Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

Najlepsze Polskie Imaginy One Direction

środa, 31 grudnia 2014

Imagin Sylwestrowy

Hej, hej, hej! <3
Na Sylwestra mamy dla Was coś specjalnego, bo jedną z prac konkursowych *.* 
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i to udowodnicie ( już Wy dobrze wiecie jak :*)
A teraz pozostaje mi życzyć Wam szalonego Sylwestra, żebyście bawili się lepiej niż ja ( to akurat jest pewne haha <3).
I jeszcze korzystając z okazji dodam, że święta na naszym blogu się jeszcze nie kończą, bo zarówno ja jak i MissPotatoe napisałyśmy imaginy świąteczne, które pojawią się w najbliższym czasie :*
Do zobaczenie w przyszłym roku 2015 :*
Ps: Wypije za Wasze zdrowie lampkę Piccolo :3
Foreverdirectioner&MissPotatoe :*


-Nicky, czy na prawdę nie możemy spędzić Sylwestra w domu?
-Nie?
-Dobrze rozumiem, że chcesz iść razem z Harrym do Liama, ale ja niekoniecznie muszę tego chcieć, prawda? Prawda. Zostaję w domu.
-Nie ma mowy! Pójdziesz tam choćbym cię tam siłą miała zaciągnąć, rozumiesz? Radzę się pospieszyć, ponieważ Harry będzie tu za godzinę -zgromiłam ją wzrokiem i powlekłam się do sypialni.
  Wyjęłam z szafy żółtą, z szarymi elementami, sukienkę bez ramiączek, sięgającą mi do kolan. Następnie udałam się do łazienki, gdzie ubrałam wybraną przez siebie kreację.
  Zrobiłam sobie delikatny makijaż -na powieki nałożyłam szarawy, świecący cień do powiek, rzęsy pomalowałam eyelinerem, użyłam też kredki do oczu; usta pomalowałam kremowym błyszczykiem. Włosy rozpuściłam, rozczesałam i postanowiłam ich nie spinać. Moja ciemna ozdoba głowy miała to do siebie, że się bardzo kręciła przez, co jej ogarnięcie zajęłoby wieki.
  Do sukienki założyłam szare buty, na małym obcasie, do tego wzięłam szarą kopertówkę. Jako dodatek posłużył mi komplet srebrnej bransoletki i wisiorka.
  Po niecałej godzinie przygotowań stanęłam przed przyjaciółką i jej chłopakiem.
-Talia -Harry przytulił mnie na powitanie. -Wyglądasz przepięknie.
-Kochana, normalnie nieziemsko! -wypiszczała Nicky.
-Dziękuję. Możemy już iść?
-Oczywiście! -zamknęłam mieszkanie i Harry zawiózł nas na przyjęcie do jego przyjaciela -Zayna.
  Po niecałych 40 minutach byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z samochodu, a naszym oczom ukazał się dom niemałych rozmiarów... Weszliśmy do środka. Na miejscu byli już nasi przyjaciele Niall i Lely oraz Louis i Emily.
-O, Rose! Poznaj proszę Liama i Carmen.
-Miło cię poznać -przywitałam się z nimi.
-Urocza z nich para, prawda? -szepnęła Nicky, a ja jej przytaknęłam.
-Nicky, Harry jak miło, że już jesteście -obok nas pojawił się wysoki, szczupły, mulat o przepięknych, czekoladowych tęczówkach. Ku mojemu, wielkiemu zdziwieniu wyglądał całkiem znajomo. -A ty pewnie jesteś Rosemary?
-Tak -na jego twarzy również malowało się pewnego rodzaju zdziwienie.
-Może przejdziemy do salonu? -zaproponował Harry. Zgodnie przystaliśmy na tą propozycję.
  Udaliśmy się pokoju, gdzie teraz znajdowali się już wszyscy. Naszym ciekawym rozmową i donośnym śmiechom towarzyszył koncert sylwestrowy, który leciał w telewizji. Liam, Carmen i Zayn okazali się być bardzo sympatyczni, złapałam z nimi świetny kontakt. Jednak jednak rzecz nie dawała mi spokoju... gdzie i kiedy poznałam Zayna? A może się pomyliła? Może on jest tylko podobny?
  Zabawa trwała w najlepsze. Niektórzy zniknęli w kuchni.
-Wiesz może, gdzie tu jest łazienka? -zapytałam cicho Carmen.
-Na górze, na końcu korytarza.
-Dzięki -ruszyłam w tamtym kierunku. Kurczę, ale na końcu po lewej czy po prawej? Kurczę... zaryzykowałam i wybrałam te po lewej. Niestety źle trafiłam. Była to zapewne sypialnia Zayna. Chciałam ją opuścić, ale w oczy rzuciło mi się oprawione zdjęcie, stojące na komodzie. Podeszłam bliżej.
  Na fotografii znajdowałam się... ja?! A obok mnie chłopiec o ciemnych włosach i... chwila, chwila... On po prostu przypominał Zazę. Ale nie, to niemożliwe...

-Carmen nie dodała, że łazienka jest na prawo, prawda? -usłyszałam za sobą głos mulata.
-Tak -szepnęłam, wracając wzrokiem do fotografii.
-Chodź -pociągnął mnie na łóżko.
-To ty? Znaczy my?
-Tak.
-Ale jak? Co ty tutaj robisz? -byłam w lekkim szoku.
-Nie pamiętasz? Twoje urodziny, byliśmy tacy mali... W tamtym roku musiałem wyjechać z rodzicami. Pamiętasz, co ci obiecałem? Że choćby nie wiem, co jeszcze się spotkamy...  I oto jestem -powoli wszystko zaczynało do mnie dochodzić.
-Dlaczego trzymasz to zdjęcie?
-Nie wiem... jest dla mnie wyjątkowe, trudno mi się z nim rozstać -uśmiechnęłam się pod nosem. -Idziemy na dół?
-Jasne -wchodząc do salonu nie wzbudziliśmy dużego zainteresowania.

W końcu zaczęło się wielkie odliczanie...
5...4...3...2...1...!!!!!

-Szczęśliwego Nowego Roku Zayn.
-Szczęśliwego Nowego Roku... -coś czuję, że będzie on bardzo szczęśliwy...

Fizzy Girl



sobota, 27 grudnia 2014

KONKURS MIEJSCE 1


Kochani!
Już dzisiaj dodajemy ostatnie miejsce :) Podekscytowane? Mamy nadzieję, że tak ;)
Napradę chciałabyśmy Wam ogromnie podziękować za wielkie zaangażowanie i wysiłek z Waszej strony! Miło było nam czytać tyle świetnych prac. Przyznamy się, iż ciężko było nam wyłonić te 3 najlepsze imaginy, bo poziom był naprawdę na wysokim poziomie!!! Niestety jak to bywa w każdym konkursie, nie wszyscy mogą wygrać :(
Tak więc na najwyższym stopniu podium "staje"... PAULINA!!!
Brawo dla Ciebie! Twoja praca była fenomenalna! Czytało ją się naprawdę rewelacyjnie, a na dodatek, wysłałaś nam imagin z Liamem <3 Gratulujemy Ci z całego serca i życzymy dalszych sukcesów!!!
Dziewczyny, jeżeli jesteście zainteresowane innymi imaginami Pauliny, to oto jej blog:  http://londonismyplaceintheworld.blogspot.com/

Foreverdirectioner&MissPotatoe

kursywa - retrospekcja

Płacz po raz kolejny wstrząsnął moją klatką piersiową, wywołując potok łez płynących wprost na materiał ostatniego T-shirta, który jeszcze odrobinę pachniał Nim. Czułam ból. Rozpacz i tęsknota wypalały mnie od środka.
Wyjrzałam przez okno wychodzące na ulicę, szukając wzrokiem jakiejkolwiek sylwetki. Nic. W domach gasły ostatnie światła, reflektory samochodów coraz rzadziej rozjaśniały ulice, księżyc podnosił się coraz wyżej. Miasto zasypiało. A ja stałam tak w oknie, niespokojnie tupiąc nogą. Sekunda... druga... trzecia... czterdziesta... dwieście sześćdziesiąta ósma... Oszaleję!
Odeszłam od okna. Ręce mi się trzęsły. Spojrzałam na zegarek. 2:08. Pojedyncza łezka spłynęła po moim policzku. Obiecał!
Rozumiem wszystko: praca, koncerty, gale, fani... A ja gdzie jestem w tym wszystkim? Gdzie? Myślicie sobie: szczęściara niedoceniająca skarbu, jaki ma na własność w domu. Ha, ha. Ma to za dużo powiedziane. Nie ma go wcale. I tylko siedzi w domu po nocach, czekając na niego. W związku można być także samotnym. Nawet z tak wspaniałą osobą, jaką jest Liam.
Czasem podczas płaczu nadchodzi taki moment, że jesteś jak wyciśnięta gąbka albo pusta butelka. Patrzysz wtedy podpuchniętymi, piekącymi oczami w sufit, czując się jak bezproduktywna i nikomu nie potrzebna istota, której bezczelnie wydarto z serca coś ważnego, bez którego nie może się obejść.
Myślałam, że dobrze robię, rozstając się z nim. Myślałam, że tak będzie lepiej. Że po pewnym czasie zapanuję nad tą tęsknotą. Nie udało mi się. Minął już miesiąc, a ja wciąż nie mogę dojść do ładu z tym cierpieniem. Jego ciągłe telefony i ból w głosie wcale w tym nie pomagają.
Przeczesałam palcami włosy, podnosząc się z kanapy. Nie miałam ochoty ani jeść, ani spać. Potarłam podpuchnięte i wilgotne oczy, spoglądając przez okno. Śnieg delikatnie prószył, przykrywając wszystko białym puchem. Dzieci biegały wśród niego, od czasu do czasu wystawiając język, za co były karcone przez swoje matki. Ludzie w pośpiechu, lecz z uśmiechami na twarzach, wędrowali wzdłuż chodników, obładowani prezentami. Pewien starszy mężczyzna niósł małe drzewko zapakowane w siatkę. Blond włosa dziewczynka w dłoniach z troską trzymała małe, czerwone pudełko, zapewne wypełnione bombkami. Wystawy sklepowe nęciły kolorowymi napisami: „Christmas sale”. Wigilia już jutro.
Gwałtownie odwróciłam się od okna z egoistycznym poczuciem niesprawiedliwości. Dlaczego inni mają być szczęśliwi, skoro ja nie mogę?
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Powlokłam się w ich stronę i otworzyłam. Gdy Go zobaczyłam, gwałtownie naparłam na nie, chcąc je zamknąć, ale powstrzymał ten ruch, przytrzymując ramieniem drewnianą powierzchnię. Jego twarz znowu znajdowała się kilka centymetrów od mojej. Wyglądał na zmęczonego, ale nawet nie zwróciłam na to większej uwagi. Moje serce znowu zaczynało mocniej bić. A tak uparcie próbowałam wyprzeć wspomnienie jego bliskości z pamięci...
- [t.i.]... - jęknął - proszę cię... Wiem, że mnie kochasz - szeptał. - Ja ciebie też... Oboje cierpimy... Błagam... Zrobię wszystko, tylko wróć do mnie...
- Liam, to nie sensu...
- Co nie ma sensu? Co?
- Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki… - odparłam, jakbym chciała przekonać samą siebie o słuszności własnych słów.
- Ja myślę, że ty wciąż z tej rzeki nie wyszłaś. Dalej mnie kochasz. Błagam cię, [t.i.]... Zmienię się, przysięgam...
- Liam, ja nie chcę, żebyś się zmieniał... - powiedziałam drżącym głosem. - Fanek masz miliony... ja jestem jedna... Zapomnij o mnie... Skup się na tym, co kochasz...
Spojrzał mi w oczy.
- Ciebie kocham - odparł.
- Przestań... - jęknęłam, zatrzaskując mu drzwi przed nosem, po czym oparłam się o nie plecami.
- Nie wyjdę stąd, dopóki mi nie wybaczysz! - usłyszałam jego stanowczy krzyk.
Pojedyncze łzy potoczyły się po moich policzkach. Starłam je z myślą, że posiedzi najwyżej pół godziny, a potem sobie pójdzie. Pomyliłam się...
* * *
Późne popołudnie. Już kilka godzin minęło od mojej rozmowy z Liamem. Byłam wręcz pewna, że sobie poszedł, lecz nie znalazłam w sobie tyle odwagi, żeby po prostu to sprawdzić. Włączyłam telewizję, bezmyślnie skacząc po kanałach. Nagle mignęła mi znajoma twarz. Wciskając odpowiedni przycisk, cofnęłam się. W istocie, była to twarz Harrego. Zatrzymałam się na chwilę na tym kanale, szukając wzrokiem Liama. Ach, tak. Mieli występ. Na pewno już dawno poszedł.
Ale Liama nie było. Nigdzie. Na scenie stało czterech facetów, nie pięciu.
Nagle Harry przemówił do mikrofonu:
- Zastanawiacie się pewnie, dlaczego nie ma z nami Tatuśka...
- Taak!!! - rozległ się krzyk.
- Otóż, Tatusiek ma pewien problem i chyba możemy mu pomóc… Są święta, a on siedzi właśnie teraz pod drzwiami takiej jednej dziewczyny... która pewnie myśli, że już dawno sobie poszedł... I teraz pytanie do was: Czy [t.i.] powinna wybaczyć Liamowi?
- Taak!!! - odwrzasnęło kilka tysięcy gardeł.
- [t.i.], jeżeli to cię nie przekonuje, to ja nie wiem... - powiedział Harry, a wtedy wyłączyłam telewizję. Śmiałam się. Po raz pierwszy od bardzo bardzo dawna śmiałam się. I poczułam się tak lekko, jakby nagle spadł ze mnie cały ten ciężar. Zrozumiałam, że bez niego nie potrafię być szczęśliwa. A może po prostu nie chcę. Wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi, gdy nagle usłyszałam ciche pukanie.
- [t.i.]? - odezwał się.
- Tak? - odparłam cichutko.
- Proszę… - jęknął bezsilnie. - Jeżeli jest jeszcze jakiś cień szansy… Otwórz, błagam…
Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam za nią. Zobaczyłam go i tak po prostu wszystkie moje uczucia odżyły. Znowu byłam zakochana.
Delikatnie przesunął opuszkiem kciuka po moim policzku, po czym objął mnie za szyję, przyciągając do siebie. Staliśmy tak w uścisku dosyć długo. Chłonęłam jego ciepło, dotyk, zapach… Gdy się od niego odsunęłam, spojrzałam mu w oczy, zbliżając nasze twarze, a wtedy z tylnej kieszeni spodni wyjął gałązkę jemioły i połaskotał nią mój policzek. Zaśmialiśmy się oboje. Słowa nie były potrzebne.
- Wesołych świąt, przyszła pani Payne - wyszeptał po długiej chwili.
- Wesołych świąt, panie Payne.
Pochylił się lekko, składając czuły pocałunek na moich stęsknionych wargach.
Gdzieś tam w głębi usłyszałam miarowe tykanie zegara. Jedna sekunda... druga... trzecia... Jestem szczęśliwa. W końcu.

środa, 24 grudnia 2014

KONKURS MIEJSCE 2


Witajcie Nasi Mili w ten wyjątkowy dla wszystkich dzień! :)
Za chwilę przeczytacie pracę CURLY GIRL, która zajęła w naszym konkursie 2 miejsce! Serdecznie Ci gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów! <3
Poza tym chciałybyśmy złożyć wam najserdeczniejsze życzenia z okazji Bożego Narodzenia! Dużo radości, samozadowolenia i wszystkiego, czego pragniecie :) Spędźcie miłe, radosne święta w gronie najbliższych :*
A teraz zachęcamy do lektury tej świetnej pracy! :)   
PS Nie zapomnijmy, że Louis ma dzisiaj urodziny! ♥   100 lat!!!      
Foreverdirectioner& MissPotatoe

Nieubłaganie zbliżały się święta. To okres pełen radości i szczęścia. Najpierw są gorączkowe, pieczołowite przygotowania, by na koniec wspólnie z bliskimi móc cieszyć się magią tych cudownych świąt w miłej, rodzinnej atmosferze. Dla większości z ludzi to po prostu... norma, ale nie dla Rosemary...

********************
  Było niedługo po południu. Rosemary wyszła z uczelni i podeszła na przystanek autobusowy, jednak długo na nim nie zabawiła, gdyż po niecałych dwóch minutach dziewczyna jechała już autobusem. Nie mieszkała daleka od szkoły, więc w domu była jakieś dziesięć minut później.
  Mieszkanie 22-latki nie należało do największych, ale było urządzone gustowne, w nowoczesnym stylu.
  Blondynka udała się do kuchni, gdzie przyrządziła sobie jakiś posiłek na szybko, który błyskawicznie skonsumowała. Następnie prędko się odświeżyła i udała się do... pobliskiego domu dziecka. Często tam przychodziła, starała się umilić czas wszystkim dzieciom. Co roku na święta kupowała im prezenty, piekła ciastka, bawiła... po prostu chciała je uszczęśliwić, spędzała z nimi wieczór wigilijny i bożonarodzeniowy... tak miało być też w tym roku.
Perspektywa Rosemary
  Weszłam do bardzo dobrze znanego mi budynku. Zdjęłam wierzchnią odzież, którą zostawiłam w szatni
-O, Rose! Jak miło Cię widzieć -powitała mnie z uśmiechem Gio-niziutka brunetka w średnim wieku, jedna z pracownic placówki.
-Witaj Gio. To, co zaczynamy już robić ozdoby świąteczne?
-Ach, tak! Oczywiście! Ale najpierw chciałabym Ci kogoś przedstawić.
Przeszłyśmy do świetlicy, gdzie obecnie znajdowało się większość dzieci. Maluchy, jak zawsze entuzjastycznie mnie powitały.
-Rose poznaj proszę mojego siostrzeńca -moim oczom ukazał się wysoki, przystojny,  niebieskooki szatyn; czułam, jak serce zaczyna szybciej bić, a moje policzki oblewają rumieńce... muszę przyznać nowe i nieznane mi, jak dotąd uczucie
-Louis -wyciągnął do mnie swoją dłoń.
-Rosemary -odwzajemniłam gest.
-Dobrze to ja was dzieci zostawiam -oznajmiła Giovanni, opuszczając pomieszczenie.
-Siadamy? -zaproponował.
-Emm... jasne -byłam trochę... dobrze.... bardzo zmieszana. Usiedliśmy przy jednym ze stolików i razem z podopiecznymi placówki zaczęliśmy wykonywać łańcuch choinkowy.
Dzieci cały czas nas zagadywały, wiec nie mieliśmy wiele okazji do rozmów, co z jednej strony mnie cieszyło, a z drugiej już niekoniecznie...
Dochodziła godzina dziewiąta wieczorem i trzeba był wracać do domu. Razem z chłopakiem pożegnałam się z dziećmi oraz opiekunkami, ubraliśmy się i opuściliśmy budynek.
  Na zewnątrz było dość chłodnawo, no cóż zima... jednak pogoda wynagradzała ten mróz pięknym, bielutkim puchem, który pokrywał ulice, chodniki oraz pobliską zieleń. Ku mojej radości prószył nawet teraz!
-W którą stronę idziesz? -usłyszałam za sobą lekko zachrypnięty głos Louisa.
-W lewą. A ty?
-Również -ruszyliśmy wolnym krokiem; z początku panowała pomiędzy nami znana wszystkim ta niezręczna cisza; byłam niezwykle wdzięczna, kiedy chłopak ją przerwał:
-Co robisz?
-Słucham?
-Co robisz? Czym się zajmujesz?
-A... studiuję psychologię.
-Tylko?
-Hmm... -spojrzałam na niego bardzo zaintrygowana- zaocznie chodzę do szkoły plastycznej. A ty?
-Zarządzanie. Skąd znasz Gio?
-Od kilku lat odwiedzam regularnie ten dom dziecka.
-To... -zawiesił lekko głos- szlachetne.
-Czy ja wiem... wiele osób tak robi.
-Ty jesteś pierwszą, która robi to z taką pasją i uczuciem. To piękne, ale też jednocześnie przykre.
-Przykre?
-Tak, niestety... wiem, że masz za sobą nieciekawą przeszłość.
-Przepraszam, co? -zapytałam podirytowana.
-Przepraszam jeśli Cię uraziłem, ale to widać...
-Nie uraziłeś tylko... jak rodzice dają ci wszystko oprocz miłości to później sam pragniesz dawać ją innym, jak najwięcej albo stajesz się bezduszną istotą... Czemu ja ci to w w ogóle mówie?! Ja cię przecież nie znam -byłam bardzo, ale to bardzo zła na siebie!
-Nie szkodzi. Poniekąd znam to uczucie, gdyby nie Giovanni...
-Przemiła i wspaniała kobieta.
-Niewątpliwie... Sama spędzasz święta?
-Zazwyczaj spędzam je z Giovanni i podopiecznymi placówki. A ty?
-Może też tak zrobię, zobaczymy... kiedyś spędzałem je z przyjaciółmi, ale teraz to niezbyt przechodzi, poznajdowali miłość i... no i tyle. Przeważnie spędzam je sam.
-Samotne święta -westchnęłam- Chyba trzeba się pożegnać.
-Mieszkasz tutaj? -wskazał na apartamentowiec.
-Tak. Mieszkasz może w pobliżu?
-Mmm... tak. Kilka przecznic dalej -wskazał na nowe zabudowania -To do zobaczenia Rose.
-Pa -weszłam do budynku, szybko skierowałam się do mieszkania.
Po zdjęciu odzieży wierzchniej udałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Następnie zrobiłam sobie kolację, wylądowałam nad książkami.
  Przeważnie nauka sprawnie wchodzi mi do głowy, ale nie dziś, bowiem "siedział" w niej nikt inny tylko Louis...
Znałam go ledwie kilka godzin, a on już wywracał mój świat do góry nogami...
*~*~*
 
  Od czasu pierwszgo spotkania z Louisem, każdego dnia poznawaliśmy się coraz lepiej. Przez te dwa tygodnie wiele się o sobie dowiedzieliśmy, ale przede wszystkim bardzo się do siebie zbliżyliśmy...
*~*~*
24 Grudnia -Wigilia
  Mmm... Wigilia cudowny dzień, jak każdy świąteczny!
  Rano sprawnie się zebrałam i jak najszybciej udałam się do Domu Dziecka. Na miejscu zastałam opiekunki, w tym Gio oraz Louisa. Chłopak na powitanie przytulił mnie i obdarował mój policzek ciepłym, delikatnym pocałunkiem. Wszyscy wzięliśmy się do pracy. Kończyliśmy wszelkie dekoracje, Louis i Gio zajęli się prezentami (z dala od dzieci oczywiście), opiekunki umilały czas dzieciom poprzez wszelkie gry i zabawy. Ja pomagałam w kuchni, dzisiejsza kolacja, co prawda nie jest tak bardzo uroczysta, co jutrzejsza, ale jest na tyle istotna, by poświęcić jej nieco uwagi. Z dziewczynami przygotowywałam potrawy, które miały zagościć na świątecznym stole dziś, jak i jutro. Wokół panował świąteczny nastrój, a atmosfera była taka rodzinna... po prostu bajka.
  Powoli zapadał zmrok.
-Gio będę się zbierać, dobrze? Wrócę za jakieś 2h z rzeczami, dobrze?
-Rose nie musisz tutaj nocować, a przyjść możesz później.
-Słucham? Przecież, co roku tak robimy. Dlaczego nie chcesz żebym została?
-Bo zasługujesz na, coś lepszego.
-Nie. bardzo rozumiem...
-Idź spokojnie do domu, możesz nas odwiedzić też jutro po południu, prawda?
-Dobrze... -lekko posmutniałam.
-Zaufaj mi -kobieta mrugnęła do mnie znacząco, już chciałam się odezwać, ale przerwał mnie głos Louisa:
-Idziemy?
-Emm... tak, jasne. Do zobaczenia Gio.
-Pa kochana -wyszłam razem z chłopakiem. Pierwsze minuty drogi ponownie minęły w zupełnej ciszy.
-Rose.
-Tak?
-Pomyślałem, że...no...może byś chciała spędzić razem te święta ?
-W sensie... -zapytałam niepewnie.
-U mnie? Mogłabyś u mnie nocować, ale wiesz to tylko propozycja.
-Nie będę przeszkadzać?
-Absolutnie!
-Emm... to chętnie -na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. -Tylko musiałabym wziąć z domu kilka rzeczy.
-Nie ma problemu -po drodze wstąpiliśmy do mojego mieszkania. W niecałe półgodziny spakowała niezbędne rzeczy do sporej torby. Udałam się z szatyn do jego mieszkania, które przyznam było dość spore, ale eleganckie i przytulne.
-Masz do dyspozycji połowę szafy oraz stojącą szafkę w łazience.
-O, bardzo dziękuję... -odpowiedziałam; serio to było miłe z jego strony.
-Głodna?
-Lekko -poszłam za nim do kuchni. Chłopak usmażył naleśniki z jabłkami.
-Nie martw się na jutro mam indyka -puścił mi oko i wyszczerzył się ukazując rząd białych zębów; odwzajemniłam uśmiech.
Po kolacji udaliśmy się do jego sypialni, usiedliśmy na jego łóżku.
-To, co chcesz robić? Może spać?
-Nie, nie jest dopiero dwudziesta -zaśmiałam się cicho. -Możemy porozmawiać.
-Dobrze... Może chcesz zaprosić kogoś na jutrzejszą kolację? Rodzinę? Znajomych?
-Nie, nie... nie ma takiej potrzeby -odparłam.
-Ja też nikogo nie mam, znaczy tu na miejscu. Wiem, że może ci być ciężko.
-Dziękuję -spojrzałam mu w oczy.
-Za co?
-Za zaproszenie...
-Nie ma za, co. Po prostu pomyślałem, że miło będzie spędzić z kimś święta, a ciebie bardzo polubiłem.
-I wzajemnie -szatyn delikatnie się uśmiechnął. -Masz śliczny wystrój mieszkania... choinka, lampki, ozdoby  w ogóle całokształt mi się podoba.
-Miło słyszeć -lekko się zmieszał. Z każdą chwilą rozmowa stawała się coraz bardziej interesująca aż w końcu pochłonęła nas zupełnie...
-Jest po północy -zauważyłam ziewając. -Może pójdziemy spać?
-Doskonały pomysł -wstałam i chciałam wyjść z sypialni, kiedy chłopak powiedział:
-Ja pójdę do salonu. Spokojnie śpij u mnie.
-Ale... -chciałam podjąć dyskusję.
-Nie ma "ale". Śpisz tutaj i koniec.
-Ech... jak wolisz -byłam zmęczona i nie byłam skora do kłótni.
-Dobranoc Rose -musnął mój policzek i wyszedł.
Wślizgnęłam się pod ciepłą kołdrę i od razu pochłonął mnie głęboki sen.
~*~*~
25 grudnia- Boże Narodzenie
  Rano obudził mnie ciepły, przyjemny oddech Louisa, który poczułam na szyi.
-Czas otworzyć prezenty -usłyszałam lekko ochrypły głos szatyna.
-Co? -ledwo z siebie wydusiłam. Zapomniałam mu wspomnieć, że ja od rana niezbyt kontaktuję ze światem.
  Chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł do salonu. Posadził mnie na miękkim dywanie przed choinką, sam usiadł obok.
-To kto rozda prezenty?
-Ja! -od razu się ożywiłam. Spojrzałam na pakunki leżące pod choinką. Łącznie było ich 6 - dwa od Gio, jeden ode mnie, jeden zapewne od Lou, a co z pozostałymi dwoma?
Chwyciłam mój prezent przeznaczony dla Louisa.
-Och, to dla mnie? -udał zaskoczonego. Rozpakował zawartość upominku, w którym znalazły się: zegarek, krawat, koszula, zestaw kosmetyków.
-Rose przecież nie musiałaś...
-Musiałam.
-Świetny prezent -uściskał mnie. -To teraz ten ode mnie -wręczył mi torbę z niespodzianką. Znalazłam w niej cudowny zestaw złotej i srebrnej biżuterii, skórzaną torbę i zestaw artystyczny.
-Boże, Lou... wykosztowałeś się na mnie.
-A ty to niby nie? Podoba się?
-I to jak! -niemalże rzuciłam mu się na szyję.
Następnie podałam mu prezent od Giovanni. Kobieta kupiła mu wisiorek z krzyżem oraz... gry na konsole?! Przyznam trochę mnie to zdziwiło, ale w końcu to jej "mały" siostrzeniec. Ja dostałam od niej zestaw kosmetyków oraz komplet przyborów artystycznych. Teraz zostały dwie malutkie, tajemnicze paczki. Jedna była dla mnie, druga dla Louisa.
-Jak myślisz od kogo one są? Może od rodziców?
-Możliwe... Otwieramy?
-Tak -ku naszemu zdziwieniu chłopak otrzymał stary sygnet, a ja pierścionek, także niezbyt nowy...
-Wyglądają, jak pamiątki rodzinne, prawda? -zauważyłam.
-Niewątpliwie, ale kto je wysłał...
-Może właśnie lepiej nie wiedzieć? Na tym polega magia świąt.
-Rose?
-Tak? -obróciłam twarz w jego stronę.
-Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent, ale nie wiem czy ci się spodoba.
-Jaki? -chłopak przyciągnął mnie do siebie, zbliżył nasze twarz, a po chwili nasze usta połączył w długim, ciepłym pocałunku. -Podoba się, nawet bardzo... -uśmiechnął się szeroko.
-Wesołych Świąt Rose.
-Wesołych Świąt Lou.


                                                                                                                 Curly Girl
I jak podobało się?
Podzielicie się swoimi spostrzeżeniami?

niedziela, 21 grudnia 2014

KONKURS MIEJSCE 3

Zima. Najgorsza pora roku. Zimno, pada śnieg, kolejki w sklepach przed świętami i ogólnie wszystko jest takie ponure.
     Jedyne co wywołuje uśmiech na twarzy rudowłosej w tym czasie to to, ze przyjeżdża cała jej rodzina i razem dzielą się opłatkiem.
     Wujek George, który opowiada historie tak przezabawne że mogłyby się znaleźć w kabarecie, a są z życia wzięte.
     Ciocia Anne, która jest miła i uprzejma dla wszystkich.
     Ich syn Michael, który podobnie jak ojciec jest przezabawny i jeszcze córka Maddie.
     Poza tym przyjeżdża ciotka Megan z rodzina, babcia Mary i dziadek Graham, a także kuzynka Scarlet i kuzyn James.
     Jest po prostu rodzinnie.
     Niestety nie tym razem. Pierwsze święta bez bliskich, a to wszystko przez duża ilość śniegu. Maya nie miała jak opuścić Londynu aby dotrzeć do Sheffield. Samoloty nie latały przez zawieje, a samochodem musiałaby jechać następne 12 godzin. To było bez sensu.
     Jej zielone oczy ponownie zeskanowały ekran telefonu i w końcu nacisnęła przycisk 'zadzwoń'.
     Przez kilka następnych chwil towarzyszyła jej cisza jednak po trzecim sygnale usłyszała głos swojej mamy:
     -Kochanie zaraz wyjeżdżamy na lotnisko-mówiła zaaferowana.
     -Mamo, ja nie przyjadę-powiedziała cicho.
     -Co? Dlaczego? Coś się stało?
     -Tak, samoloty nie latają, a gdybym chciała przyjechać samochodem zeszłoby mi do jutrzejszego południa.
     -Słonko, strasznie mi przykro. Mam tylko nadzieje ze nie spędzisz wigilii sama-dodała skruszonym głosem.
     -Ja też.

~*~

     -Do widzenia-powiedziała kiedy odeszła od lady.
     O dziwo wiele sklepów było otwartych. Od tych spożywczych po te z zabawkami. A 
także sporo ludzi jeszcze kupowało.
     No tak. Mamy święta.
     Maya minęła kolejne skrzyżowanie i podążyła dalej. W końcu zdecydowała się przejść na druga stronę. Jak to miała w zwyczaju - obejrzała się najpierw w prawo potem w lewo i znów w prawo (Anglia).
     Kiedy stwierdziła, że bezpiecznie może przebyć te kilka metrów ruszyła przed siebie. 
     Była już prawie u celu kiedy oślepiły ją jasne światła samochodu. Pojawił się znikąd. 
     Kierowca próbował wyhamować jednak śnieg na drodze niezbyt mu w tym pomagał. Chcąc nie chcąc samochód uderzył w rudowłosa. Nie było to może jakieś specjalnie silne uderzenie ale dziewczyna straciła przytomność.
     Działając szybko mężczyzna wybiegł z auta i ukucnął przy poszkodowanej. Sprawdził jej puls a następnie wziął ja na ręce i zaniósł do czarnego audi. Musiał dobrze zarabiać skoro stać go na takie drogie 'zabawki'.
      Nie minęło 5 minut, a wjechali na czyjś podjazd. Kilkadziesiąt metrów dalej stał dom. Bardzo duży dom.
     Brunet trzymając dziewczynę w swoim uścisku przekręcił zamek w drzwiach i wszedł do środka. Rzucił pęk kluczy na szafkę i powędrował dalej. Pomieszczenie do którego przeszedł było spore. No cóż. Jego mieszkanie tez było spore.
     Ułożył zielonooka na kanapie a sam przeszedł z powrotem do hallu i tam zostawił swoje ubranie zimowe.
     Kiedy wrócił, to samo zrobił z Maya. Zdjął jej buty i kurtkę a żeby nie było jej zimno okrył ja kocem.

~*~

     Rudowłosa powoli zaczynała odzyskiwać przytomność. Starała się otworzyć oczy i w końcu jej się to udało. Najpierw oślepił ja blask palącego się drewna w kominku. Dopiero po chwili przystosowała swój wzrok do jasności panującej w pomieszczeniu.
     To na pewno nie było jej malutkie mieszkanko w centrum Londynu. 
     Kiedy ta myśl odbiła się echem w jej głowie gwałtownie się podniosła. I żałowała tego. Małe ptaszki przeleciały jej przed oczami i z powrotem opadła na kanapę. To było złe posunięcie.
     -Chyba ktoś się obudził-usłyszała głos gdzieś z boku.
    Odwróciła się w tamtym kierunku i ujrzała jakiegoś chłopaka. Miał może 20-21 lat. Jego brązowe włosy były teraz mokre i jedno pasmo zwisało mu na czole. Delikatny zarost dodawał seksapilu, a brązowe oczy świeciły nieznanym jej blaskiem.
     Przeniosła swój wzrok nieco niżej. Klatka piersiowa nieznajomego była umięśniona a na brzuchu widoczny był tzw. sześciopak. Gdzieniegdzie spływały jeszcze kropelki wody. Jego ramiona również nie odstawały od reszty. Zdecydowanie był w formie.
     Zielone oczy znów zjechały niżej. Tym razem zjechały na wycięcie w kształcie litery 'v'. Chętnie zobaczyłaby co znajduje się pod zwisającymi mu z bioder dresami.
     Uh, od razu skarciła się w myślach.
     Mimo, iż jej przemyślenia trwały może zaledwie kilka sekund, to chłopak wydawał się trochę zirytowany tym, że dziewczyna się nie odzywa.
     -No chyba umiesz mówić, prawda?-spytał.
     -Umiem-odpowiedziała niepewnie.
     -Tak myślałem- uśmiechnął się w jej kierunku-Pamiętasz coś?
     -Jedynie to, że chciałam przejść na druga stronę, później dwa światła, a potem pustka.
     -Nie dziwne. Straciłaś przytomność, dlatego zabrałem cię do domu. Czy może chcesz jechać do szpitala? Nic cię nie boli?-dopytywał.
     -Nie, wszystko okay.
     -Jesteś pewna?-znów zadał pytanie.
     Zrobił kilka kroków w kierunku dziewczyny i oparł się o zagłówek kanapy.
     -Dziękuje za wszystko-mówiła zrzucając z siebie koc-ale powinnam już wracać.
     -Nie ma mowy ze puszczę cię w takim stanie samą do domu.
     -To co mam zrobić?-spytała bezradnie
     -Najlepiej tu zostać-odparł
     -Jest wigilia, na pewno masz lepsze plany-próbowała się wymigać
     Chłopak tylko prychnął.
     -Moja rodzina mieszka w Wolverhampton, a samoloty nie latają bo jest burza śnieżna bla bla bla-powiedział i usiadł obok rudowłosej.
     -Tak, znam to. To samo mi dzisiaj powiedzieli-przyznała mu racje
     -No wiec...........zostaniesz?
     -A nie jesteś jakimś zboczeńcem?-zażartowała
     -Nie, nie jestem, ale jeżeli bardzo będziesz chciała poznać mojego przyjaciela to nie będę zły-odparł i bardziej rozsiadł się na kanapie
     -Jesteś zabawny-mruknęła poważna
     Brunet tylko się zaśmiał.
     -Jestem Liam.
     -Maya-podała mu rękę.
                           ~*~

     Kolejne godziny mijały a przy tym kolejna butelka wina szła w zapomnienie.
     -Ty
     -Nie, ty-mówili jedno przez drugie
     Wypity alkohol zdecydowanie pomógł im się rozluźnić. Co jakiś czas wybuchali gromkim śmiechem.
     -Zamknij się-powiedziała cicho się śmiejąc.
     -Zmuś mnie-odpowiedział.
     -Wiesz, że jestem do tego zdolna-odparła.
     -Tak?-spytał kpiąco-Coś mi się nie wydaje-dodał
     -Chcesz się przekonać?-dopytywała
     -I tak tego nie zrobisz-to było podpuszczanie!
     On ja podpuszczał. Dobrze wiedział ze jest zdolna to zrobić. Do tego wypity alkohol. Pffff....
     Nie musiał długo czekać na konsekwencje, ponieważ rudowłosa wpiła się zachłannie w jego wargi. Liam nawet przez sekundę się nie zastanawiając oddał pocałunek, który z chwili na chwile stawał się coraz bardziej namiętny. Kto by pomyślał, że dwójka nieznajomych może być sobie tak bliska.
      Brunet przejechał językiem po jej dolnej wardze tym samym prosząc o wstęp. Maya nie myśląc trzeźwo pozwoliła mu na ten ruch.
     Jego język ocierał się o jej, przy okazji powodując ciarki na całym jej ciele. Tyle emocji przez jeden, głupi pocałunek. Przecież to się nawet filozofom nie śniło!
     Ręka rudowłosej powędrowała do karku Liam'a - tym samym przyciągając go jeszcze bliżej. Natomiast brązowooki umieścił swoje dłonie na jej biodrach, dzięki czemu mógł swobodnie posadzić ją sobie na kolanach. Co oczywiście zrobił.
     Dziewczyna siedziała na nim okrakiem i wcale jej to nie przeszkadzało.
     Wreszcie oderwali się od siebie, gdyż zabrakło im powietrza.
     Liam oparł ich czoła o siebie i głęboko spojrzał w zielone oczy May'i.
     -To było..-zaczął
     -Wow-dokończyła za niego.
Meredith
Witajcie kochani!
Już dziś publikujemy miejsce trzecie! :* Jak Wam się podoba? Bo nam bardzo :* 
Cieszymy się, że tyle osób wzięło udział w konkursie :* Wasze zaangażowanie jest nieocenione! 
Serdecznie gratulujemy Meredith i życzymy dalszych sukcesów. Jesteś Świetna! :*
Mamy nadzieję, że docenicie jej pracę i licznie skomentujecie ten post. To naprawdę miła nagroda :* A więc do dzieła! Kolejne miejsce już w Wigilię :* 
A tak na pocieszenia, dla tych wszystkich, którym nie uda się zająć żadnego miejsca: wszystkie prace jakie dostałyśmy opublikujemy w zakładce- Imaginy Czytelników :*
Foreverdirectioner&MissPotatoe

środa, 17 grudnia 2014

#137 Zayn cz.4

Po kilkunastu minutach leżenia w objęciach nauczyciela zdałam sobie sprawę, że czas już wracać. Było już chłodno, ale i tak nikt nie byłby w stanie zmusić mnie bym teraz się od niego odsunęła. Jego kolana okazały się najwygodniejszym siedzeniem, a ramiona najcieplejszym i najwspanialszym miejscem. Było mi tak dobrze jak nigdy wcześniej i być może brzmi to ckliwie i niewiarygodnie, ale zdążyłam pokochać już każdy jego kosmyk włosów, głos wywołujący ciarki na plecach- teraz te cudowne i przyjemne. Patrzyłam na niego oparta o unoszącą się i opadającą klatkę piersiową. Był idealny. Jego delikatnie przymrużone oczy i anielski uśmiech sprawiały, że wyglądał jak bezbronna i niewinna istota. Uspokojone bicie serca znów przyspieszyło gdy podniósł zaspane powieki. Wyglądał nieziemsko. Przetarł niespiesznie oczy i spojrzał na mnie. Na jego ustach wykwitł najpiękniejszy na świecie uśmiech. Skierowany wyłącznie do mnie. Zacisnęłam usta w cienką linię i czekałam aż coś powie albo zrobi. Mężczyzna przechylił lekko głowę i niespodziewanie ucałował czubek mojego nosa. Nie mogłam powstrzymać śmiechu i poważnej postawy. Ukryłam twarz w jego bluzie i zaciągnęłam się zapachem jego perfum. To niesamowite wrażenie, kiedy zdajesz sobie sprawę, że żyłeś bez tego tyle lat, a teraz nawet najmniejszy brak oznacza katastrofę i ogromną tęsknotę. To wspaniałe, że jeszcze wczoraj byłam gotowa go zabić, a dziś gotowa jestem zabić za niego. Każdy jego ruch sprawiał, że zalewała mnie fala gorąca. Wiedziałam, że powinnam już iść, ale nie potrafiłam odejść i go zostawić. To tak jakbyś w zimowy wieczór porzucił swoje ciepłe łóżko i wyszedł na chłód dworu. Niedorzeczne. Przesunęłam szczupłymi palcami po jego klatce piersiowej. Brunet westchnął i położył swoją ciepłą dłoń na mojej i przycisnął do serca:
-Może pójdziemy do mnie?- zapytał z nadzieją. Motyle w brzuchu zawirowały i chociaż bardzo chciałam usta powiedziały co innego:
-Nie, muszę już wracać do domu. Rodzice się wściekną...
-Ach rodzice...-zamyślił się jakby sobie przypomniał, że ktoś taki w ogóle istnieje.-Ja swoich nie wiedziałem już ponad trzy lata.
Zmartwiona spojrzałam mu w oczy. Nie musiałam pytać, mówił dalej:
-Często się przeprowadzałem. Ale teraz gdy już znalazłem to co chcę.-puścił mi oczko- mogę ich chyba odwiedzić.
Uśmiechnęłam się. Jego słowa sprawiały, że każda sekunda była bezcenna. Gdybym mogła nagrałabym każdą chwilę, aby zapamiętać ją na zawsze. Nagle Mulat ożywiony jakoś myślą niemal poderwał się z ławki:
-A może pojechałabyś ze mną, w ten weekend?- ujął moje dłonie w swoje i uważnie lustrował moje oczy oczekując odpowiedzi.
Bardzo zaskoczyła mnie jego propozycja, ale dzięki niej poczułam się jeszcze ważniejsza.
-Zayn -zaczęłam niepewnie- nie wiem jak rodzice....
-Jeżeli się zgodzą na wyjazd z jakąś przyjaciółką, to pojedziesz ze mną prawda?- pytał podekscytowany.
-Tak.-uśmiechnęłam się do niego.- Tak- powiedziałam głośniej. -Tak!- krzyknęłam i sama ku swojemu zdziwieniu zaczęłam go namiętnie całować. Głaskałam jego policzek i coraz bardziej poddawałam się pieszczocie. Jego wargi wydawały się takie miękkie... i z każdym ruchem jeszcze bardziej zachęcały do śmielszych poczynać. Gdy z zadowoleniem przymrużał oczy poczułam, że muszę zrobić coś więcej. Coś odważniejszego niż pozornie zwykły pocałunek. Przygryzłam delikatnie jego wargę i zaczęłam wodzić palcem po jego klatce piersiowej co przyjął cichym mruknięciem. Zauważyłam, że podobało mu się gdy tak robiłam. Żeby jego doznania były jeszcze głębsze zaczęłam szukać po omacku rąbka jego koszulki aby móc dotknąć jego gołej skóry. Gdy znalazłam już końcówkę materiału zaczęłam ją pospiesznie odwijać, jakby ktoś zaraz mógł mi tego zabronić. Jego ciało lekko się wygięło w tył. Byłam już tak blisko, oddech stawał się tak ciężki kiedy nagle zaczęła dzwonić moja komórka. Nie potrafiłam jej zignorować. Czułam się jak przyłapana na robieniu czegoś nielegalnego. Rzeczywistość powróciła. Ja i on na ławce w parku. Na policzki wdarł się rumieniec zawstydzenia. Utkwiłam wzrok w ekranie komórki. Tata. Nie zapowiada się dobrze...
-Tak?-nieśmiało zaczęłam.
-Gdzie jesteś?-zapytał ostro.
-Eghmmm … w parku...
-Miałaś wrócić przed dziesiątą!
-No tak, ale...
-Nie ma żadnego ale!-wrzasnął.-Jest północ. Wracaj natychmiast do domu! Jak nie będzie cie za dziesięć minut to wybiorę się po ciebie osobiście!
-Tato-zaczęłam ponownie, ale ten już się rozłączył.
Nie miałam odwagi by spojrzeć Zaynowi w oczy. Czułam się taka zażenowana całą tą sytuacją, w dodatku ten telefon... Musiał mnie uznać za całkowitą gówniarę. Strzeliłam palcami i przyznałam się cicho:
-Muszę wracać.
Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka i jak najszybciej się odwróciłam. Ale to było żałosne! Czemu nie mogę robić tego co chcę?!
Przyspieszyłam kroku zostawiając w tyle zdezorientowanego mężczyznę. Otarłam z policzka samotną łzę. Wsadziłam do kieszeni zaciśnięte pięści. Nie spojrzę mu więcej w oczy. Co on sobie myśli? Tatuś dzwoni po córeczkę... Wyszło tak beznadziejnie...
Kilka chwil później poczułam jak czyjeś dłonie ciasno oplatają mnie od tyłu. Zayn położył swoją głowę na moim ramieniu i mocno przytulił. Kolejna fala ciepła i dreszczy przeszła prze moje ciało. Wciągnęłam mocno powietrze. Próbowałam wydostać się z jego uścisku. Sama właściwie nie wiem czemu. Było mi tak cholernie wstyd. Teraz jeszcze te łzy. Nie chcę żeby oglądał mnie taką słabą i bezbronną. Brunet zaczął szeptać mi prosto w szyję, ponownie drażniąc nabrzmiałą i zapomnianą malinkę.
-Nic się nie stało.-mówił- Na dobre i na złe. To nic takiego. Proszę. Zapomnijmy o złych chwilach. Tylko miłość.
Uśmiechnęłam się przez łzy i powiedziałam:
-Kocham Cię Zayn.
Jednym ruchem obrócił mnie w swoją stronę i podniósł do góry. Krzyknął z całych sił:
-Ja też cię kocham!
Chłopak zaczął kręcić się ze mną wokół własnej osi. Tak głupio było mi teraz mówić, że naprawdę muszę już do domu. Pięć minut mnie nie zbawi. Uśmiechnęłam się do niego i mocno przytuliłam. Zamknęłam oczy. Ta chwila może nigdy się nie kończyć. Teraz jest wspaniale ale czuję, że jeszcze wiele musi się wydarzyć, aż wreszcie poczuję całkowity spokój i bezpieczeństwo.
Brunet postawił mnie delikatnie na ziemi i spojrzał z dziwnym błyskiem w oku. Poczułam gorące wypieki na policzkach. Wyglądał... jakby mnie pragnął... Jego język powoli przesunął się po pełnych ustach, które chwilę potem wyszeptały jakby na potwierdzenie moich myśli:
-Wiem, że to grzech, ale pożądam cię. Chciałbym cię zabrać do siebie.-zmysłowy, gardłowy ton pieścił skórę mojego ucha. Zagryzłam wargę. Trochę speszyły mnie jego słowa. Ociekały erotyzmem, a ja mam zaledwie siedemnaście lat! Był jak dla mnie chyba za szybki, a gdy już złapał mnie za pośladki poczułam się naprawdę niezręcznie! Znów jakby czytał mi w myślach odsunął się ode mnie i powiedział:
-Odprowadzę cię do domu.
Delikatnie skinęłam głową i razem, w ciszy ruszyliśmy w stronę mojego bloku. Gdy już byliśmy pod klatką schodową pożegnaliśmy się jedynie całusem w policzek. Ogarnęła mnie nieznajoma pustka, ale nie było czasu i sensu się nad tym zastanawiać. Czeka mnie poważna rozmowa z rodzicami. Pokonując po dwa schody naraz wspięłam się na trzecie piętro. Stanęłam przed drzwiami i wykonałam kilka głębszych oddechów. Nacisnęłam klamkę i weszłam do przedpokoju w którym już czekali na mnie rozwścieczenie dorośli. Przełknęłam ślinę i zastanowiłam się co mam im powiedzieć. Tata spytał:
-Masz nam coś do powiedzenia?
Pomyślałam co byłoby lepsze – wymyślanie wymówek czy potulne przyznanie do błędu? Stwierdziłam, że bezpieczniejsza będzie druga opcja- pokręciłam zrezygnowana głową.
-W takim razie idź do swojego pokoju! Masz szlaban na ten weekend.-zarządził ojciec a mama nawet na mnie nie spojrzała.
-Błagam NIE! Miałam wyjechać z przyjaciółką! Proszę!-przypomniałam sobie o możliwości wyjazdu z Zaynem.
-Chcesz, żebyśmy areszt domowy przedłużyli ci do następnego weekendu?-zapytał ostro mężczyzna.
Nie było sensu z nim dyskutować. Wściekła weszłam do łazienki. Wzięłam szybką kąpiel i z trzaskiem zamknęłam drzwi. Wyjęłam telefon żaby podzielić się swoim żalem z Naomi, kiedy zauważyłam, że mam nową wiadomość.
Przepraszam cię za moje dzisiejsze zachowanie”- brzmiała. Od Zayna.
Szybko odpisałam: „Nic się nie stało. Mam szlaban, nigdzie nie pojedziemy :'(”
Po kilku sekundach znów usłyszałam dźwięk smsa: „W takim razie widzimy się w poniedziałek. Pamiętaj- tęsknie i kocham. Twój Zayn ♥”
Uśmiechnęłam się i odpisałam mu jedynie znaczek całusa. Mogę spać spokojnie. Zanim się położyłam szybko streściłam dzisiejszy wieczór mojej przyjaciółce, pomijając niektóre pikantniejsze szczegóły. Poszłam spać. Zasnęłam szybko, śnił mi się oczywiście on.
***
Obudził mnie dźwięk rozbijanego szkła. Zdezorientowana podniosłam się na łokciach i spojrzałam na zegarek. Szósta rano. Co się dzieje? W piżamie wyszłam z łóżka i udałam się do kuchni skąd dochodził nieprzyjemny dla ucha brzęk. Zobaczyłam mamę schylającą się nad roztłuczoną szklanką. Kucnęłam i zaczęłam zbierać rozbite kawałki. Włosy zsunęły się z szyi w prawo. Kolejne szkiełka lądowały w moich rękach kiedy moja mama ostro zapytała:
-Co to ma być?!
Zdezorientowana na nią spojrzałam. O co jej chodzi?
Kobieta wskazała ręką na moją szyję. Nadal nic nie rozumiejąc dotknęłam ręką we wskazane miejsce. Piekąca wypukłość. Malinka. Dzieło Zayna. O Boże! Zakłopotana przygryzłam wargę szukając w głowie sensownej odpowiedzi.
-Mamo to nie tak jak myślisz!- zaczęłam speszona.
-Nie tak jak myślę?! Randki o dwudziestej? Jakiś nowy chłopak? Spóźniasz się ponad dwie godziny! Teraz to? Tracę do ciebie zaufanie! A byłaś takim dobrym dzieckiem! Nigdzie dziś nie wychodź! I lepiej schowaj to-wskazała na bordowy ślad-zanim ojciec to zobaczy! Idę do pracy.- powiedziała i szybko opuściła pomieszczenie. Nie poczułam się ani trochę winna. Dziwne uczucie, gdy czuję, że coś tracę jednocześnie zyskując. 
Foreverdirectioner
Witajcie kochani!
Na dziś mam dla Was kolejną część imagina z Zaynem-nauczycielem. I pod poprzednim postem i Waszymi komentarzami (dziękuję za szczere opinie) zdałam sobie sprawę jak wyszła ta moja wizja... rzeczywiście Zayn może wydawać się jakimś napalonym i psychicznie chorym człowiekiem o.O Najmocniej Was przepraszam, bo moim celem było uczynić go bohaterem romantycznym, który czeka na miłość, a kiedy ją wreszcie spotyka okazuje się, że jest to miłość zakazana... no niestety! Nie wyszło :( Ale nie wydaje mi się dobrym pomysłem kasować dotychczasowe części i pisać od nowa, więc zostanie tak jak jest :* Mam nadzieję, że jakoś przetrwacie do końca i wspomnę jeszcze raz: NIE!  ZAYN NIE JEST ŻADNYM PSYCHOPATĄ :* haha 
I teraz jeszcze chciałam poruszyć jedną kwestię *TO WAŻNE, WIĘC PROSZĘ PRZECZYTAJCIE*
Otóż od pewnego czasu zauważyłyśmy, podobnie jak niektóre z Was, że niektórzy myślą, że jak napiszą 10 komentarzy pod rząd to będzie OK, a my będziemy szczęśliwe że jest ich dużo. Otóż nie. Bardzo Was proszę, napiszcie jeden komentarz, ale niech będzie on szczery, Możecie napisać jedno słowo, ale dla nas to istotne. Zdaję sobie sprawę, że komentarzy może być mniej więc na razie zdejmuję próg 25 komentarzy. 
Jeszcze jedno, nie zapomnijcie, że trwa konkurs i zachęcam do brania w nim udziału :* Jak na razie chętnych jest bardzo mało, a sądziłam, że skoro o niego pytacie, to jesteście zainteresowane...
A teraz już daję Wam spokój i nie zabieram cennego czasu :)
Miłego dnia <3

środa, 10 grudnia 2014

#136 Louis cz.4

                                                                       Louis cz.1
                                                                       Louis cz.2

                                                                       Louis cz.3



    - Cześć- usłyszałam ciepły, męski głos w słuchawce.
    - Hej- odparłam, zapinając ostatnie guziki mojego karmelowego płaszcza.
    - Co robisz?- spytał mężczyzna.
    - Właśnie idę do pracy- powiedziałam, przygryzając dolną wargę. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, schowałam kluczyki do torby i wyszłam na klatkę schodową.- A tak w ogóle, kto mówi?
    - Nie poznajesz mnie, skarbie?- mruknął uwodzicielsko.
    - Louis?- rozpoznałam go.- Już się za mną stęskniłeś?
    - Nawet, nie wiesz jak bardzo- stwierdził powoli.- Masz dzisiaj czas?- dopytywał.
    - Nie- rzuciłam i szybkim krokiem przeszłam przez przejście dla pieszych. Było już późne popołudnie. Słońce powoli chowało się za chmurami, a wokół panował niesamowity ruch. Po prostu świetnie. Zaraz się spóźnię.- Lou, przykro mi, ale muszę już kończyć. Jak tak dalej pójdzie, nie zdążę na czas do agencji- westchnęłam do słuchawki.
    - No to świetnie. Widzimy się za chwilę- oświadczył dumnie i rozłączył się.
    Szczerze mówiąc, nie nadążałam za jego tokiem myślenia. Czasami wydawał się taki tajemniczy. Sprawiał wrażenie niezwykle pociągającego, pewnego siebie dupka, ale to były tylko pozory. Przy bliższym poznaniu zyskiwał w moich oczach. Ten chłopak wciąż był dla mnie wielką niewiadomą, którą wcześniej czy później zamierzałam odkryć.
    Założyłam małe, białe słuchawki na uszy i przyspieszyłam trochę. Rick byłby na mnie naprawdę zły, gdybym spóźniła się na jedną z jego najważniejszych aukcji. Jak zawsze chciał, bym była jego 'wisienką na torcie', uwieńczeniem całej akcji. Nie powiem, schlebiało mi to, ale prawdę mówiąc, miałam już dosyć takiego życia. Chciałam zostawić je w tyle. Pragnęłam być taka jak inne, normalne dziewczyny w moim wieku, ale niestety nie mogłam. Mój ojczym. Ten pieprzony cwaniaczek, który mnie w to wrobił. Agh. W jednej chwili moje myśli zaczęły zbaczać na złą stronę.
    Zrobiłam głośniej muzykę. Założyłam kaptur na głowę i zaczęłam biec. Byłam już naprawdę bardzo blisko. Dzieliły mnie ostatnie metry od agencji, gdy usłyszałam głośne trąbienie. Tuż obok mnie przejechał czarny, lśniący wóz, który z piskiem opon zatrzymał się na poboczu. Przełknęłam głośniej ślinę. Poczułam się trochę dziwnie? To na mnie trąbiono? Przecież szłam grzecznie chodnikiem, a nie drogą!
    - [T.I]- doleciało do mnie. Zdjęłam z uszu słuchawki i zdezorientowana odwróciłam się na wszystkie strony. Ktoś mnie wołał? Zignorowałam to i wpatrując się w czubki moich czarnych czółenek, szłam dalej.
    - [T.I]- tym razem rozpoznałam ten głos. L o u i s.
    - Chcesz, żebym dostała przez ciebie zawału?- naskoczyłam na niego.
    - Nie- pokręcił głową.- Chcę, żebyś wsiadła ze mną do samochodu- rzucił szybko i ni stąd, ni zowąd, pojawił się przy mnie.- Nie daj się prosić dwa razy- mruknął nonszalancko i otworzył mi drzwi od strony pasażera.
    - Louis, dzisiaj naprawdę nie mogę- szepnęłam.- Mam pracę.
    - Jeżeli ci tak na tym zależy, to zapłacę za to. Mogę nawet wynająć Cię na tydzień- odpowiedział, a ja posmutniałam.
    - Nie chodzi mi o pieniądze. Po prostu wpakowałam się w to bagno i teraz muszę tam iść. Inaczej będę miała jeszcze większe problemy.
    - [T.I] nie chcę dla ciebie takiego życia. Jesteś za młoda i za śliczna na to- zatrzymał się na moment i ściągnął nerwowo brwi.- Jakoś nie mogę wyobrazić sobie jak robisz... To z jakimś starym dziadem. Dlatego proszę Cię, jedź ze mną. Mam już plan na dzisiejszy wieczór- odparł i czule się do mnie uśmiechnął.
    Następnie podszedł do mnie i po prostu przytulił. Ten zwykły, ludzki gest znaczył dla mnie naprawdę wiele. Potrzebowałam kogoś takiego jak on.
    - Praca prostytutki nie jest dla ciebie- kontynuował.- Nawet luksusowej- dodał, by rozładować napięcie.
    - Loueh, jesteś cudowny chłopakiem, ale chyba zasługujesz na kogoś lepszego ode mnie- stwierdziłam, odwracając od niego twarz.
    Nie mogłam tak dłużej. Nie potrafiłam patrzeć mu prosto w oczy. Żyliśmy w zupełnie innych światach. On w luksusowej willi, a ja w starym bloku. Poza tym moja przeszłość. Okropne dzieciństwo, śmierć matki, a na domiar złego zostałam wciągnięta w brudne interesy mojego ojczyma. Był na skraju bankructwa. Z dnia na dzień żyło nam się coraz gorzej. Ledwo łączyliśmy koniec z końcem i żeby poprawić 'naszą' sytuację, wciągnął mnie w ten chory świat ludzi, płacących za parę godzin seksu z nastolatką. Absurd, prawda? Niestety taka jest rzeczywistość.
    Poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Łzy bezradności i niemocy, które za wszelką cenę starały się wydostać na zewnątrz.
    - Kochanie, spójrz na mnie- poprosił brunet i delikatnie chwycił moją twarz w dłonie, tak że musiałam na niego spojrzeć.- Nie płacz- powiedział powoli, a parę sekund później jego pełne wargi napotkały na moje.
    Całował inaczej niż ostatnim razem. Był delikatniejszy. Mniej zaborczy. Nie spieszył się. Pojedynczymi ruchami muskał moje usta. Gładził mnie po policzku. Dopiero po chwili poczułam koniuszek jego języka, który prosił o pogłębienie pieszczoty. Wiedziałam, że nie mogę mu odmówić. W tej chwili był jedyną osobą, której na mi zależało. Takie bynajmniej odnosiłam wrażenie. Nasze języki toczyły ze sobą zażyłą walkę, gdy nagle zaczęło padać. Poczułam jak chłodne krople deszczu, spadają wprost na nasze rozgrzane twarze.
    -Cholerny deszcz- wyszeptał, opierając o siebie nasze czoła. Czułam jego ciepły oddech. Owiewał moje policzki, wywołując przyjemne dreszcze.- Teraz nie masz już wyjścia- zaśmiał się podstępnie i chwycił moją dłoń. Deszcz międzyczasie zmógł na sile, przerodził się w prawdziwą ulewę.
    Pozwoliłam mu się prowadzić. Przymknęłam na sekundę powieki i zaciągnęłam się chłodnym powietrzem. I tak byłam już spóźniona, więc co mi szkodzi?
    - W takim razie, gdzie mnie zabierasz?- spytałam, posyłając mu wdzięczny uśmiech.
    - Na zakupy- oświadczył dumnie i po raz kolejny otworzył przede mną drzwi.
    - Zakupy- powtórzyłam cicho pod nosem.- Chcesz mnie zabrać do sexshopu?
    - Myślałem raczej o normalnych sklepach, ale skoro chciałabyś zakupić parę gadżetów, to czemu nie? Jestem otwarty na tego typu propozycje, tym bardziej, że ostatnio nie...- specjalnie urwał w połowie zdania.
    - Nie kochaliśmy się- odparowałam i zapięłam pas.- Ale to ty nie chciałeś, a nie ja- wypomniałam.
    - W każdej chwili możemy nadrobić zaległości. Zawsze zastanawiałem się jak to jest uprawiać seks w przebieralni- wychrypiał seksownie i odpalił silnik.- No to na zakupy- zakomenderował.
    ~.~
    -Przymierzyłaś już coś?- zapytał, odchylając czarną, lekko połyskującą w świetle zasłonę.
    -Nie- krzyknęłam i odruchowo zasłoniłam bluzką stanik.
    -Może pomóc Ci się ubrać?- zaoferował z czarodziejskim uśmiechem na twarzy.- Już mi się nudzi siedzenie na tej pieprzonej sofie- żalił się.
    - Chyba poradzę sobie sama- wywróciłam zalotnie oczami i pokazałam mu obcisłą, czarno- siwą sukienkę z białym kołnierzykiem.- Co sądzisz o tej?
    - Jest okey- mruknął, spoglądając na mnie.- Nie masz tam czegoś bardziej seksownego?
    - Seksownego, czyli?
    - Jakiejś krótkiej, czerwonej sukienki, która podkreślałaby Twoje kobiece kształty- uściślił, wchodząc do przebieralni.
    - Wiesz, że może przebywać tu tylko jedna osoba- wskazałam mu na niewielki regulamin, który został przyklejony do lustra.
    - Nie obchodzą mnie jakieś głupie zasady- zamruczał tuż przy moim uchu.- Teraz obchodzisz mnie tylko Ty- odparł, przypierając mnie do ściany i podwijając spódniczkę w kratę.
    - Loueh- szepnęłam.- Nie jesteśmy tu sami.
    -Ciiii- uciszył mnie i skradł namiętnego całusa.
    Jego ręce zaczęły wodzić po moim ciele, szybko pozbawiając mnie ubrań. Stałam przed nim w samej bieliźnie i mimo wszystko odczuwałam lekkie skrępowanie. Moje ciało nie należało do idealnych. Daleko mi było do tych wszystkich ładnych dziewczyn z modnych okładek czasopism dla młodzieży i dorosłych. Ale w tej chwili nie liczył się mój wygląd. W końcu ten chłopak i tak widział mnie nagą- pomyślałam i mimowolnie, jęknęłam w jego usta. Było mi tak cholernie dobrze, gdy miałam go tuż przy sobie.
    W pewnym momencie Tomlinson oparł swoje ręce po obu stronach mojej głowy. Przyglądał mi się. Jego niebieskie tęczówki hipnotyzowały, sprawiały, że tonęłam w nich, z każdym jego na pozór niewinnym spojrzeniem. Jego oczy. Widziałam w nich rosnące z każdą sekundą podniecenie i co najgorsza pożądanie, z którym walczył. Jego usta po raz kolejny zetknęły się z moją skórą, wywołując na niej przyjemną gęsią skórkę. Pokonywał nimi kolejne centymetry mojej szyi. W końcu i ja nie pozostałam mu dłużna. Wplotłam swoje palce w jego zmierzwioną czuprynę. Prześlizgiwałam dłonią pojedyncze kosmyki jego brązowych włosów. Słyszałam jak nasze serca przyspieszają, jak z każdą sekundą biją mocniej, tak jakby za chwilę miały wyskoczyć z naszych ciał.
    Zachowywaliśmy się jak spragniona sobą para kochanków, która za wszelką cenę stara się ukryć przed całym Bożym światem swoje istnienie. Louis czule musnął moje usta, a następnie wpił się w nie z większą brutalnością. Pieścił mój język, od czasu do czasu przygryzając moją dolną wargę. Jego dłonie wciąż sunęły coraz niżej, aż w końcu zacisnęły się na moich pośladkach, wywołując u mnie przeciągłe jęknięcie. Wiedziałam, że podoba mu się taki obrót sytuacji, zastanawiało mnie tylko jak daleko może się posunąć w miejscu publicznym. Seks w przebieralni? To brzmiało odrażająco!
    W pewnej chwili poczułam jego zwinne palce, które zaczęły bawić się gumką moich czarnych majtek.
    - Louis- wyszeptałam, starając się unormować oddech.- Musimy przestać- wydyszałam pomiędzy kolejnymi pocałunkami.
    - Jeszcze chwila- oznajmił zadziornie i wsunął we mnie dwa palce, kompletnie mnie tym zaskakując.
                                                                                                                     MissPotatoe

I co sądzicie o kolejnej części Louisa? Chyba nie jesteście złe,  że to nie imagin z Niallem i Zaynem? Stwierdziłam, że już najwyższy czas by opublikować kolejną część :) Domyślacie się, co wydarzy się dalej? Jak potoczy się akcja w przebieralni? Piszcie, motywujcie!!!
Nie zapominajcie również o naszym świątecznym konkursie :*
co najmniej 25 komentarzy= nowy imagin!!!!

piątek, 5 grudnia 2014

NIESPODZIANKA


***KONKURS***KONKURS***KONKURS***KONKURS***KONKURS***KONKURS***
Witajcie kochani!!!
Tak jak w tamtym roku, postanowiłyśmy urządzić mały imaginowy konkurs z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia :)
A oto główne zasady:
- Aby wziąć udział w naszym konkursie należy napisać imagina o tematyce: świątecznej/ zimowej/ sylwestrowej. Pamiętajcie im bardziej oryginalne pomysły, tym lepiej! Liczymy na Waszą kreatywność i zaangażowanie ;)
- Prace należy wysyłać pod email: kicia9991@buziaczek.pl  lub forever_directioners@op.pl
- Tak jak zawsze wybierzemy 3 najlepsze prace, które opublikujemy na blogu!
- Imaginy należy wysyłać do 19 grudnia!!!
Mamy nadzieję, że jesteście zadowolone z konkursu, wiem że część z Was pytała się o niego wcześniej :)
Tradycyjnie, jeżeli macie jakieś pytania, piszcie pod postem :)
Liczymy na Was!

Foreverdirectioner & MissPotatoe

PS Udanych mikołajek!!!

czwartek, 4 grudnia 2014

#135 Harry cz.6


-O Boże! Może mi ktoś powiedzieć co ja wczoraj robiłam?-spytała z wyrzutami Rosamond wychodząc z łazienki.
-Nie chciałabyś wiedzieć.-zażartowałam.-Musimy tam po nią wrócić.
-Nie wierzę, że naprawdę ją znaleźliście.-kręciła głową Madeline.
-Też w to wątpię. Czy to nie był sen?-spytała z nadzieją brunetka.
Przygryzłam wargę i zamknęłam oczy. Moja głowa pulsowała od bólu. W duchu pytałam się za jakie grzechy mnie to spotyka. Lubiłam użalać się nad sobą, ale denerwowało mnie kiedy robili to inni. Potarłam zimną dłonią skronie.
-Chodźmy już.-zarządziła Madeline- Jest za dziesięć ósma. Jestem głodna i mam ochotę zjeść wszystko co tylko mi podadzą na stołówce.
-Jak zwykle-stwierdziła bez przekonania Rose.
Udałyśmy się na dół. Większość stolików była już zajęta. Nałożyłyśmy sobie na talerze solidne porcję jedzenia. Rozejrzałam się w celu znalezienia sobie miejsca. Odetchnęłam z ulgą gdy nie zauważyłam nigdzie Nialla. Przynajmniej jeden problem z głowy. Rose już zajęła miejsce przywołując mnie gestem dłoni. Ruszyłam w tamtym kierunku, a moim śladem poszła Mad. Usiadłyśmy przy pięcioosobowym, okrągłym stole. Zawsze siadałyśmy gdzie indziej. Rose stwierdziła, że tak będzie śmiesznie. Lubiła wszystkich denerwować, a to była świetna okazja, żeby rozwścieczyć osoby, które zawsze starały się siadać w tym samym miejscu. Spojrzałam na swoje tosty i w jednym momencie odechciało mi się jeść. Pomyślałam o Ariadnie. A może ona teraz umiera z głodu? Skrzywiłam się. To było głupie. Gdy podniosłam wzrok żołądek ścisnął mi się jeszcze bardziej. Do stołówki wchodziło właśnie trzech chłopców. A wolnych miejsc przy naszym stoliku było dwa. Szybko spuściłam wzrok na talerz. Nie zamierzam się mieszać w ich kłótnie. O wiele łatwiej było udawać, że nic nie zauważyłam. Dłubałam widelcem w pachnącej jajecznicy. Dwa krzesełka się odsunęły. Niepewnie podniosłam wzrok na naszych nowych sąsiadów. Jak mogłam się domyślić Harry i Louis. Ten drugi przywitał się namiętnym pocałunkiem z moją przyjaciółką, co spotkało się z groźnym spojrzeniem dyżurującego nauczyciela. Rozejrzałam się w celu znalezienia blond czupryny. To nie był dobry pomysł, bo gdy nasze oczy się spotkały zauważyłam jak bardzo jest smutny. Pieprzony tydzień się jeszcze nie skończył a ja mu coś obiecałam. Odsuwałam się z miejsca żeby dołączyć do niego kiedy zatrzymała mnie czyjaś ciepła i duża dłoń. Harry. Wydawał się wypoczęty a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Poczułam palące rumieńce na policzkach. Wspomniałam wczorajszą sytuację, a moje serce natychmiast zaczęło szybciej bić. Ile ja bym dała, żeby moje reakcje na niego tak nie wyglądały. Ostatecznie uznając jednak za słuszniejsze spotkanie się z Niallem podniosłam się z krzesła. Nie dane mi było jednak wykonać jeszcze jakikolwiek inny ruch. Przy naszym stoliku pojawiła się dyrektorka. Suchym i wypranym z emocji tonem oświadczyła:
-Wszyscy do mojego gabinetu.
Wyczułam w jej głosie jednak niekwestionowaną złość. Mad zaczęły trząść się ręce. Nigdy nie była wzywana do dyrektora.
-Spokojnie Maddie- tym razem kobieta była irytująco miła.-Wszyscy oprócz ciebie.
Cała nasza czwórka posłała sobie niezrozumiałe spojrzenia. Wstaliśmy od stolika i ruszyliśmy za panią Daugherty, która zdążyła zniknąć za korytarzem.
Usiedliśmy na drewnianych krzesłach od których biło chłodem. Siedzieliśmy spięci tylko Harry wyglądał na wyluzowanego. Pokusił się nawet o to, że oparł rękę o krzesło Louisa. Dyrektorka obdarzyła nas zimnym wzrokiem, a ja już wiedziałam o co chodzi.
-Mogę wiedzieć, czemu wczoraj złamaliście co najmniej dwie obowiązujące w naszej szkole zasady?
Spuściliśmy wzrok. Zaczęłam bawić się rąbkiem swojej bluzki. Wiedziałam, że tak będzie.
-Nie zastosowaliście się do nakazu. Zignorowaliście mój zakaz dotyczący opuszczania pokoju. Dodatkowo posiadaliście i zażywaliście alkohol na terenie szkoły. Co macie na swoje usprawiedliwienie?
-Znaleźliśmy w piwnicy Ariadne- cicho przyznałam. Moje słowa wyraźnie zaskoczyły Harrego, który spojrzał na mnie spod ściągniętych brwi.
-Wiem. Zdołała się uwolnić i jeszcze dziś opuści szkołę.-odetchnęłam z ulgą. Chociaż Ariadna była zołzą, to jednak trochę mnie przeraziło jej zniknięcie.
-Ale to nie znaczy, że wam się upiecze.-stwierdziła swoim formalnym tonem, a pomyśleć, że czasami potrafi być równą babką.-Za karę posprzątacie dziś cały internat.-Wskazała na mnie i Rose.
-A wy.-skinęła głową na Louisa i Harrego.-skosicie i pozgrabiacie trawę.
-Ale...-zaczął sfrustrowany Styles.
-Koniec dyskusji. Radzę się wam zabrać do roboty, bo pracy jest naprawdę sporo, a jeżeli chcecie mieć jeszcze chwilę dla siebie to się pospieszcie.
Loczek chciał jeszcze coś powiedzieć, ale kobieta niemal siłą wypchnęła nas z gabinetu, odsyłając w ręce woźnych.
Chłopcy poszli za jednym z nich do parku okalającego szkołę. A ja i Rose udałyśmy się za ponurym facetem w stronę pomieszczenia dla pracowników.
-Zniszczę sobie paznokcie.-jęknęła Rose spoglądając na wiadro z wodą i mop.
-A pomyśleć, że to wszystko to twój pomysł.-syknęłam w jej kierunku.
Obdarzyła mnie żałosnym spojrzeniem. Otworzyłam okno, bo z nadmiaru emocji i obowiązków musiałam choć chwilę odetchnąć świeżym powietrzem. Na dole przy wejściu do internatu stał Harry i Louis. Ten pierwszy gestykulował rękami i krzyczał:
-Ja nigdzie z wami nie chodziłem. Przyrzekam. Nie byłem w żadnej piwnicy, w życiu nie widziałem na oczy żadnej Ariadny McCartney!
-Hazz, wrzuć na luz.-przekonywał go Lou.-Korona ci z głowy nie spadnie jak skosisz trochę trawy. Po co zaprzeczać, skoro mają wszystko nagrane?
-Ale mnie tam nie było.-spokojnie odrzekł Styles.
-Tak a ja jestem święty Louis z Doncaster.-zaśmiał się Tomlinson, ale na ustach Stylesa nie pojawił się nawet cień uśmiechu.
Wciągnęłam powietrze.
-On jest żałosny. -pokręciłam głową.-po co wykręcać się od czegoś co zostało nam udowodnione?
Rose mnie nie słuchała tylko machała Louisowi na pożegnanie jakby mieli się już nigdy nie zobaczyć. O mało nie wypadła z okna. Jej głupie miny i całusy na odległość przerwało skrzypnięcie drzwi. Odwróciłam się na pięcie i ujrzałam świetnie wystylizowaną Ariadne, która dumnie kroczyła przez korytarz w swoich najwyższych szpilkach ciągnąc za sobą walizkę. Gdy spostrzegła mnie i Rosamond zatrzymała się. Rzuciła nam gniewne spojrzenie i wysyczała z nieukrywanym żalem w głosie:
-Zostawiliście mnie.-zmrużyła oczy.-Nigdy wam tego nie wybaczę!
-Jakby mi na tym zależało-szepnęła moja przyjaciółka.
-Wyjeżdżasz?-wysiliłam się na uprzejmy ton.
-Tak. I moja noga już nigdy nie postanie w tej nawiedzonej szkole.-uniosła głowę i odeszła.
Rose nie mogła się już powstrzymać i wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Nawiedzona? To ona zachowuje się jak jakaś wiedźma.-prychnęła brunetka.
-Koniec gadania, bierzcie się do roboty.-krzyknął w naszym kierunku zbliżający się pracownik szkoły.
Spostrzegłam kwaśną minę przyjaciółki i ucieszyłam się, że sama nie muszę przeżywać tej niedoli. Obiegłam spojrzeniem korytarz. W szkole uczniowie starali się utrzymywać jeszcze należyty porządek, ale tutaj zachowywali się jak świnie...
*** Kilka godzin później
-Umieram -jęknęła Rose leżąca obok mnie na podłodze.-Pamiętaj że byłaś mi bliska i powiedz Louisowi, że go kocham.
-Przykro mi, ale nie dożyje dnia, w którym przyjdzie mi się z nim spotkać. Czuję jak uchodzi ze mnie życie.-narzekałam.
Obie zaczęłyśmy cicho chichotać, ale szybko i ta czynność okazała się zbyt męcząca. Umycie wszystkich podłóg na korytarzu w całym internacie to nie lada wyczyn. Siedziałyśmy tak na podłodze od kilku dobrych minut użalając się nad swoim losem. Wtedy zobaczyłyśmy zmierzającego w naszym kierunku Lou.
-Idziecie?-spytał zadowolony. Jak on może mieć jeszcze w sobie jakąkolwiek energię?
-Przykro mi Lou, ale umieramy.-odrzekłam zamykając oczy.
-Jak chcecie.-wydawał się wcale tym nie poruszony-ale dziś na obiad jest lasagne.
-Chyba jakoś przeżyje ten posiłek.-stwierdziła nagle Rose i podskoczyła, chwilę potem uwieszając się u szyi chłopaka.
-Harry nadal jest taki zbulwersowany?-spytałam zaintrygowana.
-Jest maksymalnie wkurwiony i ciągle twierdzi, że to nie on.-Tomlinson wykonał dziwną minę.-Rosamond błagam cię. Też jestem zmęczony.-powiedział przepraszającym tonem Lou, odpychając od siebie dziewczynę.
-To tak?-zapytała z wyrzutami-jeżeli nie zaniesiesz mnie do jadalni to z tobą zrywam!
-To my jesteśmy razem?-ściągnął brwi wyraźnie zaskoczony chłopak.
Brunetka szeroko otwarła oczy, a jej usta ułożyły się w literę o. Starała się coś powiedzieć, co chwila poruszając ustami, ale nie wydobył się z nich żaden głos. Spojrzała na niego zła i wreszcie syknęła:
-Dupek.
I niemal biegiem ruszyła korytarzem zostawiając nas w tyle. Zdezorientowany Louis jeszcze chwilę stał bez ruchu, by po chwili biegnąc za nią przepraszać. Gdy był już tuż tuż złapał ją jednym zwinnym ruchem i dalej niósł dumnie całując w czoło i coś cicho szepcząc do ucha. Moment później dziewczyna się zaśmiała i czule połączyła ich usta w pocałunku. Ruszyłam w ich kierunku, kiedy zaczęło burczeć mi w brzuchu. Zdałam sobie sprawę, że nic dziś nie jadłam.
-O Harry-uśmiechnęłam się sztucznie na widok chłopaka-nadal będziesz się upierał, że nie jesteś winny?
Zabrzmiało to sarkastycznie. Właściwie tak to miało zabrzmieć.
-Jestem niewinny.-syknął przez zaciśnięte zęby.-Nigdzie z wami nie byłem. Po wyjściu od was udałem się prosto do siebie i zasnąłem. Możesz zapytać Nialla.
Zauważyłam, że jest poważny a przy każdym słowie jego pięści zaciskały się coraz bardziej.
-Harry! Kogo ty chcesz nabrać? Byłeś tam ze mną, z Lou i z Rose. Co z tobą nie tak? Uderzyłeś się w głowę, że nic nie pamiętasz?
Nie wiem co bardziej mnie denerwowało, to że za wszelką cenę chce dowieść swojej niewinności, czy to, że udaje, że nie pamięta. A to wywarło na mnie duże wrażenie. Z jednej strony poczułam ulgę. Nie będzie mnie dręczył i będę miała spokój. Z drugiej jednak poczułam ukłucie w sercu. Było mi jednocześnie przykro. Ani razu nie wspomniał o naszym pocałunku.
Chłopak zauważył, że mu nie wierzę.
-[T.I], mnie naprawdę tam z wami nie było. Mogę ci przyrzec! Czuję się beznadziejnie bezsilny bo nikt mi nie ufa. Odkąd pamiętam zawsze wina spada na mnie! Myślisz, że zabiłem tego chłopaka?-spytał z wyrzutami-Zadałem mu trzy ciosy. Mógł mieć co najwyżej złamany nos. Nie mógł umrzeć. Ktoś chyba bardzo mnie nie lubi.-dodał i odszedł.
W jego głosie brzmiała szczerość. Ale to co mówił było niedorzeczne. Jak to możliwe, że ma tyle odmiennych twarzy? Pomyślałam, że może ma jakieś rozdwojenie jaźni. Takie rzeczy zdarzają się tylko na filmach... ale to miałoby sens.
Foreverdirectioners
Witajcie kochane! :*
Dziś dla Was kolejna część Hazzy ;* Jak się podoba? Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że musicie jeszcze troszkę poczekać na imagina MissPotatoe- Niall&Zayn ;)
A co do tego u góry... co sądzicie o Stylesie? Mówi prawdę czy kłamie? Czemu zaprzecza zarzucanym mu czynom? :P Jestem ciekawa waszych pomysłów :*
No i jeszcze na koniec: Czujecie już nadchodzące święta? :* Ja już zaczynam się wczuwać <3 I może trochę spóźnione pytanie, ale jakie są Wasze ulubione piosenki z Four? :*
Pozdrawiam wszystkich ♥
co najmniej 25 komentarzy= nowy imagin!!!