Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

piątek, 27 czerwca 2014

KONKURS: MIEJSCE 3 (ex aequo)

Hej kochani! Z okazji oficjalnego zakończenia roku szkolnego i rozpoczęcia wakacji, to właśnie dzisiaj publikujemy kolejne miejsce. Tym razem dość nietypowa sytuacja. Wraz z Foreverdirectioners zdecydowałyśmy, że ten imagin zasługuje na jakieś miejsce i ulokowałyśmy go na 3 pozycji, podobnie jak pracę Curly Girl :) Wydaję mi się, że autorka zasłużyła na tę lokatę, a jest nią Lady D !!! Gratulejemy! <3
PS Cieszę się, że imaginy, które dostałyśmy, są nie tylko z Harrym :)



Jeszcze w zeszłym roku, o tej porze wygrzewałam się na słońcu, na jednej z gorących Greckich plaż-pomyślałam.
Teraz jednak mając ukończone studia oraz pracę prywatnego detektywa, nie można było liczyć na wakacje.
  Była połowa lipca, a jak na klimat typowo angielski pogoda sprawiła nam niespodziankę w postaci wysokich temperatur. 
Mimo naturalnych uniedogodnień, jak zawsze w tym zawodzie trzeba było zachować zimną krew.
  Tym razem została mi przydzielona sprawa-dość klasyczny przypadek-morderstwa.
-Panno Shix- usłyszałam głos mojego przełożonego
-Tak?
-Przedstawiam Ci pana Tomlinsona. Razem poprowadzicie to śledztwo. Po tych słowach zostawił nas samych.
-Louis, bądźmy na "Ty", dobrze? -przedstawił się i wyciągnął rękę do uścisku.
-Dary. Nie mam nic przeciwko. -również przedstawiłam mu swoją osobę.
-Jako krótkie wprowadzenie, na plaży został znaleziony martwy mężczyzna-Martin Smith, około 30 lat.
-Tak, tak wiem.
-Samobójstwo zostało wykluczone. Na ciele widać wyraźne ślady pobicia oraz rana od postrzału w nogę.
-Powinien przeżyć.
-Nie jesteś zbyt spostrzegawczy. Kombinuj.
-W sumie mogła być szarpanina. Przez przypadek potencjalny morderca pociągnął za spust broni, przez, co Smith ma postrzeloną nogę. Następnie napastnik chcąc tylko ogłuszyć ofiarę musiał go ją trzasnąć w ciemię.
-Brawo. Jednak masz coś w tej główce. Jacyś podejrzani?
-Tak. Zayn Malik.
-Och, tak znane nazwisko. Myślałam, że ma wspólnika, no nic. Alibi?
-Był na imprezie, o tu w pobliskim barze. Ostatni raz był widziany o godz. 23:03. Do morderstwa doszło trzy do pięciu minut wcześniej.
-Motyw?
-Smith miał u niego nie mały dług.
-Choć. Musimy dowiedzieć się czegoś więcej.
Wzięliśmy  kilka teczek z możliwymi wskazówkami. Udaliśmy się do mojego gabinetu. Poleciłam mu, aby spoczął na kanapie. Sama zajęłam się ogarnianiem reszty papierów. Po "porządkach" dołączyłam do chłopaka.
-Wszystko, ok? Może czujesz się niekomfortowo? -zapytałam chłopaka
-Nie, no co ty. Zastanawiam się ile masz lat.
-Jestem młodsza od Ciebie o 3 lata.
-Masz 22 lata?
-Tak.
-Wyglądasz na młodszą. Znaczy obstawiałem 20.
-Dzięki. Miło usłyszeć jakiś komplement.
•••••••••••••••••••
  Przez kilka kolejnych dni zajmowaliśmy się ów sprawą zabójstwa. W ogóle z Louisem bardzo dobrze mi się pracuje.
  Dzisiaj była niedziela, niezwykle upalna.
  Szef ulitował się nad nami i dał wolne. Postanowiłam go spędzić na opalaniu się i kąpieli w chłodnym jeziorze Te czynności miałam zrealizować razem z Za
Louisem, ponieważ zaproponował mi, abyś razem udali się nad jezioro.
  Zaraz po śniadaniu chłopak przejechał po mnie i razem udaliśmy się do wyznaczonego celu.
  Spodziewałam się tłumów. Było faktycznie sporo osób, jednakże teren rozciągał się na dużej powierzchni, więc każdy miał dla siebie wystarczającą ilość przestrzeni.
  Razem z Lou rozłożyliśmy leżaki. Jeden pod drzewem, które dawało ogromne pokłady cienia. Drugi zaś na słońcu, abym mogła "uzdrowić" moją skórę. Rozłożyliśmy też koc w cieniu, na którym znalazły się nasze rzeczy.
-Dary. Masz zajebiste ciało -usłyszałam kiedy zdjęłam z siebie bluzkę, spodnie, buty i zostałam w samym bikini.
-O, jaki bezpośredni. Twoje ciało, też niczego sobie.
Zasiedliśmy na leżakach. Ja oczywiście w słońcu.
Moje myśli krążyły tylko wokół Niego. Serio miał ciało, jak młody bóg. Postawne, umięśnione. W ogóle cały on był świetny. Miły, uprzejmy, przystojny  uczciwy, doskonały, a i pewnie zajęty. Pewnie miał równie piękną dziewczynę. Nie jestem próżna, ale uważam, że ja sama nie mam się czego powstydzić. Jestem wysoką, szczupłą, błękitnooką, jasną szatynką. Dziewczyną głupią nie jestem. Wręcz przeciwnie.
Musiałabym z niego wyciągnąć tylko czy ma dziewczynę, ale to później.
-Wiem, że mamy dzisiaj wolne, ale TA sprawa nie daje mi spokoju.-poinformowałam chłopaka o dręczących mnie myślach, przerywając tą niezręczną ciszę.
-Mnie też. Ale chyba szczegóły, w których posiadaniu jestem, mogą ułatwić sprawę.
-Człowieku to na co ty czekasz? Mów!
-Muszę sobie wszystko dobrze przypomnieć. Może mi w tym pomożesz?
-Okey. Już załapałam. Co mam zrobić?
-Nic. Niczego nie chcę od Ciebie. To, co idziemy do wody?
-Wolę tu zostać i się opalać. Ty idź spoko.
Nic nie odpowiedział, uznałam to za zgodę. Zamknęłam oczy, leżałam na leżaku, a moja skóra delektowała się promieniami słońca.
  Nagle ktoś stanął nade mną i odciął mi "dopływ" promieni UV. Otworzyłam oczy i ujrzałam Lou. 
Chłopak położył swoje ręce na moich ramionach, po czym zaczęły one kierować się ku dołowi. Jedna dłoń  zatrzymała się na plecach; druga zakończyła swoją wędrówkę pod moimi kolanami. W jednej sekundzie mój współpracownik podniósł mnie w powietrze -cicho pisnęłam-i przysłowiowo niósł mnie na rękach, niestety ku wodzie. Moje ręce oplotły jego szyje. Jego kończyny trzymały mnie za uda.
  Weszliśmy do wody, na szczęście nie aż tak zimnej, ale ciepłej też nie.
-Mogę Cię już puścić? -zapytałam nieśmiało
-Pewnie.
Stanęłam na mule podwodnym, ale tylko przez chwilę, ponieważ nie zdarzyłam utrzymać równowagi, co zakończyło się bliższym kontraktem z wodą.
-Żyjesz?
-Tak.
-Twoja wina-dodałam szybko
-Moja?
-Raczej. Ty zaciągnąłeś mnie do wody.
-Mogłem zaciągnąć Cię gdzieś indziej...
W mojej głowie rozkwitał szatański plan na zemstę.
-Patrz-wskazałam na drzewo za nim. Chłopak oczywiście odwrócił głowę, a ja wykorzystując chwilę nieuwagi, pchnęłam go ku tafli wody.
Po chwili wypłynął na powierzchnię. Jego mina doprowadziła mnie do śmiechu.
-Śmiej się puki możesz, bo zaraz nie będziesz żyć.
-Oj, już się boję...
Nie przywidziałam jego reakcji, którą było przerzucenie mnie przez plecy, niczym worka, a kolejno położenie na kocu, w cieniu korony drzew.
-I, co by tu z Tobą zrobić? -siedział koło mnie i wpatrywał się w mnie z góry.
-Odpowiedzieć mi kilka rzeczy związanych ze sprawą przy Goon Street.
-Mogłybm Cię teraz brutalnie wykorzystać, ale obiecałem  Ci "zeznania", więc może później.
-Grzeczny chłopiec -pochwaliłam go i uśmiechnęłam się.
-Nie wiesz, co mówisz Dary...
Przygryzłam lekko dolną wargę. Zaintrygowały mnie jego słowa, jednak nie dałam tego po sobie poznać.
-Miałaś rację -zaczął- Malik ma wspólnika. Był z nim widziany...
-Ciemne, kręcone włosy? -przerwałam mu
-Tak. Harry Styles -kontynuował- Malik ostatni raz w barze był widziany o 23:03, natomiast ze Stylesem już o godzinie 22:47.
-To ma sens. Do zabójstwa doszło ok. 23, a że bar jest niedaleko plaży Styles miał czas, aby dokonać zbrodni...
-... Malik został trochę dłużej, aby podtrzymać sobie alibi. Następni myśląc, że nikt niczego nie zauważy opuścił lokal i doszedł do Harrego.
-To było proste Lou.
-Za proste. Mamy dowody, więc o to nie musimy się martwić. Trzeba ich złapać i przesłuchać.
-To jaki jest tu problem?
-Obydwoje uciekli do Polski.
-Aha. Ok.
-Co ty robisz? -zapytał kiedy zaczęłam pisać SMS-a
-Piszę do kuzyna. Z naszego fachu. Zbierze ekipę i ich znajdzie. Jest w Polsce oczywiście.
-Jesteś z Polski?
-Tak. Moja mama jest Polką, tata Włochem. W ogóle urodziłam się w Polsce, a w Anglii znalazłam się przez pracę rodziców.
-Wracając, czyli wszystko załatwione?
-Tak.
-To, Dary, należy wrócić chyba do Twojej kary... -chłopak uśmiechnął się zawadiacko.
-No cóż, przeżyję -odwzajemniłam uśmiech.
-Mogę Cię pocałować? -nadal leżałam na kocu, a On pochylał się nade mną.
-Wiesz nasza znajomość emm... bardzo szybko się,rozwija.
-Ach, przepraszam. -mężczyzna strasznie się zmieszał.
-Ale mi się to podoba-dodałam szybko, a w jego oczach znowu pojawiła się TA iskra.
Chłopak pochylił się nade mną, zbliżył swoją twarz do mojej i wpił się w moje usta. Z początku nasze języki toczyły walkę o dominacje lecz w końcu to ja uległam. Po skończonej przyjemności nasze usta zostały od siebie oddalone.
-Chyba powinnam Cię częściej topić Tomlinson.
-Zaczynam Cię coraz bardziej lubić Dary, wiesz...
-To dobrze. -powiedziałam nieco zgaszonym głosem i usiadłam po turecku.
-Co jest?
-Nic, po prostu co roku jest to samo. Pojawia się jakiś facet. Najpierw niby przypadkowe spotkania w parku czy plaży. Następnie zaczynamy się spotykać. Wraz z końcem lata, kończy się też nasza znajomość...
-Nie jestem taki. Wiesz, że nie zniknę, pracujemy razem. W ogóle nie mam zamiaru Cię zostawiać. Znaczy wiesz w jakim sensie...
-Tak. Rozumiem.
Na tym skończyła się nasza dyskusja.
Zebraliśmy się i zostałam odwieziona do domu.
-Dziękuję za wspaniały dzień Dary.
-To ja dziękuję. -złożyłam delikatny pocałunek na jego policzku, a następnie opuściłam pojazd.
Wieczór, jak zwykle spędziłam w samotności.
  Nazajutrz tradycyjnie udałam się do pracy.
  Weszłam do swojego gabinetu, w którym ku mojemu zdziwieniu ujrzałam Louisa.
-Hej.
-No cześć mała.
-Miła niespodzianka na "Dzień Dobry".
Zostałam obdarowana ciepłym uśmiechem.
-Mam wspaniałą wiadomość. Ekipa kuzyna zajęła się sprawą. Poszukiwani są już oficjalnie znalezieni. Zostali już przesłuchani. Do południa mają być przewiezieni do więzienia w Szkocji.
-Czyli, co na razie nie mamy żadnych spraw?
-To nie są wakacje. Proszę. -podałam mu kilka teczek. -Jeśli mowa o wakacjach to nasz szef obwieścił, że zaczął się okres wakacyjny i możemy wypisywać urlopy... -Louisowi przerwał wchodzący do pomieszczenia przełożony.
-Panno Shix, panie Tomlinson chciałem Was poinformować, że chciałbym osobiście wiedzieć o waszych urlopach. Jesteście moimi najlepszymi pracownikami. To może wydać się wam bezwzględne, bezczelne i niedorzeczne, ale jeśli pod waszą nieobecność dostaniemy skomplikowane i niepokojące zlecenie, zostaniecie wezwanie o powrót.
-Dobrze -odpowiedzieliśmy równo, a szef ukłonił się z wdzięcznością i wyszedł.
-To co, bierzesz urlop?
-Nie wiem Tommo. Pewnie tak, ale później, znaczy może za 2-4 tygodnie.
-Rozumiem. Ja na razie nic nie planuje.
  Ostatecznie za zgodą szefa jakieś 3 tygodnie później  wzięłam tygodniowy urlop. Postanowiłam wylecieć do Chorwacji. Morze i góry jednocześnie, w ogóle znajomi bardzo zachwalali ten kraj. Polecono mi również jeden z hoteli, położony blisko morza.
•••••••••••••••••••••••••••••
  W końcu nadszedł dzień rozpoczynający moje tygodniowe wakacje.
  Wreszcie samolot wylądował. Trzeba przyznać, że powietrzne podróże mi nie służą.
Na lotnisku miałam wrażenie, że zobaczyłam Louisa. Czyżby to była tęsknota? -pomyślałam.
Następnie udałam się do hotelu, bardzo ekskluzywnego hotelu. Po rozpakowaniu postanowiłam przejść się po okolicy oraz napajać się pięknem krystalicznie czystej wody. Okolica całkiem przyjemna, ale i tak większą część jest kompleks hotelu. Kolejno udałam się na przechadzkę po kamienistej plaży wzdłuż morza Adriatyckiego.
Szłam tak przez dość długi okres czasu, aż w pewnym momencie poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Gwałtownie się odwróciłam i ujrzałam Jego -Louisa.
-Co ty tu robisz? -zapytałam zszokowana
-Mógłbym zapytać Cię o to samo, kochana.
-To co taka mała niespodzianka na "Dobranoc".
-Jak długo zostajesz, ja tydzień.
-Ja też. Czyli jednak nie myliłam się.
-Dary o czym ty mówisz?
-Miałam wrażenie, że Cię widziałam na lotnisku. Dziwne, że się nie spotykaliśmy w samolocie.
-Ważne, że się teraz spotkaliśmy.
-Tak. Aż nieprawdopodobne, a jednak.
Dalszy spacer odbyłam z nim.
-To chyba się tu rozstaniemy?
-Nie sądzę, to też jest mój hotel. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz kochanie.
-Więc, jeśli nawet tu będę musiała Cię znosić, to chodźmy już. Przecierpię Ciebie na górze.
Udaliśmy się na piąte (z sześciu) piętro hotelu.
-Nie, to chyba jest złośliwość losu. Mamy pokoje obok siebie.
-Jak chcesz, to możemy zamieszkać w jednym pokoju Dary.
-Nie, lepiej nie.
-Aż tak bardzo zawodzi Cię mój widok...
-Och, nie Lou. Ja tylko sobie żartowałam, cieszę się ze wspólnych wakacji. Przepraszam.
-Wybaczam skarbie. Czyli, co wspólne wakacje, tak?
-Jeśli chcesz.
-Dobra, znamy się w miarę długo. Weźmiemy jeden pokój? Z oddzielnymi łóżkami oczywiście.
-Zgoda, ufam Ci Lou. Pamiętaj o tym.
 
  Skierowaliśmy się do recepcji i poprosiliśmy o przekwaterowanie. Po utrzymaniu zgody spakowaliśmy rzeczy i przenieśliśmy dwa piętra niżej i rozpakowaliśmy tam.
-Idziemy na kolację? -zapytałam
-Niekoniecznie, mam jeszcze prowiant z podróży.
-Ja też.
Rozpoczęliśmy konsumpcję naszych "zapasów", jednocześnie prowadząc miłą konwersację.
Po posiłku oboje -najpierw On, później ja- odświeżyliśmy się po po podróży.
-Dlaczego nazywasz mnie pieszczotliwie?
-Nie wiem. Jesteś moją emm... -chłopak nie chciał źle określić naszej relacji, pomogłam mu :
-Przyjaciółką. -widać było, że chłopak się ucieszył.
-Właśnie. Wiesz wyglądasz tak niewinnie, że zwracanie się do Ciebie po imieniu wydaje się być surową karą. A przeszkadza Ci to?
-Nie! Absolutnie, jest mi bardzo miło. Nikt nigdy mnie tak nie nazywał.
Czułam, że będę przytaczać mu historię z mojej przeszłości.
-Dary, jeśli nie chcesz nie musisz nic mówić.
-Nie chcę, ale...
-Nigdy nikomu o tym nie mówiłaś, ale czujesz potrzebę zwierzenia się komuś?
Pokiwałam głową, że ma rację.
-Dobra -zebrałam się na odwagę i zaczęłam- moi rodzice to byli zamożni ludzie. Mieszkałam razem z nimi oraz starszymi dwoma siostrami i bratem oraz dwoma młodszym bratem i siostrą.  Opiekunowie dawali nam wszystko czego tylko chcemy, wszystko, prócz miłości. Znaczy kochali nas, ale nie tak "typowo". W sumie to moje rodzeństwo miało z nimi lepszy kontakt, jak to ojciec z synem i matka z córką. Wiesz mnie nie podniecały zakupy i typowe "babskie strawy". Zresztą moje rodzeństwo chciało i poszło w ślady rodziców. Zostali szanowanymi, bogatymi, zarozumiałymi, bezdusznymi biznesmenami. Jako detektywi zarabiamy też nie mało. Ale konkluzja jest taka, że rodzice nie okazywali mi uczuć, jak typowi "stworzyciele", a dobrych relacji nie miałam z braćmi i siostrą.  Bałam się, że też stanę się taka jak oni.
-Utrzymujesz kontakt z kimkolwiek z bliskich?
-Nie.
-Dary. Pocieszę Cię, że mam tą samą sytuację.
-Na prawdę?
-Tak, mam dwie starsze siostry, trzy młodsze i młodszego brat. Również nie utrzymuję z nimi kontaktu. Wszyscy robią karierę w wielkich korporacjach. -po tych słowach chłopak wstał, usiadł obok mnie i objął moje ciało swoim silnym ramieniem.
-Louis, nie uważasz, że to jest trochę dziwne?
-Ale co?
-No to. Jakoś super długo to my się nie znamy, ale ufamy sobie i mamy takie stosunki, jak wielcy przyjaciele. Nie mówię, że to jest złe, ale dość nietypowe.
-Wiesz, prawdopodobnie, przez to, że w dzieciństwie nie dana była nam miłość drugiego człowieka, teraz pragniemy jej jeszcze bardziej. Przeszliśmy wiele i może jesteś wyczuleni na kontakt z innymi, a... a....
-... a, gdy pojawi się TA osoba, której jesteśmy pewni, za wszelką cenę nie chcemy jej stracić.
-Dokładnie mała.
Usiadłam mu bokiem na kolonach, ale On szybko zmienił tę pozycję, przez co siedziałam na nim na okratkiem
-Widzę, że Ci się to podoba Tomlinson.
-A czy Pannie Shix to nie odpowiada? -nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ moje usta zostały zamknięte przez namiętny pocałunek.
-Louis!
-Słońce, prze... przepraszam.
-Nie, chodzi o to, że może do czegoś dojść. No nie chcę, aby to zepsuło nasze relacje.
-A chcesz?
-Tak, a ty?
-Niestety od kiedy Cię ujrzałem w bikini.
-Ale, ja nigdy TEGO nie robiłam...
-Obawiam się, że nie jestem dobrym materiałem, aby być pierwszym.
-A może jednak, Lou...
-A jak będziesz żałować?
-Nie...
Więcej chyba nie musiał usłyszeć. Pozbył się naszych ubrań -byłam w piżamie, więc obeszło się bez bielizny.
Zabezpieczył się i powiedział:
-Spróbuję być delikatny skarbie, ale przepraszam Cię za ból, który Ci sprawię. -po tych słowach ponownie połączył nasze usta w jedność, odwracając moją uwagę.
  Jęknęłam, gdy wszedł we mnie. Zaczął poruszać się we mnie coraz szybciej, co spowodowało, że kilka donośnych odgłosów opuściły moje usta. On doszedł pierwszy krzycząc moje imię, ja doszłam zaraz po nim, również nie starałam się być cicha. Po zakończeniu, jakże przyjemnej rozrywki opadaliśmy zmęczeni na łóżko.
-Byłaś świetna.
-Chyba ty lepszy, ja tylko leżałam.
-Dary, musisz coś wiedzieć.
-No?
-Chyba się w Tobie zakochałem.
-Chyba?
-Bo nie wiem, co ty czujesz?
-To samo. Dość nietypowa ta nasza historia miłosna... -Niewątpliwie Skarbie.
-A co z pracą?
-Nic, komu to będzie przeszkadzać. Niech mówią, co chcą.
-Jesteś wspaniały.
-Będziemy nietypową parą, co nie?
-Niewykluczone, ale za to niespotykaną, Kochanie.
•••••••••••••••••••••
  Nasz związek przetrwał. Mało tego, rozkwitł na tyle, że trzy lata później wzięliśmy ślub. Na uroczystości zawitali jedynie znajomi z pracy, gdyż nasze rodziny nie skorzystali z zaproszeń.
Po zawarciu małżeństwa trzy lata później doczekaliśmy się pierwszego dziecka -synka Noego, a cztery lata później córki -Sofie.
Oczywiście zachowaliśmy naszą pracę. Jesteśmy szczęśliwą rodziną.
I jak? Podobało Wam się? :}

wtorek, 24 czerwca 2014

KONKURS: MIEJSCE 3

Kochani, już dziś ogłaszamy pierwsze wyniki naszego konkursu na najlepszy wakacyjny imagin! :) Już za chwilę przeczytacie pracę, która zajęła 3 miejsce :* Podekscytowane? Mam nadzieję, że tak <3 Dostałyśmy naprawdę sporo prac. Każdy jeden był wyjątkowy na swój sposób ;) Cieszymy się, że nas nie zawiodłyście i wzięłyście udział w naszym małym evencie :D Dziękujemy każdemu, kto poświęcił swój czas i napisał pracę! Jesteście niesamowici! Czytanie waszych prac było dla nas przyjemnością :* Pamiętajcie nikt, nigdy nie jest przegranym! Niestety takie są zasady konkursu, opublikujemy tylko miejsca, które znalazły się na podium... ENJOY!
3 MIEJSCE W KONKURSIE ZAJMUJE: CURLY GIRL!!!
GRATULUJEMY I ŻYCZYMY DALSZYCH SUKCESÓW <333


A oto jej praca:


Zaczęły się wreszcie wakacje. Na te wakacje cieszyłam się szczególnie, ponieważ miałam je spędzić z moim najlepszym przyjacielem - Harrym. Chodzi rzecz jasna o Harrego Stylesa,o jednego z członków zespołu One Direction. Odkąd dwa lata temu zaczął karierę ze swoimi kumplami, nie mamy za dużo czasu dla siebie.
  Ze Stylesem znam się od lat. Ja mam 17 lat, a on jest starszy ode mnie o trzy lata. Jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi. Niegdyś, przed tym nim stał się sławny,  zaczęliśmy ze sobą chodzić. Później postanowiliśmy zostać tylko przyjaciółmi. Dochodziło do takich sytuacji, gdzie miesiącami się nie słyszeliśmy, a co dopiero widzieliśmy. Nie przyjeżdżał nawet na różne uroczystości i święta. W mediach głośno było o jego licznych romansach. Dlatego decyzja o rozstaniu była słuszna, aczkolwiek strasznie bolesna. Czasami w kolorowych pisemkach pojawiały się informacje, iż gwiazdor jest wolny. O dziwo te fakty zawsze poprawiały mi nastój. Ja od czasu zakończenia naszego związku byłam na kilku randkach, ale nie zaangażowałam się w jakikolwiek związek.
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
 
  Na reszcie nadszedł ten dzień. Dzień, w którym ujrzę swoją pierwszą miłość, pokrewną duszę i przyjaciela zarazem.
  Artysta podjechał pod mój dom. Wyszłam przed budynek i zobaczyła postawnego chłopaka z burzą brązowych loków na głowie, zielonymi oczami i pięknym uśmiechem, idącego w moim kierunku.
-Harry... - nie zważając na nic rzuciłam mu się na szyję.
Brakowało mi jego zapachu, widoku, uśmiechu, głosu, po prostu brakowało mi jego.
-Sunny... - odwzajemnił moją reakcję  -Gotowa na wspaniałe wakacje?
-Z Tobą?  Zawsze i wszędzie.
  Chłopak pomógł mi załadować walizki do samochodu. Następnie wsiedliśmy do pojazdu i zaczęliśmy pierwszy etap naszej przygody.
  Podczas jazdy rozmawialiśmy o mojej szkole i o rozwoju kariery "jego" zespołu.
  Miałam wrażenie, że dojeżdżamy na miejsce, ponieważ czułam w miarę wyraźnie zapach wody, przecież jechaliśmy nad jezioro. Wcześniej nie zwracałam uwagi na otaczający mnie krajobraz, jednakże teraz doszło do mnie to, że jedziemy przez las. Nagle chłopak skręcił w nieczęsto używaną polną drogę, aż wreszcie z gąszczu wyłonił niesamowity widok. Mianowicie ślicznego, małego domku otoczonego z niemalże każdej strony wysoką i gęstą roślinnością- by utrzymać należytą prywatność. Do cudownego krajobrazu zaliczał się fragment pięknej, czystej, piaszczystej plaży, położonej nad brzegiem krystalicznie czystego jeziora.
  Byłam zachwycona widokiem. Zaraz po opuszczenia przez nas pojazdu, ponownie przytuliłam się do chłopaka.
-Harry, dziękuję. Tak strasznie Ci dziękuję.
-Hej. Spokojnie Sun nie musisz, bo nie ma za co.
Kilka minut później wyjęliśmy swoje bagaże z samochodu. Jednocześnie odczuwaliśmy lekki głód i zmęczenie po długiej trasie. Po rozpakowaniu naszych rzeczy w sypialni, tak, tak jednej sypialni, udaliśmy się do kuchni, aby przygotować posiłek.
-Na co masz ochotę śliczna?
-Nie wiem, a co masz?
Zaczął szperać w szafkach i lodówce.
-No. Przypadkiem znalazłem mąkę, mleko, jajka, dżem malinowy. Idealne składniki do zrobienia...
-Naleśników! -krzyknęłam podekscytowana.
-Nic się nie zmieniłaś. No może prócz tego, że wyładniałaś.
-Dzięki, ty też...wyprzystojniałeś.
-Zawsze wszyscy się za Tobą oglądali. Podobałaś im się.
-A Ty co we mnie najbardziej lubisz?
-Osobowość, charakter. Jednakże nie gardzę kędzierzawymi, ciemnymi włosami, lśniącymi oczami, również w ciemnym odcieniu oraz najbardziej promiennym uśmiechem.
Na moje policzki wkradł się delikatny rumieniec.
-Dziękuję.
-Nie masz za, co. Mówię tylko to, co myślę. Chyba Cię nie zawstydziłem.
Uśmiechnęłam się do niego.
  Zrobiliśmy ów posiłek, a kolejno go skonsumowaliśmy.
  Po zaspokojeniu głodu i posprzątaniu w kuchni  postanowiliśmy pójść i posiedzieć na plaży. Zaopatrzyłam nas w koc. Zastanawiałam się nad założeniem bluzy. Zrezygnowałam z pomysłu, gdyż to lato należało do jednych z najcieplejszych w Anglii.
  Wyszliśmy i spoczęliśmy nad brzegiem wody. Chłopak przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem.
-Przepiękny zachód Słońca. -zaczął
-Tak. -przyznałam mu rację
-Pamiętasz, jak byliśmy razem?
-Oczywiście, tego nie można zapomnieć.
-Nie można zapomnieć, ale istnieje możliwość powrotu do tego.
-Nie. To nie ma sensu. Wiem, jak i co było kiedy nie byliśmy razem.
-Sun.-dotknął swoją dłonią mojego policzka- teraz tak nie będzie. Codziennie będę do Ciebie dzwonił, gdy wyjedziemy gdzieś z chłopakami. Poza tym dopiero, co wróciliśmy z trasy, więc na razie będę cały czas przy Tobie.
-Chcesz tego?
-Nie. My tego chcemy.
-Harry. Nie zrozum mnie źle, ale przypisywano Ci liczne romanse. I nie wmawiaj mi, że wszystkie były wierutnym kłamstwem.
-Fakt, miałem kilka randek, ale nic nie znaczyły, ponieważ nie były one z Tobą.
-Sama nie wiem. Nasz związek...
-Sunny, -chłopak mi przerwał-zerwaliśmy ze sobą po okołu miesiącu, przez mój wyjazd. Nie zdążyłem Cię zabrać na prawdziwą randkę i nie zdążyłem Ci pokazać ile dla mnie znaczysz. Teraz chcę to nadrobić. Byliśmy i jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Bądźmy też parą.
-Kocham Cię Harry, zawsze tak było.
-Ja Ciebie też kochanie.
  Następnie chłopak zbliżył swoją twarz do mojej i połączył nasze usta w jedność. Całował doskonale, jak przed laty. Już zapomniałam, jak cudownie smakują jego usta. Mam nadzieję, że tym razem nie puszczę tego w niepamięć.
-Tęskniłam. -wyjęczałam między pocałunkami.
-Ja też.
To będą cudowne wakacje-pomyślałam.
10 lat później.
  Faktycznie, te pamiętne wakacje były wspaniałe.
  Zespół nadal jest znany i kochany. Tym razem sława nie rozdzieliła Nas. Obecnie jesteśmy z Harrym szczęśliwym małżeństwem. Niedawno urodziła nam się córka -Luria. Nie planujemy kolejnego dziecka. Oboje jesteśmy jedynakami i chcemy, aby Luria poszła w Nasze ślady.
Jednak w tej historii znalazło się miejsce na Happy End.

piątek, 20 czerwca 2014

#108 Niall cz.3 (zakończenie)

                                                                     Niall cz.2
                                                                     Niall cz.1


 
Słyszałam za sobą jego głos. Głos mojego aniołka, który za wszelką cenę starał się mnie dogonić i najprawdopodobniej wyjaśnić zaistniałą sytuację. Nie mogłam go słuchać. Nie potrafiłam.
Wchodząc do samochodu mojej przyjaciółki, czułam, że tusz do rzęs, znajduje się już na wysokości moich ust.
    -Co się stało?- zapytała dziewczyna.
    -Proszę Cię, jedź- rozpłakałam się , widząc że postać Nialla staje się coraz wyraźniejsza, mimo wszechogarniających nas ciemności.
    W końcu jednak [I.T.P] ruszyła. W milczeniu opuściłyśmy prawie pusty parking. Od czasu do czasu zerkałam jedynie w lusterko. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Nie rozumiałam dlaczego Niall mi, to robi? Przecież się kochaliśmy, byliśmy sobie bliscy, aż do teraz. Powoli zaczęłam, żałować tego, że namówiłam go, by poszedł na casting do X Factora. Pieprzona Sadie. S u k a- chodziło mi po głowie. Jak mogłam w to wierzyć, że taki typ jak ona, nie będzie, chciała odbić mi chłopaka. To była tylko kwestia czasu. A ja głupia, sądziłam, że Horan się jej nie oprze. I jak tu mieć o facetach dobre zdanie? Są jak psy. Ślinią się do każdej innej.
    - [T.I], powiesz mi, co się stało?- z zamyślenia wyrwała mnie moja przyjaciółka.
    - Niall obściskiwał się z tą jędzą. Rozumiesz? Całowali się, jak gdyby nigdy nic, a ta szmata jeszcze się do mnie chamsko uśmiechała. Nienawidzę jej- szlochałam, próbując pozbyć się negatywnych emocji.
    - Spokojnie- próbowała mnie pocieszyć.- Jestem pewna, że da to się jakoś wyjaśnić. Przecież Niall by Cię nie skrzywdził. Kocha Cię. Słyszałam to od niego miliony razy.
    Przecież Niall by Cię nie skrzywdził- te kilka słów, chodziło mi po głowie.
    - Ale to zrobił- powiedziałam dobitnie.
    - Może to ona go pocałowała. Skąd wiesz?- mówiła opanowanym głosem. Podziwiałam ją. Ja w takiej sytuacji nie potrafiłam zachować zimnej krwi. Czułam się tak bezradnie, nie mogąc nic zrobić.- Tak swoją drogą, jestem pewna, że teraz próbuje się do Ciebie dodzwonić. Wysyła Ci miliony smsów, prosząc o twe wybaczenie. Sprawdź telefon- poleciła.
    To byłoby do niego podobne. Niall zawsze wysyłał mi mnóstwo wiadomości. Czasami, gdy się posprzeczaliśmy, najpierw dostawałam od niego kilka smsów, a chwilę potem wchodził do pokoju z wielkim bukietem, czerwonych róż, które tak uwielbiałam. Wtedy miał mnie. Wystarczyło mi kilka sekund, jeden szczery uśmiech, błękit jego oczu i byłam jego. Dosłownie, w takich momentach mógł ze mną zrobić wszystko. Byłam w nim po uszy zakochana. Zresztą nadal szalałam na jego punkcie. Pragnęłam by był tu przy mnie, a nie w światowym show z pieprzoną Sadie w jednej garderobie. Te ich próby do programów na żywo mogły być naprawdę ,,ciekawe”...
    - Sprawdź telefon- ponowiła dziewczyna.
    - Nie mam ochoty- mruknęłam.
    - [T.I] zostać dzisiaj z Tobą na noc?- spytała, kiedy dojeżdżałyśmy już pod mój i Nialla dom.
    - Możemy pojechać do ciebie?- zapytałam.
    - Nie ma problemu- oznajmiła i skręciła w przeciwną ulicę.- Jak myślisz, co teraz będzie? Pojedziemy na finał?
    - Nie wiem- wzruszyłam obojętnie ramionami.- Mamy jeszcze cały tydzień- odpowiedziałam, ale w głębi duszy znałam już odpowiedź. Mimo tego, co się stało, nie mogłam zawieść Nialla, w tak ważnym dla niego odcinku. Szczerze mówiąc, liczyłam, że do tej pory już się wszystko wyjaśni.

Tydzień później. Dzień finału.

Kochanie, wiem, że to odczytasz.
Proszę Cię, przyjedź...
Bez Ciebie mi się nie uda :(
Wszystko Ci wyjaśnię. Obiecuję!
Twój Niall <3

Obudziłam się, gdy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. To już dzisiaj, sobota- wielki finał. Nie musiałam się nawet domyślać, kto jest nadawcą sms'a. Spojrzałam na wyświetlacz, odblokowałam ekran i spostrzegłam wiadomość od Nialla. „Jakże by inaczej”, pomyślałam. Chłopak już od tygodnia próbowała się ze mną skontaktować. Za każdym razem zrywałam połączenie. Dzisiaj jednak nie mogłam się z nim, nie zobaczyć. Obiecałam mu kiedyś, że będę go wspierać do końca jego przygody w X Factorze. I tak jak postanowiłam już wcześniej, wraz z [I.T.P] pojedziemy na finał programu.
Miałam jeszcze dużo czasu, by się przygotować. Nie chciałam jednak odkładać wszystkiego na ostatnią chwilę. Ubrałam się, zjadłam śniadanie, a następnie z moją przyjaciółką udałyśmy się na krótkie zakupy i do fryzjera. Musiałam wyglądać olśniewająco. Chciałam by blondyn, zwrócił na mnie uwagę. I chyba założony przeze mnie cel, miał szanse się powieść.
    -[T.I] jesteś gotowa?- usłyszałam głos brunetki.
    - Tak- powiedziałam, powoli się denerwując.
    - Wszystko się ułoży, zobaczysz- szepnęła i obie wsiadłyśmy do jej auta. Droga do studia , zleciała mi naprawdę szybko. Byłam w szoku, że tak prędko, udało nam się przemknąć głównymi ulicami. Zabrałam torebkę z samochodu i powoli ruszyłyśmy w kierunku drzwi wejściowych. Kolejka sprawiała wrażenie ogromnej. Wydawało mi się, że nie uda nam się wejść na czas. Na szczęście myliłam się. W porę zajęłyśmy miejsca w pierwszym rzędzie.
    Chwilę później rozbrzmiały głośne owacje i na scenie pojawił się prowadzący, a tuż za nim kroczyli jurorzy wraz ze swoimi podopiecznymi. Dopiero wtedy, dotarło do mnie, że to finał. A Niall stał przed olbrzymią szansą. Według mnie był najlepszy!
    - Niallek- pisnęłam, zaciskając mocnej kciuki. Musi mu się udać- powtarzałam, coraz bardziej podekscytowana. Wierzyłam, że da radę i zrówna konkurencję z ziemią. W pewnym momencie miałam wrażenie, że chłopak wypatrzył mnie wśród publiczności, bo szerzej się uśmiechnął, tak jakby odetchnął, a policzki delikatnie zaróżowiły.
    Zgodnie z regulaminem uczestnicy musieli wykonać po trzy utwory. Pierwsza była Sadie, która samą swoją obecnością wywoływała u mnie wstręt. Następny był bodajże Martin Smith. Wiedziałam, że to pomiędzy nim, a Horanem dojdzie do decydującego starcia. Brunet skończył, a na scenie pojawił się Niall. Usłyszałam piski, głównie z damskiej części publiczności, gdy pierwsze dźwięki opuściły jego krtań.
    And I'm so sick of love songs
    so tired of tears
    so done with wishing you were still here
    said I'm so sick of love songs so sad and slow
    So why can't I turn off the radio.

Jego wykonanie piosenki Ne-Yo wzbudziło zachwyt nawet u jurorów. Byłam naprawdę dobrej myśli. W czasie przerwy nie mogłam już usiedzieć na miejscu. Wstałam ze swojego miejsca, starając się dostać do garderoby Horana. Byłam już prawie na miejscu, gdy zatrzymał mnie ochroniarz.
    -Przykro mi, nie mogę tutaj nikogo wpuścić- oświadczył.
    -Mój chłopak jest finalistą tego programu. Niall Horan. Na pewno go pan kojarzy. Chciałabym się z nim spotkać przed ostatnią piosenką...
    - Wykluczone- ponowił.
    - Charlie, wpuść ją- usłyszałam za sobą jego głos.- Obejrzy ostatnie występy za kulisami- uśmiechnął się i wskazał bym udała się za nim.
    - Masz u mnie dług- odparł mężczyzna i zniknął za drzwiami.
    - Ślicznie wyglądasz- oznajmił chłopak, wpatrując mi się prosto w oczy.
    - Dzięki- mruknęłam, lekko speszona. Jedno zdanie, a sprawiło mi wiele radości. To nie było fair. Niall zawsze bez żadnego problemu, potrafił owinąć mnie sobie wokół paluszka. Wystarczyły dwa słowa, a czułam, że moje nogi delikatnie uginają się.
    - [T.I]- zaczął niepewnie. W tej chwili wiedziałam już, co będzie chciał powiedzieć. Nie musiałam się nad tym nawet zastanawiać.- Tak bardzo Cię przepraszam. Nie chciałem, żebyś przeze mnie cierpiała. Naprawdę nie mam pojęcia jak do tego doszło. Nie sądziłem, że Sadie mnie, pocałuje. To... To wszystko mnie przerosło. Ja chcę już wrócić do domu, do Ciebie... Proszę daj mi szansę. Zacznijmy od nowa. Miejmy czystą kartę.
    - Jak to chcesz wszystko zacząć od nowa?- zdziwiłam się, próbując się troszeczkę z nim podroczyć.
    - Cześć. Jestem Niall Horan. A Ty to [T.I] [T.N], tak?- podał mi rękę, tak jakbyśmy dopiero zaczynali naszą znajomość.
    - Zgadza się- stwierdziłam, odwzajemniając gest i posyłając mu szczery uśmiech.
    - A więc chcesz oglądać występ zza kulis czy raczej odprowadzić Cię na trybuny?
    - Chyba zostanę- zaśmiałam się i przytuliłam się do niego.
    - Dzięki, że jesteś- odparł zacieśniając nasz uścisk.- Kocham Cię- wyszeptał, a chwilę później pobiegł na scenę.
    „Ostatni występ. Ostatnia szansa, by przekonał do siebie widzów”, pomyślałam, kurczowo trzymając kciuki. Dla mnie i tak był już wygranym!
    Kiedy zbliżał się czas ogłoszenia wyników, czułam rosnące zdenerwowanie.
    - Panie i Panowie, w tej chwili zakończyliśmy zliczanie głosów- popłynęło z głośników.- Jestem strasznie ciekawy, kto w tej edycji wygra. Wy też?- dopytywał, a napięcie wciąż rosło.
    - No już, dalej...- mruknęłam pod nosem.
    - Trzecie miejsce zajmuje.... Sadie- usłyszałam i momentalnie, ulżyło mi. Teraz mogło być już tylko lepiej.- A zwycięzcą tegorocznej edycji programu X Factor jest... Martin Smith. Wielkie brawa dla niego i pozostałych finalistów- leciało z głośników.
    ,,Czasami trzeba nauczyć się przegrywać”, nasunęły mi się na myśl słowa mojej mamy. I chyba miała rację. Nie zawsze powinno się wygrywać. Czasami trzeba odpuścić i powalczyć o coś innego, ważniejszego, o coś tak wielkiego i wspaniałego jak m i ł o ś ć!
                                                                                                            MissPotatoe
     
    Witajcie kochani!
    Dzisiaj pojawia się imagin z Niallem. Zdaję sobie sprawę, że ta seria po raz ostatni pojawiła się w marcu, z czego mi wyjątkowo głupio, ale należała ona do HazzGirl. I dopiero niedawno byłam w stanie "zmierzyć" się z tym opowiadaniem. Nie powiem, zadanie miałam bardzo ciężkie, zresztą tak samo jak w przypadku imagina z Harrym, którego ja dokańczałam. Hmm jestem ciekawa jak oceniacie moją pracę. Nie miałam za bardzo pomysłu jak to zakończyć, więc postanowiłam, że ta część będzie już tą ostatnią. Mam tylko nadzieję, że ten imagin jest znośny i jakoś ujdzie w tłoku. Poproszę, Misiaczki o szczere opinie, dobrze? Będę jak zawsze wdzięczna.
    Co do konkursu, wydaje mi się, że koło niedzieli albo poniedziałku pojawią się pierwsze miejsca na podium :)
    conajmniej 25 komentarzy= nowy imagin ! ! !
    Kooooocham <3 

wtorek, 17 czerwca 2014

#107 Liam cz.3

                                                                     Liam cz.1
                                                                     Liam cz.2



Minęło już miesiąc odkąd jakimś zrządzeniem losu spotkałam się z Liamem. Może to zabrzmieć niewiarygodnie, a może banalnie, ale nigdy wcześniej nie czułam się tak szczęśliwa, nigdy wcześniej nie śmiałam się tak często, nigdy wcześniej nie byłam zakochana... Więc już mogę to oficjalnie powiedzieć? Że za każdym razem gdy na mnie patrzy, gdy dotyka, gdy całuje czuję motylki w brzuchu? Wszystko to jednocześnie napawa mnie optymizmem, jak i nieustającym, wręcz narastającym lękiem. Dlaczego? Jestem pewna, że to nie może trwać wiecznie, że zaraz coś się zepsuje. Boje się, że moja radość może dosłownie za moment ukryć się za przerażającym koszmarem, który tylko czyha na odpowiedni moment by zaatakować. Za koszmarem, który jest tuż tuż. Czuję, że stanie się coś złego. Każdego dnia budzę się z przekonaniem, że właśnie dziś skończy się ta sielanka... Codziennie mam koszmary, o których zapominam w ciągu dnia, gdy jestem z nim. Powracają gdy leżę sama w łóżku, owita ciemnością nocy. Oglądam się za siebie gdy idę ulicą, jakby to zło było człowiekiem, który ciągle mnie obserwuje. Wiedziałam jednak, że to moja podświadomość, która wie więcej niż inni. I to, że moja tajemnica już niebawem musi wyjść na jaw. A skoro to się już stanie to zostanę sama. To dlatego chcę to zatrzymać dla siebie. Wiem, że nie mogę tego ukrywać w nieskończoność, bo z każdym dniem ujawnia się to coraz bardziej. Boję się.
         Otworzyłam oczy, mocno zaciskając ręce na pościeli pachnącej lawendą. Znów koszmar, były coraz częstsze. Nie było już nocy, w której nie obudziłabym się płacząc, albo z przerażeniem obserwując pokój, próbując odróżnić rzeczywistość od snu. Spojrzałam na zegarek, było pięć po siódmej. Czyli jednak dziś spałam dość długo. Przeciągnęłam się na łóżku i wstałam. Kiedyś tego nienawidziłam, teraz wręcz kochałam tą rutynę. Dopóki mogłam jeszcze jej smakować. Poszłam do łazienki wykonując poranną toaletę. Potem weszłam do naszego kuchnio-jadalnio-salonu. Mieliśmy mały dom, ale zdążyłam tak w niego wsiąknąć, że nie wyobrażałam sobie innego miejsca do życia. Ucałowałam mamę w policzek. I siadłam do stołu czekając na kanapki, które rodzicielka już kończyła robić. 
-Jak się czujesz?-zapytała patrząc na mnie oczami pełnymi rodzicielskiej troski.
-W porządku. Przespałam dziś całą noc.-uśmiechnęłam się do niej.
-To dobrze. Wychodzisz dziś gdzieś z Liamem?- postawiła przede mną talerz z kanapkami.
-Jeszcze nie wiem.-posłałam jej niewinne spojrzenie.
-Kiedy mu powiesz?-zapytała. Wiedziałam, że dalej będzie drążyła temat.
-Nie wiem, może jutro...-zawahałam się.
-Mówisz to już od dwóch tygodni. Wiesz, że ma prawo wiedzieć.-tym razem była nieco surowsza, ale nie miałam jej tego za złe. Miała rację.
-Wiem.-spuściłam głowę-Boję się jego reakcji.-cicho przyznałam.
Mama już nic nie powiedziała, tylko mnie do siebie przytuliła i ręką delikatnie potarła ramiona.
-Trzymaj się. Idę już do pracy. Będę po południu.
-Okej.-powiedziałam i w milczeniu skończyłam jeść śniadanie.
       Weszłam do szkoły wzrokiem szukając Rachel. Od czasu listu nic się nie zmieniło. Nadal byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Może wszystko to dlatego, że nikt nie wie o mnie i Liamie? Najdziwniejsze jest to, że to jego pomysł. To on nieustannie nalegał, abyśmy nikomu o tym nie mówili. Nie potrafię go zrozumieć, mówi ciągle o moim dobrze. Ale ja chcę. Chcę czuć jego ciepłą rękę na talii gdy będę kroczyła korytarzem, chce by się na nas patrzyli, chcę by wiedzieli. Ale nie udało mi się go przekonać. Jest zawsze taki czuły, miły. Jednak gdy tylko poruszę ten temat staje się oschły i nieuległy. Coraz bardziej wypełnia mnie przeczucie, że on się mnie wstydzi, że kieruje się swoją (i tak nie najlepszą) reputacją, a nie moim dobrem. To mnie boli, bo zawsze wyobrażałam sobie związek jako coś czym ludzie chcą się chwalić, a nie jak coś co trzeba ukrywać przed światem. Pamiętam jak tydzień temu szliśmy z Liamem przez park. Widziały nas dwie dziewczyny ze szkoły. Payne wpadł w panikę, nie pokazał się następnego dnia w szkole. Było mi trochę przykro. Ale tego dnia wszyscy mówili o mnie i o jakimś tajemniczym chłopaku. Chciało mi się śmiać na ich ślepotę. Wystarczy, że Liam zmienił ubrania i założył przeciwsłoneczne okulary, a już go uważali za przystojnego nieznajomego. Byli tacy  nic nie widzący, zapatrzeni tylko w to co znajome. Obawiałam się, że też bym taka była, gdyby nie on. Mam wrażenie, że dzięki niemu stałam się lepsza osobą. A może to zasługa mojego obecnego podejścia do życia? Sama już nie wiem, ale się zmieniłam, bardzo. 
         Było jeszcze kilka minut do dzwonka. Przechodziły obok mnie te dziewczyny.
-No pochwal się, kto to był?- jedna niemal piszczała z podniecenia.
Skrępowana przełknęłam ślinę. Co mam im powiedzieć? I tak nie uwierzą...
-Przestań.-odezwała się druga-pewnie to zwykły przechodzień, a teraz ona udaję taką ważną.
-Wcale nie-zaprzeczyłam, nagle ogarnęła mnie dziwna chęć udowodnienie wszystkim jak jest naprawdę.
-To Liam.-przyznałam nieco odważniej.
Wokół zgromadziło się już kilka osób ale ciągle dochodzili nowi. W tłumie wychwyciłam jego sylwetkę. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, delikatnie kręcąc głową. Jakby chciał powiedzieć, że popełniłam najgorszy błąd w życiu. Nagle cała moja pewność siebie gdzieś się ulotniła. Poczułam się jak jak w pułapce.
-Jaki Liam?- w końcu ktoś odważył się o to zapytać. Jeszcze się nie domyślili, on tego nie chcę, a ja? Co mam teraz powiedzieć? Czemu zaczynałam ten idiotyczny dialog?
-Pewnie kłamie.-ktoś zaczął do kogoś szeptać. Spotkało się to z kolejnymi kilkoma pomrukami wyrażającymi zgodę.-Tak, na pewno. 
Poczułam jak wszystko wiruje mi przed oczami. Czułam się beznadziejnie, czułam jakbym rzeczywiście ich wszystkich okłamywała. Najgorsze było to, że on zaczął się wycofywać. Jakby to w ogóle go nie interesowało, jakby go nie dotyczyło. W kącikach moich oczu pojawiły się łzy. Ten który mówi, że jestem dla niego ważna teraz tak po prostu się odwraca? Odchodzi? Zostawia mnie z tym wszystkim samą? 
-Liam!-krzyknęłam, chwilowe załamanie zastąpiła złość. Spojrzałam się w jego kierunku, a za mną wszyscy inni.-Tak, chodzi o niego.-wskazałam jego sylwetkę, skuloną, jakby się bał. Zaczął kręcić przecząco głową.
Wszyscy spoglądali to na mnie, to na niego jakby chcieli odkryć, czy mówię prawdę. Mierzyłam go wzrokiem, od góry do dołu, chciałam wywołać w nim poczucie winy, ale on nie patrzył na mnie, tylko na podłogę. Zakuło mnie serce. Mój ideał nie istnieje. Spojrzałam po wszystkich uczniach. Spojrzałam na Rachel, która patrzyła na Payna z niedowierzanie, z otwartą buzią. Wyglądała komicznie i gdyby nie sytuacja w jakiej się znalazłam na pewno bym się uśmiechnęła na jej widok. Zamknęłam oczy i błagałam w duchu, by to wszystko zniknęło, żebym została sama i mogła popłakać. Poczułam ogarniającą mnie samotność, nieprzeniknione poczucie smutku. Przechyliłam głowę w bok, próbowałam się uśmiechnąć, obrócić to w żart, ale już nic nie dało się zrobić. Nagle ktoś głośno zaczął się śmiać, Chris. 
-Świetne przedstawienie, w życiu się tak nie ubawiłem.-po korytarzu roznosił się głuchy głos oklasków. Ale mi wcale nie było do śmiechu. Więc nadszedł koniec sielanki. Spodziewałam się go, ale nie w taki sposób. Chciałam walczyć póki miałam siły. Głupia ja nadal starałam się go jakoś usprawiedliwić za to zachowanie, nadal darzyłam go niezmiennym uczuciem.
-Liam, proszę, powiedz im.-niemal błagałam, mój głos załamywał się przy każdej możliwej okazji. Nie tamowałam już nawet łez, które powoli wyciekały z moich oczu.
Ale on tylko patrzył, mogłam domyśleć się, że cierpi tak samo jak ja, ale czemu nic nie mówi?
-Mówiłeś, że mnie kochasz, że ci na mnie zależy, że jestem ważna dla ciebie.-mówiłam z wyrzutami, coraz głośniej. Jego źrenice powiększały się z każdą sekundą. Zaległa grobowa cisza, a ja nie przestawałam, zaczęłam krzyczeć.
-Obiecywałeś, że mnie nie zawiedziesz! Że będziesz gdy będę cię potrzebowała! Mówiłeś, że jesteś szczęśliwy, że nie potrzebujesz niczego więcej oprócz mnie!
Dawałeś kwiaty! Chodziłeś na spacery! Zabierałeś mnie w swoje ulubione miejsca! Nic to dla ciebie nie znaczyło?! Więc po co? Czemu się mnie wstydzisz?! Czemu się wypierasz!?! Jesteś tchórzem, a to wszystko były kłamstwa, tak?-mówiłam jak histeryczka-Nigdy nikt mnie tak nie zranił! Nigdy nikt mnie tak nie upokorzył! -na koniec dodałam już o wiele ciszej-Nikt nie mówił że mnie kocha, tym samym mnie okłamując, nigdy na nikim się tak nie zawiodłam.
Łzy ciekły mi po policzkach, nikt nie odważył się nawet ruszyć, głucha cisza. Skończyłam. Czy mi ulżyło? Poczułam się jeszcze gorzej. Popatrzyłam raz jeszcze na cały tego powód. Też miał łzy w oczach, znów kręcił przecząco głową, jakby to co przed chwilą powiedziałam było jednym wielkim kłamstwem.
-[T.I]...-odezwał się cicho. Przeszły po mnie dreszcze tak jak zawsze gdy mówił.-To nie tak... 
Zakuło mnie serce. Popatrzyłam na niego ze wzgardą i miłością jednocześnie. Jak to możliwe, że po tym wszystkim, nadal w pełni nie wypełniała mnie nienawiść?
-Dupek!-krzyknęła Rachel zaszczycając go swoim wściekłym spojrzeniem, następnie podeszła do mnie obejmując ramieniem. Starła ręką łzy. Prawdziwa przyjaciółka. Jak mogłam w to wątpić? Przytuliłam się do niej.
-Dziękuję-szepnęłam.
-Chodźmy stąd zanim coś mu zrobię-uśmiechnęła się.
Już miałam się ruszyć, gdy znowu go usłyszałam.
-[T.I]! Kocham cię...-ostatnie słowa dodał nieco ciszej.
Pokręciłam ze smutkiem głową
-Właśnie to udowodniłeś.
-Spierdalaj stąd-odezwał się Christopher. Słowa skierował wprost do Liama. 
Rachel mnie objęła i razem ruszyłyśmy w kierunku sali biologicznej. Nagle poczułam czyjąś rękę na nadgarstku, to nie była drobna dłoń Rachel, ale ciepła duża, którą tak doskonale znałam, która już tyle razy błądziła po moich nagich ramionach, to była dłoń Liama. Pociągnął mnie lekko w swoją stronę. Przyparł do ściany, wszystko działo się tak szybko... Pocałował mnie. Pierwszy raz pocałował mnie na poważnie! Nie było to delikatne, ale nadzwyczaj odważne jak na niego, namiętne, pełne pożądania. Nawet samo muśniecie w policzek wywoływało miliony dreszczy, a teraz... Teraz dziękowałam w duchu za to, że mnie przytrzymuje, że opiera o ścianę, bo z pewnością bym upadła. Nie wiem ile to trwało, straciłam poczucie czasu. Jeden pocałunek zmienił we mnie wszystko. W ciągu kilku chwil mu wszystko wybaczyłam, udowodnił, byłam szczęśliwa. Całe to zdarzenie przerwał dzwonek zwiastujący pierwszą lekcję. Nic już nie będzie takie samo. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę, nie bardzo wiedząc co teraz. Chłopak spojrzał prosto w moje oczy i powiedział:
-Nigdy nie podważaj moich uczuć, bo nie wiesz jak ważna jesteś.
Serce zaczęło szybciej mi bić.
***
Spojrzałam na niebo z niepokojem. Chmurzyło się. 
-Liam, wracajmy, proszę.-Wtuliłam się w jego tors.
-Dopiero przyjechaliśmy, nie podoba ci się?-spytał nieco urażony.
-Jest pięknie, ale zaraz będzie padać i grzmi...-dodałam jakby to wszystko wyjaśniało.
-Boisz się burzy?-spytał z uśmiechem na ustach.
W odpowiedzi lekko pokiwałam głową. To wcale mnie nie śmieszyło, podczas burzy zginął mój tata, ale nic mu nie powiedziałam.
-Masz rację, pojedźmy...hmmm-zastanowił się-na pizze.. 
-Chcę do domu.-może brzmiałam jak mała, kapryśna dziewczynka, ale naprawdę jedyne czego pragnęłam to dom. 
-No dobrze, jak chcesz.-ucałował mnie w czoło.
Założył swoją kurtę na moje ramiona i wsiedliśmy na motocykl. Zaczęło kropić, by chwilę potem rozpadało się na dobre. Mnie ochraniała jego kurtka, ale jego koszulka była już całkowicie mokra. Nagle niebo się rozjaśniło, błysk. Zacisnęłam palce mocniej na jego koszulce, chyba wbiłam mu paznokcie w skórę, ale nie przejęłam się tym. Panicznie bałam się burzy i nie panowałam nad sobą. Chłopak lekko syknął z bólu, ale nic nie powiedział. Chwilę potem rozległ się głośny grzmot. Zaczęłam cicho płakać. Gdy wszystko się powtórzyło rozpoczęłam modlitwę, w głowie mając tylko obraz siebie jako małej dziewczynki wpatrującej się w okno. Jeszcze wtedy zafascynowanej takim niezwykłym zjawiskiem. Potem nagły, krótki telefon i nigdy niezapomniany rozpaczliwy okrzyk mamy, płacz. Przytulanie się do siebie i nieustanne powtarzanie, że wszystko będzie dobrze, jak mantra. Zamknęłam oczy i zaczęłam się lekko kiwać w przód i w tył. Tak jak wtedy mama uspokajała mnie jak i samą siebie. Po kilku okropnych minutach byliśmy na podjeździe otworzyłam garaż, by Payne mógł zaparkować i w pośpiechu weszłam do domu. Oparłam się o blat i zamknęłam oczy. Nabrałam powietrze i głośno je wypuściłam. Powtórzyłam kilka razy czynność. Muszę się jakoś uspokoić, serce kołatało mi niespokojnie. Spostrzegłam, że Liam patrzy na mnie zaniepokojony.
-Wszystko w porządku?-spytał niepewnie.
-Tak, przepraszam.-posłałam mu słaby uśmiech. Podeszłam do niego i chciałam się przytulić, ale jego mokro koszulka to uniemożliwiała. Spojrzałam w jego oczy i nagle naszła mnie wielka ochota, żeby go dotknąć. Nieśmiało się do niego przysunęłam i wyciągnęłam ręce. Delikatnie włożyłam je tuż pod koszulkę i powoli sunęłam w górę. Czułam się dziwnie podniecona. Moje palce poznawały jego ciało, skórę miał wilgotną, ale twardą od mięśni. Patrzył na mnie przymrużając oczy. Czy to możliwe, że obojgu nam dawało to tyle przyjemności? Wreszcie zakończyłam wędrówkę i zdjęłam z niego przemoknięty materiał. Wstrzymałam powietrze obserwując jego unoszącą się i opadającą klatkę piersiową... Wyglądał... oszałamiająco. Nagle poczułam rumieńce, zawstydziłam się, ale to chyba normalne. Nigdy nie widziałam czegoś takiego, tylko w telewizji, a to zupełnie co innego. Nie miałam brata, w ogóle nie miałam rodzeństwa, mój tata umarł gdy byłam jeszcze malutka. Nie miałam takich widoków. Chłopak się uśmiechnął delikatnie widząc moje roztargnienie. Przygryzł wargę. Pewnie niecodzienny widok. Dziewczyna przygląda mu się w osłupieniu, widocznie nim oczarowana... Przełknęłam ślinę i szybko podniosłam z podłogi jego ubranie. Odwróciłam się i już miałam odnieść koszulkę żeby wyschła, kiedy spytał:
-Gdzie idziesz?-był zdecydowanie za blisko, tuż nad moim uchem poczułam jego świeży, miętowy oddech. 
-Yyyy, chciałam o-o-o-odnieść bluzkę...- Pierwszy raz w życiu się jąkałam!
-Zostaw-zabrał mi materiał z rąk i ponownie rzucił na podłogę. 
Zaczął obdarzać moją skórę swoim ciepłym oddechem. Zaczął od obojczyka i sunął w górę. Gdy poczułam gorąco na szyi cicho westchnęłam. Cholera, to było przyjemne! Zaczął delikatnie całować moją skórę, trwało to chyba całą wieczność ale nie narzekałam. Poczułam na skórze lekkie szczypanie. Podniosłam rękę i dotknęłam obolałego miejsca. Matko! Pierwszy raz w życiu mam malinkę! Wszystko jest takie nowe, inne, wspaniałe. A ja się z tego cieszę jak małe dziecko! Czy to normalne? Mimo że nadal byłam do niego odwrócona tyłem, wiedziałam, że się uśmiechał. Zawstydziłam się trochę, nie pozwolił jednak bym długo nad tym rozmyślała, bo obrócił mnie w swoją stronę i zaczął składać soczyste pocałunki już na moich ustach. Nagle przyjemność przerodziła się w pożądanie. Palące, wyczuwalne, fizyczne. Objęłam rękami jego szyje, a nogi oplotłam wokół jego bioder. Sprawnie mnie podniósł nie przestając całować. Weszliśmy do mojego pokoju, choć nie ukrywam, że nie wiem jak. Jestem tak tym wszystkim oszołomiona, że nie wykonałabym chyba samodzielnie żadnego kroku. Chwilę później delikatnie ułożył mnie na łóżku. Nieustannie składał pocałunki na mojej skórze. Potem zdjął koszulkę. Zarumieniłam się, znów ten brak doświadczenia. Ale uśmiechnęłam się. Mimo lekkiego napięcia cieszyłam się z tej chwili. Jeżeli miałam przeżyć swój pierwszy raz, to tylko z nim. Jego włosy łaskotały mnie w brzuch, kiedy przeniósł swoje usta właśnie tam. Nagle zdałam sobie sprawę, że nie możemy tego zrobić, póki on nie wie. To byłoby nie fair. Z niechęcią i nutką podniecenie w głosie rozkazałam:
-Stop.-ale głuchy na moje słowa Liam, nie przestawał.
-Liam, proszę, przestań...
Dopiero wtedy moje słowa do niego dotarły, spojrzał na mnie przepraszająco. 
-Za szybo, tak? Przepraszam,  tak bardzo przepraszam- zaczął szybko wstawać z łóżka. Usiadł na fotelu obok i ukrył twarz w dłoniach ciągle powtarzając „przepraszam”.
Chciałam jak najszybciej przerwać jego poczucie winy
-Liam, to nie twoja wina, ja... ja po prostu muszę ci coś powiedzieć.
Podniósł głowę i się uśmiechnął. Litości! Z czego on się znowu cieszy?
-Jesteś dziewicą?-raczej stwierdził niż zapytał. Jego ton był irytująco radosny.
-Tak. Nie. Tak.- wylałam z siebie potok słów.
-To znaczy tak.-zarumieniłam się- Ale nie to chciałam ci powiedzieć.
Spojrzał na mnie, ale z jego twarzy nadal nie znikał uśmiech.
Nagle usłyszałam ruch za drzwiami. Do pokoju weszła mama. Spojrzała na półnagich mnie i Liama. Zawstydziłam się jeszcze bardziej, niż chwilę przedtem, Payne chyba też. 
Mogę spytać co wy robicie?-zapytała z uśmiechem na ustach rodzicielka. 
-Ja... to znaczy my... -usilnie próbowałam wytłumaczyć tą sytuacje.
Liam powiedział:
-Proszę pani, my suszymy koszulki.
Moja mama wybuchła głośnym śmiechem, a po chwili dołączyliśmy do niej również ja i Liam. Kocham ją.
-No to nie przeszkadzam w takim razie, tylko chciałabym przypomnieć, że twoja bluzka leży na podłodze w kuchni.-puściła oczko Liamowi i wychodząc westchnęła-Oj dzieci, dzieci...
Wymieniliśmy się spojrzeniami z Liamem. Po krótkiej ciszy chłopak się odezwał:
-To co chciałaś mi powiedzieć?
-Powiem ci jutro. 
Wstałam, podeszłam do niego i jeszcze raz go pocałowałam. Oddając całe uczucie jakim go darzyłam. Zawsze nasze pocałunki były wyjątkowe, ale ten był inny, najważniejszy. Ten miał być tym ostatnim...
Gdy Liam wyszedł zaczęłam płakać. Tak, to było ten ostatni raz...

                                                                                                             Foreverdirectioners

 
Jakoś nie potrafię pisać dłuższych części... Zdaje mi się, że z każdą kolejną Liama pogrążam się coraz bardziej... Ugh chcę to już skończyć bo wiem jakie jest beznadziejne. 
Starałam się jak mogłam, ale ten pomysł chyba od początku był okropny. Najchętniej już bym to skończyła, ale no właśnie,... jakoś muszę to zakończyć. Obiecuje że to już tylko jedna część oprócz tej. Buziaki :*** ~ Foreverdirectioners
Hej kotki, tu MissPotatoe. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie ta część jest naprawdę boska i dłuuuuga :* Chyba zasługuje na sporo komentarzy :D Niestety z doświadczenia wiem (chociaż nie mam pojęcia czemu tak się dzieje) pod Liamem zawsze jest mało opini :( Udowodnicie, że jednak się mylę? Dacie radę dobić do 25 kometarzy???
Liczę na conajmniej 20 kom, aby pojawił się nowy imagin :* Kotki, wierzę w Was!!! <3

piątek, 13 czerwca 2014

#106 Louis cz.11


 Louis cz.8
                                                                Louis cz.9

Louis cz.10




    | oczami Louisa|
    Gwałtownie się poderwałem, ledwo łapiąc oddech wśród białej pościeli, w którą dziwnym sposobem, byłem wplątany. Miałem problem, by wydostać się spod materiału. Czułem się lekko skołowany, a głowa nie dawała mi o sobie zapomnieć. W końcu jednak udało mi się wyplątać zza ciepłej powłoki.
    - Uff...- siedziałem z dłońmi opartymi o materac. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, dokładnie lustrując każdy jego fragment. Na szczęście byłem u siebie. Mój pokój. Moje mieszkanie. Ale co do cholery się wczoraj stało? Porozrzucane ubrania, niedbale leżały na podłodze. Miałem zły sen? Alkohol, wyznanie [T.I], spotkanie z Christiną. Boże, ale co było później? Nie miałem pojęcia, co mogło się dalej wydarzyć. Jak w ogóle wróciłem do domu? Byłem na tyle trzeźwy i przytomny by wsiąść za kółko i przejechać pół miasta?
    Powoli wstałem z łóżka. Czułem się jak wrak człowieka. Moja głowa bolała niemiłosiernie. Skronie pulsowały. W końcu poszedłem do łazienki, by obmyć twarz. W moim stanie wydawało się to konieczne. Zimna woda spowodowała, że część wspomnień, zaczęła powracać. Starałem się odtworzyć swoją noc.
    Christina przypiera mnie do ściany. Ściemnienie. Rozpina mi spodnie. Ściemnienie. Zdejmuję koszulkę. Ściemnienie. Całujemy się do utraty tchu. Ściemnienie. Prawie nadzy rzucamy się na łóżko. Ściemnienie. Pieszczę jej uda, gdy ona je rozchyla. Jęczy moje moje imię. Ściemnienie. O cholera!
    Wszystko zaczęło powracać.
    Zaczęliśmy się kochać, a ja miałem wrażenie, że przy mnie jest [T.I]. Dotyka mnie, czule patrzy się w oczy. Ta wizja stawała się tak realistyczna, że wreszcie w nią uwierzyłem.
    - [T.I], kochanie. Jesteś niesamowita- szepnąłem, nie kontrolując swoich myśli.
    Wtedy Christina poderwała się. Zaczęła krzyczeć i zwyzywać mnie od najgorszych. Usłyszałem, że jestem skończonym idiotą i natychmiast mam spieprzać z jej domu i nigdy więcej się tu nie pokazywać. Padało wiele więcej ostrzejszych słów. Doszło nawet do rękoczynów. Dziewczyna spoliczkowała mnie.
    Ubierając się w pośpiechu, opuściłem jej dom. Pragnąłem się napić. Miałem ochotę zatopić wszystkie swoje smutki w pełnych kieliszkach wódki.
    Pomieszałem chyba wszystkie możliwe alkohole. Rum, whiskey, gin z tonikiem, szampan i tak w kółko. W końcu nie mogłem już usiedzieć na miejscu. Ktoś, najprawdopodobniej kelner, zamówił taksówkę. Może był to ktoś znajomy? Nie mam pojęcia. Jedyne, co teraz wiem, to fakt, że mam ogromnego kaca i dziewczyna, w której się zakochałem ma mnie w dupie. Dosłownie.
    Jeszcze raz przemyłem twarz, wyszczotkowałem porządnie zęby i opuściłem łazienkę. Nie miałem ochoty pojawiać się na razie w szkole. Zresztą nie byłem pewny, czy bym do niej dotarł w tym stanie.
    Najgorsze jednak były wspomnienia, które powróciły. Nie należały one do najprzyjemniejszych. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, co tak naprawdę się wczoraj wydarzyło. Nie mogłem uwierzyć, że [T.I] tak mnie potraktowała. Cholera! Dlaczego wszystkie kobiety muszą być tak skomplikowane?!

| Twoja perspektywa|

    -Mamo, wychodzę- zawołałam, biorąc torbę i opuszczając przedpokój.
    Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty iść do szkoły. Bałam się spotkania z Louisem. Nie chciałam, żebyśmy się zobaczyli. To mogłoby, nie skończyć się dla mnie zbyt dobrze. Tym bardziej po tym jak go potraktowałam. Naprawdę nie rozumiałam siebie. Czasami zachowywałam się jak mała dziewczynka, która nie chce się w nikim zakochać. Nie przyjmuje takiego uczucia do siebie . Oddala je jak tylko może. Kiedy to dojrzeje, odrzuca je. Stara się udowodnić samej sobie, że na razie nikt, nie jest jej potrzebny do szczęścia. I chyba właśnie w tym tkwił mój błąd.
    Na siłę, próbowałam sobie wmówić, że Louis jest tylko moim znajomym ze szkoły, gdy to nie było prawdą. Zbliżyliśmy się do siebie. Nasze relacje znacznie wykraczały poza zwykłą znajomość. Teraz, gdy się o tym przekonałam, musiałam go odzyskać. Chociaż spróbować.
    - [I.T.P]?- zaczęłam, widząc dziewczynę na przystanku.
    - Hej, [T.I]!- odkrzyknęła, machając mi.-Wszystko w porządku? Ostatnio rzadko, kiedy jesteś w szkole...
    - Tak, wszystko ok- zawahałam się. Nie byłam pewna czy powinnam powiedzieć jej prawdę. W końcu jednak zaryzykowałam.- Znaczy nie- odpowiedziałam, mrużąc oczy.
    - Co się stało?- zapytała przerażona.
    - Pomożesz mi w jednej rzeczy? Będę Ci ogromnie wdzięczna- rzuciłam szybko, posyłając jej niepewny uśmiech.
    - Pewnie- oznajmiła, po chwili zastanowienia.- Mam tylko nadzieję, że nie wpakowałaś się w zbyt duże kłopoty.
    - Nie jest tak źle- zaśmiałam się.- Musisz mi tylko pomóc, odzyskać jednego chłopaka.
    - Louisa?- dopytywała. Cholera skąd ona to wiedziała? Naprawdę aż tak dało się to zauważyć, że oboje czujemy coś do siebie. Czy może to był najzwyklejszy strzał?!
    - Skąd wiedziałaś?
    - Kochana, domyśliłam się już dawno. Widziałam jak na Ciebie patrzył. Miałam wrażenie, że pochłania Cię wzrokiem. Zresztą mniejsza z tym- wzruszyła ramionami.- Jak mam Ci pomóc?
    - Mam jeden pomysł. Potrzebuję tylko jakiegoś sprayu- uśmiechnęłam się w jej kierunku.
    - W takim razie jedziemy do miasta, a nie do szkoły- oświadczyła i obie udałyśmy się w stronę następnego przystanku.
    - I jesteś pewna, że to zadziała?- spytała się po chwili.
    - Mam nadzieję. Muszę go jakoś odzyskać.
                                                                                                    MissPotatoe

Cześć koteczki! Już na wstępie przepraszam za słabą jakoś tego imagina. Pisałam go dzisiaj w drodze powrotnej z zielonej szkoły, a wcześniej nie znalazłam jakoś na niego czasu. Jest jaki jest :P Niestety, niezbyt mi się podoba i nie należy do najdłuższych! :((
Pewnie zastanawiacie się, co odwala [T.I]? Czemu jest taka dziwna? Najpierw mówi, Louisowi o ,,zakładzie" , a teraz chce go odzyskać :P Nie będę dłużej przynudzała...
Dzisiaj wyjątkowo wystarczy mi conajmniej 20 komentarzy, by pojawił się nowy imagin!!!
PS Przypominam o konkursie, w którym warto wziąć udział :** !!!

sobota, 7 czerwca 2014

#105 Zayn cz.1






Moje długie, kręcone, jasne włosy bezwładnie opadły na ramiona. Utkwiłam nieobecny wzrok w drzwi wejściowe. Zamrugałam szybko powiekami, jakbym chciała odgonić od siebie wszystkie niepotrzebne myśli i pociągnęłam za klamkę. W moje nozdrza wdarł się zapach gotowanych w stołówce przysmaków. Obiegłam spojrzeniem wokół i zdałam sobie sprawę, że to właśnie tu będę codziennie przychodziła przez kolejne kilka lat. Odgarnęłam kosmyk włosów, który niechciany opadł na moją smukłą i bladą twarz. Był początek marca, a ja zaczynam nową szkołę. Przeprowadzka w tym czasie to nie najlepszy pomysł, ale moi rodzice nie wzięli pod uwagę faktu, że jeszcze się uczę. Tak więc można powiedzieć, że dziś zaczynam nowy rozdział w życiu.
Miałam pewne obawy co do nowych doświadczeń, ale uważałam, że moje optymistyczne podejście do życia pomoże mi przezwyciężyć wszelkie napotkane trudności. Chciałam szybko zaaklimatyzować się w nowym miejscu i bez problemów rzucić się w wir szkolnego życia. Ruszyłam głównym korytarzem w stronę, w której zgodnie z mapką miał znajdować się sekretariat. Zazwyczaj byłam pewna siebie, ale w takich chwilach żołądek podchodził mi do gardła. Nie lubiłam nowych rzeczy, wolałam być otoczona znajomymi twarzami i przedmiotami.
-Dzień dobry.-uprzejmie przywitałam się z sekretarką.
-Dzień dobry.-odpowiedziała przyjaźnie starsza pani w okularach.
Chwilę potem wychodziłam z pomieszczenia obładowana regulaminem szkoły, planem zajęć, nową legitymacją, identyfikatorem i innymi niezbędnymi rzeczami. Sekretarka pomogła otworzyć mi drzwi bym bez problemu zdołała się przez nie przecisnąć. Podziękowałam grzecznie i skierowałam się w kierunku stołówki gdzie miała na mnie czekać niejaka Mercie Ford. Dziewczyna miała za zadanie oprowadzić mnie po szkole. Udałam się uprzednio do szafki, aby zostawić w niej niepotrzebne rzeczy. Gdy po włożeniu pliku kartek do szufladki odwracałam się, na swojej drodze napotkałam coś wielkiego i twardego. Moment później zorientowałam się, że zderzyłam się z jakimś chłopakiem.
-Przepraszam.-powiedziałam cicho, jakbym bała się konsekwencji. Chwilę potem poczułam na policzkach falę ciepła. Rumieńce. Delikatnie uniosłam twarz ku górze a moje oczy ujrzały przystojnego bruneta. Wpatrywał się we mnie uporczywie, tak jakby trochę gniewnie.
-Naprawdę nie chciałam...-próbowałam się tłumaczyć.
Chłopak powoli wypuścił z ust powietrze jakby pozbywał się całej złości.
-Już dobrze, aniele.-wzdrygnęłam na te słowa. Spojrzał na mnie rozbawiony.-Ale musi być jakieś zadośćuczynienie.
Na jego pełne usta wpłynął nieodgadniony uśmiech.
-Ja-jakie zadośćuczynienie?-jąkałam.
-No musisz jakoś wynagrodzić mi swój haniebny czyn.-Kilku towarzyszących mu kolegów zaśmiało się.
-Wspólny spacer jutro?-powiedziałam na jednym wdechu w napływie niespodziewanej odwagi. Tym razem nawet się nie zarumieniłam, teraz to po prostu był wypływ czerwonych krwinek na policzki. Piekąca twarz była cała gorąca. Nigdy w życiu nie byłam taka bezpośrednia. Moja babcia zawsze powtarzała, że to mężczyzna powinien wykonać pierwszy krok. Kobieta nigdy nie powinna się narzucać, nigdy nie powinna nigdzie nikogo zapraszać. Dotychczas trzymałam się tych rad, a teraz złamałam ich żelazną zasadę. Zaprosiłam chłopaka na randkę! Zapewne babcia spojrzałaby teraz na mnie z niesmakiem i dezaprobatą. Ale jej tu nie było. Obok znajdowała się jednak grupka rozbawionych chłopaków, która pogwizdywała i zachowywała się jak stado dzikusów. Brunet, któremu zaproponowałam spotkanie ciągle patrzył na mnie zdziwiony. Podrapał się po karku i odpowiedział:
-Zgoda, aniele.
Chwilę potem zniknęli za korytarzem, przedtem co chwila trącając się łokciami. Pozostałam sama mając w głowie tysiące myśli. Kilka minut później, gdy ochłonęłam poszłam do stołówki, gdzie licznie gromadzili się już uczniowie. Rozejrzałam się, nie wiedząc która z obecnych dziewcząt to Mercie. Moment jeszcze stałam w bezruchu przenosząc wzrok na kolejne osoby, kiedy dostrzegłam w rogu sali drobną szatynkę. Siedziała przy malutkim stoliku i energicznie machała ręką w moją stronę, wskazując przy tym wolne miejsce obok siebie. Ruszyłam w jej kierunku, by po chwili usiąść na niewygodnym krzesełku.
-Cześć jestem Mercie Ford.-uśmiechnęła się wyciągając w moim kierunku dłoń-Ty jesteś [T.I][T.N], prawda?
-Tak.-posłałam jej słaby uśmiech mając jeszcze w głowie sytuację sprzed kilku minut.
-Poczęstuj się.-wskazała na paczkę ciastek obok siebie.
-Nie, dziękuję. Nie jem słodyczy.
-No dobra. Nie będę cię zanudzała regulaminem bo pewnie i tak ci został wręczony. Podam tylko kilka podstawowych zasad. Po pierwsze: Nauczyciele są tutaj wymagający, ale idzie się z nimi dogadać. Pocieszeniem może być, że jest stuprocentowa zdawalność. Jeżeli chodzi o dane z zeszłego roku.-dziewczyna posłała mi pokrzepiający uśmiech.-Po drugie: wybierając dodatkowe zajęcia nie kieruj się zainteresowaniami, bo i tak uczą tego co na lekcjach. Wybierz raczej przedmioty z którymi masz problem żeby się poduczyć. No i najważniejsze: Pod żadnym pozorem nie zbliżaj się do Zayna Malika. Zrozumiano?- tym razem jej ton głosu był ostry, nie znoszący sprzeciwu. Po moim ciele przeszedł dreszcz.
-Dlaczego? Jak on w ogóle wygląda?
-Zayn jest niebezpieczny, a synonimem do jego imienia są kłopoty. Naprawdę, radze ci, trzymaj się od niego z daleka. Uwierz mi, że tak będzie dla ciebie lepiej.
-A jak wygląda?-niepewnie powtórzyłam pytanie na które nie uzyskałam poprzednio odpowiedzi.
-Hmmmm...-zastanowiła się-O właśnie wchodzi ze swoją świtą.
Mercie utkwiła wzrok w miejscu za moimi plecami. Dyskretnie obróciłam się i ja. Wtedy ujrzałam chłopaka z którym miałam przyjemność (lub nieprzyjemność) rozmawiać pół godziny temu. Chłopaka, którego zaprosiłam na randkę. Zbledłam a moje wnętrzności w jednej chwili zrobiły salto. Poczułam mdłości. W głowie wciąż krążyły jego słowa: „Zgoda, aniele”. Aniele? Ja mu pokażę anioła...a on? Kim jest? Diabłem?
Następnego dnia rano
Gdy tylko się obudziłam i wzięłam prysznic, stanęłam przed szafą. Nie chcę, żeby postrzegano mnie jako delikatną i kruchą istotkę, którą trzeba tylko głaskać żeby nic się jej nie stało. Nie. Chciałam wykreować się na niezależną i silną. Nie chciałam być aniołem, nie chciałam spotkać Zayna. Właśnie, Zayn...od rozmowy z Mercie to imię wywołuje u mnie lęk. Niebezpieczny? W jakim sensie? Odrzuciłam te myśli spoglądając na ciuchy na wieszakach. W większości dominowały pastele... Ufff na szczęście znalazła się czarna, prześwitująca koszula. Do tego założę ciemne dżinsy i czarne adidasy. Czy będę wyglądać w tym niewinnie? Mam nadzieję, że nie. Związałam włosy wysoko, na czubku głowy w koński ogon i ruszyłam do szkoły. Na miejscu starałam się odnaleźć w tłumie Mercie. Jak dotąd to jedyna osoba z którą rozmawiałam, nie licząc Zayna. Po kilku bezowocnych próbach dodzwonienia się do dziewczyny zrezygnowana usiadłam na ławce. Jeszcze raz obiegłam wzrokiem po zebranych na korytarzu uczniach i wtedy zobaczyłam jego. Miał na sobie czarne ubrania i ciemne trampki. Wyglądał mrocznie, tajemniczo. Gdy przechodził przez korytarz wszyscy schodzili mu z drogi. Każdy starał się go ignorować, nie patrzeć wprost. Ale nawet ślepy by dostrzegł, że każda osoba ze strachem wpatrywała się w niego i jego kolegów. Jeju! Co ja najlepszego zrobiłam? Pospiesznie wstałam, ostatni raz posyłając mu pełne lęku spojrzenie. Wtedy nasze oczy natrafiły na siebie. Niedbale zgarniając z ławki torebkę udałam się w kierunku łazienki. Już miałam otwierać drzwi, kiedy usłyszałam głos, na który moje ciało zareagowało gęsią skórką:
-Aniele?-cichy szept wydobywał się z ust, tuż przy moim uchu-Uciekasz przede mną?
Przełknęłam ślinę w nadziei, że niespodziewanie nadejdzie jakaś pomoc. Może Zayn po prostu się odwróci i odejdzie? Serce biło mi o wiele szybciej niż zwykle. Zaciskałam mocno ręce na torebce, tak, że zbielały mi kostki. Oblewała mnie na zmianę fala ciepła i zimna. Delikatnie, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów obróciłam się w stronę Malika. Z ulgą zauważyłam, że wiele osób z zaciekawieniem nam się przygląda. Zrobiło się niemałe widowisko. W pobliżu nie było towarzyszy chłopaka, przez co poczułam się trochę pewniej. Moje rozluźnienie i poczucie bezpieczeństwa nie trwało jednak długo. Zdałam sobie sprawę, że nikt nawet nie myśli o tym, aby przyjść mi z pomocą. Co więcej nawet dyżurująca nauczycielka nie interweniowała. Popatrzyła na mnie przepraszająco i spuściła wzrok. Poczułam się samotna. Nikt nie odważy się przeciwstawić Zaynowi. Kim on do cholery jest? Mogłam myśleć o nim dużo rzeczy, mogłam w głowie wymyślać różne obelgi, mogłam układać różne scenariusze dla rozmów z nim. Ale gdy stanęłam z nim twarzą w twarz cała odwaga i pewność siebie gdzieś się ulotniły. Jedyne co czułam to lęk. Było jednak coś jeszcze. Czułam chore podniecenie, którego za wszelką cenę chciałam się wyzbyć. Niestety, nie potrafiłam. Uniosłam w górę powieki i spostrzegłam, że chłopak nadal oczekuje odpowiedzi na zadane pytanie.
-N-nie.-znów się zaczęłam jąkać. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.-Wcale nie, po-po prostu szłam do łazienki.
-Och aniele, nie potrafisz kłamać.
Jego dłoń powędrowała na mój policzek. Delikatnie przesunął po nim kciukiem. Wpatrywał się we mnie w milczeniu podobnie jak cała towarzysząca temu przedstawieniu widownia. Jego dotyk mnie palił jak ogień, a mimo to było mi zimno i pragnęłam tego ciepła. Wszyscy w pełnym napięcia oczekiwaniu obserwowali całą scenę. Sądzę, że niektórzy byli nią bardziej zaabsorbowani niż ja. Nie pomagała mi w tym wszystkim świadomość, że jestem zdana na samą siebie. Z moich rozmyślań wyrwał mnie zachrypły głos Zayna:
-Widzimy się dziś? Prawda, aniele?-na jego usta wtargnął uśmiech, który nie wróżył nic dobrego.
Nagle postanowiłam wyrwać się z tej osłony lęku, a z mojej krtani wydobył się głos, niezbyt przekonujący, a jednak:
-Mam inne plany.
Wszyscy łącznie ze mną w oczekiwaniu powstrzymali oddech. Wiedziałam, że moja nieśmiałość nie prowadziła do niczego dobrego. Musiałam jakoś przeciwstawić się tej chorej niemożności. Musiałam przestać tak mu ulegać, pokazać, że się go nie boje. Prawdą było jednak to, że czułam przed nim lęk. Jednocześnie chciałam wyrwać się z tej znajomości jak i zostać w niej jak najdłużej nie zważając na konsekwencje. Po dłuższej chwili chłopak podrapał się po karku, przeciągnął, jakby nic go to nie obchodziło. Potem zaśmiał się krótko, nic oprócz tego nie wskazywało, że jest wesoły. Wzdrygnęłam się na to zachowanie. Chwilę później Zayn ciągle się we mnie wpatrując powiedział:
-Aniele... to nie było pytanie. Ty nie masz tu nic do powiedzenia.
Zabrzmiało to tak jakby tłumaczył coś oczywistwgo małemu dziecku, które nic nie rozumie. Wzbierała we mnie złość, a w oczach pojawiły się łzy. Były one wynikiem bezsilności. Nie potrafiłam zrobić nic, żeby pozbyć się go, skutecznie od siebie odsunąć. Nagle zadzwonił dzwonek. Zgromadzeni jeszcze przez chwilę nam się przypatrywali, by chwilę potem zacząć rozchodzić się po korytarzach. Malik przechylił głowę i powiedział:
-Wrócimy jeszcze do tej rozmowy, aniele. Będę na ciebie czekał po lekcjach.
Zaraz potem odszedł. A ja zostałam z pustką w sercu. Czułam, że nikt nie jest w stanie, albo nie chce mi pomóc. Łzy delikatnie i powolnie spłynęły po moich policzkach. Wiedziałam, że na początku nie będzie łatwo. Nie sądziłam jednak, że wszystko to mnie przerośnie, że nie dam rady. Gdy tak stałam i cicho płakałam podeszła do mnie nauczycielka dyżurująca.
-Nie wiem czy ktoś cię już wtajemniczył w sprawy szkoły, ale lepiej będzie dla ciebie jeżeli nie będziesz zadawała się z tym chłopakiem. Cokolwiek do niego czujesz daj sobie z tym spokój. Jaka byś nie była on nie zasługuję na ciebie. Nie zasługuje na nikogo. Trzymaj się od niego jak najdalej.-Dłoń nauczycielki pokrzepiająco poklepała mnie po ramieniu. Pedagog jeszcze raz na mnie spojrzała współczująco i odeszła. Chciałam krzyczeć, żeby mi jakoś pomogła. Łatwo jej powiedzieć, żeby trzymać się od niego z daleka skoro on sam do mnie lgnie. Czułam się taka bezbronna, jakby nic ode mnie nie zależało. Poddałam się. Postanowiłam nie wracać już na lekcje. Nie dam mu tej satysfakcji i nie dojdzie do żadnego spotkania. Udałam się do pielęgniarki szkolnej i ściemniałam, że źle się czuję. Wychodziłam już ze szkoły, kiedy zobaczyłam Marcie. Pokręciła głową i powiedziała:
-Ostrzegałam cię.
Nie dała mi nic powiedzieć i wróciła do budynku. Do cholery! Czy nikt nie widzi, że ja wcale nie chcę się z nim zadawać? Czy nikt nie bierze tego pod uwagę? Byłam wściekła. Ja nie mogłam nic zrobić, ale inną rzeczą było, że nikt nie chce dostrzec jak jest naprawdę. Czy oni wszyscy tylko udawali ślepych? Byłam okropnie zła na cały świat. Cała ta złość spotęgowała szybkość mojego powrotu do domu. Gdy byłam już u progu wejścia do bloku do którego się przeprowadziliśmy wpisałam kod. Pod naciskiem mojej siły drzwi odstąpiły a ja weszłam do środka. Odetchnęłam z ulgą. Skierowałam się na schody prowadzące do mojego mieszkania, kiedy ktoś mnie szturchnął i lekko przyparł do ściany. Poczułam lęk. Do moich nozdrzy wtarł się zapach mięty. To był Zayn. Jednocześnie z lękiem poczułam, jakby to określić...radość? Ulgę? Spojrzałam na niego. Jego brązowe oczy nie oddawały żadnych uczuć, ale uśmiechnął się. Trochę się rozluźniłam.
-Znowu chciałaś mi uciec...-bardziej stwierdził niż zapytał-grzeczne dziewczynki tak nie postępują.
-Może nie jestem taka grzeczna jak ci się wydaje?-powiedziałam przez zaciśnięte ze złości zęby.
-Czarne ciuchy nie zrobią z ciebie złej, ale podoba mi się, że chciałaś mi się przypodobać, aniele...
-Aniele? Nie nazywaj mnie tak. W niczym nie przypominam anioła. Za to ty doskonale wcielasz się w rolę księcia ciemności.-Wykrzyczałam mu to prosto w twarz.-A tak jeszcze ku wyjaśnieniu... w żaden sposób nie zamierzam ci się przypodobać.
Zayn przygryzł swoją wargę. Widać było, że te słowa nie zrobiły na nim nawet najmniejszego wrażenia. Wręcz przeciwnie, rozbawiły go. Poczułam wzbierającą we mnie złość.
-Jak ty w ogóle tu wszedłeś?-warknęłam.
-Mam swoje sposoby.-uśmiechnął się zawadiacko.-Aniele nie złość się tak na mnie jużPo wypowiedzeniu tych słów przylgnął do mnie jeszcze bardziej. Nachylił się nade mną tak, że poczułam piekący oddech na szyi. Był zdecydowanie za blisko. Oddychałam ciężko w oczekiwaniu tego co się stanie. Ale nie stało się nic. Chłopak zaciągał się moim zapachem. W końcu podniósł na mnie pełen rozmarzenia wzrok.
-Nie bój się mnie aniele, nie zamierzam zrobić ci krzywdy.
Znów w oczach zebrały się łzy, ale nie dałam im wydobyć się na zewnątrz. Zacisnęłam mocniej powieki.
-Już wyrządziłeś mi krzywdę. Wszyscy w szkole schodzą mi z drogi, nikt nie ma odwagi się do mnie odezwać. A wszystko to przez ciebie! Nie liczysz się z uczuciami innych! Liczysz się tylko ty! Jesteś bezduszny! Odejdź i zostaw mnie w spokoju!-dałam upust swoim emocjom. Byłam wściekła. Spowodowało to przypływ odwagi. Rozluźniłam się. Nie pozwolę, żeby mną kierował, żeby mną rządził. A on? Popatrzył na mnie z bólem w oczach. Po raz pierwszy dotarły do niego moje słowa, mój sprzeciw.
-Masz rację. Przepraszam aniele. Nie chcę cie zepsuć.
Nie spodziewałam się z jego strony przeprosin, jakkolwiek okazanej skruchy. Chłopak posłał mi ostatnie spojrzenie. Spojrzenie pełne rozczarowania, żalu. Spojrzenie małego chłopca, który zrobił coś złego a jego czyn został odkryty. Przez moment zrobiło mi się go szkoda. Szybko jednak odrzuciłam te myśli. To on zawinił, on zaczął tą grę. Zayn nachylił się ku mnie i pocałował w czoło. Chciałam uciec, a jednocześnie zostać na zawsze. Bałam się a paradoksalnie czułam się bezpieczna. Pragnęłam go odepchnąć jednocześnie pragnąc go utulić i pocałować. Piekł mnie jego oddech, dotyk. On był jak ogień, potrzebny ale niebezpieczny. Dawał ciepło i przyjemność, jednak mógł też sparzyć, gdy podeszło się zbyt blisko. Nagle odsunął się ode mnie.
-Żegnaj, aniele.-powiedział.
Odszedł w pośpiechu, jakby odrzucając od siebie myśli o zmianie zdania. To wszystko? Tak szybko? Tak łatwo? Zdziwiło mnie jego zachowanie. Poddał się, a ja mimo że powinnam się cieszyć poczułam pustkę. Jakbym straciła coś ważnego. Oparłam się o ścianę i osunęłam na podłogę. Chwilę potem z oczu znów wypełzły gorące łzy. Byłam słaba...
Następnego dnia
Mimo moich sprzeciwów i próśb rodzice nie dali się przekonać do odpuszczenia sobie jednego dnia w szkole. Szłam tam jak na ścięcie. Z jednej strony wiedziałam, że Zayn już nie będzie mnie nękał, z drugiej jednak byłam pewna, że inni i tak się do mnie nie odezwą. To dziwne jak w ciągu dwóch dni można sobie zszargać opinię. A przecież nic nie zrobiłam. Stanęłam na drodze Zaynowi. Może gdybym wtedy odeszła bez słowa nic by się później nie wydarzyło... Mogłam gdybać, ale było to bezsensowne i nie przynosiło żadnej ulgi. Usiadłam na ławce w oczekiwaniu na dzwonek zwiastujący pierwszą lekcję. Czas ciągnął się w nieskończoność. Gdy w końcu usłyszałam wyczekiwany dźwięk zauważyłam Mercie. Spieszyła się gdzieś. Wyglądała zabawnie nieporadnie trzymając jakieś teczki i papiery. Chwila nieuwagi i wszystkie przedmioty wypadły z jej szczupłych rąk. Zaśmiałam się i podbiegłam by jej pomóc. Gdy się schyliłam, spostrzegłam, że jest również trzecia osoba, która zbiera rozsypane rzeczy. Podniosłam wzrok. To znów on. Zayn. Mercie odskoczyła od nas jak oparzona.
-Idźcie stąd. Nie potrzebuję waszej pomocy. Nie chce mieć z wami nic wspólnego.
Spojrzałam na nią zdezorientowana. Ja chciałam przecież tylko pomóc. Czy tak mają wyglądać kolejne dni, miesiące, lata w tej szkole? Czy każdy będzie odsuwał się ode mnie jakbym była trędowata? Poczułam smutek. Chwilę potem Zayn odciągnął mnie stamtąd.
-Nie warto.-szepnął wprost do mojego ucha.
Chciałam mu powiedzieć, że to wszystko jego wina, ale przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. Był jedyną osobą w szkole, która wykazywała jakiekolwiek zainteresowanie moją osobą. Moje ręce spoczywały na jego plecach, a palce zaciskały materiał jego koszulki. Nie chciałam żeby odchodził, potrzebowałam go teraz. Malik przybliżył swoją twarz do mojej, wywołując tym samym mój cichy śmiech. Jego kilkudniowy zarost łaskotał mnie w policzek. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Nie chcę iść na lekcję.-powiedziałam-chodźmy na ten spacer i miejmy to za sobą.
Chłopak zaśmiał się leniwie i objął mnie ramieniem. Zauważyłam, że nikogo nie było już na korytarzu. Szliśmy tak objęci ulicami. To dziwne, ale już się nie bałam tak jak przedtem. Jednak gdzieś tam w środku tlił się we mnie jeszcze lęk. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Czemu wszyscy tylko mnie przed nim ostrzegają, nie tłumacząc co jest tego przyczyną? Lubiłam tą mroczną aurę, która go otaczała ale chciałam poznać prawdę. Może nie było to taktowne pytanie, ale moja ciekawość zwyciężyła:
-Czemu wszyscy się ciebie tak boją?-przygryzłam dolną wargę i spojrzałam na niego pytająco,
lekko przechylając głowę w bok.
-A ty, czemu się mnie boisz, aniele?-zapytał.
Nie czekając na odpowiedź złapał mnie w objęcia i posadził na pobliskim murku. Potem wpatrywał się wyczekująco, gładząc moją dłoń i wywołując przyjemne dreszcze.
-Ja...-zaczęłam-nie wiem, masz w sobie coś niepokojącego, a poza tym, wszyscy...
Zayn się zamyślił. Po chwili powiedział:
-Widzisz. Rok temu mój ojciec wdał się w bójkę. Zawsze się awanturował...-zauważyłam, że nie chce o tym mówić. Pokrzepiająco potarłam jego ramię-do tego doszedł alkohol... i zabił. Zabił moją mamę.-po jego policzkach toczyły się dwie, wielkie łzy. Pełne bólu, żalu i rozpaczy. Spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem.-Wszyscy od razu uznali, że jestem do niego podobny, że jestem niebezpieczny. Nie wyprowadzałem ich z błędu. Tak było prościej. Inaczej by mnie zjedli. Nie dali spokoju. A tak dorzucając do tego kilka drobnych zajść, nikt nie odważy mi się przeciwstawić, Mam to co chciałem, ma święty spokój.-uśmiechnął się gorzko.-widzisz aniele, tak naprawdę, nie jestem zły. Jestem inny. Nigdy w życiu nie chciałbym być taki jak ojciec. Nie piję, nie palę, nie zażywam narkotyków. A i tak wzbudzam lęk. Każdy mnie ocenia po pozorach, nawet ty.
Zakuło mnie serce. Miał rację. Nic nie było jego winą. To wszyscy patrzyli tak, aby zobaczyć to co chcieli. Sami wykreowali postać, która tak naprawdę nie istniała. Przytuliłam się do niego.
-Przepraszam.-przyznałam cicho. Było mi wstyd, że jestem taka ślepa. Nic nie zauważyłam.
-Nie przepraszaj mnie aniele, miałaś prawo tak o mnie pomyśleć. Zresztą zepsułem twoją reputacje. Masz prawo mnie nienawidzić.
-Nie prawda. Ja cię nawet lubię.-uśmiechnęłam się.
-A czy byłabyś wstanie wykonać pierwszy krok?-wyraźnie się ożywił. Nie wiedziałam o co mu może chodzić, dopóki nie poczułam gorącego oddechu na swoich ustach. Jego wydychane powietrze zderzało się z moimi wargami. Piekło mnie to i podniecało. Wnętrzności wykonywały salto, a motyle w brzuchu tańczyły skomplikowane i energetyczne układy choreograficzne. Czułam, że jest mi bardzo gorąco. Wykonać pierwszy krok? No nie wiem, ale długo tak nie wytrzymam. Spojrzałam na niego jeszcze raz. Miał przymrużone oczy, pełne pożądania. Po chwili przybliżyłam się do niego tak, że nasze wargi się już delikatnie muskały. Chłopak rozchylił usta a ja wykonałam pierwszy pocałunek. Był krótki, ale przepełniony uczuciem. Chciałam więcej. Podniosłam rękę ku górze, aby ta spoczęła na jego szyi. Zamknęłam oczy i całkowicie oddałam się chwili. Było cudownie. Jedna rzecz mnie jednak niepokoiła. Zayn nie oddawał pocałunku. Stał tak jak przed chwilą, nie robiąc nic, nie dając żadnego sygnału. Poczułam wzbierający we mnie wstyd. Jaka ja jestem naiwna. Tylko na tym mu zależało? Żeby mnie tu przyprowadzić i doprowadzić do tego, żebym sama się na niego rzuciła? Pięknie. Sama tego chciałam. W jednej chwili się od niego oderwałam, spojrzałam z wyrzutem i odwróciłam. Biegłam ile sił w nogach, aby jak najszybciej się od niego oddalić. Nie chce mnie skrzywdzić? Właśnie widać. Upokorzenie to dla niego nie krzywdzenie? Dziwne. Z rozmyślań wyrwał mnie jego zdyszany głos:
-Aniele? Co się stało? Zrobiłem coś nie tak?-pytał, jakby był niczego nieświadomy. Świetny aktor.
-Nic nie zrobiłeś!
-Poczekaj.-zatrzymał mnie łapiąc za ramię.-Chciałem być pewny, że to twój w pełni świadomy wybór. Nie odchodź. Proszę.
Spojrzałam na niego jeszcze raz. Czy mówi prawdę?
Malik podszedł bliżej, a ja na niego patrzyłam oczekując rozwoju wydarzeń. Brunet przyłożył usta do mojej szyli. Było cudownie. Zaczął muskać wargami linię mojej szczęki aż w końcu dotarł do kącika ust. Nie chciałam czekać dłużej. Widziałam, że się ze mną drażni. Przylgnęłam do niego i pogłębiłam pocałunek. Tym razem oboje byliśmy w niego zaangażowani. Czułam, że tracę głowę pod wpływem jego zapachu, dotyku. Paliło mnie pożądanie. Wplotłam ręce w jego bujne włosy i po kilku chwilach oderwałam się.
-Wracamy?-zapytałam bo nie miałam pojęcia co teraz zrobić, powiedzieć. Był niemal całkiem obcy. Nie znałam go, ale jedno było pewne-miałam wielką ochotę go odkryć, bez względu na zdanie innych.
-Jak sobie życzysz aniele.-zgodził się i pocałował mnie w policzek.
Następnego dnia
Weszłam do szkoły ubrana w ciemne ubrania. Spodobał mi się ten nowy styl. Włosy miałam w lekkim nieładzie, rozpuszczone. Dziwiło mnie, że tak szybko wszystko stało mi się obojętne. W ciągu jednego dnia zmieniło się moje podejście do tego wszystkiego. Miałam gdzieś opinię innych. Zayn miał rację. Oceniają nas nie nic wiedząc. Na podstawie plotek, podejrzeń. Nikt nie zapyta jak jest naprawdę. Ludzie potrafią doskonale posługiwać się swoją wyobraźnią, fantazjować. Gdy przechodziłam korytarzem jedni patrzyli na mnie ze współczuciem, inni z pożałowaniem. Zdarzali się nawet tacy, którzy z lękiem i przerażeniem obserwowali każdy mój ruch. W końcu w tłumie dostrzegłam Zayna. Gdy się do niego zbliżałam wszyscy schodzili mi z drogi. Znów zapanowało ponure milczenie. Kiedy już dotarłam do Malika położyłam rękę na jego ramieniu. Pocałowałam go w policzek i przytuliłam. Zauważyłam, że patrzą na nas z politowaniem a nawet obrzydzeniem. Chłopak umieścił swoje ręce na moich biodrach i pocałował mnie. Tym razem długo i romantycznie. Gdy się od siebie lekko odsunęliśmy rozejrzał się dookoła i warknął:
-I co się gapicie?
Wszyscy jak na komendę zaczęli udawać kompletnie niezainteresowanych. Zajmowali się rozmową, szukaniem czegoś w plecaku. Hmmm jacy zakłopotani. Uśmiechnęłam się do Zayna. Ten odwzajemnił gest i powiedział:
-Idziemy aniele?-wyciągnął rękę w moim kierunku. Bez zastanowienia chwyciłam jego dłoń i razem z nim ruszyłam korytarzem.

                                                                                                     Foreverdirectioners

Cześć wszystkim! Jak tam samopoczucie? Już niedługo WAKACJE *.*
A wracając do opowiadania: co o nim sądzicie? Według mnie Foreverdirectioners spisała się na medal! :D Zayn w takiej postaci jest niesamowity xx! Chcecie więcej? Piszcie! Komentujcie :* A może ktoś chce dedyka przy jakimś imaginie?
conajmniej 25 komentarzy= nowy imagin!!!
~MissPotatoe :**