Sądzę, że i tacy by się znaleźli, może nie w naszej szkole,ale gdzie indziej... Ale ja po prostu nie miałam na to ochoty. Gdy myślę o szkolę to wszystkiego mi się odechciewa.
W mojej klasie chłopcy uczą się lepiej niż dziewczyny, uwierzycie? Nie, nie o to chodzi, że jestem feministką,nie nie jestem. Ale odkąd sięgam pamięcią, to zawsze dziewczyny bardziej garnęły się do nauki...Chłopcy w mojej klasie to takie sztywniaki, jedyną wartością jaka uznają to mądrość. Brak w nich poczucia humoru... Może to tylko złudzenie? Ale to wątpliwe. Oczywiście zdarza nam się od czasu do czasu zażartować na lekcji, ale co to jest? NIC.
W naszej szkole nie ma żadnych rozrywek. Jej motto to ,,nauka ponad wszystko''. Pytałam kiedyś przyjaciółkę jak jest w jej szkole i co? Pełno w niej dni do świętowania, balów, karnawałów, przebieranek, zabaw. Też bym tak chciała, bardzo. Czasem zastanawiam się po co mi to wszystko. Wtedy myślę nawet kilka godzin jak teraz. I nie mogę znaleźć sensownej odpowiedzi, która by mnie zadowoliła.
Obudziłam się o 6.00. Nie mogłam jakoś tego dnia długo spać. Ubrałam się w białą bluzkę z krótkim rękawem i czarną spódnicę z podwyższonym stanem i rozkloszowaniem u dołu. Na stopy założyłam czarne baleriny. Włosy rozpuściłam, aby swobodnie opadały na ramiona, układając się w falę. Wykonałam delikatny makijaż i byłam gotowa. Czekałam przez chwilę, aż w końcu dziesięć minut po siódmej usłyszałam dźwięk klaksonu. Pospiesznie wyszłam z domu, zdążając jeszcze przejrzeć się w lustrze. Do szkoły miałam pojechać z Rosalie -moją najlepszą przyjaciółką i jej bratem Brianem. Pod moim domem stało już srebrne audi, które chwile po tym jak wsiadłam ruszyło z piskiem opon. Droga ode mnie do szkoły piechotą zajęłaby mi zaledwie pół godziny, ale musieliśmy się trochę pospieszyć, gdyż Brian musiał jeszcze dotrzeć na swoją uczelnie do której miał 20 km drogi.
Gdy przechadzałyśmy się ogromnymi korytarzami naszej szkoły, Rosalie zapytała:
-Jak minęły wakacje?
Nie no bardziej banalnego pytania to chyba nie mogła zadać.
-Nie no wiesz, praca w piekarni moich rodziców to nie było moje wakacyjne marzenie.-odpowiedziałam.-A u ciebie?
-Ja muszę ci przyznać, że doskonale wypoczęłam u dziadków w Irlandii. Dobrze zrobił mi ten wiejski klimat.
Już miałam jej zadać kolejne pytanie, ale podbiegła do nas Eliza. Widać było iskierki podniecenia i radości w jej dużych, brązowych oczach.
-Mam do was taką niespodziankę, że padniecie-nim zdążyłyśmy jakkolwiek zareagować kontynuowała- To znaczy mam niesamowitą wiadomość. Uwaga! Słuchacie?
W odpowiedzi kiwnęłyśmy głowami, skoro tak spokojna osoba jak Eliza miała taki nastrój oznaczało tylko jedno- naprawdę coś jest na rzeczy.
-Mamy w klasie nowego ucznia!-pisnęła z radości.
Po chwili ciszy, bez entuzjazmu odezwała się Rosalie:
-To super.
Obie byłyśmy pewne, że ów nowy uczeń, będzie równie nudny jak reszta. Eliza jednak nie dawała za wygraną:
-Nie!-krzyknęła, kręcąc przy tym głową-On nie jest taki jak myślicie. On jest wyjątkowy...-W każdym zdaniu akcentowała wyraźnie słowo ON.
-Jasne...-odpowiedziałyśmy równocześnie, ja i Rosalie.
-Mówię serio, jest inny niż wszyscy.-Eliza była wręcz wniebowzięta.-Chodźcie do klasy, wtedy zobaczycie.
Nim zdążyłyśmy cokolwiek powiedzieć nasza koleżanka już biegła, co chwila się potykając.
-I co ty o tym sądzisz?-zabrałam głos-Ostatni raz widziałam ją taką rozanieloną, kiedy opowiadała o najbardziej niezwykłym facecie jakiego spotkała...
-O panu Clarku- kontynuowała moja przyjaciółka-który okazał się być naszym nauczycielem od fizyki.
Obie cicho zachichotałyśmy i ruszyłyśmy za Elizą, która już dawno zniknęła za drzwiami „naszej” klasy. Gdy otworzyłyśmy je wszystkie osoby, zwróciły wzrok w naszym kierunku. Trwało to jednak zaledwie moment, bo całą uwagę zebranych zabierał On. Był to przystojny chłopak. Siedział „w środku” klasy otoczony oczarowanymi koleżankami i kolegami z drugiej liceum. Powoli podeszłyśmy, aby się przywitać.
-Jestem Rosalie Ramsay- przyjemnym głosem powitała nowego ucznia moja przyjaciółka.
-Ja nazywam się [T.I] [T.N]- powiedziałam uprzejmie i uśmiechnęłam się do dopiero co poznanego chłopaka.
-Ja jestem Louis Tomlinson- zaczął- dla znajomych Lou. Możecie tak do mnie mówić- zaproponował.
Po swoich słowach ujął moją dłoń w swoje ciepłe ręce i pocałował jej wierzch.
-Miło mi.-uśmiechnął się.
Ten sam gest wykonał również w stosunku do Rosalie. Wywołał tym samym salwę śmiechu wśród uczniów, a na mojej twarzy niechciane rumieńce. Zdałam sobie sprawę, że może ten rok nie będzie taki zły jak poprzednio twierdziłam.
Następnego dnia nastawiłam budzik na trochę wcześniejszą porę. Chciałam o siebie wyjątkowo bardziej zadbać. Dlaczego? To proste. W szkole pojawił się w końcu ktoś godny uwagi, przystojny i zabawny Louis Tomlinson. Chciałam na nim zrobić dobre wrażenie. Gdy przekroczyłam próg szkolnego budynku, zauważyłam, że nie był to tylko jedynie mój pomysł. Cała żeńska część mojej klasy wyjątkowo się dziś wystroiła. Co ciekawe, a zarazem dziwne również kilku chłopców postarało się dziś o bardziej wyjściowy strój. Widać było, że każdy chciałby zyskać sympatię nowego kolegi.
Właśnie wybierałyśmy się z Rosalie na w-f, naszą ostatnią lekcję. Nagle przyjaciółka zadała mi pytanie:
-Powiedz mi, czy podoba ci się Lou?- zawsze była bezpośrednia.
-Słucham?
-No nie udawaj teraz, że nie usłyszałaś.-Wydawała się oburzona-przecież mi wszystko możesz powiedzieć. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, tak?
-Tak.- odpowiedziałam, nie spodziewając się co zamierza Rosalie.
-Wiedziałam-wydała z siebie okrzyk zwycięstwa.
-Ale to nie o to mi chodziło...-próbowałam się tłumaczyć.
-Dobra, dobra, ja swoje wiem.-mówiła zadowolona z siebie przyjaciółka-Mnie nie oszukasz. Ja takie rzeczy przeczuwam, ja to po prostu wiem. Jeszcze będziecie razem.-Puściła mi oczko, a ja natychmiast spiorunowałam ją wzrokiem.
-Bo widzisz-kontynuowała-mi też się spodobał, ale nie będę robiła ci „konkurencji”...
-Ach-westchnęłam- Jak ty to określiłaś „konkurentek” jest dużo. Cała klasa.
-Ale Louis tylko na ciebie patrzył w taki sposób...-wyraźnie podkreśliła słowo taki. Następnie w śmieszny sposób poruszyła swoimi brwiami.
Nie zamierzałam więcej się z nią kłócić, bo i tak byłam pewna, że nie wygram.
Właśnie zbliżałyśmy się do męskich szatni, kiedy poczułam szturchnięcie. Chwilę później znalazłam się w pomieszczeniu, w którym można było poczuć okropny zapach potu. Byłam w męskiej toalecie. Nie wiem czy moi koledzy z klasy nagle stali się tacy odważni, czy może chcieli zaimponować Louisowi. Zdziwił mnie ten ich nagły przypływ humoru. Byli tacy „rozrywkowi”. Kto by pomyślał, że nagle się tacy staną?
Zaczęli się śmiać. W końcu, któryś z nich podszedł i odpiął zapięcie w moim biustonoszu. Czułam jak do głowy napływa mi krew, jak się czerwienię i jak z każdą chwilą coraz bardziej się złoszczę. Czułam się zawstydzona, ale również wściekła. Chciałam wykrzyczeć im prosto w twarz, co o nich myślę, ale odciągnęło mnie silne ramię Louisa.
-Spokojnie.-powiedział tylko tyle. Jego ciepły głos działał na mnie kojąco, w mgnieniuoka się uspokoiłam i zdołałam opanować nerwy.
Chłopak odwrócił mnie tyłem do siebie i....i podniósł moją cienką beżową bluzkę... Po moim ciele przebiegł przyjemny dreszcz. Chwilę później na karku poczułam ciepły podmuch powietrza wydobywający się z jego ust. Zakręciło mi się w głowie i poczułam miłe uczucie w brzuchu, czyżby to „motylki”?
Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Nie wiedziałam co zamierza. Z jednej strony trochę się przestraszyłam, z drugiej jednak poczułam, że mogę mu bezgranicznie zaufać. Tomlinson zapiął rozpięty biustonosz nawet nie dotykając skóry moich pleców! Wiem, że jego zapewne też ta sytuacja krępowała, ale o mało nie doprowadził mnie do szaleństwa, tak po prostu się odsuwając.
- Gotowe, możesz iść się przebrać.
-Dziękuję- tylko tyle powiedziałam. Byłam zawstydzona i wściekła. Nie wysiliłam się nawet na słaby uśmiech. Zamierzałam odejść, ale poczułam uścisk Jego dłoni na moim nadgarstku.
-Odwdzięczysz mi się później- zaczął chłopak- Już nawet wiem jak-zawadiacko się uśmiechnął.
Miałam właśnie się zapytać co, dowiedzieć się, ale w tym samym momencie wszedł nasz wf-ista, pan Trevolt. Początkowo tylko się nam przyglądał nie wiedząc co zrobić, ani powiedzieć, jak zareagować. W końcu usłyszałam jego surowy ton:
-Panno [T.N], co panna tutaj robi?
Myślałam, że spalę się ze wstydu. Temu nieszczęsnemu zajściu przyglądała się z zainteresowaniem cała klasa. Byłam zażenowana całą tą sytuacją. Po prostu „świetnie” rozpoczęłam ten rok szkolny. Próbowałam wyjaśnić wf-iście, że nie znalazłam się tam z własnej woli, ale ten nie chciał uwierzyć. Przez kolejne dwadzieścia minut robił mi przesłuchanie. Sama nie wiem, czy chciał mnie gnębić czy po prostu nie chciało prowadzić mu się lekcji. W każdym razie nie odpuszczał. Moja klasa wydawała się być bardzo zadowolona takim obrotem sprawy. Widocznie odpowiadało im siedzenie i gadanie ze sobą. Nie było lekcji, wszyscy byli zadowoleni. Wszyscy oprócz mnie.
Gdy zostało dwadzieścia pięć minut do końca lekcji pan Trevolt przeszedł do wykonywania swoich obowiązków. Na szczęście ja już nie musiałam ćwiczyć. Uczniowie nie byli jednak zadowoleni. Próbowali tłumaczyć mu, że nie opłaca się już ćwiczyć, ale nauczyciel był nieugięty.
W końcówce tej lekcji całą swoją uwagę poświęciłam Tomlinsonowi. Jako jedyny chłopak z całej grupy był wysportowany. Miał pięknie wyrzeźbione mięśnie, a jego ciało można określić jednym słowem: idealne. Było widać, że sport to jego wielka pasja. Grając w piłkę nożną poruszał się jak zawodowiec, a nie jak mucha w smole, czy słoń w składzie porcelany, tak jak inni.
Gdy wychodziłam z szatni miałam nadzieję jak najszybciej znaleźć się w domu. Sięgnęłam klamki do drzwi, by opuścić już to miejsce. Ponownie zostałam zatrzymana, ponownie przez Lou.
-Hola, hola, gdzie panna [T.N] się wybiera?-zapytał rozbawiony-Miałaś mi podziękować...
-Już ci dziękowałam.-zaczęłam się tłumaczyć. Jedyne o czym w tym momencie marzyłam to znaleźć się już we własnym łóżku.
-To ja miałem wymyślić sposób odwdzięczenia się... Ale najpierw mam do ciebie niespodziankę-powiedział wyraźnie z siebie zadowolony.
Z zaciekawieniem mu się przyglądałam. Po chwili zza jego pleców zaczęli wyłaniać się kolejni koledzy z klasy, wychodzący z szatni. To miała być ta niespodzianka? To był ostatni widok jaki miałam w tej chwili ochotę oglądać.
-Sorry, my naprawdę nie chcieliśmy, żeby to tak wyszło...-przepraszał Tom.
-Nie wiedzieliśmy, że Trevolt zrobi z całej tej sytuacji takie halo...-kontynuował Bill.
-Wybaczysz nam?-wtórował im Jack-To się więcej nie powtórzy...
-Tak , niech wam będzie.-przyjęłam przeprosiny.
-To super.-tym razem odezwał się Lou- A teraz chłopcy zmywajcie się stąd i to już!-zarządził.
Nasi koledzy w mgnieniu oka opuścili budynek. Byłam wdzięczna za to wszystko mojemu przedmówcy.
-To co mam zrobić?- spytałam.
-Uśmiechnij się-powiedział.
-Tylko tyle?- byłam zdziwiona.
-Aż tyle.-uśmiechnął się chłopak.
Uśmiechnęłam się do niego, ale było jasne, że coś zrobię nie tak. Po chwili usłyszałam jego głos pełen udawanego oburzenia:
-Uśmiechnęłaś się bardzo sztucznie, to miał być szczery uśmiech.
-Ależ to był szczery uśmiech.-próbowałam zaprzeczyć.
-Zaraz ci pokażę jak brzmi szczery śmiech...-powiedział, a ja już wiedziałam, że nie będzie to przyjemne. Chłopak zaczął mnie łaskotać. W przerwach od śmiechu, błagałam go:
-Louis, proszę przestań! Mam łaskotki...
-No co ty nie powiesz?-droczył się ze mną.
-Litości!-krzyczałam, ale on wydawał się niewzruszony.
Po dziesięciu minutach męczarni i ja, i on byliśmy wyczerpani, zadowoleni i uśmiechnięci. Lou odprowadził mnie tego dnia do domu. Czułam się szczęśliwa. Czy można uważać jeden dzień za najgorszy, a następnie za najlepszy jaki się przeżyło?
Tak wspaniale było przez kolejny miesiąc. Louis wprowadził do naszej szkoły niesamowity powiew świeżości. Wszyscy bardzo tego potrzebowaliśmy. Nareszcie nasze lekcje przestały być nudne i monotonne. Nauczyciele twierdzili, że znacznie pogorszyło się nasze zachowanie. Obwiniali za to Tomlinsona. Sądzili, że on ma na nas zły wpływ. Nikt się jednak tym nie przejmował. Z czasem pogorszyły się również nasze oceny. Nie przeszkadzało to jednak nikomu. No może oprócz nauczycieli i rodziców. Ci drudzy szybko jednak przestali się tym przejmować.
Odżyłam również i ja. Nigdy nie czułam się tak dobrze jak przez ten miesiąc. W końcu pojawił się ktoś godny uwagi. Louis był nie tylko przystojny i interesujący, ale również zabawny. Nawet chłopcy z naszej klasy stali się bardziej towarzyscy i rozrywkowi. Okazało się, że posiadają poczucie humoru! Wszystko układało się wspaniale. Cała klasa zgodnie uznała, że między mną a Tomlinsonem coś się zaczynało dziać. Żadne z nas nie przyznało się jednak do tego wprost. Aż do dziś...
Lou zaprosił mnie na spacer. Z chęcią się zgodziłam, ostatnio często wychodziliśmy gdzieś razem. Gdy zobaczyłam w parku znajomą sylwetkę, to pomachałam ręką na powitanie. Gdy byłam tuż obok, od razu spytał:
-Powiedz, czy to prawda, że ci się podobam?-był nieśmiały, ale śmiertelnie poważny.
Zakręciło mi się w głowie, a moje policzki oblał rumieniec. W głowie wciąż kołatało pytanie: „Skąd wie?”.
-Kto naopowiadał ci takich głupot?
-Rosalie. Czyli to nie prawda?-zawahał się.
Rosalie- no tak, przecież to największa papla jaką znam.
Cały czas bałam się spojrzeć mu w oczy. Bałam się od zawsze i wszystkiego. Byłam cholernym tchórzem. Zawsze w duchu przeklinałam się za tę moją postawę „obronną”, ale mimo wszelkich starań nie byłam w stanie się zmienić.
-Oczywiście, że nie.-powiedziałam, zanim zdążyłam pomyśleć-Skąd pomysł że to prawda?
Nie teraz to już przesadziłam. Gratulację [T.I], naprawdę szczere gratulację. Właśnie wygrałaś nagrodę „Tchórzliwa Idiotka Roku”. Po prostu stać i podziwiać najbardziej nieporadną osobę w wyznawaniu swoich uczuć. Nastała chwila ciszy. Nikt się nie odzywał. Zdałam sobie sprawę, że nie wytrzymam ani chwili dłużej. Zaczęłam się wycofywać, gdy moje chude ramię zostało przytrzymane przez ciepłą, delikatną, dużą dłoń. Jego dłoń. Wzdrygnęłam.
-Zaczekaj.-powiedział chłopak i obrócił mnie tak, bym patrzyła prosto w jego oczy. Nie, nie i jeszcze raz NIE. Czy on sobie zdaję sprawę z tego co właśnie zrobił? Do moich oczu dotarł obraz: błękitna laguna, ocean, bezchmurne niebo, chabry, nie da się określić koloru jego tęczówek. Są takie... różnorodne, kolorowe. Choć ktoś z boku mógłby rzec: „niebieskie”. Ale nie, to nie był po prostu niebieski, to nie mógł być zwykły kolor. Ta głębia, która biła z jego oczu była tak czarująca, magiczna... Tego właśnie się obawiałam, jedno spojrzenie i mięknę. A co teraz gdy bez żadnego słowa, bez mrugnięcia przyglądamy się sobie? No co teraz?
Jednak kolor tych najpiękniejszych oczu to nie wszystko. Co w nich dostrzegłam? NADZIEJĘ. Tak, wielkie słowo, a jakie znaczenie. Może znacie to uczucie? Nie chodzi mi o sytuację typu: „Mama nie chce dać mi 100 złotych na bluzkę, mam nadzieję, że zmieni zdanie”. Nie. To moim zdaniem nie jest ta prawdziwa nadzieja. Jesteście kibicami jakiegokolwiek sportu? Patriotami, którym zapiera dech w piersiach, kiedy słyszą Hymn? Jeżeli tak, to na pewno wiecie o co mi chodzi. Kibic ogląda najważniejszy mecz „swojej” drużyny. Ostatnie sekundy przed końcem, przed ostatnim gwizdkiem, przed sukcesem, przed zamknięciem drogi do marzeń, przed odkryciem przepisu na szczęście. I co wtedy? NADZIEJA. TA PRAWDZIWA. Dla niektórych to całe życie. Ta wielka nadzieja. Bo co wtedy można? Modlić się? Oczywiście. Ale czy w ciągu tych kilku sekund zdążysz wypowiedzieć choć słowo, czy zdążysz w pamięci przytoczyć „tekst”? Nie. Boisz się, ale masz nadzieję. Jest jeszcze czas, przecież wszystko może się zmienić. Nigdy w życiu nie jesteś tak pewny, że wszystko może być dobrze. To dostrzegłam w jego oczach. Wyobrażasz sobie? To postaraj sobie wyobrazić, że ta nadzieja była jeszcze większa. Jakby od tego miało zależeć jego życie.
-Powiedz mi to prosto w oczy- w końcu odezwał się Louis-powiedz mi teraz, że nic do mnie nie nie czujesz.
Zawał.
Nigdy nie słyszałam tak rozpaczliwego głosu. Nigdy nikt przeze mnie tak nie cierpiał! Ale za chwile miałam przecierpieć jeszcze jeden zawał. Czy to możliwe, żeby doznać tego dwa razy i dalej żyć? A jednak, żyję, chociaż wolałabym umrzeć. Oto po jego idealnej twarzy spływa samotna łza.
-Louis, to nie tak...-tłumaczyłam się, a on wpatrywał się we mnie wyczekująco.-Posłuchaj, ja...ja cię kocham... Jego twarz rozjaśniła się, wydawał się być rozbawiony.
-Nic do mnie nie czujesz...bo mnie kochasz?-zapytał żartobliwie.
-Och, Lou, nie czepiaj się słów. Wiesz o co mi chodzi. Co ty tak właściwie chciałeś usłyszeć?
-Chciałem usłyszeć prawdę, szczerą prawdę, Kotku...
Chwilę po wypowiedzianych słowach nasze twarze znalazły się bardzo blisko. Czułam jego gorący oddech na twarzy, by chwilę później nasze spragnione siebie usta połączyły się w pocałunku. Tak długo wyczekiwanym pocałunku, tak czułym, tak mocnym, jakby miał być ostatnim. Teraz w jego oczach dostrzegłam PRAWDZIWE SZCZĘŚCIE. Chyba nie muszę tłumaczyć co to znaczy? Gdy po zapierającym dech w piersiach przypieczętowaniu naszych uczuć, oderwaliśmy się od siebie Lou powiedział:
-Ja ciebie też kocham, ale więcej tak nie graj skarbie na moich uczuciach, bo umrę.-Odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy.
Miałam powiedzieć: „Kto tu o mały włos nie zginął...”, ale ugryzłam się w język. Potem szczerze się uśmiechnęłam.

                                                                                               Foreverdirectioners :*

I jak tam wrażenie po przeczytaniu? Podoba Wam się?
Pewnie jak same zobaczyłyście imagin jest innej autorki :) Kontynuacja poprzedniego imagina z Louisem pojawi się niedługo ;) A teraz drogie Panie, zapraszam do wyrażenia swoich opinii. To dla Foreverdirectioners na pewno bardzo ważne :* Kochane, nie zawiedźcie nas, a przede wszystkim Jej <3 Z góry dziękujemy za wszystko :3 Love u all! Doceńcie, że ten imagin ma aż 5 stron!

niedziela, 26 stycznia 2014

#79 Liam cz.8

                                                                  
                                                                    Liam cz.7
                                                                    Liam cz.6                                                                                                                                    Liam cz.5                                                         
                                                                    Liam cz.4

                                                                    Liam cz.3 
                                                                  
                                                                


Imagin z dedykacją dla:
Foreverdirectioners :*


    -Pani [T.N] musi teraz dużo wypoczywać. Poród ją wykończył i wciąż jej organizm jest bardzo osłabiony. Jeżeli nastąpi poprawa i pańska żona przebudzi się w ciągu najbliższych godzin, jutro będzie mogła wracać do domu. Zresztą Państwa synek również. Mimo że jest wcześniakiem jego stan zdrowia nie różni się od innych dzieci. Mam nadzieję, że należycie zaopiekuje się Pan małżonką- słyszałam jak przez mgłę. Czyjaś rozmowa. Urywki zdań, które docierały do moich uszu. Gdzie ja w ogóle byłam?
    - Oczywiście- odpowiedział ktoś inny. Tym razem był to mężczyzna. Skądś znałam ten głos, kogoś mi przypominał, ale teraz miałam kompletną pustkę w głowie. Czułam się okropnie. Miałam mdłości i niemiłosiernie bolał mnie brzuch. Co się dzieje?- zastanawiałam się.
    Otworzyłam powoli oczy, próbując przyzwyczaić się do oślepiającego światła. Zamrugałam kilkakrotnie. W końcu po kilku próbach poddałam się. Ponownie zamknęłam oczy.
    - Czy mógłbym zobaczyć synka?- znów ten sam miękki, aksamitny głos. Nie bardzo wiedziałam, co się dzieje ani co ja tu w ogóle robię. Czemu ludzie rozmawiają o... dzieciach?
    I wtedy mnie olśniło. Uświadomiłam sobie, czemu tu jestem. Gwałtownie podniosłam się z miejsca, wywołując przy tym okropny ból krzyża i wzmożone zawroty głowy. W pewnym momencie ktoś położył mi dużą, ciepłą dłoń na ramieniu i zmusił, bym na powrót się położyła.
    - Kochanie musisz odpoczywać- usłyszałam ten sam, męski głos tuż nad moim uchem. Teraz wiedziałam już do kogo on należał.
    - Co się stało, że zaszczyciłeś mnie swoją obecnością? NO proszę, Liam Payne we własnej osobie. Niech mnie ktoś uszczypnie, bo nie uwierzę- zaczęłam.
    - [T.I] będziesz wypominać mi to do końca życia?- zapytał rozżalony.
    - Nie. Bo nigdy więcej się nie spotkamy- powiedziałam chłodno.
    - Kochanie, proszę posłuchaj mnie. Daj mi się wytłumaczyć...
    - Czego tu w ogóle chcesz?- wypaliłam.
    - Dzwoniła [I.T.P]. Mówiła, że zemdlałaś i przywiozła Cię do szpitala. Nie mogłem znieść myśli, iż mogłoby Ci się coś stać, więc przyjechałem. Cieszę się, że nic Ci nie jest. Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy, że Cię widzę- mówił, a mi do oczu zaczęły napływać łzy. Chłopak widząc to, wziął moją twarz w dłonie i namiętnie musnął moje usta. Gdy tylko zorientowałam się, co się dzieje, odsunęłam się. Wcześniejsze wspomnienia odżyły, stały się wyraźne jak nigdy dotąd. Nie mogłam tak po prostu zapomnieć. Nie po tym jak mnie potraktował. Kiedyś łudziłam się, że mu wybaczę, ale teraz wątpiłam w to. Żal połączył się ze smutkiem, dając niemal wybuchową mieszankę.
    Liam, mój były chłopak, siedzi obok i lustruje mnie swoimi bystrymi, brązowymi tęczówkami. Sama nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Na powrót opadłam na poduszkę i spojrzałam w kierunku Payna.
    Siedział na pojedynczym, białym krześle i z oczami pełnymi nadziei, wpatrywał się we mnie. Nie lubiłam, gdy się smucił. Nienawidziłam, gdy uśmiech znikał z jego idealnej twarzy. No, cóż, mógł najpierw pomyśleć i zastanowić się nad konsekwencjami swoich słów...
    - A co z dzieckiem?- spytałam przerażona, bijąc się z milionami różnych, czasami sprzecznych myśli.
    - Urodziłaś zdrowego chłopczyka- oznajmił, uśmiechając się szeroko.- Urodę zdecydowanie odziedziczył po mamusi. Jest tak samo śliczny, jak Ty.
    - Nie kupisz mnie komplementami- oświadczyłam niewzruszona.- Naprawdę nie musiałeś tu przyjeżdżać. Nie potrzebuję Twojej pomocy. Sama sobie ze wszystkim poradzę- odparłam, dobitnie akcentując każde słowo.
    - Dzień dobry- w tym momencie do sali wszedł starszy mężczyzna z białym zawiniątkiem na rękach.- Widzę, że Pani się obudziła. Jak dopisuje zdrowie?
    - Nie najgorzej, chociaż czasami bywało zdecydowanie lepiej- lekarz podszedł do łóżka i wręczył dziecko Liamowi.
    - Musi się Pani oszczędzać, w innym wypadku mogą wystąpić niepożądane komplikacje. Sądzę jednak, że Pani mąż nie dopuści, by cokolwiek takiego miało miejsce i właściwie się Panią zaopiekuje- powiedział, spoglądając w kierunku Payne. Że co? Mąż?!
    - Słucham?- zdziwiłam się.
    - Nic takiego- momentalnie do rozmowy włączył się Liam.- Odpoczywaj, kochanie.
    - W takim razie nie będę przeszkadzał. Mam tylko jeszcze jedno pytanie. Jakie wybraliście państwo imię dla dziecka?
    - Taylor...- odpowiedzieliśmy jednocześnie.
    - W takim razie, do zobaczenia Taylor- rzucił i przelotnie uśmiechnął się do dziecka.
    - Co Ty sobie do cholery wyobrażasz? Na początku nie chcesz dziecka, wyrzucasz mnie z domu, a teraz zjawiasz się u mojego boku, udając że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a najśmieszniejsze, iż wymyślasz, że jesteśmy małżeństwem. Czemu sobie ze mnie kpisz?! - prawie krzyczałam.
    - Proszę uspokój się. Nie możesz się teraz denerwować. Tylko pozwól mi wszystko wytłumaczyć- powiedział łagodnie.- Nie chciałem, żeby tak wyszło. Przestraszyłem się. Wiem byłem, jestem i już na zawsze będę w Twoich oczach dupkiem, ale nie zrozum mnie źle. Bałem się zostać ojcem. To nie usprawiedliwia mojego zachowania. Tak, jestem pieprzonym dupkiem, przyznaję się do tego. Nadal nie mogę uwierzyć jak Cię potraktowałem. Zachowałem się jak skończony idiota. Kierowało mną zbyt dużo emocji. Bałem się, iż nie dam rady. Że Cię zawiodę. Dopiero, kiedy odeszłaś, uzmysłowiłem sobie jak wielki błąd, popełniłem. Kochałem Cię i nadal Cię kocham. Jesteś dla mnie wszystkim, ale dopiero, gdy odeszłaś, doszło do mnie jak wiele straciłem. Pragnąłem pobiec za Tobą, ale stchórzyłem. Bałem się stanąć przed Tobą i spojrzeć Ci w oczy- mówił, a po jego policzku popłynęły pojedyncze łzy. Chłopak otarł oczy, wierzchem dłoni i kontynuował wcześniejszą wypowiedź.
    - Wtedy, gdy zadzwoniła [I.T.P] o mały włos nie postradałem zdrowego rozsądku. Nie czekając ani minuty dłużej, wsiadłem do samochodu i przyjechałem tu jak najszybciej mogłem. Myślałem już, że się spóźniłem, że już nigdy więcej Cię nie zobaczę. Kiedy spostrzegłem dziewczyny jak skulone, płakały na ławce, przeszyły mnie dreszcze- zawahał się na moment.- Nie mogłem Cię tak zostawić.
    A potem, gdy zobaczyłem naszego synka... Obiecałem sobie, że nie odpuszczę i będę walczył o Ciebie i naszą rodzinę. Proszę tylko daj mi tą jedną jedyną szansę! Pozwól się mi się Wami zaopiekować. Pragnę udowodnić Ci, że zmieniłem się od tamtego momentu. Nie jestem już tym samym Liamem, co kiedyś. Zaufaj mi, a obiecam Ci, że już nigdy Cię nie zawiodę. Tylko proszę daj mi tę szansę... - błagał.
    - Nie wiem czy jestem w stanie Ci zaufać- wybełkotałam niepewnie.
    - Wiem, że nic już do mnie nie czujesz. Jestem dla Ciebie nikim i jak najbardziej to rozumiem, ale... Pomyśl o naszym synku. Niech ma normalne dzieciństwo, dwoje rodziców. Proszę zrób to chociaż dla niego.
    Popatrzyłam w kierunku Taylora, który wpatrywał się we mnie nic nierozumiejącymi brązowymi oczkami.
    - Dasz mi go?- zapytałam.
    - Pewnie- odrzekł i podał mi małego. Odchyliłam lekko materiał i po raz pierwszy ujrzałam go w całej okazałości. Chłopczyk był prześliczny. Idealne usta, malutki nosek. Kiedy spoglądałam na niego, wydawało mi się, że mam do czynienia z młodszą wersją Payna.- To najpiękniejsze dziecko, jakie kiedykolwiek widziałem- powiedział i ujął moją dłoń.
    -[T.I] pozwól mi się Wami zaopiekować. Musisz teraz dużo wypoczywać, a sama nie dasz rady zająć się małym. Proszę. Chciałbym Ci chociaż w ten sposób wynagrodzić poprzednie miesiące- błagał. I w tym momencie poczułam jak dawna złość, wyparowała, a jej miejsce zajęło zupełnie inne doznanie.
    - Dobrze, ale robię to tylko ze względu na Taylora- odparłam, mocniej przytulając do siebie małego.
    Był taki mały, niewinny, bezbronny i jedyne czego potrzebował to naszej miłości...
    - Dziękuję- oświadczył i przelotnie musnął mój policzek.- Obiecuję, że nie zmarnuję tej szansy.
    Just give me a reason
    Just a little bit's enough
                                                                                                   MissPotatoe

    Hej Misiaczki :3
    No i w końcu mamy zakończenie :) Usatysfakcjonowane, że nikogo nie uśmierciłam? A może macie inne pomysły, jak powinnam skończyć ten imagin?! Piszcie, będę Wam ogromnie wdzięczna ;)
    Jak zawsze możecie prosić o dedykacje! Ja, albo HazzGirl na pewno je spełnimy :***
    W takim razie do następnego imagina <3 Bye *.*

środa, 22 stycznia 2014

#78 Louis cz.4


                                       Dziękujemy za ponad 100.000  wyświetleń!!!

                                                            
                                              
                                                                Louis cz.1
                                                                Louis cz.2
                                                                Louis cz.3 


Imagin z dedykacją dla :

Zawsze Jednokierunkowa
Katie Horan

 
    - No i jesteśmy- oświadczył dumnie, podchodząc do swojego samochodu i wchodząc do środka.- No dalej, wskakuj mała.
    - Tak, pewnie. Oczywiście wsiądę do samochodu z pierwszym lepszym nieznajomym chłopakiem. Za kogo Ty mnie masz?- zapytałam poirytowana.
    - Właściwie nie jestem nieznajomym- zasugerował.- Jestem kimś, kogo widziałaś już dwa razy- sprostował.
    - Raz o mały włos nie rozebrałeś mnie wzrokiem, a potem jak gdyby nigdy nic, zjawiasz się w mojej szkole. Nie sądzisz, że ta znajomość jest troszeczkę chora?
    Chłopak najpierw obruszył się. Natomiast parę sekund później z jego ust wyrwał się krótki chichot, a na jego twarzy po raz kolejny zagościł nieodgadniony, tajemniczy uśmieszek.
    - Nie bój się maleńka, nic Ci nie zrobię, nie śmiałbym... Chyba, że sama będziesz nalegała- powiedział z iskierkami w oczach.
    - Widzisz! I jak ja mam Ci zaufać, co? Powiedzmy, że wsiądę do samochodu, a potem co? Skąd mam mieć pewność, że mnie nie wywieziesz, sama nie wiem gdzie, i wykorzystasz, a potem odjedziesz, zostawiając mnie samą. Tomlinson, daj mi chociaż jeden sensowny powód.
    - Hm... Dyro idzie w naszym kierunku?
    - Tak, bo na pewno Ci uwierzę. Mógłbyś wymyślić coś lepszego- prychnęłam, zażenowana jego wypowiedzią.
    - Naprawdę- oznajmił i spojrzał ponownie w prawe lusterko.- Ha, spójrz jaki debil. Zgubił buta w kałuży- odwróciłam się na pięcie i spostrzegłam tęgą sylwetkę naszego dyrektora, nachylającego się nad niewielką kałużą z błotem.
    - Okey... okay...- powiedziałam trochę zbyt dramatycznie i obeszłam samochód, wchodząc do niego od strony pasażera.
    - Miałem rację, czyż nie? No już wskakuj, chyba że wolisz tu zostać i urządzić sobie pogadankę na dywaniku u dyrektora- rzucił, gdy na moment zawahałam się.
    Stałam przez chwilę zdezorientowana i niepewna, co właściwie powinnam zrobić. W końcu jednak naburmuszona, wgramoliłam się do środka ze wzrokiem wbitym w majaczącą w tyle postać naszego dyrektora. Brunet nie czekając ani sekundy dłużej odpalił silnik i z piskiem opon wyrwał z miejsca. Patrzyłam w lusterku na szybko oddalający się budynek szkoły, na mężczyznę w garniturze, który stawał się coraz mniejszy, aż po chwili zniknął.
    - O czym myślisz?- spytał, przerywając milczenie.
    - O szkole- odpowiedziałam prosto z mostu.
    - Aż mi się nie chce wierzyć- zaśmiał się.- Żartujesz prawda? Dopiero, co się z niej urwaliśmy. Gdybym wiedział, że jesteś aż tak porządnicka, nie zabierałbym Cię...
    - Widzisz? Mogłeś mnie nie zabierać. Przynajmniej nie siedziałbyś teraz ze mną w jednym aucie. A tak to musisz się ze mną tu użerać. Oj, biedactwo z Ciebie... Nawet nie wiesz, jak mi Cię szkoda nie jest- zaśmiałam się histerycznie.
    - Jednak masz charakterek- odparował.- Zobaczysz... Pobędziesz ze mną trochę dłużej i niedługo zmienisz się nie do poznania, maleńka- cmoknął, drastycznie zmniejszając dzielącą nas odległość.
    - Dupek. A kto powiedział, że ja zamierzam się z Tobą spotykać, co?
    - No nie wiem. Jedziesz samochodem z najbardziej pożądanym chłopakiem całej szkoły. Widziałaś koleżanki z klasy? Nie mogły oderwać ode mnie wzroku.
    - Idiota- wypaliłam.- Sprawiasz wrażenie gościa, który pragnie przelecieć każdą laskę.
    - Hm, nie powiem, anatomia zawsze mnie interesowała- powiedział, szczerząc się.
    - Ty to masz tupet, Tomlinson. Tobie tylko jedno w głowie...- mruknęłam.
    - Kochanie, postaraj się być milsza, okey? Dzięki mnie nie masz teraz problemów- mówił.- Rozerwij się, uśmiechnij, chyba potrafisz się uśmiechać, prawda?- rzucił, a jego dłoń spoczęła na moim udzie.
    - Zabieraj to- wskazałam palcem na jego rękę, która jednocześnie mocniej zacisnęła się na mojej nodze.
    - Najpierw, uśmiechnij się kochanie, dobrze?- rzucił, a ja machinalnie uśmiechnęłam się w jego kierunku.
    - Zadowolony?- burknęłam, szczerząc się od ucha do ucha.
    - Nawet nie wiesz jak bardzo- odparł i wyciągnął do mnie tą samą dłoń- A tak w ogóle jestem Louis Tomlinson. Z reguły wszyscy mówią do mnie Lou, ale Ty możesz zwracać się do mnie jak chcesz...
    - Ok, ale i tak pozostanę przy ,,Dupek” albo ,,Tomlinson”- odpowiedziałam i uścisnęłam jego dłoń.- [T.I].
    - A więc [T.I] dokąd chcesz teraz jechać?- zapytał.
    - Do domu- uściśliłam.
    - Nie ma mowy. Najpierw musisz mi jakoś podziękować. No wiesz, przysługa za przysługę- uśmiechnął się tajemniczo.
    - Co masz na myśli?- spytałam, powoli zaczynając się niepokoić. Ten chłopak był kompletnie nieprzewidywalny. Nie wiedziałam do czego jest zdolny.
    - Na przykład to- rzucił i gwałtownie zjechał na pobocze. Odpiął pasy, a następnie zmniejszył dzielącą nas odległość. Jedną dłonią chwycił mnie za włosy, a drugą objął mnie w pasie, uniemożliwiając mi jednocześnie jakikolwiek ruch.
    - Puszczaj mnie- krzyczałam, okładając go bezskutecznie pięściami.
    - Ciii- zamruczał tuż przy moim uchu i brutalnie wpił się w moje usta.- Widzisz- wyszeptał niewyraźnie, kiedy delikatnie rozchyliłam wargi, a on wtargnął językiem do środka. Wykorzystałam nadarzający się moment i najzwyczajniej w świecie ugryzłam go. Chłopak machinalnie odsunął się ode mnie i powoli przejechał koniuszkami palców po swoich, a następnie moich ustach.
    - Hm, to było ciekawe, ale nie rób tego nigdy więcej, ok?- zapytał, patrząc na mnie roześmiany.
    - To Ty mnie nie całuj- odparowałam.
    - Tego niestety nie mogę Ci obiecać- zaśmiał się teatralnie.
    - Nie odzywaj się do mnie- burknęłam, rozpinając pasy, a następnie chwyciłam klamkę i otworzyłam drzwi.
    - Dokąd to?- zdziwił się.
    - Do domu- sprostowałam i wyszłam z samochodu, trzaskając drzwiami. Cholera, gdzie ja w ogóle jestem?!

                                                                                                 MissPotatoe

    A więc za nami kolejna część :3 Nie jest za bardzo przesadzona? Jak zawsze liczę na wasze opinie :))) To dla mnie bardzo, bardzo ważne ;* Chcecie aby ten imagin był dosyć długi czy jednak wolałybyście, aby skończyć go jak najszybciej?
    Kochane, dziękujemy za ponad 100.000 wyświetleń. Jeny, pamiętam jak niedawno dziękowałyśmy za 1000.... Ale ten czas szybko leci O.O
    ~ Wasza MissPotatoe! <3 

piątek, 17 stycznia 2014

#77 Harry cz.2



http://najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com/2014/01/76-harry-cz1.htm

Z dedykacją dla:

Klaudii 14
Anonimowej < 3

W końcu odsunął się ode mnie na odległość kilku centymetrów. 
-Nie ma za co- rzucił z nonszalanckim uśmiechem i odszedł , za nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Dotarło to do mnie dopiero , gdy chłopak zniknął za zakrętem. Mówił, że odprowadzi mnie po drodze, a wracał dokładnie tam, skąd przyszlismy. Wszystko związane z nim było tajemnicze, a ja chciałam go odkrywać, stopniowo poznać całe jego wnętrze. Tej nocy nie mogłam spać. Znacie to uczucie , kiedy przez calutką noc macie przed oczami uśmiech jakiegoś chłopaka? Znacie to uczucie , kiedy w głowie macie całą przyszłość spędzoną z nieznajomym? Właśnie tak się czułam.
O 7 zadzwonił budzik. Umyłam się, ubrałam ,nałożyłam delikatny makijaż,  zjadłam śniadanie i wyszłam z domu. Nagle usłyszałam, ze ktoś mnie woła. Nie , to nie może być...
-Harry?-zapytałam zdezorientowana dostrzegając znajomego chłopaka w czarnym sportowym samochodzie-co ty tu robisz? 
-Wczoraj zapomniałem wziąć od
Ciebie numeru telefonu , więc postanowiłem, że poczekam na ciebie pod domem, w końcu przecież musiałaś wyjść- odparł wpatrując mi się w oczy.
-Nie ma mowy, że dam ci numer , po tym co wczoraj zrobiłeś? - zbulwersowalam się.
-Przecież wiem, że tego chciałaś. Nie mogłem cię zawieść, gdy z takim pożądaniem patrzyłaś na moje usta- tłumaczył a ja mimowolnie się zaśmiałam- podwieźć cię do szkoły?- zapytał jeszcze.
-Poradzę sobie- odparłam , lecz otworzył przede mną drzwi.
-Wsiadaj- uśmiechnął się uroczo wiec wykonałam jego polecenie. Po raz kolejny dałam mu się zmanipulować. Przez całą drogę trzymał rękę na moim kolanie , przez co czułam się z jednej strony niezręcznie, a z drugiej cudownie. Gdy dojechalismy na miejsce , zapytał:
- To... Podasz mi w końcu ten numer?
Wyjęłam z plecaka długopis i kartkę , napisałam na niej rząd liczb i nachyliłam się , żeby mu ją podać. Wtedy ponownie to zrobił. Wpił się w moje wargi z nieznaną mi wcześniej namiętnością.
-Uważaj na siebie-wyszeptał i odjechał z piskiem opon.
Przez tego chłopaka nawet lekcje nie szły mi dobrze. Cały czas czułam na wargach jego usta , a na kolanie dotyk tej męskiej dłoni. Wtedy właśnie usłyszałam, ze ktos wysłał mi SMS-a. Przeczytałam go pod ławką, żeby nauczycielka nie zauważyła.
"Dziś o 18 na siłowni, poćwiczymy razem... :)  Będę czekał. Harry xx" . Poczułam fale gorąca rozlewającą się po moim podbrzuszu. Jeszcze dzisiaj będę mogła ujrzeć jego idealną twarz. Mimowolnie wielki uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
-Co pannę tak rozbawiło , [T.I]? - nauczycielka szorstkim tonem przerwała moje rozmyślania.
-To naprawdę nic ważnego- odpowiedziałam wymijająco.
-Zorientowałam się, że to nic ważnego, ponieważ z pewnością nie jest związane z tematem lekcji- przerwał jej dzwonek oznaczający koniec lekcji. 'Nareszcie' - pomyślałam i skierowałam się w kierunku domu. Już po chwili jadłam obiad. Następnie zaś spakowałam torbę na siłownię i pojechałam na spotkanie z Harrym. Zobaczyłam go szybciej niż się spodziewałam. Spocony biegał na bieżni. 
- Hej- odwrócił się mieżąc mnie wzrokiem- przebierz się, czekam tu na ciebie. Skinęłam głową i poszłam do szatni. Wybrałam najbardziej obcisłe szorty , które idealnie podkreślały kształt moich jędrnych pośladek i top odsłaniający delikatnie zarysowane mięśnie brzucha. Gdy podążałam w stronę Harrego, dostrzegłam że jest on otoczony kumplami. Trochę niepewnie zbliżyłam się w ich stronę. Wszyscy jak na komendę zmierzyli mnie wzrokiem. 
-Poznajcie [T.I], moją dziewczynę - złożył czuły pocałunek na moich ustach i mocno przyciągnął mnie do siebie. Czy ja dobrze usłyszałam? MOJĄ DZIEWCZYNĘ? 
-Hej [T.I]- po kolei witali się ze mną umięśnieni chłopacy. 
-Harry pierwszy raz przedstawia nam swoją dziewczynę, inne nazywał raczej 'swoimi zabaweczkami'- wypalił jeden z nich , co spotkało się z miażdżącym wzrokiem Harrego.
-Możemy porozmawiać?- pociągnęłam za sobą zdezorientowanego Hazzę. 
Weszliśmy do pustej sali do fitnessu.
-O co chodzi?- zapytał mnie z uśmiechem na ustach.
- "Poznajcie moją dziewczynę" ? - zacytowałam go - oszalałeś? 
-Nie. , po prostu bardzo chciałbym, żebyś nią była. Co ty na to?
Przycisnął mnie do lustra swoimi dużymi dłońmi i zaczął składać mokre pocałunki
na mojej szyi .

HazzGirl 
Najpierw chciałabym wam podziękować za wszystkie komentarze pod 1 częścią - każdy z nich sprawił mi ogromną radość.
Byłoby mi naprawdę miło, gdyby również pod ta częścią było wiele waszych opinii , możecie rownież prosić o dedykacje :-)
Dobijamy do 100.000 wyświetlen <3

sobota, 11 stycznia 2014

#76 Harry cz.1



Właśnie zawiązywałam moje różowe nike i próbowałam jakoś spiąć włosy.  Dwa miesiące temu zapisałam się na siłownię znajdującą się w centrum miasta. Chciałam trochę poprawić swoją figurę, a siłownia pomagała mi bardziej niż inne sporty. Dzisiaj odpuściłam sobie fitness i zamierzałam pobiegać trochę na bieżni. W końcu jakoś udało mi się związać włosy , więc schowałam szczotkę, zamknęłam swoją szafkę i wyszłam z szatni. Zajęłam jedną z bieżni i zaczęłam biegać. W moich słuchawkach płynęły najbardziej motywujące piosenki , które starannie wybrałam dzień wcześniej. Na skórze czułam już kropelki potu , co zmotywowało mnie jeszcze bardziej , więc trochę przyspieszyłam. Bieg sprawiał mi ogromną przyjemność przede wszystkim dlatego , że podczas wysiłku fizycznego zapominałam o problemach i byłam skupiona tylko i wyłącznie na wykonywanej czynności. Nagle drgnęłam , ponieważ na talii poczułam czyjeś dłonie. Usłyszałam miarowy oddech tuż przy moim uchu. Nieznajomy wyszeptał  krótkie "podobasz mi się".Barwa jego głosu bya głęboka i bardzo męska. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Byłam trochę przestraszona, ale zarazem podniecona. Gdy się odwróciłam , chłopak już odchodził. Odwrócił się na sekundę z łobuzerskim uśmiechem na ustach. Był niewiarygodnie przystojny. Jego zielone oczy otaczały długie, brązowe rzęsy. Usta zaś powodowały, że bez zastanowienia pocałowałabym tego nieznajomego. Największą uwagę przyciągały jednak jego włosy- bujne , ciemnobrązowe loki delikatnie uniesione ku górze. Był inni niż wszyscy chłopacy. To
wiedziałam od razu. Po chwili zorientowałam się, że jak zahipnotyzowana wpatruje się w korytarz, na którym już dawno nie ma chłopaka , a moje nogi rozchodzą się na wszystkie strony i z trudem utrzymują się na bieżni. 'Ogarnij się' powtarzał jakiś głos w mojej głowie. Napiłam się zimnej wody i przyspieszyłam , ale nawet to
nie wypędziło bruneta z mojej głowy. Dlaczego wcześniej go tutaj nie zauważyłam? Może nie jest stąd? Różne pytania przychodziły mi na myśl. Po czterdziestu minutach , gdy moje nogi nie dawały już rady , zatrzymałam bieżnię i przetarłam czoło ręcznikem. Z szybkim oddechem skierowałam się w stronę szatni. Tam spotkał mnie niesamowity widok- chłopak , który wcześniej wyznał, że mu się podobam , teraz bez koszulki ćwiczył na jednej z maszyn. Jego idealnie wyrzeźbiony tors pokrywały fantazyjne tatuaże - dwie jaskółki , duży motyl i jeszcze kilka innych rysunków. Pot skapywał z jego czoła na napiętą klatkę piersiową. Było widać , jak każdy jego mięsień pracuje. Wilgotne włosy opadały mu na twarz, więc odgarnął je do tyłu. Wtedy właśnie mnie zauważył i uśmiechnął się uroczo. Odwzajemniłam uśmiech i z zaczerwienionymi polikami weszlam do szatni. Cholera , on był bez wątpienia najseksowniejszym chłopakiem , jakiego kiedykolwiek widziałam. Bez trudu stwierdziłam też, że był dużo starszy ode mnie. Zamyślona wzięłam prysznic i ubrałam się. Nagle dostałam SMS-a od taty: "Nie zdążę po Ciebie przyjechać, wróć do domu sama. Tata.". Wyjrzałam przez okno. Było już ciemno , dochodziła 21, ale często wracałam o tej godzinie sama, więc nie robiło to na mnie wrażenia. Zarzuciłam na plecy płaszcz i opuściłam budynek mijając wpatrujących się we mnie chłopaków. Przeszedł mnie delikatny dreszcz, gdy przed sobą ujrzałam grupę podejrzanie wyglądających mężczyzn, ale nadal dzielnie podążałam słabo oświetloną ulicą. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu i zamarłam. Uspokoiłam się jednak, gdy ponownie usłyszałam ten głęboki , zmysłowy głos. To musiał być on. 
- Hej , jestem Harry - przedstawił się chłopak, którego wcześniej widziałam na siłowni. Jego zielone tęczówki połyskiwały w ciemności. W jego spojrzeniu było coś niesamowitego , nieuchwytnego. Wyrażało ono ogromną inteligencję i dojrzałość. To niewyobrażalne , jak wiele możemy dowiedzieć się o człowieku patrząc mu w oczy. 
-Hej , jestem [T.I]- uśmiechnęłam się z zakłopotaniem.
-Przepraszam , jeśli wtedy, na siłowni  cię przestraszyłem, ale jesteś taka piękna, że...  po prostu nie mogłem się powtrzymać- spuścił wzrok.
-Nie przestraszyłeś mnie- powiedziałam , na co chłopak zareagował uśmiechem.
- Gdzie idziesz?- zapytał już z bardziej poważnym wyrazem twarzy.
Nie powinnam mówić tego nieznajomemu, ale jego urok wygrał z moim rozsądkiem i podalam mu adres.
-Mogę cię odprowadzić, idę w tamtą stronę- zaproponował.
-Nie trzeba , poradzę sobie-odparłam zakłopotana.
-Taka pociągająca dziewczyna jak ty, nie powinna o tej godzinie chodzić sama po mieście, odprowadzę
Cię, żeby nic ci się nie stało- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu i delikatnie ujął moją dłoń. Jego palce były bardzo długie , więc bez trudu oplotły moje. Gdy szliśmy , co chwilę spoglądał mi w oczy , a ja za każdym razem czułam ciepło rozlewające się po moim całym ciele. Harry miał w sobie coś magicznego , coś co  sprawiało , że czułam się przy nim tak swobodnie, jakbym znała go od kilku lat. Dowiedziałam się, że mieszka niedaleko, że lubi koty i że nie ma dziewczyny. Ja również wiele mu o sobie opowiedziałam. 
-To już tutaj- wskazałam miejsce mojego zamieszkania i się zatrzymałam.
-A więc do zobaczenia, [T.I.]- uśmiechnął się łobuzersko- miło mi było cię poznać.
-Hej, Harry. Dziękuję, że mnie odprowadziłeś- nie zdążyłam dokończyć, a chłopak brutalnie wpił się w moje usta. Chciałam go odepchnąć, ale mocno przyciągnął mnie do siebie swoimi silnymi dłońmi. 
HazzGirl
Hej kochane, jak podoba się pierwsza część Harrego ? Piszcie w komentarzach czy chcecie następne części i co myślicie o tej , to dla
mnie naprawdę ważne:-) moze ktos chciałby dedykację? 
Dobijmy wspólnie 100.000 wejść :-) kocham was , HazzGirl

środa, 8 stycznia 2014

#75 Liam cz.7

                                                                    Liam cz.6                                                                
                                                                    Liam cz.5                                                          
                                                                    Liam cz.4

                                                                   Liam cz.3
                                                                   Liam cz.2
                                                                   Liam cz.1


Imagin z dedykacją dla:
Zawsze Jednokierunkowa :*


|oczami Liama|

    -Co się do cholery tak na mnie gapisz?- wypaliłem, spoglądając w kierunku Harrego, który siedział naprzeciwko mnie i leniwie sączył drinka.
    - Może w końcu ruszysz dupę i odbierzesz ten telefon?- burknął najwidoczniej zażenowany całą tą sytuacją. Dobra, komórka odzywała się dzisiaj, co kilka minut, ale co go to obchodziło? Przecież mógł udawać, że nic się nie dzieje.- Nie zobaczysz nawet kto dzwoni?
    - Nie- wysyczałem i wziąłem drinka od Hazzy. Przechyliłem szklankę i duszkiem wypiłem jej zawartość.
    - Co Ty robisz?- oburzył się lokowaty.
    - Piję- rzuciłem jak gdyby nigdy nic.- Trochę alkoholu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
    - Zapomniałeś, że nie możesz pić?- spytał Styles.
    - Nie- odpowiedziałem chłodno. Zdążyłem wypowiedzieć to słowo, gdy moja komórka po raz kolejny zawibrowała.- Wściekli się czy co?!
    - W takim razie ja odbiorę- rzucił i zniknął za drzwiami. Super! Traktuje moją własność jak swoją.- I warto było?- zapytałem z kpiną, gdy opuścił pokój.
    - Tak- odparł poważnym tonem. Że co?
    -Niby czego interesującego się dowiedziałeś?- zakpiłem.- A może kolejna laska w tym tygodniu proponowała mi wypad do klubu ze striptizem?- zaśmiałem się.
    - Od kiedy interesują Cię roznegliżowane dziewczyny?!- zdziwił się Styles. Odkąd [T.I] wyprowadziła się z naszego domu? Tak. Od tamtego momentu dzień w dzień starałem się zapomnieć. Za wszelką cenę próbowałem oderwać się od rzeczywistości.
    Ostatnio coraz częściej imprezowałem. Nocne kluby, domówki u znajomych, huczne imprezy, a na dodatek alkohol, który chociaż na chwilę dawał mi możliwość wytchnienia. Jednym słowem- staczałem się.
    Pragnąłem zapomnieć o krzywdach jakie wyrządziłem mojej ukochanej. Czemu byłem takim pieprzonym dupkiem? Dlaczego zachowałem się jak kompletny kretyn i czemu zareagowałem tak, a nie inaczej na wieść o ciąży?! Przecież to była moja wina, a nie jej. Nie zabezpieczyliśmy się, no i... Wpadliśmy w to oboje. Ale dlaczego ją zostawiłem?! Czemu nie pobiegłem za nią i nie rzuciłem się jej do stóp, prosząc o wybaczenie. Wiele razy miałem ochotę znaleźć ją i najzwyczajniej w świecie przeprosić, powiedzieć ile dla mnie znaczy, wytłumaczyć moje karygodne zachowanie. Ale na tym poprzestałem. Miałem chęci, ale nie posiadałem wystarczającej siły, okazałem się słabym.
    A teraz? Teraz wstydziłem się siebie i swojej nieodpowiedzialności. Przecież poradzilibyśmy sobie. Ile razy rozmawialiśmy o naszej wspólnej przyszłości... O gromadce uroczych, rozbrykanych maluchów. Niestety było już za późno. Zraniłem ją, moją [T.I]. Zostawiłem tę kruchą, delikatną dziewczynę o rumianych policzkach i malinowych, idealnie wykrojonych ustach, samą. I to w momencie, gdy mnie najbardziej potrzebowała. Stchórzyłem. Myśl o sobie jako ojcu przerażała mnie, spowodowała że poddałem się bez walki, tracąc przy tym najważniejszą istotę w moim życiu.
    I co mam z tego? Nic. Kompletna pustka. Eleanor nie chce mnie znać. Louis i Zayn zachowują się dziwnie. Mam wrażenie, że niedługo wszyscy przestaną się do mnie odzywać.
    -Liam?- z zamyślenia wyrwał mnie Hazza. Podniosłem wzrok i niepewnie spojrzałem w jego kierunku.- Jesteś czy już odpłynąłeś?- dopytywał.
    - Jestem- odparłem, przymykając powieki. Cholera, co się ze mną dzieje?
    - Nie interesuje Cię już czego się dowiedziałem?- zapytał i oprał swoją dłoń o moje ramię, wymuszając na mnie bym spojrzał mu prosto w oczy.
    - Interesuje- wybełkotałem. Nie miałem pojęcia czemu udzielałem takich zdawkowych odpowiedzi. Tak. Nie. Proszę, dobijcie mnie- zadźwięczało gdzieś z tyłu głowy.
    - Dzwoniła [I.T.P]. Coś stało się z [T.I]. Zawiozła ją do szpitala, ale od dłuższego czasu nie odzyskała przytomności...- mówił.- Lekarze nie dają jej i dziecku zbyt dużych szans. Przykro mi.
    - Że co?! Co Ty w ogóle pieprzysz? Jak to lekarze nie dają jej szans?- dopiero po paru sekundach dotarło do mnie znaczenie jego słów. Nie. Nie mogę jej stracić.- Harry podaj mi telefon- rozkazałem.
    - O! Teraz już chce Ci się gadać?- zapytał ironicznie.
    - To nie jest śmieszne- powiedziałem chłodno i zmroziłem go wzrokiem. Wziąłem komórkę w dłoń i wybrałem pierwszy numer.- Halo?
    - Liam! Gdzie jesteś?! Musisz tu natychmiast przyjechać- usłyszałem w słuchawce głos jej przyjaciółki, a w tle szloch Eleanor.- Coś się stało [T.I]. Byłyśmy na zakupach i nagle zemdlała. Proszę przyjedź tu! Nie chcą nam nic powiedzieć, bo nie jesteśmy rodziną. Louis wybłagał pielęgniarkę, która jedynie rzuciła, że jej stan jest ciężki. Jeśli nie zależy Ci na niej, zrób to chociaż dla dziecka. Płynie w nim Twoja krew. Liam, odezwij się!- czemu o wszystkim dowiaduję się ostatni?!
    - Gdzie jest ten szpital?- zapytałem po chwili i nie czekając ani minuty dłużej wybiegłem z domu.
    ~.~
    Zatrzymałem się przed olbrzymim, białym budynkiem. Cholera jak ja ją tu znajdę?! Zaparkowałem samochód jak najbliżej wejścia. Wyjąłem kluczyki ze stacyjki i pędem udałem się w kierunku głównych drzwi. W pewnym momencie dostrzegłem Nialla kręcącego się przy automacie z jedzeniem i kawą. On też wiedział?!
    - Gdzie ona jest?- zapytałem, kurczowo trzymając się jego ramienia.
    - [T.I]?- zapytał, tak jakby nie wiedział, o kogo mi chodzi. Pokiwałem twierdząco głową i utkwiłem swój wzrok w czubkach moich czarnych conversów. A co jeśli spóźniłem się? Jeżeli przyjechałem o te parę minut za późno?
    - Idź prosto do końca tego korytarza. A potem po lewej stronie będziesz miał oddział położniczy. Trafisz tam bez problemu. Eleanor i [I.T.P] słychać w całym budynku- zaśmiał się i dodał.- Dobrze, że przyjechałeś.
    - Wiem- rzuciłem pod nosem i pobiegłem we wskazane przez Horana miejsce. Po drodze potrąciłem kilka osób, ale nie za bardzo mnie to w tej chwili obchodziło. Z oddali ujrzałam smukłą sylwetkę Louisa i załamane dziewczyny siedzące na ławce. Momentalnie znalazłem się przy nich.
    - Gdzie [T.I]?- spytałem przerażony. Czułem jak moje emocje sięgają zenitu. Z trudem powstrzymywałem łzy, które cisnęły mi się do oczu. Czemu musiałem to wszystko aż tak spieprzyć?!
    - W tej sali- powiedział chłopak, wskazując na pomieszczenie obok.- Nie masz co marzyć, że Cię wpuszczą. Namówiliśmy już Nialla, który udawał, że jest jej bratem. I nic. Nie chą nam nic powiedzieć ani wpuścić do środka.
    W jednej chwili z pomieszczenia wyszedł lekarz. Starszy, siwy pan z całkiem miłym wyrazem twarzy i w białym fartuchu. Nie słuchając dłużej Tomlinsona podbiegłem do niego i złapałem za rękę, tak aby nie odszedł.
    - Mogę w czymś pomóc?- zapytał, uśmiechając się niepewnie.
    - Tak. Chciałbym się dowiedzieć o stan [T.I] [T.N].
    - Przykro mi, nie mogę panu udzielić tego typu informacji, chyba że jest pan kimś z rodziny- mężczyzna spojrzał w moim kierunku, wyczekując odpowiedzi.
    - Jestem... Jej mężem i ojcem dziecka- odparłem.
    - Pańska godność?- zapytał.
    - Liam Payne- odpowiedziałem machinalnie. Jedno zdanie za dużo i kolejna pomyłka. Przecież ona ma inne nazwisko.- Małżonka nie zmieniła jeszcze swojego nazwiska. Widzi pan, gdy dowiedzieliśmy się, że [T.I] jest w ciąży, na gwałt organizowaliśmy ślub. Mieliśmy wiele na głowie i tak jakoś zeszło... - próbowałem mówić naturalnie. Wyobraziłem sobie moją ukochaną w białej, sięgającej ziemi sukni i delikatnie wypukłym brzuszkiem. I wtedy moje serce zabiło szybciej, a z ust o mały włos, nie wydobyło się ciche westchnięcie.
    - Dobrze. Nie musi się Pan przecież tłumaczyć. Wierzę Panu- oświadczył, a ja odetchnąłem z ulgą. Złapał haczyk.- Proszę posłuchać mnie uważnie. Pańska żona jest w bardzo ciężkim stanie. Rzekłbym nawet, że krytycznym. Odzyskała wprawdzie przytomność, ale jest już bardzo zmęczona, a dopiero najgorsze przed nią. Z powodu komplikacji poród przyspieszył się i będziemy zmuszeni wykonać cesarskie cięcie, gdyż pańska żona nie jest na tyle silna, by urodzić w naturalny sposób. Niestety jest jeszcze jedno ,,ale”. Nie wiadomo jak ona i dziecko to zniosą. Nawet jeżeli maleństwo urodzi się żywe, może okazać się niedorozwinięte umysłowo bądź też fizycznie. Nie wiemy również jak zniesie to Pana żona. Wystarczy, jeden najmniejszy błąd, jedno złe posunięcie i panna [T.N] może nie przeżyć. Oczywiście będziemy robić, co w naszej mocy, by nie dopuścić do takiej sytuacji, ale wolałem poinformować pana o tej jakże dołującej możliwości. Za parę godzin wszystko powinno się wyjaśnić... Przepraszam, ale muszę już wracać. Dowidzenia!
    Po tych słowach lekarz odszedł, zostawiając mnie samego z wszelkimi niepewnościami. Miałem złe przeczucia, które tylko podjudzały moje myśli. Podszedłem do dziewczyn i objąłem je najczulej jak tylko potrafiłem. W końcu to one opiekowały się [T.I]. Zajmowały się nią, kiedy ja najnormalniej się opieprzałem.
    Nie mogłem już powstrzymać swoich uczuć. Usiadłem obok nich na plastikowym krzesełku i schowałem twarz w dłoniach. Dopiero teraz, kiedy mogę ją stracić, uświadomiłem sobie ile dla mnie znaczy...

                           There's nothing you can do, but you can learn how to be you in time...

                                                                                                              MissPotatoe

NO i mamy siódmą część :) Uff. Trzeba przyznać, że wyszła trochę długa :0 Ale to chyba nie preszkadza, prawda? Lubicie czytać "oczami" chłopców? Odpowiada Wam taka narracja?
Wydaję mi się, że pojawi się jeszcze tylko jedna część ;P Czas wreszcie zakończyć tego imagina i zabrać się za kolejne :3
Dziękujemy za wasze wielkie wsparcie, każde wejście oraz komentarze, które powodują u nas wielką radość i motywują nas do pisania :* A więc ,,do zobaczenie" ;) Wasza MissPotatoe...