Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

sobota, 30 listopada 2013

#68 Louis cz.2

                                                                 Louis cz.1


Ciemność. Co to właściwie jest? Brak dostępu do światła, piekło, zło, a może zupełnie coś innego, coś o czym ani ja, ani Ty nie mamy zielonego pojęcia?! Czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad znaczeniem tego jakże mrocznego słowa?
Siedziałam w pustej klasie. W pewnym momencie usłyszałam szelest. Zwróciłam swój wzrok w stronę okna i dostrzegłam... Jego. Chłopaka z parku. Jego niebieskie tęczówki wydawały się świecić, a usta wygięły się w szyderczym uśmieszku. Jednym ruchem pociągnął za klamkę i znalazł się w środku. Zamarłam. Brunet szybko przemierzył dzielącą nas odległość i momentalnie znalazł się u mojego boku. Powietrze wokół nas zgęstniało. Z trudem mogłam wziąć pojedyncze wdechy. Do mojej głowy uderzyła silna woń jego perfum. Starałam się złagodzić strach jaki mnie opanował. Na próżno. Moje ręce zaczęły drżeć, a głos łamać się. Chłopak widząc moje przerażenie, nie odszedł. Zamiast tego złapał mnie w talii i mocno przytulił...
i wtedy obudziłam się. Do środka wpadały pojedyncze promienie słoneczne, świadczące, iż na zewnątrz zapanował już dzień. Rozejrzałam się po pokoju. Wszystko znajdowało się w jak najlepszym porządku. Przeczesałam nerwowo długie, splątane włosy i jednym ruchem sięgnęłam po komórkę.
    -Cholera- zaklęłam pod nosem.
    Było już późno. Za dwadzieścia minut miały rozpocząć się lekcje. No po prostu świetnie! Znowu się spóźnię. Wybiegłam z łóżka i zabrałam się za poranną toaletę. Najpierw opukałam zaspaną twarz. A potem kilkoma, zwinnymi ruchami wyszczotkowałam zęby oraz uczesałam włosy. Wybrałam z szafy pierwsze lepsze ubrania i pędem zbiegłam ze schodów. Po drodze zarzuciłam na ramię torbę, zasznurowałam ulubione, znoszone trampki i opuściłam dom
    Wszystko byłoby pięknie i ładnie, gdyby nie fakt, iż kilka sekund wcześniej odjechał mi autobus. Zapowiadał się naprawdę ciężki dzień. Witamy w moim codziennym świecie!
    ~.~
    Weszłam do klasy, usilnie starając się nie zwracać na siebie żadnej uwagi. Starałam się uniknąć wszelkich ciekawskich spojrzeń. Uczniowie z pierwszych ławek, nasze szkolne kujonki... Czułam jak zawzięcie lustrują mnie swoim bystrym wzrokiem, a grymas ich twarzy opisuje jedno: oburzenie. Nie byłam ideałem i nigdy nie zamierzałam nim być. Rzuciłam ciche ,,przepraszam” i podeszłam do jedynej wolnej ławki znajdującej się pod ścianą. Widziałam jak nauczyciel leniwie opiera się o kant biurka, jak przygląda się każdemu z nas z osobna.
    - Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy, panno [T.N]. Nie będę tolerował spóźnień- oświadczył, gdy odszukał mnie wzrokiem wśród uczniów.
    - Oczywiście- odparłam na jednym tchu, z trudem powstrzymując niepohamowane napady śmiechu.
    - Coś nie tak?- zapytał zdziwiony, gdy zaczęłam się dławić własną śliną.
    - Wszystko w porządku- rzuciłam, jednocześnie wyjmując z torby potrzebne mi książki i zeszyty.
    - W takim razie zapiszcie temat lekcji i zabieramy się do pracy- oświadczył ochoczo pan Bennet. Mężczyzna wziął do rąk kredę i zaczął już pisać na tablicy pierwsze zgrabne litery, gdy do drzwi odezwało się głośne pukanie.- Za jakie grzechy przyszło mi teraz pokutować, że muszę codziennie użerać się z nimi- zdegustowany owiał nas swoim spojrzeniem, mrucząc pod nosem wiązankę soczystych przekleństw. W końcu nauczyciel opanował się. Teatralnie usiadł przy biurku, udając profesjonalistę. Chwycił jeszcze niebieski długopis i pewnym siebie głosem, powiedział: ,, proszę”.
    I wtedy drzwi od klasy otworzyły się, a w nich stanął on, owy chłopak z parku, który tak tajemniczo mi się przyglądał. Mimowolnie poczułam jak przez moje ciało przepływa pojedynczy dreszcz, a myśli zaczynają zbaczać na nieznane horyzonty. Co on tu w ogóle robił?
    -Słucham?- odezwał się patetycznym tonem nauczyciel, ale nie uzyskując od nikogo jakiejkolwiek odpowiedzi, kontynuował.- Pomyliłeś klasę czy też przyszedłeś tu w jakimś innym celu?
    - Jestem nowym uczniem- stwierdził, z kapryśnym uśmieszkiem na twarzy.
    - Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli mieć kogoś nowego- odparł z niesmakiem. A po klasie rozeszły się stłumione szepty.
    - Najwidoczniej jest Pan słabo poinformowany- mruknął i podszedł do jego biurka, wręczając mu jakiś niewielki świstek papieru. Mężczyzna założył okulary i zagłębił się w lekturze małej karteczki.
    -Hm. No cóż- odchrząknął.- Witamy Cię w nowej szkole. Louis Tomlinson, tak?
    - Zgadza się- oznajmił.
    - W takim razie zajmij miejsce i przygotuj się do lekcji- rzucił pan Bennet, podchodząc jednocześnie do tablicy.- Proszę już o cisze. Zaczynamy lekcję.
    Chłopak przelotnie rozejrzał się po sali. W pewnym momencie nasze spojrzenia spotkały się. Brunet uśmiechnął się do mnie szeroko, pokazując zarazem rząd prostych, śnieżnobiałych zębów. Widząc, moją niepewną minę, skierował się w moim kierunku. Przeszedł obok kilku ławek, wywołując, głównie wśród damskiej części ogólne zamieszanie i podniecenie. Po klasie rozniosły się ciche, rozmarzone westchnięcia niejednej z dziewcząt, które ignorując polecenia nauczyciela, co rusz odwracały się w kierunku owego bruneta. W końcu Tomlinson zatrzymał się przy ławce, a ja machinalnie odwróciłam wzrok. Słyszałam jak krzesło odsuwa się, a chłopak siada obok mnie. Momentalnie doszedł do mnie zapach jego perfum. Niezwykła mieszanka, tak jakby wanilia z jakąś inną, dobrze znaną mi nutą.
    - Hej, kochanie! Nie przywitasz się ze mną?- powiedział, a ja mimowolnie odwróciłam się i spojrzałam w jego stronę. Dziewczyny, widząc iż Tomlinson odezwał się do mnie, posłały mi przepełnione złością uśmieszki.
    - Nie mów tak do mnie- burknęłam.- W końcu nawet się nie znamy.
    - Nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy mogli się poznać, kotku. W końcu po to tu jestem- odparł, łapiąc mnie za dłoń.
    - Przestań- prawie krzyknęłam, a wszystkie ciekawskie spojrzenia zwróciły się w moją stronę.-Od kiedy jesteśmy na ,,Ty”? Co do cholery robisz?- wysyczałam przez zęby.
    -Nic ciekawego- odparł, a jego wzrok zatrzymał się w okolicy mojego dekoltu.- Teraz akurat patrzę na Twój biust. Muszę przyznać, że dawno lepszego nie widziałem. Podniecasz mnie, mała- dodał, a ja z wielkim trudem powstrzymałam się, by go nie spoliczkować.
    - Jesteś dupkiem- oświadczyłam. Nie byłam w stanie wysiedzieć tu ani minuty dłużej. Podniosłam się, wzięłam plecak i ruszyłam do drzwi.
    - Panno [T.N] dokąd się wybierasz?-byłam już przy wyjściu gdy usłyszałam głos nauczyciela.
    - Do pielęgniarki. Źle się czuję. Mam zawroty głowy i jest mi niedobrze- odpowiedziałam to co przyszło mi na myśl. W sumie prawie nie kłamałam, a pan Bennet nie musiał znać całej prawdy.
    - Może poprosić kogoś, aby Cię odprowadził?
    - Nie, dziękuję! Nie trzeba. Sama sobie poradzę- zawołałam i chwyciłam klamkę. W jednej chwili poczułam czyjąś ciepłą dłoń na moim ramieniu.
    - Zaczekaj pomogę Ci- powiedział Louis i razem ze mną wyszedł z klasy. Pragnęłam uciec od niego jak najdalej, tylko nie bardzo wiedziałam dokąd. Korytarz był dość długi, więc chłopak bez najmniejszego problemu, dogoniłby mnie i złapał. Nie miałam szans. Byłam w tej sytuacji bezbronna...

                                                                                                                 MissPotatoe

    Witajcie Misiaczki :* I oto 2 część imagina z naszym Louisem :) I co sądzicie? Zapowiada się ciekawie czy raczej beznadziejnie? Jak myślicie co będzie dalej? Odpowiada Wam taka fabuła czy jednak coś byście zmieniły? To dla mnie naprawdę bardzo ważne. Liczę na Wasze szczere opinie ;) Dzięki za każde wejście i przede wszystkim za wielkie wsparcie :*
    Całusy MissPotatoe <3  

poniedziałek, 25 listopada 2013

#67 Louis cz.1

Imagin z dedykacją dla Ani :)
Dzięki za pomysł do początku!
Pewnie już nie pamiętasz tego...





Obudziłam się z wyjątkowym przerażeniem. Czułam jak poddenerwowanie, połączyło się ze strachem, tworząc wręcz wybuchową mieszankę. Coś było nie tak. To dziwne. Przecież nie miałam żadnych powodów do niepokoju. Powinnam się cieszyć, ale moja podświadomość, mówiła co innego. Rozjuszała myśli, które zaczęły zbaczać na nieodkryte dotąd horyzonty. Spojrzałam na zegarek, który dzień w dzień w mozolnym tempie, wybijał kolejne godziny. Środek nocy, a mimo to siedziałam na łóżku całkiem przytomna i przestraszona jak nigdy wcześniej. Jeszcze nigdy nie czułam się tak niekompletna i całkowicie nie na miejscu. Dom. Mój kochany pokój, dobrze znane cztery kąty. Więc skąd ta niepewność? Ten strach, który na pewno malował się w moich oczach. Rzuciłam się na poduszkę i przymknęłam oczy. Czemu to wszystko brzmi jak kłamstwo? Jak coś nieprawdopodobnego, a zarazem mrożącego krew w żyłach? Czemu to wszystko jest takie... Inne?
~.~

Chwyciłam pęk kluczy leżący na szafce w przedpokoju i opuściłam dom. Zamknęłam drzwi, odcinając się od ciągłych narzekań rodziców, którzy na silę starali zrobić ze mnie kogoś, kim tak naprawdę, nie byłam. Pragnęli wychować mnie na dobrą, przykładną i wiecznie pomocną córkę. Niestety ich wszelkie starania zakończyły się fiaskiem.
Jestem sobą i dla nikogo, nigdy nie zamierzam się zmieniać- dodałam w myślach.
Urodziłam się tutaj, w Doncaster i od niepamiętnych czasów mieszkałam w owym domu, rozciągającym się za moimi plecami. Przekroczyłam frontową werandę i na moment, przystanęłam przy furtce. Coś zaszemrało. W jednej chwili usłyszałam przeciągły skowyt i pisk opon. Po raz kolejny dopadło mnie paskudne przeczucie. Niepewność , niepokój, lęk- doznania, które towarzyszyły mi w przeciągu najbliższych kilku godzin.
Ulica zionęła pustkami. Wiktoriańskie domy stojące przy sobie, w zwartym szeregu też nie napawały optymizmem. Miałam wrażenie, że gram główną rolę w jakimś dobrze znanym mi horrorze. Wydawało mi się, iż zaraz coś wyskoczy zza rogu i złapie mnie w swoje sidła, nie dając mi możliwości ucieczki.
Stop!-rozkazałam sobie. Dziewczyno, uspokój się, bo zaraz zwariujesz!
Wcisnęłam malutkie, białe słuchawki do uszu i puściłam stałą listę odtwarzania na moim iPodzie. Pierwsze dźwięki muzyki okazały się kojące. Momentalnie moje mięśnie rozluźniły się, a z chwilą powrócił również zdrowy rozsądek. W końcu chwyciłam za mosiężną klamkę i pewnym siebie krokiem, wyszłam na ulicę, która teraz nie wydawała się już tak straszna i spokojna. Ba, tętniła życiem. Ludzie spieszyli się do pracy, robiąc przy tym nieuzasadniony harmider. Na mojej twarzy po raz pierwszy od kilku godzin zagościł szeroki uśmiech, a humor poprawił się.
Pozostały jedynie pytania, na które na razie, nie znałam odpowiedzi. Czemu wydawało mi się, że jestem tu sama? Dlaczego mój mózg odbierał błędne sygnały. To wszystko wydawało się po prostu... Dziwne.
Kierowałam się w stronę parku. Zieleń drzew, betonowe ścieżki ciągnące się kilometrami, rzeka, która wiła się do ujścia- to wszystko dawało mi możliwość wytchnienia. Pragnęłam odpocząć od rodziców, przemyśleć to i owo. Przebiegłam na drugą stronę ulicy, przekraczając przy tym niekończące się granice szarej, nudnej rzeczywistości. To śmieszne, ale przychodziłam tu zawsze, gdy pojawiły się problemy, z którymi nie umiałam się zmierzyć. Idealne miejsce, by zapomnieć i skryć się przed złem, jakie czyhało za rogiem.
Podążałam dalej. Przechadzałam się kolejnymi alejkami, które znałam już na pamięć. O tej porze nie było tu wiele osób. Jedynie co kilkadziesiąt metrów wymijałam pojedynczych przechodniów, którzy tak jak ja pragnęli odzyskać swój wewnętrzny spokój. Czułam jak powoli mój organizm męczył się, oddech przyspieszał, a serce uderzało w nierównym tempie.
W pewnym momencie tuż nad ziemią rozpostarła się gęsta mgła, utrudniająca widoczność. Mimo tej niewielkiej komplikacji nie zatrzymałam się, szłam dalej. Ruszyłam w dół wzgórza, na które dopiero co, wdrapałam się. Próbowałam zignorować fakt, że moja skóra mrowiła, a włoski na ramionach delikatnie jeżyły się. Pomiędzy porywami wiatru wszystkie odgłosy zdawały się potęgować. Zwykłe kroki, dudniły niczym ulewny deszcz.
Biegłam jedną z bocznych ścieżynek. Przyspieszyłam, aby jak najszybciej opuścić to mroczne miejsce. Czułam się jakbym znajdowała się w klatce, a nie w parku.
W pewnym momencie coś się poruszyło. Odwróciłam się, ale nie ujrzałam niczego, co mogłoby wzbudzić mój niepokój. Ławka delikatnie wyłaniająca się zza mgiełki, kontury fontanny mieniące się różnymi odcieniami. Spojrzałam za siebie. Nic. Wszędzie panowała niezmącona cisza, która mogłaby obudzić umarłego. Żadnej żywej duszy, oprócz mnie.
-Zdawało mi się- wyrwało mi się z ust.
    Znowu przyspieszyłam. Gnałam teraz wąską ścieżką, potykając się przy tym o kamienie i kępki liści. Przekonałam się, iż mogę biec jeszcze szybciej. Dysząc coraz mocniej w końcu opuściłam to ponure miejsce. Zatrzymałam się przy niewielkiej, drewnianej ławeczce, łapiąc przy tym nierówny oddech. Odchyliłam głowę i spojrzałam w malujące się nade mną niebo. Kiedy ponownie skierowałam swój wzrok przed siebie, dostrzegłam chłopaka. Przyglądał mi się zawzięcie. Jego dogłębne spojrzenie lustrowało mnie na wylot.
    Chłopak na oko mógł być w moim wieku, góra rok starszy. Miał brązowe włosy, delikatnie postawione na żel. Jego chuda sylwetka nonszalancko opierała się o konar potężnego drzewa. Wytężyłam swój wzrok na miarę możliwości, próbując dostrzec coś więcej.
    Ubrany był w obcisły, biały T-shirt, który opinał jego idealne muskuły i odkrywał pojedyncze tatuaże. W prawej dłoni trzymał czarną skórę, której rękawy szorowały po ziemi, a niżej. Niżej stała pusta butelka alkoholu. Mimo dzielącej nas odległości, widziałam błękit jego tęczówek i spojrzenie jakim mnie przeszywał. Wpatrywał się we mnie tak intensywnie, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, a po plecach przebiegł pojedynczy dreszcz. Co jeśli coś mi zrobi?
    Odruchowo poderwałam się z ławki. Nie wiedziałam z kim miałam do czynienia. Widziałam go po raz pierwszy i wolałam zachować należyte środki bezpieczeństwa.
    Mój ruch spowodował, że chłopak drgnął. Nie opierał się już o drzewo, tylko stał teraz naprzeciwko mnie. Nie przeszkadzało mu, że wpatrywałam się w niego z rozdziawioną na szerz buzią, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Wręcz przeciwnie. Wydawało mi się, że podoba mu się taki stan rzeczy i uśmiecha się do mnie zawadiacko. Poczułam jak jego oczy znowu, prześlizgiwały się po moim ciele. Świdrowały mnie na wylot, tak jakby starały się zapamiętać każdy, najmniejszy fragment mojej sylwetki.
    Nie byłam już tą samą, pewną siebie osobą, co kiedyś. Moje serce łomotało teraz jak oszalałe, próbowało wydostać się z klatki piersiowej. Spuściłam wzrok, spoglądając w czubki moich różowych trampek. Teraz albo nigdy- pomyślałam i w jednej chwili ruszyłam przed siebie. Może nie miałam szans. Może chłopak był ode mnie wyższy i zapewne sprawniejszy i pewnie bez najmniejszego wysiłku, mógł mnie dogonić, ale w tej chwili nie liczyło się nic. Musiałam biec, co tchu w płucach, próbując uciec jak najdalej stąd. Miałam swój cel i za wszelką cenę starałam się mu sprostać.
    Tylko tu i teraz. Poprzez burzę i chmury. Nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że to już koniec. Nie ma drogi powrotnej. Zaczynasz rozumieć, że nic się nie dzieje dwa razy. Już nigdy nie poczujesz się tak samo. Nigdy nie wzniesiesz się nad ziemię...
    Wciąż biegłam, nie odwracając się za siebie. Bałam się, iż on tam jest, że zaraz mnie dogoni. W końcu moje mięśnie nie wytrzymały, sprzeciwiły się wysiłkowi i nogi same zatrzymały się w połowie drogi do domu. Niepewnie odwróciłam się na piętach. Rozglądałam się po parku, w poszukiwaniu jego osoby. Nie zauważyłam jednak nic, co wskazywało by na jego obecność. Odetchnęłam z ulgą. Wreszcie poczułam się bezpieczniej. Może jakaś cząstka mnie nadal trzęsła się z obawy, iż tajemniczy chłopak powróci. Na powrót pojawi się znikąd i równie szybko zniknie.
    Najgorsze było już za mną.
    Wyszłam z parku i wmieszałam się w tłum panujący na chodniku. Teraz na pewno mnie już nie znajdzie. W normalnym tempie wróciłam do domu. Nie mogłam, a może nie chciałam nikomu o tym mówić. Nie miałam najmniejszej ochoty wysłuchiwać rozmów rodziców typu: co by było gdyby. Liczyło się, że nic mi się nie stało i ta wiedza wystarczała mi w zupełności.
    Mimo wczesnej pory położyłam się do łóżka. Kiedy przymknęłam powieki, ujrzałam te jego niebieskie oczy i niesamowicie intensywne spojrzenie jakim mnie obdarzał. Nie byłam w stanie wyrzucić tego z pamięci. Zasypiałam z jedną jedyną myślą: czemu ten chłopak z parku tak mi się przyglądał?!

Czasami świat jest okrutny. Utrudnia i komplikuje nasze życie jak tylko może, wprawiając nas przy tym w stan bliski letargu. Czasami mamy dosyć. Pragniemy powiedzieć ,,dość”, ale nie możemy, bo coś nas ogranicza. Każdy z nas ma wytyczone drogi, którymi się kieruje i niech tak już będzie. Dajmy się ponieść. Zobaczmy, co przyniesie nam przyszłość...

                                                                                                   MissPotatoe

Witajcie kochane! Poddaję pod waszą krytykę pierwszą część Tommo. Według mnie jest ona najgorsza, najnudniejsz, kompletnie bez weny... Wydaję mi się, że następne będą lepsze! :3 Loui w trochę innej wersji :) Hm macie już jakieś pomysły na ciąg dalszy? Na razie nie wiem ile będzie miał części ten imagin, jest ich już 6 :) Więc jeżeli chcecie, aby pojawiały się one szybciutko, to musicie mi pokazać, że wam na tym zależy :} Chyba wiecie co najbardziej motywuje, nieprawdaż?
A więc proszę Was, komentujcie to dla nas niezmiernie ważne. Pokazuje czy to co robimy ma w ogóle jeszcze sens...
Co sądzicie o 1Dday? O MM? Macie już płytkę, ja mam i gwałcę replay :***

czwartek, 21 listopada 2013

#66 Zayn cz.6

                                                          (Zawiera scenę +18)

Przywitał mnie duży, przestrzenny salon. Dom był zadbany i dobrze urządzony. Ale to wtedy nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Liczył się tylko ON.
-Chodź, przygotowałem dla Ciebie kolacje na tarasie- wyszeptał do mojego ucha i ujął mnie za rękę. Na uroczym tarasie z widokiem na miasto stał niewielkich rozmiarów stolik nakryty białym obrusem.
-Usiądź- chłopak odsunął dla mnie krzesło i wrócił do domu. Na stole stała butelka białego wina a wokół porozstawiane były kremowe świece dające delikatne, ciepłe światło. 'Moje ulubione wino'- pomyślałam. Zayn był niesamowity, pamiętał wszystko co mówiłam. O tym winie wpominałam tylko raz, przy jednej z naszych przejażdżek na motorze.
-Proszę, twoje ulubione spaghetti z owocami morza- uśmiechnął się ciepło i postawił przede mną talerz z apetycznie wyglądającą potrawą.
-Nie wiedziałam, że potrafisz gotować- z miłością popatrzyłam w jego czekoladowe tęczówki.
-Ja też nie wiem , spróbujemy to się przekonamy- powiedział nalewając mi wina.
-Jest świetne, kochanie!- oznajmiłam kosztując makaron- jesteś najlepszym i bez wątpienia najseksowniejszym kucharzem na świecie- zaśmiałam się i złożyłam czuły pocałunek na jego kuszących wargach.
-Dziękuję, że przyszłaś i dziękuję, że mi wybaczyłaś- powiedział Malik.
-To ja ci dziękuję za wszystko- odparłam i skończyłam jeść moją porcję. Chłopak odstawił talerze i rozłożył koc na podłodze. Wzięliśmy wino i położyliśmy się razem patrząc w niebo. Zayn przybliżył się do mnie i delikatnie , ale stanowczo wziął mnie w ramiona. Zaczął mnie całować, ale inaczej niż zwykle. Z ogromnym pożądaniem, pragnieniem czegoś więcej. Poczułam jego ciepłe dłonie pod moją bluzą. Zaczął zdejmować ją ze mnie. Nie byłam mu dłużna. Bez trudu zsunęłam mu z ramion kurtkę, z którą nigdy się nie rozstawał. On zaś w tym samym momencie zaprowadził mnie do sypialni i  położył mnie na dużym, miękkim łóżku. Jego palce zaczęły rozpinać rozporek moich spodni. Już po chwili wylądowały one na podłodze. On też był już w samych bokserkach. Wyglądał pięknie, jego idealnie wyrzeźbione ciało pokryte tatuażami powodowało motylki w moim brzuchu. Ze skupieniem wymalowanym na twarzy zaczął rozpinać mój stanik. Zarumieniłam się trochę zakrywając nagie piersi.
-Nie wstydź się, kochanie. Jesteś idealna- wyszeptał, ułożył się na mnie i zaczął całować moje zarumienione wargi . Usta Malika wodziły także po mojej szyi. Jego oczy były przepełnione czułością. Czułością, jakiej nie doświadczyłam nigdy od żadnego innego chłopaka. Delikatnie głaskał moje włosy, lecz już po chwili jego dłoń powędrowała wzdłuż mojego brzucha do różowych majtek.
-Nie bój się, będę delikatny- powiedział dostrzegając obawę w moich oczach i złożył pocałunek na moim czole. Byłam już całkiem naga. Zayn pogładził mój policzek.
-Kocham cię, [T.I]- te słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że to ten właściwy chłopak. Chciałam, żeby właśnie Zayn był moim pierwszym. Pierwszym i jedynym. Uśmiechnęłam się do niego z miłością. Wtedy to się stało. Wstrzymałam oddech czując jednocześnie przeszywający ból, ale i miłosne uniesienie. Był we mnie. Otworzyłam oczy. Ciepły uśmiech ożywiał miłością jego zarumienioną twarz. Mocniej przyciągnęłam go do siebie i porwana tą cudowną świadomością stawania się jego na zawsze, uległam mu. Było cudownie. Czułam się jak w niebie. Mój oddech stawał się coraz szybszy. Odchyliłam głowę z przeszywającej moje ciało rozkoszy. Po chwili opadliśmy na siebie zdyszani. Wtuliłam się mocno w jego gorące jeszcze ciało i pierwszy raz w moim życiu czułam się tak bezpiecznie i cudownie.
-Kocham cię, Zayn. Tak się cieszę, że to z tobą mogłam przeżyć swój pierwszy raz- złączyłam nasze usta w mocnym pocałunku.
-Pierwszy, ale na pewno nie ostatni- zaśmiał się chłopak lekko targając moje włosy- byłaś wspaniała- dodał.
Objęci, nadzy i niewyobrażalnie szczęśliwi, zasnęliśmy... Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi.
-Kochanie, ktoś puka -delikatnie pocałowałam Zayna. Otworzył swoje zaspane jeszcze oczy i zachrypniętym głosem wyznał mi miłość. Tak właśnie chciałam witać dni przez resztę mojego życia- z nim.
-Już idę zobaczyć, kto śmie nam przeszkadzać- zaśmiał się chłopak i założył na siebie siwe bokserki.
-Dzień dobry, gdzie jest moja córka?- usłyszałam głos mojego taty. Wstałam pospiesznie i założyłam na siebie moje majtki i koszulkę Zayna.

HazzGirl
Jak wam się podoba 6 część Malika? :) Dobrze wyszła scena łóżkowa? ^^ Lubicie takie, czy raczej nie? Ten imagin zbliża się już do końca, została jeszcze 7 część. 
Wasze opinie są dla mnie najważniejsze <3 
Ktoś może chciałby dedykację do zakończenia? 
Wasza HazzGirl

czwartek, 14 listopada 2013

#65 Niall Halloween cz.2


Usta Nialla były miękkie i gładkie. Jeszcze nigdy pocałunek nie sprawił mi aż tyle przyjemności. Czułam się jak w niebie , a nawet wyżej. Poczułam jego język wsuwający się pomiędzy moje wargi. Całkowicie się zatraciłam. Nie należałam raczej do dziewczyn, które obściskują się z nowopoznanymi chłopakami , ale w tym wypadku po prostu nie mogłam się powstrzymać. Właściwie to nie zastanawiałam się nad tym , co robię. Liczył się tylko ten słodki blondynek... 
-Niall!- usłyszeliśmy za nami głos Louisa. Speszeni oderwaliśmy się od siebie i dostrzegliśmy Tomlinsona i [I.T.P].
-I co, znaleźliście kogoś, czy nie mieliście czasu na poszukiwania?- kąśliwie zapytała dziewczyna.
-Ani jednej żywej duszy- odparł Niall wzruszając ramionami. Uśmiechnęłam się do niego ukradkiem.
-My też nikogo nie znaleźliśmy , c

o robimy? - kontynuował rozmowę Lou.
-Proponuję rozejrzeć się po okolicy , może znajdziemy jakieś inne domy , ludzi- zaproponowałam. Zauważyłam, że Horan delikatnie puszcza do mnie oczko.
- Szybciej będzie jeśli podzielimy się na grupy- powiedział blondyn- najlepiej takie jak poprzednio- położył rękę na moim kolanie. 
-Świetny pomysł! - stwierdził Louis.
-Nie uważacie, że to trochę niebezpieczne?- zaczęła [I.T.P.].
-Ze mną przecież nic ci nie grozi- Lou uroczo się zaśmiał- No to w drogę , nie ma co tracić czasu. Spotkajmy się tu za godzinę.
Ja i Niall poszliśmy w lewo. Ze spełnionymi palcami przemieżaliśmy ciemny, mroczny las.
-Niall, cieszę się, że to właśnie ty towarzyszysz mi w tej trudnej sytuacji- wyszeptałam mocniej ściskając dużą dłoń chłopaka. Moje ciało delikatnie drgało. Nie wiem, czy było to spowodowane chłodem, czy moim strachem.
-[T.I.], nie bój się o nic. Przyrzekam, że zrobię wszystko, żebyś szczęśliwa wróciła do domu- pocałował mnie w czubek głowy. Chodziliśmy po lesie uważając , żeby się nie zgubić. Nie znaleźliśmy żadnych znaków obecności ludzi. 
-Minęła już godzina , musimy iść , oni już pewnie czekają - zauważył Nialler więc wróciliśmy. W pobliżu nie było jednak ani [T.I.], ani Louisa.
-Poczekajmy , może się zgubili albo stracili poczucie czasu- szeptał chłopak starając się mnie uspokoić. --Minęły juz prawie 2 godziny. Boje się o moją przyjaciółkę- wyszeptałam z zaciśniętymi zębami, a po moim policzku spłonęła słona łza. 
-Nie płacz , jesteś silna, ja przez cały czas będę przy Tobie- chłopak pocałował mnie w czubek głowy- Chodź, poszukamy ich.
Objęci ruszyliśmy w stronę drugiej części lasu. Nagle zrobiło się jeszcze chłodnej. Miałam na sobie bluzę Nialla , więc chłopak był w samej koszulce. Nie dawał jednak po sobie poznać, że jest mu zimno. Cały czas uspokajał mnie mówiąc, że damy sobie radę. Po Lousie i [I.T.P] nie było nawet śladu. Niebo było coraz ciemniejsze. 
-Jeżeli sami nie chcemy się zgubić , musimy wracać do domu- powiedział w końcu Horan.
-Nie chcę wracać do tego domu, to właśnie tam wszystko się zaczęło- odparłam stanowczo.
-W takim razie może prześpimy się w lesie ? Innej opcji nie mamy- zaproponował chłopak i nagle gwałtownie zmniejszył dzielacą nas odległość.
-Co sie dzieje ,Niall?- spytałam widząc , jak stanowczo zmierza w moją stronę. Nagle wziął mnie w ramiona i zaczął zachłannie całowac moją szyję. Bez słowa włożył ręce pod moją bluzkę, zbliżaly sie one do zapiecia mojego koronkowego stanika.
-Niall, poczekaj - delikatnie go odepchnęłam.
Hej kochane ! Wiem , ze w tej części nie ma żadnego przelomowego wydarzenia, ale obiecuje , ze nadrobie to w następnej ;) przepraszam za błędy ortograficzne , ale Imagina pisałam na telefonie :( kocham was i dziękuje za wszystko ! HazzGirl

sobota, 9 listopada 2013

#64 Harry cz. 6 (zakończenie)

Imagin z dedkacją dla:
Pauliny Wesołowskiej :*

  Harry cz.1
                                                                         Harry cz.2
 Harry cz.3 
Harry cz.4
Harry cz.5


    Coś mi nie pasowało. Obudziłam się w wielkiej, nowoczesnej sypialni. Szybko ogarnęłam pomieszczenie wzrokiem. Białe ściany, olbrzymie okna bez zasłon. Na podłodze leżała pokaźnych rozmiarów czarno-nakrapiana skóra. Nie. Ten pokój na pewno nie był mój. Cholera. Znowu poszłam z kimś do łóżka? To niemożliwe. Miałam kompletną pustkę w głowie.
    - Kochanie czemu nie śpisz?- usłyszałam głos Harrego. Nie tylko nie to. Po tym co mi zrobił. Jak skrzywdził [I.T.P].
    - Nienawidzę Cię- odparłam chłodno. Jak ja się tu do diabła znalazłam?!
    - Ej, co jest?- udawał zdziwionego.- W końcu sama się obudziłaś- powiedział uśmiechając się do mnie i zmniejszając dzielącą nas odległość, tak że czułam jego ciepły oddech na mojej skórze.
    - Jesteś dupkiem- rzuciłam i odepchnęłam go od siebie.
    - [T.I] co się z Tobą dzieje?- spytał.- Czemu jesteś dla mnie taka szorstka?
    - Domyśl się ,,panie inteligenty”- rzuciłam opryskliwie.
    - Wszystko w porządku?- zapytał zatroskany.
    - Nie.- prawie krzyczałam.- Nic nie jest w porządku. Przez Ciebie mam problemy. Nienawidzi mnie przyjaciółka. Cholera, czemu w ogóle musieliśmy się poznać- zastanawiałam się głośno.
    - Co się stało z [I.T.P]- zdziwił się Styles.
    - Nie udawaj- prychnęłam.- Przecież jest w ciąży. Z Tobą- dodałam po chwili, silnie akcentując ostatnie słowa.
    - Że co?! Brałaś coś, że opowiadasz takie głupoty czy naprawdę o czymś nie wiem- oburzył się. Jego oczy zrobiły się większe. Myślałam, że zaraz eksploduje. Chłopak kipiał złością.
    - Proszę Cię. Nie mam już na to siły. Jestem zmęczona dzisiejszym dniem, tamtą imprezą. Moje życie to jakiś ciąg samych niepowodzeń- mówiłam.
    - Spokojnie, kotku. To musiał być tylko zły sen- odparł po chwili namysłu. Spojrzałam na niego zmartwionym wzrokiem. Nie, to zdecydowanie nie mógł być sen. To wszystko było zbyt realistyczne, by wytworzyła to moja wyobraźnia. To musiało wydarzyć się naprawdę. Impreza, tamta noc, pobudka u jego boku, zakupy z [I.T.P] i w końcu wiadomość o jej ciąży.
    Delikatnie podniosłam się z poprzedniej pozycji. Przysunęłam się bliżej Hazzy i zaczęłam wodzić chłodnymi palcami po jego twarzy. Najpierw przejechałam po jego rumianych policzkach, idealnym nosie, aż w końcu zatrzymał się dłużej przy jego pełnych, malinowych ustach. Chłopak uśmiechnął się szerzej i pocałował mój palec. Jego wcześniejsza złość wyparowała. Teraz nie było po niej śladu.
    - [T.I] co Ty wyprawiasz?- zapytał zdezorientowany.
    - Sprawdzam czy faktycznie istniejesz- odparłam, śmiejąc się jednocześnie.- Uwierz to wszystko było takie... Prawdziwe? Sama już nie wiem, co o tym wszystkim sądzić?! Jestem pewna, że to nie mógł być tylko sen... Poznaliśmy się w jakimś klubie, do którego dziwnym trafem miałam wejściówki, upiliśmy się, a potem obudziłam się kompletnie naga razem z Tobą w łóżku. Ta cała sytuacja nie była zbytnio komfortowa... A potem umówiliśmy się, najgorsze miało jednak dopiero nastać- w tym momencie Styles wykrzywił usta w dziwnym uśmiechu, a jego źrenice rozszerzyły się.- Dowiedziałam się, że zostaniesz ojcem. I chyba wtedy załamałam się najbardziej- westchnęłam zażenowana zaistniałą sytuacją. Poczułam jak po policzku w mozolnym tempie, zlatuje pojedyncza łza, a za nią kolejne.
    - Uspokój się, kochanie- oznajmił.- To naprawdę był tylko zły sen. Jakbyś nie pamiętała poznaliśmy się na koncercie, a nie w klubie- powiedział przeciągle.
    - A poza tym nie zamierzam mieć dzieci z nikim innym niż z Tobą- stwierdził, złączając nasze usta.- Swoją drogą czy całowałem aż tak dobrze jak teraz?- spytał, szeroko się uśmiechając.
    - Jesteś niemożliwy- skwitowałam i rzuciłam w niego poduszką.
    - Wiem- mruknął i zaczął obsypywać moją szyję drobnymi pocałunkami. Harry mocno chwycił mnie w ramiona i przeciągnął do siebie, tak że parę sekund leżałam tuż pod nim.- Chyba nie sądziłaś, że mógłbym Cię kiedykolwiek zdradzić i to na dodatek z najlepszą przyjaciółką.
    - Nie- pokręciłam przecząco głową, wtulając się w jego nagą klatkę piersiową. W tej chwili nie potrzebowałam niczego więcej. Harry był tą jedyną osobą, której pragnęłam jak nigdy dotąd.
    When everything's wrong
    You make it right
                                                                                                         MissPotatoe

Ta dam! Tak oto kończy się historia o Hazzie :) Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam... Chyba nie spodziewałyśmy się takiego zaskoczenia czy może jednak miałyście jakieś swoje wizje, jakby to mogło się skończyć? Jak tak, to napiszcie je w komenatrzach :* Liczę, że pod tym postem uzbieramy ich całkiem dużo xx Pod poprzednią częścią było aż 30 :D 
Jejciu, jestem przepełniona radością, gdy wchodzę na bloga, a tam jest coraz więcej wejść. Kochane, dziękuję za przeszło 61000 tysięcy! Jesteście wspaniałe <3 Gdyby nie Wy, nie miałybyśmy dla kogo pisać :3 
Pojawiły się nowe zakładki, wchodźcie, komentujcie. Jestem ciekawa czy będą cieszyły się popularnością xdxd
Do zobaczenia Miśki :* Miłego weekendu *.* 
PS to zdjęcie Hazzy zabija xdxd 
                                                                   ~MissPotatoe 

środa, 6 listopada 2013

#63 Liam cz.5



                                                                 
                                                                  Liam cz.4

                                                                   Liam cz.3
                                                                   Liam cz.2
                                                                   Liam cz.1
 
    -El?- zdziwiłam się słysząc jej śpiewny głos.
    - Yhym- mruknęła.- Możesz już rozmawiać czy nadal jesteś zajęta Liamem?- słysząc jego imię na powrót wszystko ożyło. Wspomnienia i urywki rozmowy wróciły. Moja głowa stała się obrzmiała, a słowa, które wtedy wypowiadał raniły jeszcze bardziej. Zapłacę Ci, tak by Modest się nie dowiedział. Jestem za młody, by być ojcem. Cholera, czemu po prostu nie mogłam o tym zapomnieć? Czemu ten świat musiał być tak okrutny i wszystko utrudniał? Nerwowo przeczesałam włosy.
    -[ T.I] jesteś tam?- zapytała, gdy nie odpowiedziałam na jej pytanie.- Wszystko w porządku?
    - Nie- odparłam spazmatycznie.- Nic nie jest w porządku- rzuciłam i na moment odłożyłam komórkę.
    A co jeśliby trochę sobie pomóc?- zastanawiałam się. Otworzyłam torebkę i zaczęłam szukać pewnej rzeczy. W końcu w moje ręce wpadło opakowanie tabletek. To też może się nadać- pomyślałam i odpieczętowałam pełne pudełko.
    - Halo? [T.I] co się dzieje? Jesteś tam?- dopytywała.
    Raz, a porządnie. Czemu nie? Dlaczego by nie uśmierzyć bólu? Nie skończyć z problemami? To przecież nie będzie bolało. Wyjęłam kilka białych pigułek i zaczęłam się im badawczo przyglądać. W końcu wzięłam jedną do ust i połknęłam.
    - Nie rób nic głupiego- usłyszałam błagalny głos dziewczyny w słuchawce.- Proszę, Cię nie rób nic pochopnie. Odezwij się! Wiem, że tam jesteś. Słyszę Twój oddech.
    - El, nie rozumiesz że nie ma tu już dla mnie miejsca. Liam się mnie wyparł. Ma mnie gdzieś i... Jego dziecko również- chlipałam.
    - Nawet tak nie mów- rozkazała.- Jesteś w ciąży?- zdziwiła się.- Zresztą to teraz nie ważne. Powiedz mi gdzie jesteś, to po Ciebie przyjadę i wszystko mi wytłumaczysz. Tylko nie rób w tym czasie niczego nierozsądnego!
    - Jestem w parku... W pobliżu jego domu- powiedziałam niepewnie. Nie mogłam, a może nie chciałam użyć jego imienia. Coś mnie blokowało. Czułam jak w gardle formuje się coś na kształt kuli i uniemożliwia mi mówienie.
    - Zaraz po Ciebie będę. Nie ruszaj się stamtąd- oświadczyła i rozłączyła się.
    Nie rób nic głupiego- dźwięczało mi po głowie. Miałam wrażenie, że tabletki, które leżały przy mnie ożyły i teraz próbują się ze mną porozumieć.
    -Stop!-wrzasnęłam i złapałam się za głowę. Próbowałam ochłonąć. Wzięłam kilka głębszych oddechów, by móc się uspokoić.
    Po kilkunastu minutach zobaczyłam smukłą sylwetkę Eleanor, która podążała w moim kierunku.
    - Chodź- oznajmiła. Złapała mnie za ręce i mocno przytuliła. Poczułam jak do oczu znowu napływają mi łzy.- Spokojnie. Pojedziemy do mnie i na spokojnie opowiesz mi co się stało.
    - Dobrze- wybełkotałam przez łzy i wspólnie ruszyłyśmy w kierunku samochodu.
    Tak naprawdę pozostały mi tylko dwie osoby, na które teraz mogłam liczyć. Jedną z nich była [I.T.P], a tą drugą właśnie Eleanor. Po kilkunastu minutach drogi znalazłyśmy się pod niewielkim, ale za to bardzo przytulnym domem. Spojrzałam w kierunku brunetki, zadając jej nieme pytanie: Gdzie jesteśmy?
    - Hm. No właśnie o tym chciałam z Tobą porozmawiać- zaczęła.- Widzisz...- zawahała się- Lou oświadczył mi się i w ramach niespodzianki kupił nam ten oto uroczy domek.
    Nie odpowiedziałam. Wygięłam jedynie swoje usta w coś na kształt uśmiechu. Powinnam cieszyć się jej szczęściem. Powinnam jej pogratulować, skakać z radości, dopytywać o szczegóły zbliżającej się uroczystości, ale ja tak nie mogłam. Było mi głupio, że nie zdobyłam się na chociaż jedno, zwykłe słowo.
    - Nie musisz, nic mówić- rzuciła po chwili.- Wiem, że jesteś załamana...Chodźmy już do środka.
    Wyszłyśmy z samochodu i udałyśmy się w kierunku ganku. Calder miała rację, że dom jest uroczy. Karmelowa elewacja, gdzieniegdzie przeplatała się z czekoladowym klinkierem. Brązowy dach i duże, drewniane okna świadczyły o wyrafinowanym guście projektanta. A na dodatek śliczny ogród. Bujne, zielone krzewy, kolorowe kwiaty. Niewielka fontanna czy też wysokie drzewa. To wszystko nadawało temu miejscu swój wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju charakter.
    Po niecałej godzinie Eleanor znała już całą prawdę. Zwierzyłam się jej ze wszystkiego, co leżało mi na sercu. Dziewczyna zdziwiła się, gdy powiedziałam jej, że Liam chciał mi zapłacić w zamian za milczenie. Byłam w szoku, gdy zaczęła na niego przeklinać. Naprawdę nie spodziewałam się tego po niej. Calder z reguły należała do spokojnej części osób, które zawsze starały się znaleźć nowe, lepsze wyjście z zaistniałej sytuacji.
    - W takim razie mam nadzieję, że u nas zostaniesz- powiedziała, gdy skończyłam swój monolog.
    - Nie. Nie będę Wam robić kłopotu. Znajdę sobie jakieś mieszkanie w dobrej ce...
    - Nie zgadzam się- oznajmiła.- Kochana, przecież ktoś musi się Tobą opiekować w czasie ciąży. Nie zostawię Cię w potrzebie. Pamiętaj, że ja i Lou zrobimy dla Ciebie wszystko, prawda?- spytała, spoglądając w kierunku bruneta, który akurat wszedł do salonu.
    - Pewnie. Zawsze będziesz tu mile widziana- rzucił i usiadł obok nas.- A tak swoją drogą Liamowi należy się niezły opieprz za całą tę sytuację. Zachował się jak kretyn. Naprawdę nie mam pojęcia, co mu odbiło... Myślałem, że jest w Tobie ślepo zakochany- stwierdził, kładąc mi dłoń na kolanie.
    - Lou- wtrąciła się dziewczyna.- Nie przypominaj jej o tym. Zamiast tego mógłbyś pojechać po jej rzeczy.
    - Już się robi, kochanie- oświadczył i pocałował ją w policzek.- Zaraz będę.
    - Naprawdę nie trzeba- zaczęłam, ale widząc piorunujące spojrzenie mojej przyjaciółki zamilkłam.
    Podziwiałam ją. Miałam wrażenie, że perspektywa zajmowania się przez kilka najbliższych miesięcy ciężarną znajomą, w ogóle jej nie przerażała, a wręcz przeciwnie- cieszyła. W pewnym momencie ogarnęło mnie przeraźliwe zmęczenie. Położyłam się na kanapie i najzwyczajniej w świecie zasnęłam.

                                                                                                MissPotatoe
    Hej, hej! Dodaję dzisiaj 5 część Liama :) Co o niej sądzicie?
    Następny imagin pojawi się z Harrym :* Wiem, że na niego wyczekujecie :P A teraz oddaję pod waszą krytykę Liama! Jeszcze jedno? Co sądzicie o SOML? Jeny ja oglądam ten teledysk non stop!

sobota, 2 listopada 2013

#62 Niall, Halloween cz.1

-To tutaj?- spytałam z niedowierzaniem spoglądając na wielki, obskurny budynek, który podobno miał być hotelem, w którym spędzimy ten weekend.
-Tak. Może nie wygląda zbyt zachęcająco, ale podobno obsługa i jedzenie są świetne. A poza tym o to właśnie nam chodziło- odpocząć trochę od szumu miasta, Internetu, spędzić trochę czasu na odludziu- odparł jak zawsze opanowany tata.  Całe szczęście, że miałam przy sobie przyjaciółkę, [I.T.P.]. Rodzice w ostatniej chwili pozwolili mi ją zabrać.
-No to wysiadamy- oznajmiła radosna mama wychodząc z samochodu. Wyjęliśmy z bagażnika torby i skierowaliśmy się w stronę drzwi wejściowych. Otworzyła nam jakaś stara kobieta.
-Dzień dobry, słucham?- powiedziała szorstko. 'Świetna obsługa'? To chyba jakiś żart...
-Zamówiliśmy tu dwa pokoje na weekend- odpowiedział tata podając kobiecie dowód osobisty.
-Ach, to Państwo- nagle stała się bardzo miła i gościnna- proszę za mną. Dwa dwuosobowe pokoje, racja?
-Tak- powiedziała mama.
-Tutaj większy pokój, dla Państwa- wskazała na rodziców- a tuż o bok dla was, dziewczyny. Jesteście do siebie takie podobne...- nie miałam siły tłumaczyć jej, że to moja przyjaciółka, a nie siostra. Wchodząc do pokoju straciłam już jakąkolwiek nadzieję na fajnie spędzony weekend. Pomieszczenie było mroczne i słabo oświetlone, a małżeńskie łóżko stojące na środku wydawało się mieć z tysiąc lat.
-Oto klucze- położyła je na stole i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
-Powiedziałaś, że zabierasz mnie na weekend w jakimś fajnym hotelu na łonie natury, a nie w starym domu na odludziu- zaczęła [I.T.P.] wkładając swoje rzeczy do szafy.
-Nie marudź, najważniejsze, że spędzimy go razem- powiedziałam, lecz dziewczyna chyba wyczuła, że entuzjazm w moim głosie jest fałszywy. Usłyszałyśmy pukanie mamy.
-Dziewczyny, kolacja. Chodźcie, nie wiecie pewnie gdzie jest jadalnia- wyszłyśmy za rodzicami. Już w korytarzu czuć było jakiś okropny zapach, coś w podobie stęchlizny. Weszłyśmy do 'jadalni'. Na środku stał duży drewniany stół otoczony krzesłami, na suficie wisiał stary, mosiężny żyrandol, który mógł w każdej chwili spaść nam na głowę a podłoga zrobiona była z pociemniałych, niewygładzonych desek.
-Podano do stołu- kobieta położyła przed nami miseczki z dziwną, zielonkawą papką- krem ze świeżych warzyw - wyszeptała i opuściła pomieszczenie. Zorientowałam się, że to właśnie ten krem wydziela taki zapach.
-Jakoś straciłam apetyt- wstałam od stołu.
-Ja również nie jestem głodna- powiedziała [I.T.P.] i razem wyszłyśmy z jadalni- hej, może obejrzymy dalszą część tego domu? -zapytała dziewczyna.
-Możemy, jeśli chcesz. Już nic mnie tutaj nie zdziwi- krążyłyśmy długimi korytarzami, schodami, oglądałyśmy coraz to bardziej obskurne i pokryte grzybem pokoje, aż w końcu dotarłyśmy do naszego.
-Zrobiłam się śpiąca, chcę aby ten dzień już się skończył- ziewnęłam ubierając koszulę nocną.
-Ja też- obie wskoczyłyśmy na łóżko.
-Dobranoc- wyszeptałyśmy równocześnie i skulone zasnęłyśmy. Byłam pogrążona w głębokim śnie. Śniłam o dziwnych, przerażających rzeczach. Nagle coś pode mną jakby się zarwało. Momentalnie się obudziłam i poczułam, że spadamy. Łóżko się oberwało a w podłodze była spora dziura.
-Ała, gdzie my jesteśmy?- usłyszałam [I.T.P.]. Starałam się rozmasować bolące ramię i równocześnie zaczęłam się rozglądać.
-Sama chciałabym to wiedzieć- wyszeptałam-chodź, musimy znaleźć jakieś wyjście. To pewnie piwnica- udawałam opanowaną, lecz marnie mi to wychodziło.
-Aaaaa!- nagle w rogu pomieszczenia zobaczyłam przemykającego szczura. To było już za wiele. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu.
-Halo, pomocy!- zaczęłam krzyczeć z bezsilności, lecz nie uzyskałam żadnej reakcji- [I.T.P.] znalazłaś jakieś wyjście?
-Tak, te drzwi, ale są zamknięte- odparła dziewczyna.
-Hej, pomóżcie nam- usłyszałyśmy nagle czyjś męski głos. Moje ciało przeszedł zimny dreszcz.
-Gdzie wy jesteście?- zapytałam.
-Tutaj, odwróć się- ujrzałam dwóch chłopaków za kratą.
-Jak mamy was stąd niby wyciągnąć?- zaczęłam.
-Klucze są tam, w pudełku- wskazał palcem jeden z chłopaków- tam są też klucze do tych drzwi. Szybko zwiewamy stąd.
-O co tu tak właściwie chodzi? Co wy tu robicie?- [I.T.P.] zaczęła zadawać im pytania.
-Przyjechaliśmy na wakacje z rodzicami, i drugiego dnia obudziliśmy się tutaj. ja jestem Louis, a to mój kumpel, Niall- wymieniliśmy uściski dłoni i również się przedstawiłyśmy. Dopiero teraz dostrzegłam, że Niall jest cholernie przystojny. Ugh, nie powinnam teraz o tym myśleć.
-Dobra, to idziemy- Lou szybko otworzył drzwi i już po chwili znaleźliśmy się na korytarzu.
-Jaki mieliście numer pokoju?- zapytałam.
-31, a wy?
-My też! - odparła z przejęciem [I.T.P.].
-To chyba nie przypadek. Na dodatek dzisiaj jest 31 października, Halloween- zauważyłam- lepiej chodźmy do moich rodziców- otworzyłam drzwi, lecz zamiast rodziców zastałam pusty nienaruszony pokój.
-Gdzie oni są? -zaczęliśmy panikować i szukać ich po całym domu- może podzielimy się na pary, wtedy będzie łatwiej ich znaleźć- zaproponował ten nieśmiały jak dotąd blondynek.
-Ok, mi pasuje- odparł Louis i objął ramieniem [I.T.P.]
-A więc jesteśmy razem- Nialler słodko się do mnie uśmiechnął i ujął moją dłoń-znaczy w parze, wiesz o co mi chodzi.
Przez moją głowę przeszła myśl, że to, co się stało ma tak naprawdę nawet dobre skutki, a tak właściwie to jeden- poznanie tego uroczego chłopaka. Trzymając się mocno za ręce obeszliśmy cały parter- ani śladu żywej duszy.
-Może zobaczymy wokół domu?- zaproponował chłopak.
-Jasne- odparłam. Na dworze zrobiło się chłodno i ciemno. Poczułam na ramionach gęsią skórkę, a nagle także dłonie Nialla, które wkładały na mnie jego błękitną bluzę.
-Będzie ci cieplej- wyszeptał. Nagle zrobiłam coś, czego nigdy bym się po sobie nie spodziewała- pocałowałam chłopaka, którego znałam zaledwie kilkadziesiąt minut.
-Przepraszam, naprawdę- wyszeptałam i zawstydzona spuściłam wzrok.
-Ej, jest OK. Podobało mi się. To było takie spontaniczne, zważywszy na tą sytuację- ponownie przerwałam mu mocnym pocałunkiem  w te jego malinowe wargi. HazzGirl

Hej! Oto dla was taki oryginalny, HALLOWEENOWY imagin. Z jednodniowym opóźnieniem, ale nie miałam wczoraj możliwości go dodać na stronę;) Przewiduję jeszcze 2 części. Chcecie nextów? Podoba wam się taki pomysł, lubicie Halloweenowe klimaty?
O dedykacje proście w kom. Dziękujemy za wszystko!  HazzGirl